Wielka Brytania nadal potrzebuje gazu łupkowego


Matt Ridley 2015-03-02

Prawdziwy ochroniarz środowiska, nie walczy z wiatrakami.
Prawdziwy ochroniarz środowiska, nie walczy z wiatrakami.

Jako źródło energii gaz jest bardziej niezawodny niż wiatr, jest czystszy niż węgiel, bardziej wszechstronnie wykorzystywany niż energia z paneli, tańszy niż energia jądrowa, bezpieczniejszy niż biopaliwa, wymagający poświęcenia mniejszych terenów niż energia wodna. Będziemy go używali przez kolejne dziesięciolecia niezależnie od prowadzonej polityki. Skrajnie „zielony” scenariusz National Grid [brytyjska firma zajmująca się przesyłem i dystrybucją energii elektrycznej oraz gazu ziemnego. MK] dla przyszłej polityki energetycznej, według której obniżymy emisje dwutlenku węgla o 60 procent do roku 2035, nadal planuje spalanie niemal takich samych ilości gazu, jakich używamy dzisiaj.

Nie wiem, jak wy, ale w ostatnich kilku lodowatych tygodniach szczególnie cieszyło mnie moje opalane gazem centralne ogrzewanie i gorąca woda. Gaz naprawdę jest czymś specjalnym: w tym kraju dostarcza nam 84 procent ciepła do ogrzewania domów, 27 procent elektryczności, większości surowca do naszych syntetycznych produktów i właściwie cały nawóz azotowy, który karmi świat i w znaczniej mierze wygnał głód. Wszystko to z zaskakująco małej liczby zaskakująco małych dziur w ziemi i na dnie morza, wywierconych przy mniejszej liczbie wypadków śmiertelnych i zanieczyszczeń niż większość innych źródeł energii.


Jest to jeden z powodów, dla których będę argumentował i głosował, by pomóc rządowi ulepszyć „Infrastructure Bill”, kiedy ustawa ta dojdzie do Izby Lordów, żeby umożliwić rozwój przemysłu gazu łupkowego w Wielkiej Brytanii. Kiedy debatowano o tej ustawie w Izbie Gmin, coraz bardziej irracjonalnym przeciwnikom gazu łupkowego nie udało się narzucić skutecznego moratorium w Anglii, chociaż dokonali tego w Walii i Szkocji. Zmienili jednak wystarczająco „Infrastructure Bill”, by skrępować przemysł duszącą i niepotrzebną biurokratyczną mitręgą, co musi zostać usunięte, jeśli chcemy doczekać się na krajowy gaz łupkowy, który będzie ogrzewał brytyjskie domy, płacił brytyjskie wynagrodzenia pracownikom, dostarczał surowców brytyjskim fabrykom, produkował brytyjską elektryczność i nie wpychał nas w zależność od groźnej Rosji. (O rosyjskim poglądzie na rewolucję gazu łupkowego można przeczytać tutaj.)


Jako źródło energii gaz jest bardziej niezawodny niż wiatr, jest czystszy niż węgiel, bardziej wszechstronnie wykorzystywany niż energia z paneli, tańszy niż energia jądrowa, bezpieczniejszy niż biopaliwa, wymagający poświęcenia mniejszych terenów niż energia wodna. Będziemy go używali przez kolejne dziesięciolecia niezależnie od prowadzonej polityki. Skrajnie „zielony” scenariusz National Grid [brytyjska firma zajmująca się przesyłem i dystrybucją energii elektrycznej oraz gazu ziemnego. MK] dla przyszłej polityki energetycznej, według której obniżymy emisje dwutlenku węgla o 60 procent do roku 2035, nadal planuje spalanie niemal takich samych ilości gazu, jakich używamy dzisiaj.


Nadal więc potrzebujemy gazu, niezależnie od tego, co się zdarzy. Produkcja krajowa, głównie z Morza Północnego, spadła w ostatnim dziesięcioleciu o 66 procent i obecnie  połowę zużywanego gazu importujemy. Pod Lancashire i Yorkshire, w łupkach Bowland, leży jeden z najbogatszych rezerwuarów gazu odkryty kiedykolwiek, którego zaledwie 10 procent wystarczyłoby na zaspokojenie potrzeb Wielkiej Brytanii przez niemal 50 lat.


Technologia wydobycia go obejmuje użycie wody i piasku do uczynienia szczelin milimetrowej szerokości w skałach leżących około dwa i pół kilometra pod ziemią. Miesiąc pracy prowadzi do wypływu gazu przez 25 lat z cichej skrzynki magicznej, którą można schować za żywopłotem. Nie ma potrzeby przystrajania wzgórz stałymi betonowymi podstawami dla 120 metrowych wież ze stali, próbujących wyssać okazjonalny strumyk energii z wiatru w chłodny, spokojny dzień.


