Prawda, która rani serca


Andrzej Koraszewski 2015-05-01


To było dawno, tak dawno, że już nikt tego nie pamięta – amerykański Departament Stanu przepraszał za słowa burmistrza Nowego Jorku, które były w najwyższym stopniu obraźliwe dla Hitlera. Tłumaczono, że burmistrza chroni konstytucja i wolność słowa, ale amerykański rząd odcina się od takich wybryków.

Żyjemy w innych czasach, dziś wszyscy potępiają barbarzyństwo nazizmu i wszystko co jest do niego zbliżone. Czy obrońca praw człowieka mógłby dziś być sympatykiem nazizmu? A jeśli tak, to czy o tym wie, czy może robi to zupełnie nieświadomie? Może robi to w głębokim przekonaniu, że naprawdę broni praw człowieka?


Nie ma Hitlera, popełnił samobójstwo. Nie ma również Eichmanna, o którym Hannah Arendt sądziła, że był tylko wykonawcą rozkazów. Banalność zła? To nie jest cała prawda, to nawet nie jest pół prawdy. Morale morderców było wysokie. Walczyli o prawa człowieka. Trupie czaszki na czapkach informowały o dążeniu do lepszej przyszłości  Nienawiść do Żydów była tu szczególnie istotna. Nie dlatego, że Żydzi byli jakąś potęgą militarną. Zgoła przeciwnie, symbolizowali słabość. Byli symbolem zła pozwalającym usprawiedliwić każdą podłość. Byli usprawiedliwieniem zabijania jako takiego. Zabijania Cyganów, Murzynów, Słowian i innych podludzi, w imię lepszej ludzkości i lepszej przyszłości. Antysemityzm był centralnym filarem idei rasy panów.


Żyjemy w innych czasach, w czasach walki o prawa człowieka. Trzęsienie ziemi w Nepalu zdenerwowało szefa organizacji broniącej praw człowieka. Tysiące śmiertelnych ofiar nie poruszyło go tak, jak informacja o akcji humanitarnej Izraela. W odruchu moralnego oburzenia napisał natychmiast na twitterze


[Łatwiej zajmować się humanitarną katastrofą na krańcach świata niż bliską, spowodowaną przez Izrael. Przerwać blokadę Gazy.]
[Łatwiej zajmować się humanitarną katastrofą na krańcach świata niż bliską, spowodowaną przez Izrael. Przerwać blokadę Gazy.]

Założyciel HRW, Robert L. Bernstein oskarżył kierownictwo tej organizacji o rażące błędy metodologiczne, nadmierne zaufanie do niepotwierdzonych relacji świadków i stronniczość. Ostatecznie Bernstein odciął się od założonej przez siebie organizacji, dając do zrozumienia, że została ona porwana przez ludzi nie całkiem uczciwych. Inni krytycy idą dalej, pokazując czarno na białym, że Kenneth Roth i jego towarzysze świadomie i z premedytacją tuszują zbrodnie Hamasu i wypaczają obraz konfliktu.


Oczywiście ten obrońca praw człowieka nie przyznaje otwarcie, że jest sympatykiem Hamasu. Przeciwnie, gorąco temu zaprzecza, twierdząc, że przecież jego organizacja tu i ówdzie o naruszeniach praw człowieka przez Hamas wspomina.  


Diabeł ukrywa się w szczegółach, czasem pokazując swoje prawdziwe oblicze w tweetach.


Kenneth Roth nie jest jedynym obrońcą praw człowieka, który czuje odrazę do pokazywania faktów mogących rzucić złe światło na organizacje terrorystyczne, czy na jego osobiste sympatie. Jak powszechne są te właśnie sympatie? 27 kwietnia 2015 roku na berlińskim stadionie odbył się mecz piłki nożnej. Jedną z drużyn była drużyna Izraela. Niemiecka policja wpadła na trybuny, żądając od kibiców schowania izraelskich flag. Samo żądanie było bardziej znajome: „żadnych żydowskich flag”. Niemiecka policja przeprosiła, nic się nie stało. W Polsce sprawy nie zauważono, byliśmy zajęci potępianiem szefa FBI, za jego stwierdzenie, iż za Holocaust odpowiedzialni są nie tylko niemieccy naziści.                      


