Przepraszamy, że zwyciężyliśmy


Liat Collins 2015-01-27

Ephraim Kishon (zdjęcie: BARRY DAVIS)
Ephraim Kishon (zdjęcie: BARRY DAVIS)

Ostatnio dużo myślałam o satyryku Ephraimie Kishonie. Nie dlatego, że satyra wywołała wiele uwagi w następstwie morderstw w “Charlie Hebdo”. I nie dlatego, że prace Kishona przeżywają odrodzenie w serii imprez upamiętniających 10 rocznicę jego śmierci. Myślałam o tytule jego książki z 1967 r. So Sorry We Won! (Bardzo przepraszamy, że zwyciężyliśmy!), który nadal zwięźle podsumowuje kłopotliwe położenie Izraela po wojnie sześciodniowej.

Ten urodzony na Węgrzech i ocalony z Holocaustu pisarz (“Popełnili błąd, zostawili przy życiu jednego satyryka” – pisał o nazistach) stał się fenomenalnym obserwatorem kondycji człowieczej. Jego prace przetłumaczono na 35 języków, z niemieckim, który jak na ironię dostarczył największego rynku dla jego twórczości. Zmarł 29 stycznia 2005 r. w Szwajcarii. W tym tygodniu zastanawiałam się, jak dziś interpretowałby sytuację na świecie (włącznie z faktem, że w styczniu 2015 r. gospodarka Szwajcarii miała czkawkę, podczas gdy gospodarka Izraela – mimo wojny, terroryzmu i częstych wyborów – nadal trzymała się mocno). Miał cięty dowcip i był bystrym obserwatorem dziwactw klasy średniej – jego opowiadanie o elegancko opakowanej bombonierce, która przechodzi nieotwarta od jednej obdarowanej osoby do drugiej, może brzmieć bardzo znajomo. W Izraelu najbardziej popularna jest jego sztuka “Sallah Shabati” (a następnie film, w którym gra Chaim Topol), o trudnym wchłanianiu fali imigrantów sefardyjskich w latach 1960. 


Przybywający dzisiaj masowo do Izraela Francuzi mają wygodniej, niewątpliwie jednak mogą identyfikować się z tym bólem spowodowanym zderzeniem kultur.

Do najlepiej znanych cytatów Kishona należy powiedzenie, iż “Izrael jest tak małym krajem, że nie ma miejsca do wpisania jego nazwy na mapie” i “To jest kraj, w którym nikt nie oczekuje cudów, ale każdy przyjmuje je jako rzecz oczywistą”.

Także dzisiaj jest to kraj, który stoi w centrum teatru absurdu. Międzynarodowy Trybunał Karny chce postawić Izraelczyków przed sądem za ich odpowiedź na tysiące rakiet, jakie Hamas wystrzelił tego lata, ale nie Hamas za ich wystrzelenie. Wczoraj ONZ miał specjalną sesję o wzroście antysemityzmu, a w następnym tygodniu będzie Międzynarodowy Dzień Pamięci o Holocauście, potem z całą pewnością powróci do ataków na państwo żydowskie i do podminowywania go.

Wydaje się śmieszne, że dwa tygodnie temu szkoły w Jerozolimie i innych miejscach w Izraelu były zamknięte z powodu śniegu; Izraelczycy doskonale przetrwali wojnę, ale nie potrafią poradzić sobie nawet z kilkoma płatkami śniegu. Nie ma jednak nic śmiesznego w przyczynie zamknięcia szkół w Belgii w ostatni piątek albo synagog w Paryżu tydzień wcześniej: zagrożenie terroryzmem.

Wydaje się zdumiewające, że w tym tygodniu kanadyjski minister spraw zagranicznych, John Bair, został obrzucony jajkami przez związanych z Fatahem demonstrantów, którzy oskarżali go o “terroryzm”, kiedy wychodził ze spotkania w Ramallah ze swoim palestyńskim odpowiednikiem, Riadem Malikim, podczas gdy japoński premier, Shinzo Abe, musiał skrócić swoją wizytę w Autonomii Palestyńskiej z powodu porwania przez Państwo Islamskie dwóch obywateli japońskich i trzymania ich jako zakładników.

Witamy na nowym Bliskim Wschodzie, gdzie powróciło  mordercze Średniowiecze.

Atak nożowy w autobusie w Tel Awiwie w środę, w którym rannych zostało 13 osób, ledwie dostał się do wiadomości za granicą. Miał miejsce na dwie godziny zanim wystąpiłam na antenie w regularnym programie Radio New Zealand’s Nights.

“Czy to na pewno był atak terrorystyczny?” – zapytał życzliwy prezenter, Bryan Crump, i nagle zrozumiałam, jak różne są postawy na Bliskim Wschodzie od postaw w świecie, w którym panuje fair play.

Izrael, powiedziałam, nieco inaczej widzi terroryzm.

Ataki “samotnych wilków” nie odbywają się w próżni. Odbywają się w atmosferze, która kultywuje przemoc i terror. Pojedynczy zamachowiec może mieć problemy psychiczne lub osobiste, ale na własną zgubę ignorujecie tło, które sprzyja takim zamachom.

Kiedy Izraelczycy zobaczyli na ekranach telewizorów Mana Harona Monisa, który w Australii żądał, by przyniesiono flagę Państwa Islamskiego do kawiarni, w której w grudniu trzymał zakładników, widzieli zamach terrorystyczny. Dla nas była to, dosłownie, oznaka terroryzmu.

Nie było przypadkiem, że Amedy Coulibaly uderzył w paryski supermarket koszerny tuż przed szabatem, w ten sam sposób, w jaki “Charlie Hebdu” nie został arbitralnie wybrany na cel.

