Tożsamość i rozum


Marcin Kruk 2015-02-10

 Discarding images BL, Royal 6 E IX, fol. 6r

 Discarding images BL, Royal 6 E IX, fol. 6r



Zaiste powiadam wam, że z powodu belki w oku mamy tylko widoczność peryferyjną. Na początku były trzy słowa napisane na płocie: „Janek jest głupi”. Było to jeszcze przed Wielkim Wygłupem. Był tylko płot i Pan Stworzenia, Janek był dopiero in spe, a Pan Stworzenia wiedział, że będzie on głupi.  


Projektując Inteligentnie Janka, który w założeniu miał być produktem finalnym, ostateczną konsekwencją Wielkiego Wygłupu, Pan Stworzenia wmontował mu belkę do oka, by wyostrzyć jego postrzeganie słomki w oku sąsiada.

 

Tereso, nie pij już – powiedziałem zmartwiony widząc, że czterech jeźdźców apokalipsy siodła konie i bierze noże w zęby.

 

Szczypiorek – odpowiedziała Teresa proroczym głosem, a jej proroctwo pozostało niepojęte, tak dla mnie, jak i dla reszty towarzystwa.  

 

Jestem katoliczką, więc w piątki nie jem mięsa, bo cieszę tym Wszechmocnego Boga – ciągnęła dalej - To cytat, zmyślony, ale wielce prawdopodobny. Słomka w oku siostry-katoliczki. Jak się zastanowić, to słomka jak dąb.  

 

Spory o posty i bezmięsną dietę bywały krwawe. Wszechmocny stworzył wszechświat, albo kilka wszechświatów, więc musimy go chwalić. Chwała na wysokościach, a pokój na Ziemi przyjdzie po żniwach.

 

Szaleju się najadłaś – zapytał Tomek życzliwie, przyglądając się jednak Teresie podejrzliwie.

 

Na grządkach buddyjskich mnichów rosną gorsze rzeczy, wysłuchałam kazania kuzynki o belkach i słomie, i im dłużej mówiła, tym słoma w jej oczach była większa. Oczywiście nie mogłam wykluczyć belki w moim oku, ale powiadam wam, że wzbierała we mnie niechęć do tej sieczki.        

 

Żeby nie dostać szału, zajęłam się refleksją nad belką w moim oku. Wiecie jednak jak to jest, bliźni ignorowany zaczyna szarpać za rękaw, żeby zwrócić na siebie uwagę i wtedy niezależnie od pory roku, słoma w jego oku rośnie jak szalona. Słoma odmiany goliat. Czułam się jak Dawid bez procy, albo jeszcze gorzej, Dawid z procą, ale bez kamyka.

 

Nawiasem mówiąc, mały Dawid z procą nigdy nie wydawał mi się królewski, raczej urwis z burzą zmierzwionych włosów. Tak czy inaczej, kamyka nie było, diabli wzięli refleksję nad belką we własnym oku, bo krowa z belami słomy w oczach postanowiła moje drogi prostować, twierdząc że z powodu tej belki w oku błądzę.

 

Misia dyskretnie odsunęła kufel, który był na wpół pusty, ale na nieszczęście również na wpół pełny. Teresa te zabiegi skwitowała uśmiechem pobłażania, przysunęła kufel ponownie i orzekła, że tracimy życie na szukanie świętego Graala, podczas, gdy prawdziwym problemem jest belka w naszym oku. Dostrzeżenie belki utrudnia nam źdźbło w oku sąsiada.

 

- Ku czemu zmierzasz – zapytał Tomek, rozumiejąc, że powrót do dyskusji o stanie państwa nie jest już możliwy, a my wszyscy wiedzieliśmy, że o stanie państwa rozmawia się najlepiej u progu zimowych wakacji, Teresa była nam znana, wiedzieliśmy, że raz chwyconej władzy nie oddaje nigdy, nawet na trzeźwo, jednak w stanie trzeźwości koncentrowała swoją uwagę na młodym pokoleniu, które patrzyło na nią z niekłamanym szacunkiem, wymuszonym tyranią ciepłej stanowczości. Czasem miałem wrażenie, że potrafi łeb urwać, zmuszając ofiarę do uśmiechu głębokiej wdzięczności.

 

Teresa powtórzyła pytanie Tomka. No właśnie – powiedziała niemal tryumfalnie – wiem, że nic nie wiem, więc myślę, że jestem, jaźń odzwierciedlona w oku sąsiada z źdźbłem w oku wypacza własny obraz, który jest ułomny, ale chyba nie jest aż tak komiczny, jak obraz jaźni sąsiada w moim. Spróbuję to wyłożyć najprościej. Kuzynka, chrześcijańska wegetarianka, przelotnie nawet dość sympatyczna, mało strawna po czterech minutach, bo zajęta sobą, a raczej swoim wnętrzem, które faktycznie wymagałoby przemeblowania, ale ja nie jestem architektem wnętrz. Od dziecka pasjonowała mnie chemia, a ona jest wolna od chemii. Czy umiecie sobie wyobrazić chrześcijańską wegetariankę urzeczoną Franciszkiem?

 

Pokręciliśmy zgodnie przecząco głowami. Teresa wypiła mały łyk piwa i na moment zapadła w zadumę.                                     


Kuzynka, zwolenniczka Inteligentnego Projektu, więc próbowałam wyjaśnić, że jeśli IP, to zgodnie z logiką Hellera, bóg jest iksem w matematyce, a zatem WW jest O.K., ale pod WW podstawiamy Wielki Wygłup z tablicą Mendelejewa w tle i mgławicową teorią samego iksa.

 

Kuzynka tak wysoko nie sięga, nic tylko Franciszek,  który wyprowadzi nas na prostą, obiecując nawet, że nasze zwierzaki pójdą z nami do nieba. Nie na moje nerwy te rozważania o przepisach na kaloryczne sałatki i życie wieczne w towarzystwie futrzaków, więc kuzynka budzi w moim gadzim mózgu gadzie odruchy i zaczynam kłapać zębami. Ludzkie. Mówię jej, że papież Franciszek nie dostrzega źdźbła w oku świętego Franciszka, który owszem, zwierzęta kochał, ale ponoć komarów nie lubił, a i wszy życia nie darował, tymczasem habitat wszy był wówczas wspaniały. Papież Franciszek nie wspomina o pchłach i komarach, nie wyjaśnia również, czy nasi ulubieńcy pójdą z nami do piekła jeśli coś pójdzie nie tak.

 

Nasze ograniczenia płyną z naszej tożsamości, tożsamość jest belką w oku, belka zmienia obraz świata, co widzimy wyraźnie obserwując kątem oka innych. W naszym własnym myśleniu kryją się błędy, ale niech mnie bóg broni, by mi je wskazywała kuzynka, bo wyląduję na pielgrzymkach z sałatkami, twarożkach ze szczypiorkiem i z matematyką iksa bez podstawki.

 

Teresa dopiła resztę złocistego płynu i orzekła, że rozum oczekuje byśmy się siebie zaparli, niewykluczone, że po trzykroć, bo bez tego nigdzie nie dojdziemy. Ja zresztą nawet nie powinnam nigdzie teraz dochodzić, gdyż jako osoba niemal powszechnie szanowana, powinnam się w jaźni bliźnich odzwierciedlać niepokalanie. Proszę anioła o odstawienie do domu.

 

Jacek, który tego wieczoru przyjął na siebie rolę bezwzględnie trzeźwego wozaka wstał z ławy i podał jej ramię.