Refleksje z Paryża


Richard Landes 2015-01-29


Le tout Paris mówi o tym. W zeszłym tygodniu w całym Paryżu słyszeliśmy głosy przerażenia i zdumienia, a teraz także dumy. Dwa miliony w Paryżu, trzy miliony w całej Francji. Dzień jedności narodowej, w której wszyscy, jakiekolwiek byłyby ich inne tożsamości, są Francuzami: „Wszyscy jesteśmy Charlie Hebdo. Wszyscy jesteśmy policjantami. Wszyscy jesteśmy Żydami. Wszyscy jesteśmy wolni”.

Był to wspaniały pokaz solidarności; kolektywne zatwierdzenie kontraktu społecznego. Wydobyło najlepsze rzeczy, z jakich składa się Francja, które uczyniły ją symbolem wolności i odwagi tak wielkiej, że nawet ludzie, dla których francuski jest, no cóż, trudny, niemniej są frankofilami. Prezenter wiadomości mówi: „Wczoraj Paryż był, bel et bien, stolicą świata”. Albo słowami prezydenta Hollande: “la France est toujours le point du rassemblement du monde quand la liberté est en jeu” (Francja jest i zawsze będzie miejscem, gdzie zbiera się świat, kiedy wolność jest zagrożona).


A co doprowadziło Francję, stolicę świata, do tego pokazu jedności? Powiedzenie „nie” na niewiarygodne – niektórzy mówią „bezsensowne” – zamordowanie 12 karykaturzystów, masowe i dobitne oświadczenie refus -  odmowa „ugięcia kolan”, „milczenia”, tolerowania przemocy miecza przeciwko piórom, zniesienia tego napadu na fundamentalne wartości Francji w milczeniu. Mówiąc słowami głównego męczennika, „Charba”, które przyjęto jako motto manifestacji: “Lepiej umrzeć stojąc niż żyć na kolanach”.  


Wszędzie wokół widać zaszokowanie, zdumienie. “Mais, skąd wzięło się to szaleństwo?” Jak mogło się to zdarzyć we Francji?!? Udrapowane na wielkim pomniku, na Place de la République: POURQUOI? Dlaczego ta bezsensowna przemoc?


Niektórym z nas jednak, choć jesteśmy bardzo poruszeni wydarzeniami w Paryżu, trudno jest czerpać niezmącone zadowolenie z powodu tej fali społecznej solidarności. Przez piętnaście lat płynął nieustanny strumień silnych dowodów wszystkich tych trendów, które teraz, po tym ostatnim napadzie dżihadystów tak brutalnie zaszokowały całą Francję. Ci spośród nas, którzy śledzili te trendy przez ostatnich piętnaście lat, są zdumieni, że tak wielu naprawdę nie widziało, co nadchodzi.


Częściowo ta ignorancja wypływa ze znakomitej decyzji dżihadystów, by zacząć od Żydów. Z wielu powodów, a żaden nie jest szczególnie chwalebny, wielu spośród francuskich dziennikarzy i członków elit politycznych wolało nie mówić o tych atakach na Żydów. W czasie zamieszek i tortur-morderstwa Ilana Halimi w Paryżu (2005-6), był to “stan zaprzeczenia”. Terroryści, duzi i mali, którzy uważali się za mudżahedinów, mogli napastować Żydów z niemal pełną bezkarnością, nawet kiedy zostali schwytani, i zaostrzać swoją wyznaniową i fizyczną broń.


Przy takim milczeniu na niewielką grupę spadło zapisywanie wydarzeń od samego początku dżihadystycznej agresji na Żydów, to jest, zanotowanie wczesnych etapów dziejących się  nieszczęść kulturowych i społecznych, które dotknęły Francję w nowym stuleciu. W ciągu trzech lat zaczęła powstawać ważna literatura, która zarówno dokumentowała, jak analizowała ten nagły i niepokojący nowy rozwój sytuacji na Zachodzie.  


Niemniej Żydzi w tym okresie czuli się, jakby byli – ujmując to słowami jednego z pierwszych blogów  - w getcie ze szkła. Nikt na zewnątrz nie słuchał. Jeśli Żyd pada na przedmieściu, a le grand public tego nie słyszy, to czy został on naprawdę zamordowany? Kiedy Andrew Hussey pisał o French Intifada: The Long War between France and its Arabs (2014), niemal nie wspomina tych właśnie lat, kiedy problem stał się o tyle poważniejszy.


