Heroiczna walka Kurdów przeciwko ISIS


Michael Totten 2015-04-22


ISIS dostaje w tyłek od Kurdów.

W prowincji Syrii Hasaka, gdzie zbiegają się granice iracka i turecka, wojownicy YPG (Powszechna Jednostka Obrony – milicja kurdyjska) gonią ISIS i właśnie odebrali im kolejne dwie wsie w pobliżu miasta Kobane na granicy turecko-syryjskiej, które przeżywało długie oblężenie.

Tymczasem w Iraku kurdyjska Peszmerga zmusiła ISIS do ucieczki z Sindżar w pobliżu Mosulu, drugiego co do wielkości miasta Iraku, miejsca straszliwej masakry mniejszości jazydzkiej w ubiegłym roku. Zabito ponad 5 tysięcy cywilów, tysiące kobiet uprowadzono jako niewolnice seksualne, a dziesiątki tysięcy musiało uciekać na szczyty górskie, bez żywności i wody.


Sindżar był przedostatnią kroplą dla Waszyngtonu i początkiem wojny między Kurdystanem a ISIS. Ostatnia kropla dla Waszyngtonu pojawiła się zaledwie kilka tygodni później, kiedy kolumny ISIS w amerykańskich Humvees zabranych armii irackiej w Mosulu, ruszyły prosto na Erbil, kurdyjską stolicę Iraku.


Kurdowie są jedynymi ludźmi w regionie, których gotowość do walki dorównuje ISIS, a w odróżnieniu od ISIS wszyscy ich wojownicy są rekrutowani z miejscowej ludności. Nie wydali wezwania na cały świat. Nie trollują mediów społecznościowych w poszukiwaniu niezadowolonych młodych ludzi za granicą. Poza małą garstką nikt spoza regionu nie zgłasza się by walczyć razem z nimi. Otrzymują bardzo małe poparcie Zachodu i żadnego poparcia od swoich sąsiadów.


Z jednej strony jest zdumiewające, że potrafią utrzymać zaporę o długości setek kilometrów przeciwko tak brutalnemu wrogowi otrzymując tak małą pomoc, ale Kurdowie od dziesięcioleci wystawiali sprawniejsze siły walczące niż państwa arabskie. Wkrótce po pierwszej wojnie w Zatoce szyici i Kurdowie rozpoczęli równoczesne powstanie przeciwko rządowi, razem wydzierając kontrolę nad większością Iraku z rąk Saddama Husajna. Rzeziami i masakrami udało mu się odebrać szyicką część kraju, ale jego armia – wówczas czwarta największa armia na świecie – nie mogła równać się z Kurdami na północy. Kobiety i dzieci opuściły miasta i schroniły się w górach, podczas gdy mężczyźni pozostali, by wygnać armię Saddama Husajna o dziesięć lat wcześniej niż to wreszcie zrobiła reszta kraju.


Wywoływanie bójki z Kurdami jest trochę jak pójście na wojnę przeciwko libańskim Druzom lub Izraelczykom. To jak próba najazdu i okupacji Teksasu. Tylko przywódcy ISIS, są w tym momencie historycznym wystarczająco pijani własną ideologiczną wojowniczością, by sądzić, że mogą pokonać ludzi, którzy dali wycisk machinie militarnej Saddama Husajna, kiedy wszyscy inni, którzy tego próbowali, skończyli martwi w rowach.


Ale ISIS uczy się i jego dowódcy proszą Peszmergę o zawieszenie broni. Kurdowie jednak są mnie skłonni do negocjacji z tymi, których szef policji w Kirkuk nazywa “ślepymi wężami”, niż Amerykanie. My mamy dwa kontynenty i ocean między nami a ISIS, ale wytrzymały człowiek mógłby przejść z Mosulu do autonomicznego regionu kurdyjskiego w mniej niż jeden dzień, a ta granica jest potencjalnie równie nieszczelna jak granica meksykańsko-amerykańska.

Centralny rząd Iraku i regionalny rząd Kurdystanu planują za kilka miesięcy akcję odebrania Mosulu od ISIS, ale na razie Bagdad nie chce dawać Kurdom pomocy. Kurdystan jest nadal, przynajmniej formalnie, częścią Iraku i jego przedstawiciele muszą prosić rząd centralny o pieniądze i broń. Czasami Bagdad niechętnie odpowiada „tak”, a czasami mówi „nie”. Wszyscy widzą, że Kurdowie chcą własnego państwa, i rząd centralny nie chce, by wzrośli w siłę do tego stopnia, że będą wreszcie mogli powiedzieć reszcie Iraku, by się odchrzaniła i poszła do diabła.   


Potrzebują więc pomocy z zewnątrz, ale niewiele jej dostają. Bayan Rahman, przedstawiciel rządu regionalnego Kurdystanu, mówi, że większość obiecanych amerykańskich dostaw broni nadal nie przybyła.


Waszyngton tak boi się zrażenia Bagdadu i Turcji, którzy są wrogo nastawieni do niepodległości kurdyjskiej, że nadal jest gotowy odpychać jedynych autentycznych i kompetentnych sojuszników w tej części Bliskiego Wschodu. Kurdowie są tam bez porównania najbardziej proamerykańską ludnością, bardziej nawet niż Izraelczycy, a jedynym powodem, dla którego nie są jeszcze dość silni, by liczyła się z nimi społeczność międzynarodowa, jest brak pełnej niepodległości. Nadal, po wszystkich tych latach, są największym na świecie narodem bezpaństwowym i traktowani są jako sojusznicy drugiej kategorii, by przypodobać się Turcji, która od ponad dziesięciu lat jest obrzydliwie wroga, oraz Irakowi, który jest de facto państwem klienckim Iranu.


USA mogą w końcu właściwie ustawić swoje priorytety sojusznicze. Tymczasem Kurdowie wykonują czarną robotę niemal samotnie, nie mówiąc już o podziękowaniach.

 

Kurds heroic struggle against ISIS

13 kwietnia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Michael J. Totten

Amerykański dziennikarz i publicysta, wieloletni korespondent zagraniczny, znawca problemów Bliskiego Wschodu.  

Strona www autora