Kantata o pokoju i inne melodie


Andrzej Koraszewski 2015-03-10


Jak nas widzą tak nas piszą, ale niektórych widzą tak, jak ich piszą i to jest poważniejszy problem, bo łatwo się w tym wszystkim pogubić. Najważniejsza jest walka o pokój.  Zawsze walka o pokój była najważniejsza. Stalin był chorążym pokoju, Hitler zapewniał, że pragnie tylko pokoju. Przy takiej historii łatwo nabawić się obsesyjnej podejrzliwości w stosunku do różnych takich, którzy pokoju najwyraźniej nie chcą. 


Jimmy Carter był chorążym pokoju, a Ronald Reagan podżegaczem wojennym. Teraz znowu jest chorąży pokoju, więc możemy spać spokojnie. Do snu ukołysze nas muzyka, kantata o pokoju i wspólnym marszu ku lepszej przyszłości. Przez chwilę myślałem, że szacowny tygodnik „The Economist” kpiny sobie robi, ale nie, oni na poważnie.


Ciepłą, kameralną muzykę zagłuszają wrzaski. W Londynie wrzawa się podniosła w związku z deklaracjami dyrektora CAGE, niezależnej organizacji wspierającej grupy dotknięte wojną z terrorem. Każdy z nas, kto jest za pokojem, humanizmem i humanitaryzmem, musi odczuwać jedność z grupami dotkniętymi przez wojnę z terrorem.


Ostatnio wyszło jednak troszkę niezręcznie, bo dyrektor tej organizacji wspierającej grupy dotknięte wojną z terrorem, Asim Qureshi, powiedział coś, co chyba wyrwało mu się z kontekstu i zazgrzytało w uszach niektórych ludzi fałszywym tonem.               


Zadumał się dyrektor CAGE, Asim Qureshi, nad smutnym losem młodzieńca, którego świat poznał jako człowieka mówiącego wersety koraniczne z bezbłędnym londyńskim akcentem przed obcięciem głów pięciu kolejnym zachodnim więźniom złapanym na prowadzeniu działalności charytatywnej lub uprawianiu dziennikarstwa. Egzekucje były rozłożone w czasie, ale główny aktor pozostał ten sam. Nazwano go wstępnie Jihadi John.


W ramach wojny z terrorem zdołano ustalić dane osobowe mężczyzny w nikabie oraz w czarnym mundurze polowym  i, jak się okazało, był to urodzony w sierpniu 1988 roku w Kuwejcie Irakijczyk, Mohammed Emwazi, który przyjechał z rodzicami do Londynu w 1994. Dyrektor CAGE znał go dobrze, kiedy Mohammed mieszkał jeszcze w Londynie.


Być może zdziwicie się – powiedział dziennikarzom - ale Mohammed, którego ja znałem, był niesłychanie grzeczny. Niesłychanie łagodny. Mówił bardzo cicho. Był najbardziej pokornym młodym człowiekiem jakiego znałem. Zamierzamy upublicznić wszystkie jego e-maile... i czytając te e-maile zobaczycie kogoś, kto mimo doświadczania wielkich trudności w swoim życiu osobistym, raczej te trudności umniejszał.


Mohammed był dobrym graczem w piłkę, uczył się wystarczające dobrze, żeby pójść na uniwersytet i ukończyć studia. O jakich trudnościach wspomina dyrektor CAGE? Było ich sporo, podobno był członkiem gangu, podobno były kradzieże, rabunki i alkohol. To co jest pewne, to powiązania z ludźmi, którzy również pojechali walczyć w islamskich organizacjach terrorystycznych (jeden z jego przyjaciół został zabity w Somalii). Udokumentowane jest również to, że zatrzymano Mohammeda w 2010 roku w Tanzanii, gdzie w stanie upojenia alkoholowego awanturował się na lotnisku. Prasa donosiła, że poinformował potem aktywistów CAGE, że kazali mu się rozebrać do kąpielówek, i że mierzono do niego z karabinu przez kraty w celi. Jak donosiła gazeta „Independent”, przewieziono go do Holandii, gdzie był przesłuchiwany przez agenta brytyjskich służb. (Służby poinformowały, że były uzasadnione podejrzenia, że był w drodze do Somalii.)


Prasa dotarła do zdjęcia Mahomeda Emwazi z 2009 roku podczas demonstracji pod meczetem w londyńskiej dzielnicy Harrow z okazji 8 rocznicy zamachu na WTC.



Mohammed  Emwazi (zaznaczony na zdjęciu czerwonym kołem) trzyma w ręku czarną flagę. Nie można wykluczyć, że przesłuchujący go w rok później pracownicy brytyjskiego wywiadu wiedzieli więcej niż on sam powiedział aktywistom CAGE, albo (co jest bardziej prawdopodobne) aktywiści CAGE powiedzieli dziennikarzom znacznie mniej niż dobrze wiedzieli.  