Kiedy francuska polityk Segolène Royale zapewnia Izraelczyków, że “l’anti-semitisme n’a pas sa place en France” (We Francji nie ma miejsca na antysemityzm), jest to retoryczne nadużycie czasu teraźniejszego. Przez ostatnich 15 lat antysemityzm miał wielkie miejsce we Francji, paląc się jasno wśród wielu muzułmanów francuskich, nieustannie naładowywany przez prasę anty-syjonistyczną, która bardziej podkreśla cierpienia Palestyńczyków niż cierpienia doznawane przez Żydów.


A jeszcze samobójcza natura tego wszystkiego: Francuzi nie wiedzą nie tylko, co dzieje się z ich Żydami, ale nie wiedzą, co dzieje się w ich szkołach i w ich więzieniach. W oparciu o ścisłą laïcité (która w tym wypadku oznacza: twoja religia jest całkowicie twoją prywatną sprawą) nikt nie zna dokładnie liczby muzułmanów we Francji (obecne oszacowania wahają się od 3 do12 milionów – osłupiający margines błędu). Nawrócenia na islam w więzieniach można osądzać tylko po rosnącej liczbie próśb o mięso halal. Ci nieliczni, którzy wiedzą więcej, dotarli do tej informacji w szeroko piętnowanej “prawicowej” prasie, która często goni za sensacją.


Ci z nas, którzy próbowali rozmawiać o tych sprawach z pewnymi intelektualistami francuskimi, opowiedzą wam, że, przynajmniej do teraz, na ogół nie chcieli wiedzieć o tym. Ataki na Żydów w szkołach? “Zabierz stamtąd swoje dzieciaki”.  Ataki w banlieues? “A czego się spodziewasz? Spójrz, co wasi bracia w Izraelu robią ich kuzynom”. ”Morderstwo? “Jakiś przypadkowy szaleniec, un déséquilibré”. Wielu zawodowców w dziedzinie przekazywania informacji tak energicznie dewaluuje to, co mówią Żydzi, oskarżeniami o communautarisme (stronniczość), że w 2004 r., kiedy pewna kobieta zmyśliła opowieść o tym, że została zaatakowana jako Żydówka, stało się to wielką sensacją. Była chrześcijanką i następnie dowiedziono jej kłamstwo, ale komentatorzy wyciągnęli wniosek, że wszystkie takie sprawy (tj., skargi Żydów) są podejrzane. Jak ujął to Shmuel Trigano: “Les juifs ne peuvent pas témoigner” (Żydzi nie mogą być świadkami). W rzeczywistości, przez ponad dziesięciolecie Żydzi we Francji mieli olbrzymie trudności z przedstawianiem skarg na ataki na nich. Trigano zatytułował swój zbiór esejów z tego okresu: Quinze ans de solitude: Juifs de France 2000-2015 (Piętnaście lat samotności, Żydzi we Francji 2000-2015).


Tak było do tego tygodnia, kiedy dżihadyści w niesłychanie głupim posunięciu wzięli Żydów na zakładników w solidarności z tymi, którzy zamordowali personel „Charlie Hebdo”, w oczywisty sposób wiążąc los francuskich Żydów z losem la République: Je suis Charlie. Je suis juif. Kiedy więc w wieczór przed marszem Roger Cukierman, stary przywódca społeczności żydowskiej, powiedział widzom francuskim, że podczas gdy w jego pokoleniu Żydów francuskich wszystkie dzieci chodziły do szkół publicznych, po tylu latach maltretowania, Żydzi wolą nawet szkoły chrześcijańskie od publicznych szkół (laickich) (co jest szerszym zjawiskiem europejskim), zaskoczył znacznie więcej ludzi niż tylko dziennikarza, który przeprowadzał z nim wywiad. I kiedy naczelny rabin Tunezji wyjaśnił Francuzom, że syn pisał mu z Paryża, iż nie może nosić jarmułki publicznie ze strachu przed napadem, był to pierwszy raz, kiedy większość Francuzów usłyszała o tym, o czym Żydzi francuscy – włącznie z odwiedzającymi Izraelczykami – wiedzieli od piętnastu lat. Wreszcie, Żydzi mogą składać świadectwo.


Obecnie francuskie postaci publiczne, jak premier Manuel Valls, oznajmiają głośno i wyraźnie to, co wielu Żydów francuskich od tak dawna chciało usłyszeć: “Bez swoich Żydów Francja nie jest Francją” – piękny, wielokulturowy wariant bardziej naładowanego testosteronem powiedzenia De Gaulle’a: “Bez swojej chwały, Francja nie jest Francją”. Jedną z najbardziej uderzających cech tego marszu była wielka liczba ludzi noszących plakaty „Jestem Żydem”. Jedną z wielkich nieobecności w tym marszu, uderzającą tym bardziej, że były wszechobecne w długiej liście wspaniałych manifs — francuskie słowo na demonstrację – promowane w ostatnich dziesięcioleciach przez lewicę “przeciw wojnie, przeciw rasizmowi”, były zjadliwie antysyjonistyczne plakaty: nie było teraz żadnych „Gwiazda Dawida = swastyka”, żadnych wizerunków kapitalistyczno-syjonistyczno-imperialistycznego Antychrysta, żadnych wezwań do zemsty na Izraelu i Żydach za przestępstwa prawdziwe, a częściej wyimaginowane.  