Wydobycie gazu łupkowego jest procesem, który w Stanach Zjednoczonych okazał się bardzo bezpieczny i czysty. Nie ma praktycznie żadnego wpływu na wody gruntowe, trzęsienia ziemi lub zanieczyszczenia powierzchniowe. Te przesadzone mity, powtarzane bezustannie przez bogate, międzynarodowe grupy nacisku, takie jak Greenpeace lub Friends of the Earth, przez bogatych twórców mody i ich egoistycznych przyjaciół ze śmietanki towarzyskiej oraz przez Władimira Putina i innych Rosjan, którym zależy na drogim gazie. W miejscach takich jak Pensylwania efektami gazu łupkowego było tworzenie miejsc pracy, tworzenie narodowego bogactwa i korzyści dla środowiska. Blackpoolowi przydałyby się dobrze płatne miejsca pracy.


Niektórzy argumentują obecnie, że spadające ceny ropy naftowej uczyniły spór o brytyjski gaz łupkowy czysto akademickim. Ceny spadły tak nisko, że koszt wiercenia i szczelinowania skał stał się nieopłacalny. Z pewnością, jeśli cena ropy utrzyma się na poziomie 50 dolarów za baryłkę liczba wieży wiertniczych na polach ropy łupkowej w Teksasie i Dakocie Północnej będzie nadal spadać szybko, a produkcja ropy (obecnie nadal rosnąca) zmniejszy się. Produkcja gazu łupkowego wzrastała jednak szybko w ostatnich latach mimo uparcie niskich cen gazu w Ameryce, częściowo z powodu szybkiego wzrostu wydajności i spadku kosztu odwiertów gazowych w miarę doskonalenia wiercenia horyzontalnego i szczelinowania.


Amerykańskim producentom gazu łupkowego nadal opłaca się wiercenie, nawet przy coraz niższych cenach. W rzeczywistości, spadające ceny ropy mogą ściągnąć do gazu niektóre firmy zajmujące się wierceniem złóż ropy. Tutaj ceny gazu i tak pozostają znacznie wyższe, co czynią także koszty regulacyjne ponoszone przez ten przemysł. Ponadto, firmy energetyczne nie podejmują decyzji na podstawie wyrywkowych cen, ale cen przewidywanych na podstawie przeciętnych z kilku lat. Do czasu, kiedy brytyjski przemysł gazowy zacznie produkować gaz gdzieś w 2020. latach, ceny mogą być wyższe. (Nawiasem mówiąc, niewielu ludzie wydaje się argumentować, że skoro ceny ropy spadają, powinniśmy anulować projekty farm wiatrowych – odbiorcy gwarantowanych subsydiów państwowych nie wyrażają zaniepokojenia!)


Zapał do gazu w Stanach Zjednoczonych obniżył emisje dwutlenku węgla tego kraju bardziej i szybciej niż wiatr obniżył nasze emisje. Gdybyśmy otrzymali gaz płynący z północnego zachodu Anglii, obcięlibyśmy emisje choćby przez zastąpienie importowanego gazu, z którego wiele przybywa w formie płynnej z miejsc takich jak Katar – skraplanie gazu wymaga energii i tworzy emisje. Gdybyśmy używali gazu do zastąpienia węgla, obniżylibyśmy emisje jeszcze szybciej. (Nawiasem mówiąc, przypominam, że mam interesy w węglu.)


To prawda, rząd zobowiązał się do dekarbonizacji do roku 2050 nie tylko elektryczności, ale niemal całego ogrzewania i transportu, przez przesadzenie nas do samochodów elektrycznych i zamianę ogrzewania na elektryczne oraz nacisku na to, że taka elektryczność ma pochodzić ze źródeł o zerowej zawartości węgla. A tego nie da się pogodzić ze spalaniem gazu. Nie da się tego również pogodzić ze zdrowym rozsądkiem. Elektryczność kosztuje trzykrotnie więcej niż gaz na jednostkę energii i najgorsze miejsca ubóstwa energetycznego w tym kraju znajdują się tam, gdzie ludzie polegają na elektryczności, by ogrzać domy. I jest tak przy większości elektryczności produkowanej z taniego węgla zamiast z kosztownej energii jądrowej, słonecznej lub wiatrowej.


Mamy w tym kraju olbrzymi przemysł chemiczny, zatrudniający setki tysięcy ludzi bezpośrednio i pośrednio, i potrzebuje on jako surowca metanu i etanu z odwiertów gazu ziemnego. Ten przemysł zniknie szybko, jeśli nie wykorzystamy krajowych łupków. Wielokrotnie o tym mówiono.


Kiedy w latach 2040. będę powyżej dziewięćdziesiątki, czy będę nerwowo obserwował prognozę pogody, żeby zaplanować, kiedy mogę wziąć gorący prysznic, i czy kwadryliony metrów sześciennych gazu będą leżały pod Lancashire i Yorkshire, nieruszone i niespalone, tylko dlatego, że kilku bogatych ludzi sprzeciwiło się zrobieniu milimetrowych szczelin w skale leżącej dwa i pół kilometra pod ziemią? Mam nadzieję, że nie.


Pierwsza publikacja na łamach Timesa.


Britain still needs shale gas

15 lutego 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.