Nawiasem mówiąc, kiedy piszę te słowa, Autonomia Palestyńska nie potępiła ataku nożowego w Tel Awiwie, a Hamas go pochwalił. Tyle wart był marsz prezydenta Autonomii Palestyńskiej z przywódcami państw w Paryżu. Abbas umiał w Paryżu chodzić, ale nie umiał mówić, a przynajmniej nie umiał mówić w sprawie Żydów w Tel Awiwie.

Nawet rozrywka w tym tygodniu ma ponurą stronę: prezenterzy telewizyjni i reporterzy na całym świecie mieli używanie z incydentem podczas konkursu Miss Universum. Zdjęcie selfie zamieniło się w to, co znane jest jako photobombing.

W Miami, przed konkursem piękności, Miss Libanu, Sally Greige, oskarżyła Miss Izraela, Doron Matalon, o wdarcie się przed obiektyw, kiedy robiła sobie zdjęcie z Miss Japonii i Miss Słowenii.

Co stało się z wyrażanym kiedyś jednogłośnie przez kandydatki pragnieniem pokoju na świecie? Powiem wam, co się stało: Miss Libanu dostała się pod ostry ogień rodaków we własnym kraju za zadawanie się z „wrogiem”.

Ten epizod daje wspaniałe możliwości kreatywnych nagłówków i puent, ale nie jest zabawny. Jest to przykład wpływu kampanii „nie - dla normalizacji”, która wymazuje nadzieję na pokój.

Nie mam wątpliwości, że Miss Libanu czuła sie poważnie zagrożona jadowitą reakcją, jaką otrzymała po publikacji przez Miss Izraela tego zdjęcia na Instagramie. Tak zagrożona, że nie była w stanie zlekceważyć tego lub użyć jako szansy pokazania wewnętrznego piękna i okazji do wezwania do rozsądku. Greige musiała oskarżyć Matalon o prześladowanie jej i czekanie na szansę, by uderzyć. Oczywiście, Matalon mogła to właśnie robić – ale nie po to, by zagrozić kandydatce z Libanu, ale żeby wyrazić pragnienie pokoju i solidarności. Miss Egiptu, Lara Debanne, chętnie pozowała z Miss Izraela, ale po wybuchu kontrowersji w Libanie zaczęła unikać dalszych kontaktów z Matalon. Najwyraźniej, nie daje się wyrzucić polityki nawet na konkursie Miss Universe.



Ten incydent posłużył jako zabawna rozrywka, ale oczy były zwrócone na północ nie z powodu atrakcyjności Miss Libanu. Izrael był w stanie najwyższego pogotowia w następstwie nalotu  18 stycznia izraelskich sił lotniczych na cel po syryjskiej stronie Wzgórz Golan, w którym zginął Dżihad Mughnijeh, syn byłego szefa Hezbollahu Imada Mughnijeha, oraz kilka innych osób, w tym sześciu Irańczyków, z których jeden był generałem Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej o nazwisku Muhammad Allahdadi.

Ten incydent wzbudza wiele pytań. Bodaj najbardziej intrygujące jest to: “Czy Izraelowi udało się zbyt dużo?” Zabicie Dżihada Mughnijeha zanim miał szansę przeprowadzić planowany atak daje podwójną korzyść udaremnienia napadu, jak również wysłania silnego przesłania szefowi Hezbollahu, Hassanowi Nasrallahowi.

Przy niewielkiej ilości dostępnej informacji trudno powiedzieć, czy był to totalny sukces wywiadu – upieczenie dwóch pieczeni przy jednym ogniu i trafienie Muhgnijeha Juniora i generał Allahdadiego – czy też błąd wywiadu i Izrael nie wiedział, że Allahdadi też tam był.

Także pytanie o znaczenie obecności tak wysokiego rangą irańskiego dowódcy na terytorium syryjskim ma znaczenie nie tylko akademickie.

W tym tygodniu otrzymaliśmy kolejne przypomnienie, że Iran nie jest miłującą pokój, umiarkowaną odpowiedzią szyicką na zradykalizowane siły sunnickie Państwa Islamskiego. Śmierć w Buenos Aires dra Alberto Nismana na kilka godzin zanim ten oskarżyciel publiczny miał przedstawić oskarżenie, że prezydent Cristina Fernandez i minister spraw zagranicznych Héctor Timerman świadomie ukrywali rolę Iranu w zamachu terrorystycznym w 1994 r. na AMIA, w którym zginęło 85 osób, była niezmiernie wygodna dla rządu argentyńskiego i dla Irańczyków.

Jeśli chodzi o ostrą reakcję, no cóż, ani Iran, ani Hezbollah jak dotąd nie cofali się przed promowaniem terroru: Nastrallah nie gromadzi tysięcy pocisków rakietowych, bo ma takie hobby, osobliwą alternatywę do zbierania znaczków.

W każdym razie nie marnuję łez ani na Mughnijeha, ani na Allahdadiego. Wszyscy jednak powinniśmy mieć się na baczności przed tym, co reprezentuje śmierć Nismana - czy było to bardzo nieprawdopodobne samobójstwo, czy bardziej prawdopodobne zabójstwo (Przypis tłumaczki – Według późniejszych informacji z Argentyny, potwierdzono, że było to morderstwo).

Cry for Argentina, świecie, i miejmy nadzieję, że Kishon spoczywa w spokoju, śmiejąc się ostatni.


Sorry we won

Jerusalem Post, 22 stycznia 2015

Tłumaczenie Małgorzata Koraszewska



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.