Mitochondrialna donacja jest cudowną możliwością


Matt Ridley 2015-02-13

W brytyjskiej Izbie Lordów biskupi mają zawsze dużo do powiedzenia o sprawach, o których mają ekspertyzę Ducha Świętego.
W brytyjskiej Izbie Lordów biskupi mają zawsze dużo do powiedzenia o sprawach, o których mają ekspertyzę Ducha Świętego.

Jutrzejsze głosowanie w Izbie Gmin, czy dozwolić oddawanie mitochondriów [głosowanie odbyło się 3 lutego. Dawstwo mitochondrialne zostało dozwolone głosami 382 so 128. MK] przynajmniej przeraziło kościoły. Zarówno kościoły katolickie, jak anglikańskie uznały, że nie można dopuścić, by garść zrozpaczonych rodzin zwróciła się do władz z prośbą o pozwolenie na posiadanie własnych dzieci, wolnych od zagrożenia chorobą mitochondrialną, która, słowami jednego z rodziców „pozbawia nasze dzieci umiejętności, których nauczyły się i niszczy ich narządy jeden po drugim, aż w końcu przestają działać”.

Jakie większe dobro moralne można sobie wyobrazić, które przekreśliłoby potrzeby takich rodzin? Podejrzewam, że niektórzy duchowni nie wyszli poza nagłówek: „Dzieci mające troje rodziców” i powiedzieli „Boże!”. Jeśli tak było, to są w straszliwym błędzie. Rzadko pojawia się bardziej nieścisły zwrot.


DNA wewnątrz mitochondrium, maleńkiego narządu wewnątrz każdej z naszych komórek, używany jest tylko do stworzenia i obsługi mitochondrium. Tak więc, nawet gdybyś chciał mieć dziecko z genialnymi zdolnościami muzycznymi, zmiana jego mitochondrialnego DNA nie pomogłaby.


Tego DNA jest 500 razy mniej ilościowo [powinno być raczej jak 200 tysięcy: w mitochondrium jest 16 tysięcy par zasad DNA, w haploidalnym jądrze jest ich 3 miliardy; stosunek genów jest jednak bliższy 500] niż DNA, które obsługuje resztę ciała i zawiera tylko 37 z naszych 22 tysięcy genów. Nie ma to większego znaczenia dla twojej osobowości niż bakterie w twoich jelitach. Nazwać kogoś z mitochondriami od dawcy dzieckiem trojga rodziców jest jak nazywanie człowieka po przeszczepie nerki trójosobową chimerą, bo stosunek genów jest ten sam: 0,2 procenta.


Tym, co się proponuje, jest mikroskopijny przeszczep. To prawda, jest to przeszczep, który zapobiega koszmarnym chorobom powracającym w kolejnych pokoleniach, ale co w tym jest tak niemoralnego?


Głównym argumentem jest to, że nie powinniśmy rzucać się w to pospiesznie bez właściwych konsultacji i analiz. Rzucać się pospiesznie? Było to dyskutowane i badane przez siedem lat. Były trzy niezależne analizy bezpieczeństwa i skuteczności plus wiele dyskusji o etyce.


Przeciwnicy nowych technologii zawsze mówią, że sprawy dzieją się zbyt pospiesznie, jak to zrobili w zeszłym tygodniu z szczelinowaniem.  Jest to ostatnia reduta człowieka, który sprzeciwia się czemuś, ale widzi, jak wszystkie jego argumenty rozpadają się w drzazgi. Zmiana prawa nie stworzy też wolnej amerykanki, a jedynie pozwoli klinicystom na zwrócenie się do Human Fertilisation & Embryology Authority (HFEA) o licencję. Każdy przypadek będzie więc badany i zatwierdzany przez naukowców, prawników i etyków, którzy są bardziej kompetentni niż przeciętny poseł do parlamentu.  


Od czasu pionierskiego raportu Baronowej Warnock o badaniach embriologicznych w 1984 r. Wielka Brytania regulowała postępy w genetyce i embriologii przez pozwolenie parlamentowi na nadawanie ogólnego tonu etycznego i społecznego, a potem przekazanie szczegółów do HFEA. Proces ten jest podziwiany na arenie międzynarodowej. Kościół w rzeczywistości żąda, by parlament został ciałem nadzorczym badań i praktyki medycznej.


