Zbiorowe zmartwychwstanie, czyli jednak Halloween
- No, ale czy nie masz ochoty się odreagować - drążyłem – wystąpić do sądu o naruszenie dóbr osobistych.
- Że niby co – zapytał Zbyszek, pogryzając słone paluszki.
- No, że imputują ci nienawiść, podczas gdy ty masz gdzieś ją i pajaca reklamującego jakieś tabletki na platfus.
- A gdzie dobra osobiste – zainteresował się Zbyszek.
Nie byłem tak do końca pewien, a nie chciałem mu mówić, że trochę mu zazdroszczę. Nie ma reklam: „Nauczyciele jej nienawidzą, zdaje wszystkie egzaminy po tygodniu zażywania preparatu doktora Tucia”.
- No jednak – przekonywałem - jesteś poszkodowany, łagodny człowiek, prawie chrześcijanin, chociaż niepraktykujący i niewierzący, ale urodzony po właściwej stronie, w kulturze, która była fundamentem cywilizacji, która każe nadstawiać drugi policzek, a tu mu wmawiają nienawiść do Innego. W takiej sytuacji twoje dobra osobiste powinny dostawać gęsiej skórki.
- Nie, ja mam ich gdzieś – zdziwił się Zbyszek, wykazując niepojęty dla mnie stoicyzm.
- No to może zbiorowy pozew o naruszenie zbiorowych dóbr osobistych – zaproponowałem – Może chociaż przeciwko mediom drukowanym i elektronicznym, które publikując te płatne reklamy, zarabiają na insynuowaniu, że grupa zawodowa kogoś nienawidzi, uszczuplając tym samym dobra osobiste grupy zawodowej. Naprawdę was nie boli, że media zarabiają na tym plugastwie?
- Na czymś muszą zarabiać, a oni mają takie skromne kwalifikacje – powiedział Zbyszek z dużą dozą empatii.
Butelka się skończyła, a my nie posunęliśmy się w tych rozważaniach ani o krok. Zbyszek trwał przy twierdzeniu, że jego dobra nie są naruszone, bo byle kretyn nie może ich naruszyć. A mnie chyba trochę to hiszpańskie wino zaszkodziło, bo jeszcze następnego dnia głowa mnie bolała i idąc koło plebanii zastanawiałem się, czy mogłem użyć innego argumentu wykazującego niezbicie, że jego dobra osobiste zostały naruszone i to poważnie.
Tak czy inaczej, proboszcz, który Malinowskiej nie zauważył, mnie zauważył i nawet miałem wrażenie, że jego dobra osobiste są naruszone, bo ja go nie zauważyłem, a już o żadnym „niech będzie pochwalony” nie było mowy. Przyglądał mi się bacznie uruchamiając centralny zamek, a ja go nie widziałem.
Księża go nienawidzą – pomyślałem o sobie skromnie, idąc dalej i zastanawiając się nad pytaniem, czy jestem teraz w gorszym nastroju, czy w lepszym? No i pojawiło się pytanie, czy mogłem naruszyć dobra osobiste proboszcza, a jeśli tak, to w jakim stopniu?
Gdyby tak sto lat temu ksiądz dobrodziej bryczką pod plebanię zajechał, a mieszkaniec parafii by go nie zauważył, to takie naruszenie dóbr osobistych nie uszłoby mu płazem. Czasy inne i proboszcz tylko odreagował się energicznym krokiem i komórką szpanował. Smutne to. Mógłbym księdzu proboszczowi wynagrodzić naruszenie dóbr osobistych i dać ogłoszenie do prasy:
„Sędziowie go nienawidzą – odkrył tajemnicę, że jedząc w odpowiedni sposób chleb i popijając wino może błyskawicznie ferować wyroki i nakładać kary, przywołując tylko jednego, i to wirtualnego świadka.”
Wielkanoc jest świętem radości, nie powinniśmy dawać płatnych reklam o nienawiści w czas wstawania nieboszczyków z grobu... Jakich nieboszczyków, jeden nieboszczyk i tyle hałasu – pomyślałem i coś mnie zatrzymało . Patrzyłem na nabrzmiałe pąki kasztanów i próbowałem sobie uświadomić źródło niepokoju. Dlaczego użyłem liczby mnogiej? Mateusz! Mateusz pisał (albo Mateusz mówił, a inni pisali, albo Mateuszowi przypisali, ale u Mateusza napisane jak byk):
„A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu.”
Czyli kupa luda wstała z grobów i biegała po mieście, niby Wielkanoc, a jakiś Halloween. Tylko dynie dopiero kiełkowały, więc nikt sobie nie robił jaj.