Pytanie na wszystkich ustach brzmi teraz: dokąd idziemy? Nasz 11 Września? Czy znaczy to Patriot Act dla Francji? Co nam to mówi o wpływach dżihadystów we Francji?


Spójrz na to z tego punktu widzenia. Zamach na „Charlie”, podobnie jak zamachy na Salmana Rushdiego i jego wydawców, i jak na karykaturzystów duńskich, są o dżihadystach rozciągających prawa szariatu na niewiernych żyjących w Dar al Harb (na Zachodzie czyli w świecie nie-muzułmańskim). To rozciągnięcie prawa szariatu stara się narzucić wyprzedzającą, antycypacyjną dhimmitude: niewierni na całym świecie nie odważają się obrazić islamu lub proroka zgodnie z tym, co według dżihadystów stanowi nieakceptowaną obrazę. Widzimy tutaj długie milczenie prasy, ich niechęć do pokazywania jakichkolwiek wizerunków Mahometa, nawet kiedy takie wizerunku stanowią wiadomości, ich autocenzurę przy pokazywaniu wrogości, a nawet przemocy muzułmanów wobec Żydów.


Kiedy więc dziennikarze wiadomości głównego nurtu, których publikacje przez 15 lat wyraźnie unikały tych istotnych spraw, nagle wychwalają „Charlie Hebdo” jako „kolegów dziennikarzy” i bohaterów wolności słowa, są to puste slogany. Kiedy Lise Doucette, stojąc na Place de la République, gloryfikuje honor i odwagę dziennikarzy, a równocześnie BBC odmawia publikacji “obraźliwych” karykatur “Charlie Hebdo”, kiedy Tim Kreider obiecuje w “New York Times” wznieść kieliszek za swoich odważnych kolegów karykaturzystów i nie oszczędzać nikogo, podczas gdy “New York Times” reprezentuje tchórzostwo i posługuje się najbardziejjawnie fałszywymi z zasadniczych wymówek, można się zastanawiać, jak głęboki jest brak samoświadomości w tej szlachetnej profesji.


I kiedy młody (nie-żydowski) uczeń francuski z Lycée Blaise Pascale w Chateauroux zostaje barbarzyńsko pobity przez gang 15-16-letnich muzułmanów, których “religia była obrażona” przez jego wpisanie czegoś o “laïcité” na Facebooku, czy prasa poinformuje, co to jest – kolejna agresja na Republikę ze strony “des jeunes” przepojonych poczuciem prawa dominacji własnej religii? Czy też łobuzy wrócą, w znacznej mierze pod swoją zwykłą przykrywką milczenia mediów i administracyjnej niechęci do konfliktów, i wygnają ze szkoły nie tylko uczniów żydowskich, ale każdego, kto przemawia za wartościami cywilizacji?  


Z pewnością trudno będzie odzwyczaić pewne elity francuskie i europejskie od ich anty-syjonizmu, jednego z głównych paliw zarówno agresji dżihadystów, jak milczenia mediów wobec dżihadystycznych napadów na Żydów w Izraelu i poza nim. Zaledwie kilka dni przed zamachami w Paryżu francusko-niemiecka sieć telewizyjna Arte pokazała specjalny film dokumentalny Petera Kominsky’ego, The Promise, ciężką dawkę śmiercionośnej narracji, którą Palestyńczycy opowiadają o maltretowaniu przez Izraelczyków w 1948 r. Tim Wilcox nie mógł znieść, by francuska Żydówka – na antenie! – miała prawo porównywania obecnych warunków do lat 1930. i przerwał jej słowami: “Wielu krytyków polityki Izraela powiedziałoby, że Palestyńczycy także cierpią niezmiernie z rąk Żydów”. Jak z opowieścią o  “le petit Mohamed”, którego wizerunek “zamienił, wymazał zdjęcie chłopca z warszawskiego getta”, dla wielu komentatorów rozmiłowanych w teologii zastąpienia, według której Żydzi robią Palestyńczykom to, co naziści robili im, cierpienie palestyńskie przebija – musi przebijać - cierpienie żydowskie. Niewielu zauważa, że poglądy dżihadystów są szeroko podzielane przez palestyńskich przywódców i palestyńską ludność, zarówno religijna, jak świecką. Ah non, alors là, vous exagérez, mon cher (Och, nie, tutaj przesadzasz, przyjacielu.)