Skandalem jest, że, jak rozumiem, Doug Turnbull, naukowiec z Newcastle University, który kieruje badaniami mitochondrialnymi, nie został ani razu zaproszony do doradzającej Kościołowi anglikańskiemu w sprawie tej decyzji rady arcybiskupiej, żeby przedstawił im sprawę zanim wydali fatwę przeciwko dawstwu mitochondrialnemu. Wiedząc, że zbliża się ta debata (i, jeśli zostanie przyjęta przez Izbę Gmin, za trzy tygodnie dojdzie do Izby Lordów), poszedłem do profesora Turnbulla, oprowadzono mnie po jego laboratorium i zadałem mu kilka pytań.


Przysłuchiwałem się, jak dwukrotnie prezentował sprawę w parlamencie. Przy żadnej z tych okazji nie było tam ani jednego biskupa.


A może nasi duchowni niepokoją się śliskimi równiami pochyłymi i grozą możliwych przepaści. W takim razie mogliby cofnąć się i przeczytać, co ludzie mówili i przeszczepach serca, zapłodnieniu in vitro (IVF) i przedimplantacyjnej diagnostyce genetycznej (PGD; jest to wybór zdrowych embrionów do IVF). Te dyskusje pełne były mrożących krew w żyłach ostrzeżeń, do czego to może doprowadzić. Jak twierdzili pesymiści, gdy tylko ludzie będą mogli wybierać dawców lub wybierać embriony, popędzą do eugenicznego banku plemników w poszukiwaniu wspaniałych genomów dla dzieci na zamówienie.


Nie: okazało się, że ludzie chcą IVF na ogół po to, żeby mieć własne dzieci i uniknąć koszmarnych chorób. Przeszczepy, IVF i PGD tworzą szczęście na niemal przemysłową skalę i nie mają niemal żadnych niedostatków etycznych.


To nie jest żadna śliska równia pochyła. Idziemy powoli i ostrożnie, a życie dzięki postępom nauki staje się nieco lepsze.


W tej debacie najbardziej zaskoczyło mnie kilku posłów konserwatywnych, którzy wiedli atak przeciwko terapii mitochondrialnych przeszczepów. Sądziłem, że w konserwatyzmie chodzi o to, by na tyle, na ile to możliwe, pozostawiać decyzje jednostkom i rodzinom zamiast państwu. Jeśli uważasz, że ludzie powinni mieć wolność wyboru szkoły, mógłbyś też sądzić, że mogą mieć wolność wyboru zdrowych mitochondriów dla swoich dzieci.


Mamy tu rodziców, których dzieci, gdyby je mieli, narażone byłyby na bolesne schorzenia. Mówią oni, że chcieliby otrzymać możliwość wypróbowania procedury usuwającej to zagrożenie. Z pewnością racjonalne jest powiedzenie, że jeśli państwo uważa tę procedurę za bezpieczną, do rodzin należy decyzja, czy pragną jej spróbować. Skąd politycy i księża mogliby wiedzieć, co jest najlepsze dla matek w takiej sytuacji?


Oto co mówi rodzic, Alison Maguire: “Dla rodzin takich jak nasza, rozpatrywanie ryzyka różni się bardzo od tych, którzy z boku zgłaszają sprzeciw, nie mając żadnego prawdziwego zrozumienia tej choroby”.


Mówi ona, że ryzyko, iż coś może zawieść później w dorosłym życiu któregoś z takich dziecka, trzeba przeciwstawić ryzyku znacznie gorszego losu, na jaki narażone są dzisiaj. „To jest ryzyko, które nasze rodziny przyjęłyby natychmiast, bo w rzeczywistości nie jest to żadne ryzyko, tylko nadzieja”.


W okresie poprzedzającym tę debatę trudno mi było uwierzyć, że ktokolwiek, niezależnie od tego, jak silne ma przekonania religijne, mógłby nie dać się przekonać faktom, kiedy dowie się, jak starannie i pod każdym względem ta procedura medyczna została rozpatrzona. Z pewnością – myślałem – większość chodzących do kościoła ludzi nie praktykuje odmawiania ludziom nadziei, jedynie po to, żeby uniknąć niewielkiej możliwości wydumanego zagrożenia – hmm, właściwie nie wiadomo czym? Nadal nie widzę rozsądnego zastrzeżenia do tej wspaniałej technologii w służbie ludzkiego współczucia. Mam nadzieję, że kiedy sprawa dojdzie do Izby Lordów, to właśnie powie kilku biskupów.


Artykuł pierwotnie ukazał się w Times.

 

Mitochondrial donation is a wonderful opportunity

Rational Optimist, 2 lutego 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.