Prasa brytyjska pasjami korzystała z informacji przekazywanych przez aktywistów CAGE, ukazujących okrutne oblicze niechętnej wobec imigrantów władzy. Nie tylko prasa, CAGE była wielbiona przez organizacje obrony praw człowieka, w tym przez Amnesty International. W 2010 roku pisałem na łamach „Racjonalisty” o sprawie Gity Saghal, pracownicy centrali Amnesty International, która przez dłuższy czas protestowała przeciw wspólnym akcjom AI oraz ówczesnego dyrektora CAGE, Moazzama Begga. Kierownictwo Amnesty International było innego zdania, były więzień Gantanamo znakomicie nadawał się jako żywy dowód wierności zdeformowanym wartościom z pierwszych lat AI.      


W listach do kierownictwa AI Gita Saghal pisała, iż jej zdaniem walka o uwolnienie przetrzymywanych bez procesu więźniów nie może prowadzić do prezentowania tych ludzi jako bohaterów bez skazy i działaczy na rzecz praw człowieka. „Jestem przekonana – pisała – że wspólna kampania w fundamentalny sposób szkodzi Amnesty International, a co jest jeszcze ważniejsze, stanowi zagrożenie dla praw człowieka. Występowanie wspólnie z najsławniejszym w Wielkiej Brytanii zwolennikiem Talibów, którego traktujemy jako obrońcę praw człowieka, jest bardzo poważnym błędem.”


Kiedy wielokrotne prośby nie odniosły skutku, Gita Saghal przekazała swoje niepokoje prasie i natychmiast została zwolniona z pracy. Uznano ją za czarną owcę w środowiskach zawodowych obrońców praw człowieka.            


W czerwcu 2014 Moazzam Begg został ponownie postawiony przed sądem pod zarzutem uczestnictwa w obozie treningowym na terenie Syrii. Ostatecznie został zwolniony z braku dowodów. (Prokuratura przedstawiła tylko mocne dowody jego wielokrotnych podróży do Syrii.)  


Pięć lat temu ani prasa, ani Amnesty International, ani organizacje charytatywne wspierane przez kwakrów i inne wspólnoty wiernych nie utraciły zaufania do CAGE, patrząc nieufnie na każdego, kto miał wątpliwości. Ciepłe słowa obecnego dyrektora CAGE o znanym z nagrań wideo byłym podopiecznym CAGE wywołały moralny niepokój i przynajmniej dwie znane  organizacje charytatywne Roddick Foundation oraz Joseph Rowntree Charitable Trust, które przez lata wspierały tę organizację czekami opiewającymi na milionowe sumy, nagle wycofały swoje moralne i finansowe poparcie.        


Sprawa najnowszej wypowiedzi dyrektora CAGE to tylko jeden z pouczających epizodów pokazujących zachowania dyktowane przez zbiorowy umysł klasy opiniotwórców. Niedawno wyciekła wiadomość, że prezydent Barack Obama napisał osobisty, ciepły list do Najwyższego Przywódcy Iranu, ajatollaha Alego Chameneiego.  Wygląda na to, że albo hackerzy mieli mniej szczęścia, albo adresat nigdy nie odpowiedział. Łatwiej dotrzeć do informacji o organizowanych  przez tegoż ajatollaha demonstracjach wielotysięcznych tłumów  wykrzykujących wiodące hasło rewolucji islamskiej w Iranie – „Śmierć Ameryce, Śmierć Izraelowi”, oprócz pokazów irańskiej siły militarnej, do atrakcji należało palenie kukły amerykańskiego prezydenta i deptanie przez irańskie masy amerykańskiej flagi.   



W tej sytuacji, trudno się dziwić, że amerykański prezydent powiedział, iż izraelski premier nie powiedział przed  amerykańskim Kongresem niczego nowego.  Przyznał, że miał szansę rzucenia okiem na zapis przemówienia Netanjahu i ma wrażenie, że premier słusznie wskazał, iż:

„ Iran jest niebezpiecznym reżimem i nadal kontynuuje działania, które są sprzeczne z interesami Stanów Zjednoczonych i Izraela oraz całego regionu Bliskiego Wschodu. W tej sprawie możemy się zgodzić.


Powiedział również, że Iran wielokrotnie groził Izraelowi i systematycznie wygłasza jadowite antysemickie oświadczenia. Nikt na ten temat nie dyskutuje.”

Innymi słowy nic nowego, czysta prawda, rzecz w tym, jak zaczarować rzeczywistość cichą, kameralną muzyką słów.  Tę potrzebę spokojnej kameralnej muzyki bodaj najlepiej wyraziła karykatura opublikowana w tygodniku „The Economist” z 6 marca 2015.



Publikujemy obok krótki artykuł Carla Zimmera, o tym jak osy przy pomocy wirusów kontrolują zachowania biedronek, na których pasożytują. Nie tylko składają jaja w ich ciałach, ale kiedy larwy wydostają się na zewnątrz, porażone wirusami mózgi biedronek każą im pilnować larw, póki nie dojrzeją i nie wydostaną się z kokonów. W tym przypadku udało się dokładnie prześledzić mechanizm opanowania umysłu gospodarza przez pasożyta.  W świecie uwarunkowań  kulturowych te mechanizmy są nieco inne, tu rolę wirusów odgrywa muzyka słów i obrazu. Prawdą jest bowiem, że jak cię piszą, tak cię widzą, a niektórzy tak tańczą, jak im grają.