Hołd muzułmanina dla syjonistycznego tworu


Zakaria Fellah 2015-04-24


Do niedawna jeden naród i jego obywatele nie byli nawet nazywani, ponieważ dla większości Arabów po prostu nie istnieli. Było to jedno z wielu anachronicznych tabu panujących w mojej części świata… Milionom Arabów nie wolno było publicznie przyznać istnienia tej dalekiej, tajemniczej i zbyt wiele razy obiecywanej ziemi. Arabowie nazywali ten kraj “Tworem syjonistycznym!” Odwiecznym wrogiem, ziemią, gdzie panowało Zło i która ciemiężyła naszych „palestyńskich braci”.


Czy algierskie dzieci w szkołach były tak krnąbrne, że zasługiwały na te straszliwe opowieści? Nasi nauczyciele w szkole podstawowej, w większości członkowie lub sympatycy egipskiego, syryjskiego lub palestyńskiego Bractwa Muzułmańskiego, wierzyli w to i narzucali nam nienawiść do „syjonistów”, ponieważ „syjoniści” nie byli istotami ludzkimi, ale dzikimi bestiami, których los w ostatecznym rachunku przypieczętuje Allah…


Dorosłem, studiowałem na najlepszych uniwersytetach za granicą, nauczyłem się różnych języków, dużo podróżowałem i stałem się dorosłym człowiekiem… z otwartym umysłem.


Jednak “twór syjonistyczny” pozostawał dla mnie tajemnicą… Od czasu do czasu zdarzały się okazje, kiedy rozpoznawałem język “syjonistów”. Gapiłem się na nich z ciekawością i zdumieniem… Czy nie byli to ci źli ludzie, którzy ukradli ziemię naszych braci?


Muszę się przyznać do rozczarowania, kiedy spotkałem mojego pierwszego “syjonistę”. Nie różnił się ode mnie. Wyglądał całkiem po ludzku: głowa, dwie ręce, dwie nogi… Niczego podejrzanego. I nie miał nawet noża w zębach. Dziwne… Bractwo Muzułmańskie w szkole podstawowej uczyło mnie czegoś innego…


Wkrótce dowiedziałem się, że wielu tych “syjonistów” mówiło tym samym dialektem arabskim co ja. Wielu znało mój kraj lepiej ode mnie i opowiadało historie o swoich przodkach, którzy żyli tam, zanim w ogóle ujrzałem światło dzienne… Urodziłem się w Konstantynie, miejscu, w którym przez setki lat była największa w Algierii społeczność żydowska…


To nie był koniec moich niespodzianek. Ci „syjoniści” zaczęli wyglądać w moich oczach dokładnie tak jak ja. Musiała to być jakaś sztuczka.


Pomyślałem, że jedynym sposobem zdemaskowania ich jest odwiedzenie “tworu syjonistycznego” i zbadanie ich kryjówki…


W 2006 r. wsiadłem w Nowym Jorku do samolotu El Al. Kierunek: Tel Awiw.


Samolot pełen był “syjonistów”. Byłem nerwowy, nie mogłem się odprężyć. Co stałoby się ze mną, gdyby to oni, znaczy „syjoniści”, zdemaskowali mnie? W końcu, byłem prawdopodobnie jedynym muzułmaninem, Arabem, właścicielem „prawdy ostatecznego objawienia”, podróżującym incognito do zakazanego świata.


Ulżyło mi, kiedy samolot wylądował na lotnisku w Tel Awiwie, nazwanym imieniem ich pierwszego przywódcy, Davida Ben-Guriona… Wiedziałem, że w latach 1940. Arabowie przeżyli ciężkie czasy z jego powodu.


W drodze do Jerozolimy połykałem oczyma wszystko, co się przede mną przesuwało: krajobraz, taki podobny do mojej rodzinnej Algierii, ludzki gwar …


Autostrada była znakomita. Jazda nie trwała dłużej niż godzinę. I teraz byłem tutaj, w Jerozolimie, ze wszystkich miejsc na świecie… Miasto trzech religii monoteistycznych. Żadne słowa nie oddadzą emocji, jakie odczuwałem oddychając powietrzem Jerozolimy.


