Rekord Guinessa w pluciu na demokrację


Andrzej Koraszewski 2015-03-21

Izraelski naród wypowiedział się.
Izraelski naród wypowiedział się.

Dokładnych danych nie ma, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nigdy jeszcze nie było tak wielkiego zainteresowania światowych mediów wyborami parlamentarnymi w pojedynczym kraju. Na wybory do Izraela do stacjonujących tam już wcześniej ponad 800 korespondentów zagranicznych doszlusowało dodatkowych 100 i sądząc z przekazywanych przez nich doniesień, przyjechali z nadzieją i donosili z rozpaczą. (To ostatnie, to zapis wrażeń polskiej dziennikarki, która nie dojechała, a widząc wyniki zasłabła, o czym doniosła swoim czytelnikom na swoim blogu.)

Hipoteza, że izraelskie wybory pobiły medialną obsługę wszystkich dotychczasowych zmagań o parlamentarną większość, wymaga dalszych badań, ale wstępnie wydaje się być bardzo prawdopodobna. Porównując zarówno ilość doniesień na temat tych wyborów, jak i zadrukowanej powierzchni oraz liczby godzin w programach radiowych i telewizyjnych poświęconym doniesieniom korespondentów wojennych z pola walki, jak i publicystów analizujących rozmiary swojej rozpaczy, zainteresowanie świata tymi wyborami nie miało sobie równych. Treść doniesień i analiz była ujednolicona według standardu brytyjskiego „Guardiana” w Europie i „New York Timesa” za oceanem.


Izraelczycy wybrali sobie nowy rząd i jeszcze nie wiemy, jak będzie się on różnił od starego, ale wiadomo, że nie zdecydowali się na radykalną zmianę, nadal premierem będzie Benjamin Netanjahu, czyli człowiek, który twierdzi, że życie mieszkańców Izraela jest ważniejsze niż zapewnienia, iż pokój jest za rogiem i wystarczy przestać się bronić.


Przeglądając dziesiątki doniesień korespondentów wojennych na temat wyników tych wyborów ze zdumieniem dotarłem do opinii palestyńskiego intelektualisty z Gazy (nb. byłego członka Hamasu, z którego się wycofał w 1996 roku), Imada Al-Faloudżi, który jest szefem mieszczącego się w Gazie Instytutu Dialogu Międzykulturowego, a który pisał m.in.:

„Nie jest wstydem widzenie sytuacji taką, jaka jest, i nie jest mądrością zostanie ekspertem tylko w przeklinaniu i pogardzaniu naszym wrogiem. Wiem, jak trudno jest porównywać wewnętrzną sytuację Palestyńczyków - nasze kształtowanie własnej polityki, wewnętrzne stosunki między nami i sposoby rozwiązywania naszych różnic - z wewnętrzną sytuacją wroga, który okupuje nasz kraj, uzurpuje sobie nasze miejsca święte i odmawia naszych najbardziej minimalnych praw. Ale ten wróg udowadnia nam i społeczności międzynarodowej, że mimo swojej tyranii i agresji, przewyższa nas pod wieloma względami, które nie są już ukryte przed żadnym obserwatorem posiadającym minimalny stopień obiektywności…”

 

Pamiętając dzieciństwo w czasach stalinowskich i młodość w czasach łagodnej komunistycznej dyktatury, nie jestem pewien, jak szczere są słowa intelektualisty z Gazy o wrogu, który okupuje i uzurpuje, bo same uwagi o demokracji w sąsiednim kraju wymagały heroizmu, ponieważ autentycznie sprowadzają zagrożenie życia.

 

Palestyński autor pisze dalej:      

„Każdy badający twór izraelski jest zdumiony rozmiarami wewnętrznej niezgody w każdej kwestii między sektorami świeckim i religijnym, a także niezgodą wewnątrz tych sektorów. Mają polityczną prawicę, centrum i lewicę… i każdy pogląd ma zwolenników i przeciwników, a każdy wyższy rangą polityk ma całe dossier oskarżeń przeciwko sobie. Ale mimo tego wszystkiego uchwalają prawa, które rządzą postępowaniem w sprawie tych sporów i ustalają wspólny cel: cel służenia państwu Izrael i ludowi Izraela. Udaje im się użyć wewnętrznych sporów jako źródła siły…”

Istotnie, trudno się nie zgodzić, że źródłem siły w demokracji jest zdolność ustalania kursu nawy państwowej poprzez stopniowe przezwyciężanie sporów i ustalanie, co jest dla społeczeństwa priorytetem. W tym przypadku okazało się, że dla wystarczająco dużej części społeczeństwa priorytetem była obrona przed zewnętrznym zagrożeniem.


Imad Al-Faloudżi obawia się, że anarchia nie daje tych rezultatów, a tym samym nie sprzyja dobrobytowi Palestyńczyków.   