Prezydent Obama zapewnia nas, że rząd Islamskiej Republiki Iranu jest wiarygodnym partnerem rozmów pokojowych, reaguje bardzo gniewnie na wszelkie informacje o zbrodniach tego rządu. Przemilczał słowa irańskiego dowódcy Basidż, Mohammada  Rezy Nakdiego, że zniszczenie Izraela jest sprawą nie podlegającą negocjacjom. Zapewniał również Izrael, że może ufać w dobre intencje prezydenta Abbasa, jak również, że islamski terroryzm nie ma nic wspólnego z islamem.


Prezydent Obama nie jest osamotniony w swojej głębokiej niechęci do pokazywania prawdy. Ci, którzy nie zgadzają się na zakłamany obraz rzeczywistości, są na cenzurowanym. Czy polityczny islam jest nowym, z dnia na dzień silniejszym totalitaryzmem?


Mój amerykański przyjaciel jest zaniepokojony, od zawsze niechętnie traktował Fox News, ale tylko Fox News odważa się organizować wywiady z Ayaan Hirsi Ali. Czego boją się „przyzwoite” media, co im przeszkadza w świadectwie byłej muzułmanki? Skąd ta głęboka niechęć granicząca z odrazą?


Wzrost antysemityzmu idzie w parze z tendencją do ukrywania prawdy o totalitarnych tendencjach politycznego islamu. 


W dyskusji o zasadności zaproszenia przedstawiciela Ligi Muzułmańskiej do Muzeum Historii Żydów Polskich sympatyczny internauta gniewał się na mnie za samo użycie pojęcia „polityczny islam”. To pojęcie jest silnie obecne w tekstach muzułmańskich dysydentów.


Terror politycznego islamu uderza w pierwszym rzędzie w społeczeństwa muzułmańskie.  Terrorystyczne bojówki mają przede wszystkim zastraszyć własne społeczeństwa. Ostatecznie około dziewięćdziesiąt procent ofiar islamistycznego terroru to muzułmanie, reszta to głównie mieszkający w krajach islamskich chrześcijanie, hindusi, jazydzi, bahajowie i inne mniejszości religijne (nie Żydzi, bo z Żydów kraje te zostały już dawno oczyszczone). Mieszkańcy Zachodu stanowią drobny ułamek ofiar tego terroryzmu. Polityczny islam jest również jednym z głównych powodów tego, że Zachód doświadcza niesłychanej fali imigrantów z islamskiego świata.


Ta fala imigracji jest również dość osobliwa, towarzyszą jej misjonarze politycznego islamu głoszący doktryny radykalnie sprzeczne z ideą wielokulturowości. Muzułmanie są również terroryzowani na Zachodzie, a wiele rządów zachodnich, uznając organizacje popierające  terrorystów jako prawowiernych reprezentantów muzułmańskich społeczności, efektywnie wspiera nie tylko zastraszanie muzułmanów przez muzułmanów, ale i radykalizację społeczności muzułmańskich na Zachodzie.


Denuncjowanie tych organizacji jest nieodmiennie uznawane za mowę nienawiści, w obronie tolerancji pojawia się coraz wyższa fala tolerancji dla nietolerancji. W szeregach bojowników o tolerancję dla nietolerancji widzimy coraz więcej postaci takich jak Kenneth Roth, słabo skrywających swoją nienawiść do Izraela i swoją solidarność z wszystkimi, którzy dążą do  jego zniszczenia. Szczególnie znienawidzonymi wrogami są ci, którzy pokazują fakty o nowych ruchach totalitarnych. Mamy tu zarówno instytucje takie jak MEMRI, instytuty badawcze, stowarzyszenia muzułmańskich dysydentów, wybitnych intelektualistów z muzułmańskiego świata, jak i ludzi próbujących osłabić efekty zmasowanej kampanii na rzecz tolerancji dla nietolerancji.