Jak dotąd, wszystko dobrze…


Spędziłem cały tydzień w kraju “syjonistów”… Odwiedziłem wszystko możliwe w Jerozolimie: Ścianę Zachodnią, Wzgórze Świątynne, Bazylikę Grobu Świętego. Całe miasto było otwartą książką sprzed 5 tysięcy lat…


Pojechałem do Cezarei Heroda Wielkiego i jadłem na pikniku patrząc na niebieskie Morze Śródziemne i ruiny rzymskie; odwiedziłem galerie sztuki w Tel Awiwie i polubiłem beztroską lokalną scenerię artystyczną; jadłem świeże ryby św. Piotra w Tyberiadzie nad Jeziorem Galilejskim; upiłem się czerwonym winem z Golanu; cały się zabłociłem w Morzu Martwym; podziwiałem pustynię Judejską z Masady; jadłem obiad w kibucu… Odwiedziłem także Nazaret, miasto Chrystusa i uważnie wysłuchałem komunistycznego burmistrza, Araba, który potępiał „okupację”. Zapytałem go, czy chętnie przeniesie się do przyszłego państwa palestyńskiego… Nie odpowiedział mi. Ale mogę odgadnąć odpowiedź.


Możecie jednak zapytać: a co z moim pierwotnym celem podróży? Zdemaskowanie „syjonistów”, pamiętacie?


A tak, oni!!!


Nie nazywam ich już “syjonistami”. Nigdy nie byli dla mnie „syjonistami”.


Są przede wszystkim ludźmi. Pracowali ciężko i walczyli w pięciu wojnach, żeby uczynić swój “twór” samowystarczalnym i niezmiernie produktywnym. Kiedy człowiek przezwycięża przeciwności, kiedy pustynia nie jest już przeszkodą dla obfitości, kiedy można mieć banany rosnące w kibucu nad Morzem Martwym, nazywam to cudem zamienionym w rzeczywistość, bo postęp ludzki jest w naszym zasięgu.


“Syjoniści” nazywają siebie Izraelczykami. Są dumni ze swojego kraju. I słusznie…


Jestem dumny, że mogę ich zaliczyć do moich przyjaciół. I nie wstydzę się powiedzieć, że mam ogromny podziw dla ich osiągnięć. Bardzo jednak żałuję jednej rzeczy: my, Arabowie, nie poszliśmy tą samą drogą postępu, ludzkiego wysiłku i nowoczesności, jaką poszli nasi kuzyni. Zamiast tego woleliśmy drogę urojeń i nihilistycznych ideologii, które doprowadziły do rozkładu, wycofania się, nietolerancji i zaprzeczania nie tylko rzeczywistości Izraela, ale także naszej.


Za nasze nieszczęścia i porażki obwiniamy resztę świata, a przede wszystkim Izrael. Zamiast nauczyć się z naszych niepowodzeń, odwróciliśmy się plecami do cywilizacji przez posianie gruntu nowym prorokom islamofaszystowskiej Al-Kaidy, Państwa Islamskiego, Boko Haram i innych…


To jest jednak inna (smutna) historia…


Czy jestem więc teraz zdrajcą, sprzedawczykiem, apostatą? Dla tych fanatyków z pewnością jestem najgorszym uczniem w klasie Bractwa Muzułmańskiego. I jestem z tego dumny!


Od niezbyt ortodoksyjnego muzułmanina… Szalom Izraelu!


A tribute by a Muslim to the Zionist entity

22 kwietnia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Zakaria Fellah


Były wyższy urzędnik ONZ, ekspert do spraw terroryzmu. Urodzony w Algierii, jego ojciec został zamordowany przez Algierskie Ugrupowanie Islamistyczne, on sam przez wiele lat nie mógł podróżować do Algierii. W 2004 zrezygnował ze stanowiska rzecznika Misji ONZ na Wybrzeżu Kości Słoniowej protestując przeciwko niekompetencji i notorycznej korupcji w siłach pokojowych ONZ.