„A my, ‘posiadacze prawdy’ - spójrzcie co dzieje się z nami. Uderzamy w każdym kierunku bez uzgodnionego planu lub celu. Każda partia lub grupa ma własny plan i cel. Nie wierzymy w zjednoczone środki. Wyrzekamy się wszystkich praw i statutów, i zniszczyliśmy wszystko, co nas jednoczyło. Każda grupa twierdzi, że posiada prawdę absolutną i przedstawia przekonania innych jako wierutne kłamstwa. Nie posiadamy zdolności słuchania wzajem siebie. Anarchia rządzi: anarchia polityczna, ekonomiczna, społeczna, a nawet pojęciowa.”

Ta pojęciowa anarchia to osobna sprawa, warta specjalnej troski. Świat dowolnie definiowanych słów, spiskowych teorii i absolutu jest równocześnie światem schizofrenii. Palestyński intelektualista z Gazy zadaje sobie sprawę z tego, że „..to porównanie jest trudne i może rozgniewać tych, którzy odmawiają spojrzenia na ponurą rzeczywistość.” (Źródło: MEMRI, Specjalny Komunikat nr 5998 z 19 marca 2015)


Izraelczycy znają tę rzeczywistość po drugiej stronie i wybierając swoich przywódców, przynajmniej niektórzy uważają, że muszą tę rzeczywistość u sąsiadów brać pod uwagę.


Zarówno Hamas, jak i Hezbollah deklarują otwarcie chęć wymordowania mieszkańców Izraela. Nie są to tak całkiem puste słowa, gdyż na realizację tego programu otrzymują miliardy dolarów z Iranu, Kataru, Turcji i innych źródeł. Ameryka i Europa przynajmniej werbalnie odcina się od tych zamiarów, częściej  jednak stara się ich nie widzieć i nie słyszeć, twierdząc, że drogę do pokoju blokuje strona izraelska. Zgodnie z tą polityką zamkniętych oczu i uszu Europa po cichu zdjęła Hamas z listy organizacji terrorystycznych, Ameryka posunęła się o krok dalej i z tegorocznego sprawozdania o zagrożeniu terrorystycznym na świecie usunęła również Hezbollah (i Iran). Kraje zachodnie wierzą w negocjacje, są głęboko przekonane (może nawet autentycznie przekonane, chociaż to ostatnie nie jest tak całkiem pewne), że przywódcy tych (nie)terrorystycznych organizacji tak naprawdę chcą pokoju i dobrobytu mieszkańców terenów, na których sprawują władzę militarną i dyktatorską.


Jeszcze w 2002 roku utworzono małą orkiestrę kameralną, tzw. Kwartet madrycki w składzie ONZ, Unia Europejska, USA  i Rosja, który nieprzerwanie koncertuje na Bliskim Wschodzie. Obecnym dyrygentem tego kwartetu jest były brytyjski premier, Tony Blair, i 15 lutego 2015 roku odwiedził Gazę, przedstawiając Hamasowi szereg oczekiwań dotyczących zarówno dalszego postępu rozmów pokojowych z Izraelem, jak i odbudowy Gazy po niedawnej izraelskiej agresji w odpowiedzi na legalne ostrzeliwanie rakietami izraelskich miast i budowę tuneli pod granicami z okupantem, na które Izrael dostarczał nazbyt ograniczonych ilości cementu.     


Jak donosiły źródła palestyńskie kierownik kwartetu chciał, żeby Hamas wyjaśnił, czy jest “palestyńskim ruchem narodowym, oddanym  sprawie utworzenia państwa palestyńskiego, czy też częścią szerszego ruchu islamistycznego z planami regionalnymi, które mają wpływ na rządy poza Gazą” (Jak można się domyślać, Tony Blair dyskretnie pytał, czy Hamas działa jako część Bractwa Muzułmańskiego i dąży do ustanowienia globalnego kalifatu, czy może jest tylko organizacją  lokalną.)


Hamas nie unikał odpowiedzi i kwartet ma ją teraz czarno na białym, albo biało na czarnym (co jest bardziej zgodne z lokalną tradycją).


Przedstawiciele Hamasu oświadczyli stanowczo, że Hamas nie wyrzeknie się swoich zasad. Tak na przykład Mohmoud Al-Zahhar, współzałożyciel Hamasu, były minister spraw zagranicznych i członek ścisłego kierownictwa, powiedział że Hamas odrzuca przedstawione warunki, szczególnie rozwiązanie w postaci dwóch państw i zakończenie konfliktu.     

„Hamas i frakcje oporu nie wyrzekną się zasad w celu rozwiązania codziennych problemów, które nękają Gazańczyków. Nie możemy zaakceptować warunków Blaira, ponieważ są one niebezpieczne dla sprawy palestyńskiej. Każdy odłam palestyński, który zaakceptuje przesłanie i warunki Blaira, włącznie z Hamasem, popełni poważny błąd i zbrodnię historyczną, której nigdy nie można wybaczyć… Jesteśmy gotowi na państwo w granicach 1967 r., ale nie uznamy ani Izraela, ani jego prawa własności do ani jednego centymetra Palestyny. Uczynienie odbudowy Gazy zależnym od zakończenia konfliktu jest tanim targowaniem się, które jest nie do przyjęcia dla Hamasu, i Hamas nie ma alternatywy w tej sprawie."(Strona internetowa Paltoday, 19 lutego 2015.)

