Islam, lewica i sprawa polska


Igor Mencel 2015-02-07

Lewica wobec islamu – czas wyborów.
(Listy do redakcji)

W stanowczej relacji Millera wobec wojny z terroryzmem, przypomnianej ostatnio w związku z tajnymi więzieniami, wystąpiło coś, co nazwałbym instynktem cywilizacyjnym – wyczuciem momentu, w których istota Zachodu jest zagrożona. Instynktu tego pozbawieni wydają się zachodni spadkobiercy dobrobytu, rozpieszczone dzieci kontrkultury lat 60. i 70. Czy niemiecki europoseł Zielonych, Reinhard Buetikofer zareagowałby takim oburzeniem, gdyby powiedziano, że to w kościołach znajdują się nasi wrogowie? Oczywiście – nie. Jednak stwierdzenie Korwin-Mikkego, że znajdują się oni w meczetach, rozjuszyło Zielonego ex-maoistę.

Fascynujące jest jak awangarda zachodniej lewicy obyczajowej nie jest zdolna do nawet najmniejszej krytyki islamu. Te same cechy wykazuje Judith Butler, w swoich wystąpieniach oraz książce „Ramy wojny” retorycznie budując narrację, w której np. u amerykańskich żołnierzy ma miejsce homofobia, natomiast u islamskich bojowników „tabu homoseksualizmu”.

To problem pięknego ducha, wskazany przez Agatę Bielik-Robson, niedostrzeganie z pozycji eleganckiej filozofii multikulturalizmu, iż wszystkie kraje, w których homoseksualizm karany jest śmiercią są państwami islamskimi, że młodzież LGBT w Holandii i Wielkiej Brytanii obawia się na ulicach przede wszystkim muzułmanów. Instynkt cywilizacyjny ma pomagać bronić cywilizacji zachodniej, którą czas najwyższy zacząć nazywać laicką, nie judeo-chrześcijańską. Laicką, nie dlatego, że jest anty-religijna – nie jest i nigdy nie będzie, skoro większość populacji świata (może nie licząc np. Japonii) ma niezmienną potrzebę wiary. Laicką z tego względu, że od setek lat (w różnym stopniu w odmiennych miejscach i na różnorodnych poziomach) prawo jest świeckie, a euroatlantycka nauka coraz mniej skrępowana wierzeniami. To prawo, nauka i edukacja wpływa na życie ludzi Zachodu bardziej niż cokolwiek innego.

Cywilizacja laicka wywodzi się z chrześcijańskiej i zawdzięcza jej swoje istnienie – tylko chrześcijaństwo, niezwykły w dziejach projekt, przeżyło swoje oświecenie, zmierzyło się ze swoim zaprzeczeniem. Dzisiaj w krajach takich jak Wielka Brytania i Szwecja, państwowe kościoły chrześcijańskie biorą całkowity udział w postępowych działaniach społecznych.

Owszem, są to kościoły protestanckie, ale w Polsce możliwa byłaby twarda, a jednocześnie dialogiczna relacja z Kościołem. Doskonale wydaje się to rozumieć Magdalena Ogórek ze swoim wyważonym stosunkiem do klauzuli sumienia. Antyreligijność w wydaniu Palikota czy Hartmana może zakończyć się wyłącznie fiaskiem, a nieustannie podkreślany ateizm ma więcej wspólnego z żywiołową odwróconą religijnością niż świeckością. Chorobą polskiej polityki jest niemożliwość przyznania racji politycznemu oponentowi, niedocenianie zasług niezaprzeczalnych. Zakłada się, że z konkurentem nie może łączyć żadna sprawa, należy krytykować wszystko – stąd też szok i oburzenie na rozmowy Millera z Kaczyńskim. Dziś lewica powinna posłuchać co na temat sytuacji w Europie mówią wszystkie strony politycznej sceny. I tak na przykład Louis Maliot, wiceprzewodniczący francuskiego Frontu Narodowego słusznie zauważa, iż muzułmanie muszą dostosować się do wartości Republiki – nie odwrotnie. Podaje przykład katolików, którzy w 1905 roku zacisnęli zęby i zaakceptowali zmiany prawne tworzące laickie państwo.

Lewica musi przestać bać się absurdalnego oskarżenia o „islamofobię” i zauważyć, że z islamistami dużo więcej łączy prawicę. Konserwatyści z Frondy i islamiści mają przecież identyczne poglądy na sprawy społeczne – pozycję kobiety, małżeństwo, dzieci, status religii w państwie, wolność obyczajową. Reakcyjni muzułmanie i skrajna prawica powinna w zasadzie tworzyć wspólny front, fundamentalnie religijny, homofobiczny, pragnący cenzury. Nie przypadkiem to prawicowe środowiska zaznaczają, że „nie są Charlie”.