Życie w sumie jest piękne


Marcin Kruk 2015-04-20

Złapane w sieci w chwilach wolnych od innych zajęć.
Złapane w sieci w chwilach wolnych od innych zajęć.

Słowik śpiewa, bo go dręczą chucie, a biskupi narzekają na zepsucie. Ekspedientka wydała mi resztę i powiedziała, że u niej w ogródku też. Zapytałem – słowiki czy biskupi? Odpowiedziała, że wszystko, z wyjątkiem biskupów, totalna orgia, rośliny kwitną, ptaki śpiewają... Tę lodową sałatę to ja panu wymienię, bo ta jest nieświeża. Będę wdzięczny. Jak studia? Trochę ciężko zaocznie, ale do przodu. Miłego dnia.

Na parkingu wróciłem myślami do Remigiusza, który na przerwie zapytał mnie, czy słyszałem o skandalu z Ogórek.  Nie złapałem od razu i zapytałem, czy znowu cena taka jak w zeszłym roku, bo w zeszłym roku ojciec Remigiusza stracił na ogórkach 15 tysięcy złotych. Opał i sadzonki kosztowały więcej niż miał wpływów, a pracy przecież nie liczył. Dobrze, że szklarnia spłacona, bo byłby kompletny dramat. Remek powiedział, że ojciec w tym roku rozsadził ogórki dopiero w marcu, bo nie miał pieniędzy na węgiel, ale z tą Ogórek to skandal, Miller źle skończy.

 

Nie byłem zorientowany, więc mi wyjaśnił, że coś z Ogórek jest nie tak, bo kokietuje centrum.

- Jakaś lewa ta Ogórek – powiedziałem próbując dowiedzieć się czegoś więcej.

- No właśnie jakby nie całkiem lewa i oni teraz mają problem, bo Ogórek nie tak śpiewa jak jej grają, podobno chcą się odciąć.

- Odciąć się od Ogórek – próbowałem się upewnić.

- Tak, czytałem w Onecie, że za Ogórek płacą. Spadają w sondażach. Pan będzie głosował?

- Jasne. Nie mam wyboru.

- A na kogo – dopytywał Remigiusz. Rozważałem przez chwilę, czy nauczać o niestosowności pytań o obywatelskie związki intymne, czy dyskutować o polityce na przerwie, co również jest niestosowne, ale z innych względów. Odpowiedziałem wymijająco, że nie ma dużego wyboru.

 

- Ta Ogórek jest fishy – powiedział Remigiusz – zastanawiałem się na kogo bym głosował, gdybym był pełnoletni i najpierw myślałem, że właśnie na nią, a teraz to nie wiem.

- Fishy są tetrapody – powiedziałem udając zagniewanie, co sprowokowało go do śmiechu. Niestety nie mogłem mu opowiedzieć, że za jego dowcip zapłaciłem przykrą rozmową z dyrektorem, bo kiedy opowiadałem o tetrapodach, Remek powiedział, że one są fishy. W odruchu szczerości powiedziałem, że są fishy jak jasna cholera, no i następnego dnia dotarło do dyrektora, że używam brzydkich słów na lekcjach. Próbowałem wyjaśniać, że piętnastoletni uczniowie nie takie słowa słyszą w domu i nie takich słów używają w rozmowach między sobą, że to był żart, a każdy uśmiech na lekcji jest na wagę złota, bo buduje mosty, po których można przeprowadzić...

 

Dyrektor przerwał mi i poprosił stanowczo, żeby nie używać takich słów na lekcjach.  Złożyłem stosowną obietnicę, uzupełniając ją w myślach wiązanką kwiatów polskich i zapomniałem o sprawie póki mi o niej Remigiusz nie przypomniał na marginesie skandalu z Ogórek.

 

Zainteresowałem się, czym go Ogórek kusiła i przyznał uczciwie, że młodością, dodając, że nie ma zaufania do starych dziadów. Dalszą rozmowę przerwał dzwonek kończący przerwę, więc poszedłem do pokoju nauczycielskiego po dziennik pierwszej A.

 

W domu uświadomiłem sobie, że nie mam zdania o Ogórek, czyli jako obywatel nie dopełniłem obowiązku starannego rozważenia wszystkich możliwości. Zlekceważyłem Ogórek bez  rozpoznania. Teraz jednak stanąłem przed dylematem, co kto rozumie przez słowo kokietuje, gdzie jest centrum i czy rzeczywiście zawiodła Millera? Już miałem się zabrać za studia nad Ogórek, kiedy zadzwonił Wojtek i powiedział, że ma wszystkiego dość. Opędzając się przed natrętnym uczuciem empatii, odpowiedziałem, że każdy ma czasem dość, a niektórzy mają dość kilka razy dziennie. Wojtek mnie zignorował i powiedział, że znowu jeden z uczniów przyszedł do szkoły z siniakami. Zadzwonił na policję, gdzie mu powiedzieli, że sprawa jest beznadziejna, rodzina jest znana, ale dzieciaki i matka kryją ojca pijaka. Rzeczywiście chłopak mówi, że przewrócił się na rowerze.

 

Dobrze wiedziałem o czym Wojtek mówi i dobrze wiedziałem, że nie mam dobrych rad. Wiedziałem również, że nie mogę go zostawić bez dobrych rad, więc zapytałem jak chłopak chodzi ubrany, czy nie potrzebna jakaś pomoc materialna. Bywa, że nie można pomóc w jednej sprawie. ale można w innej. Wojtek odpowiedział, że to jest pomysł, chociaż trzeba uważać, bo chłopak jest drażliwy i jak wyczuwa litość, to reaguje agresją, jak nic nie wyczuwa, też reaguje agresją.

 

To znaczy – zapytałem.

- Klnie, rzuca przedmiotami i wrzeszczy, żeby się wszyscy od niego odpieprzyli. Podzieliłem się z nim kolejną mądrością, że czasem cierpliwość pozwala otworzyć jakąś furtkę, a Wojtek odpowiedział, że ostatnio ma niedobory cierpliwości. W tej sytuacji opowiedziałem anegdotkę ze starych raportów milicyjnych:

 

„Zatrzymany był w bramie z opuszczonymi spodniami, a kiedy się do niego zbliżyłem obrzucił mnie płciowymi słowami.” Dobre, roześmiał się Wojtek i zostawił mnie na pastwę własnych myśli.

 

Na facebooku młoda dama dopytywała, czy ateiści mają jakieś dogmaty. Odpisałem, że tylko jeden. Zapytała – jaki? Odpisałem: dogmat o braku dogmatów. Odpisała: to chyba nie jest dogmat? Odpisałem: A właśnie, że tak. Przesłała uśmiech i odpłynęła.

 

Sięgnąłem po zeszyty i przypomniałem sobie dziewczynę, która wymieniła mi sałatę lodową na bardziej świeżą.  Życie w sumie jest piękne.