Oczywiście jest rzeczą bardzo interesującą, czy Hamas jest ruchem narodowym, czy tylko doskonale uzbrojoną szpicą ponadnarodowej organizacji terrorystycznej dążącej do podbicia świata? (Stany Zjednoczone w odróżnieniu od władz egipskich nie widzą żadnych terrorystycznych celów Bractwa Muzułmańskiego i być może to pytanie Blaira było w Waszyngtonie odrobinę niezrozumiałe.) Przedstawiciel kierownictwa Hamasu, tenże Mahmoud Al-Zahhar odpowiedział:         

“Hamas wierzy w jedną islamską ummah i nie wycofa się z tej zasady. Nie spełnimy żądania, by uczynić problem palestyński problemem narodowym w odróżnieniu od islamskiego i by zamknąć go w granicach Palestyny, ponieważ Palestyna jest fundamentalną częścią ummah arabskiej i islamskiej. Hamas jest ruchem narodowym a także częścią islamskiej ummah" (tamże).

Interesujących wypowiedzi przedstawicieli Hamasu w odpowiedzi na pytania przedstawiciela kwartetu było znacznie więcej, a ich wybór można przeczytać w Specjalnym, Komunikacie MEMRI   nr 5995 z 16 marca 2015.


Czy można się było spodziewać innej odpowiedzi przedstawicieli kierownictwa Hamasu, kiedy 100 procent uzbrojenia tej organizacji to dostawy broni, materiałów i finansów z  ummah? Gaza jest jedynym miejscem na świecie, gdzie podczas trwającej wojny między muzułmanami wyznania szyickiego i muzułmanami wyznania sunnickiego widzimy szlachetną rywalizację, kto dostarczy więcej środków do zabijania Żydów. Jest to jedyny punkt na świecie, gdzie znajdujemy muzułmańską pokojową rywalizację międzywyznaniową. (W chwili, kiedy to piszę, otrzymałem wiadomość, że dziś w Jemenie zabito 137 szyitów w meczecie.)


Hamas jest częścią Bractwa Muzułmańskiego, ale głównym dostawcą broni, pieniędzy i know how jest szyicki Iran. Jak czytamy w innym doniesieniu MEMRI, 26 lutego 2015 r. na zamkniętym spotkaniu Najwyższy Przywódca Iranu, Ali Chamenei namawiał do codziennego szerzenia kultury męczeństwa i dżihadu i uświęcania jej jako odwiecznej prawdy i jako niezbędnej ofiary na drodze do dalekosiężnych celów. Wyjaśnił, że uodporni to społeczeństwo irańskie przeciwko porażce, czyniąc, że jego wrogowie nie będą w stanie powstrzymać jego postępu. Podkreślił także rolę Iranu jako przywódcy opozycji wobec istniejącego porządku świata i jako kraju, który potrafił, mimo technologicznej przewagi, stać niezłomnie przeciwko USA dzięki rewolucji, która polega na poparciu Boga.


Przedstawiciel Najwyższego Przywódcy w siłach Kuds, Ali Szirazi powiedział w tym samym dniu, że Iran spowoduje bezsenność reżimu syjonistycznego i „nie spocznie, aż podniesie flagę islamu nad Białym Domem”.  (Źródło: MEMRI, Specjalny Komunikat nr 5996 z 17 marca 2015r.)


Nie jest prawdą, że wszyscy izraelscy wyborcy znają wszystkie wypowiedzi przywódców zapowiadających ostateczne rozwiązanie kwestii izraelskiej, ale nie można wykluczyć, że dociera do nich więcej niż do reprezentanta kwartetu, Tony Blaira, o prezydencie USA, Baracku Obamie, nie wspominając. Tak czy inaczej, najwyraźniej woleli pozostać przy premierze, który (jak czytamy w doniesieniach zachodnich mediów) podobno straszy ich bez powodu.


Ukoronowaniem światowej żałoby z powodu ponownego wyboru Benjamina Netanjahu była wypowiedź Sekretarza Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych Wokół Jednej Sprawy, pana Ban Ki-moona, który w środę (w dzień po wyborach) oświadczył, że jeśli Izrael chce nadal pozostać demokracją, musi trwać przy procesie pokojowym z Palestyńczykami. Ambasador Izraela przy ONZ, Ron Prosor (chyba zupełnie od rzeczy) zauważył, że jeśli Organizacja Narodów Zjednoczonych istotnie przejmuje się losem Palestyńczyków, to być może powinna zapytać, dlaczego prezydent Mahmoud Abbas, wybrany na pięcioletnią kadencję, jedenasty rok sprawuje swój urząd.


Przedstawiciel żydowskiego państwa był jak zwykle nietaktowny, ale wszyscy taktownie zignorowali ten nietakt, kontynuując zmagania o ustanowienie światowego rekordu w pluciu na demokrację.