Robert Spencer, urodzony w 1962 roku w rodzinie pochodzących z dzisiejszej Turcji chrześcijan arabskich, autor dwudziestu książek, prowadzi stronę internetową „Jihad Watch”. Spencer jest oskarżany o „wrogość wobec islamu”. Nie o fałszowanie faktów, nie pamiętam informacji dokumentującej, że podał jakieś fakty sprzeczne z prawdą,  jego winą jest informowanie o faktach, o których świat nie chce wiedzieć. To był również powód zakazu wjazdu do Wielkiej Brytanii w czerwcu 2013 roku. Razem z nim, w Londynie na lotnisku zatrzymana została również Pamela Geller, amerykańska dziennikarka, która od lat pokazuje jak popierające terroryzm organizacje islamistyczne zyskują coraz szerszą platformę w Stanach Zjednoczonych. Pamela Geller przedstawiana jest jako prawicowa ekstremistka, bigotka, islamofobka. Ona sama mówi, że przeciwstawia się politycznemu islamowi. Jej zdaniem zagrożeniem dla Ameryki i Zachodu jest islamski totalitaryzm.


Podczas gdy lewicę można zasadnie oskarżyć nie tylko o przemilczanie faktów, ale również o fałszowanie rzeczywistości, ludzie tacy jak Robert Spencer i Pamela Geller oskarżani są o mowę nienawiści przez sam fakt prezentacji faktów, którym w gruncie rzeczy się nie zaprzecza.


Najnowszy skandal wokół Pameli Geller i Roberta Spencera dotyczy akcji płatnych ogłoszeń na nowojorskich autobusach. Treść ogłoszenia jest cytatem z wideo Hamasu: „Zabijanie Żydów jest naszą modlitwą, która przybliża nas do Allaha”.  Obok cytatu jest zdjęcie zamaskowanego bojownika Hamasu, a poniżej pytanie: To jest jego dżihad, a jaki jest twój?



Przedsiębiorstwo komunikacyjne odmówiło przyjęcia tej reklamy, ale sąd nakazał jej zaakceptowanie.  Zdaniem gazety „New York Daily News” ta reklama obraża muzułmanów i może podżegać do przemocy, a co więcej, jest, jak twierdzi gazeta, „bełkotem nienawiści”.


Gazeta nie twierdzi, że cytat z wideo jest sfałszowany, czy że w ogóle nie ma takiego wideo, dziennikarze wiedzą, że to prawda, a co więcej, że to hasło i podobne hasła są stałym elementem masowej propagandy Hamasu, nauczania w meczetach i w szkołach. Te hasła ich nie obrażają. Obraża ich „mowa nienawiści” przez pokazywanie tego, o czym oni wolą milczeć.


Dlaczego pokazywanie faktów jest tak bolesne? Dlaczego świat opiniotwórczych mediów nie chce wiedzieć, dlaczego jest, obiektywnie rzecz biorąc, w sojuszu z nowym totalitaryzmem?


Nie ma na to pytanie rozsądnej odpowiedzi wyjaśniającej, jest odpowiedź praktyczna, odwieczna, którą tyle razy powtarzał Władysław Bartoszewski: warto być uczciwym.


Tymczasem każdego dnia napływają informacje o rosnącej fali sympatii do nazizmu. W poniedziałek, 27 kwietnia 2015 francuskie media donosiły o imprezie studentów w Tunezji, którzy dumnie wywiesili transparent z podobizną Hitlera i wezwaniem do poparcia ISIS. Takich imprez jest z każdym dniem więcej. Islamscy ekstremiści stanowią niewielki margines społeczeństw, w których dominuje islam. Coraz lepiej uzbrojony margines, dysponujący coraz większą władzą, zyskujący coraz większe poparcie coraz potężniejszych kręgów na Zachodzie.