Czy Francja potrafi wysłuchać tego, co Żydzi mają do powiedzenia? Czy także ci, którzy zgadzają się z Vallsem, naprawdę poważnie rozważają, co dzieje się z Żydami we Francji? Czy potrafią usłyszeć wezwania Netanjahu do Żydów francuskich, by przyjechali do Izraela, nie przede wszystkim jako obrazę honoru narodowego, czym niewątpliwie jest, ale jako naganę, która powinna wywołać nieco autorefleksji w sprawie tego, co zrobiła Francja, że w ogóle przyszedł mu do głowy pomysł takiego wezwania? Czy potrafią zobaczyć w izraelskich pochówkach ofiar z HyperCacher nie odrzucenie tożsamości francuskiej, ale pragnienie pochowania ich tam, gdzie ich groby nie zostaną zbezczeszczone? Czy Żydom nadal będzie wolno nieść świadectwo, czy też niektórzy członkowie inteligencji francuskiej raz jeszcze skwapliwie zwrócą się do “alter-juifs” do asajews, do jako żyd, czyli do tych Żydów, którzy uważają, że okazują wielkoduszność przez publiczne promowanie narracji wojny przeciwko własnemu narodowi?


Czy był to dzień historyczny, w którym Francja znalazła narodową wolę oporu? Czy też będzie to największe selfie w historii, smutna opowieść o niemal nieprzerwanym i aż nazbyt często niezasłużonym samouwielbieniu?


Żrącą ironią uwagi Trigano o niezdolności Żydów do dawania świadectwa jest to, że niezależnie od tego, jak wielu wśród francuskich profesjonalistów informacji odziewa swoje zachowanie w szaty ideologiczne – postkolonialne, antyimperialistyczne, anty-syjonistyczne, postmodernistyczne przełamywanie granic „my-oni” – obecnie popełnili z punktu widzenia dżihadystów kolektywny akt podporządkowania się. Dhimmi nie ma prawa składać świadectwa w sądzie. Jako pierwszy cel agresji dżihadystycznej na Zachód Żydzi byli pierwszymi, których poddano tej antycypacyjnej dhimmitude. A kiedy część prasy europejskiej ucisza ich świadectwo, nie tylko uczestniczą w tym procesie podporządkowywania po stronie dżihadystów, ale przygotowują własne podporządkowanie później.


Bez swoich Żydów Francja nie ma przyszłości, powiedział jeden Francuz, a rozumiał przez to republikańską, demokratyczną Francję. Historia tej przyszłości zostanie napisana w kolejnych miesiącach, latach, dziesięcioleciach. Historia ostatnich 15 lat nie jest jednak ładna i nie świadczy dobrze o własnym obrazie Francuzów jako ludzi odważnych i nieugiętych. Czy Francuzi potrafią odwrócić się od pozowania jako wiodące światło liberté i przez trudną samokrytykę i reformy stać się prawdziwymi przywódcami wolnego świata w tej trudnej godzinie?


Jako całożyciowy wielbiciel Francji i demokracji mam gorącą nadzieję, że potrafią. Jako obserwator i krytyk inteligencji francuskiej przez ostatnich 15 lat, nie jestem bardzo optymistyczny. W zasadzie trudno wyobrazić sobie cywilizację, która z próżności popełnia samobójstwo; stąd, z Francji, nie wydaje się to tak niewyobrażalne.


Reflections from Paris

Marginalia, 23 stycznia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Od Redakcji

Nasze krajowe podwórko jest skromne i leży na uboczu. Warto jednak odnotować, że i u nas niektórzy są przekonani, że walczą z rasizmem i antysemickimi uprzedzeniami. Salon24 właśnie donosił: "Prokuratorzy stanęli do walki z rasizmem i ksenofobią" chwali się Prokurator Generalny. Czy ma powód?”  Resztę tego doniesienia można przeczytać tutaj.    



Richard Allen Landes


Amerykański historyk, wykładowca na Boston University, dyrektor bostońskiego Center for Millennial Studies. Autor szeregu książek o średniowieczu i ruchach apokaliptycznych. Obserwator konfliktu na Bliskim Wschodzie (to on ukuł pojęcie „Pallywood” na wyprodukowane ze statystami filmy mające być „dowodami” przeciwko Izraelowi). Jest również autorem dwuczęściowej druzgoczącej analizy  tzw. „Raportu Goldstone’a”.