Uprawy GMO: spór naukowy rozstrzygnięty


Matt Ridley 2015-01-23


Parlament Europejski podjął 13 stycznia 2015 roku uchwałę pozwalającą krajom członkowskim podejmować samodzielnie decyzje w kwestii upraw GMO. Tak więc, to poszczególne rządy będą teraz decydowały o przyzwoleniu bądź zakazie stosowania nauki w rolnictwie. O kulisach tej uchwały, na dzień przed głosowaniem, pisał na łamach londyńskiego „Timesa” Matt Ridley.

Parlament Europejski będzie jutro głosować, czy pozwolić krajom na decydowanie o własnej polityce w sprawie upraw genetycznie modyfikowanych roślin. Pozwoliłoby to krajom takim, jak Wielka Brytania na swobodę działania, ponieważ istnieją silne dowody, że takie uprawy są dobre dla środowiska, dobre dla konsumentów i dobre dla farmerów; i pozwolić takim krajom, jak Austria, na wzmocnienie zakazu upraw GMO, mimo istnienia takich dowodów. Jest to sojusz racjonalizmu i zabobonu przeciwko biurokracji.

 

Przemilczaną historią jest tu fakt, że jest to triumf subtelnej dyplomacji Owena Patersona – eurosceptycznego byłego ministra środowiska, który wie, jak działać w systemie brukselskich labiryntów. Po tym jak ostro postawił sprawę poparcia dla upraw GMO w dwóch demaskatorskich przemówieniach w 2013 r., zwrócił się do niego jego hiszpański odpowiednik, który rozpaczliwie pragnął odblokować biurokrację niekończących się procesów aprobowania nowych upraw przez Brukselę.

 

Hiszpania, jedyny kraj europejski uprawiający modyfikowaną genetycznie kukurydzę, chciała wypróbować nową odmianę. Procedury akceptacji zostały zaprojektowane przez zielone giganty międzynarodowe - Friends of the Earth, Greenpeace i podobne – które mają olbrzymie wpływy w Brukseli. Przepchanie nowych odmian przez ten labirynt może trwać do dziesięciu lat, co skutecznie odstrasza wnioskodawców.

 

Tak więc, Wielka Brytania i Hiszpania po cichu zaczęły lobbować inne kraje. Te, które były przeciwne GMO, przekonano argumentem, że przekazanie decyzji poszczególnym krajom oznacza, iż mogą kultywować swój zabobonny sprzeciw i żadne światowe reguły handlu nie zmuszą ich do zaakceptowania upraw GMO.  W efekcie, na spotkaniu ministrów w Brukseli w czerwcu ubiegłego roku pan Paterson i jego anty-GMO austriacki odpowiednik, chodzili razem wokół stołu, przekonując inne kraje, by poparły tę propozycję niezależnie od tego, czy podobają im się uprawy GMO, czy nie.

 

Sprawie pomogło to, że propozycję przedłożyli Grecy, którzy są przeciwni uprawom GMO. Uśpiło to podejrzenia Francuzów, którym podoba się istniejący system de facto zakazu przez biurokratyczną mitręgę trwającą tak długo, aż będzie za późno. Tylko Belgia i Luksemburg wstrzymały się od głosu. Teraz ostatnią przeszkodą jest parlament.

 

Z naukowego punktu widzenia spór o uprawy GMO jest właściwie rozstrzygnięty. Przy niemal pół miliarda akrów z uprawami GMO na całym świecie, istnieją niezbite dowody. Uprawy biotechnologiczne są przeciętnie rzecz biorąc bezpieczniejsze, tańsze i lepsze dla środowiska niż uprawy konwencjonalne. Ich korzyści zwiększają się nieproporcjonalnie dla farmerów w ubogich krajach. Najlepszy dowód pochodzi z „meta-analizy” – badania badań – przeprowadzonej przez dwóch naukowców uniwersytetu Göttingen w Niemczech.

 

Zaletą takiej analizy jest, że unika ona wybiórczości i dowodów anegdotycznych. W tej analizie stwierdzono, że uprawy GMO zredukowały ilości pestycydów  używanych przez farmerów o przeciętnie 37 procent i zwiększyły plony o 22 procent. Największe przyrosty plonów i zysków były w świecie rozwijającym się.

 

Gdyby Europa przyjęła te uprawy 15 lat temu: farmerzy uprawiający rzepak użyliby znacznie mniej środków owadobójczych pyretroidów i neonikotynidów do zwalczania stonkowatych, a więc byłoby znacznie mniejsze zagrożenie dla pszczół; farmerzy uprawiający ziemniaki nie musieliby spryskiwać środkami grzybobójczymi do 15 razy w roku, żeby zwalczyć zarazę ziemniaczaną; a farmerzy uprawiający pszenicę nie staliby wobec stagnacji wielkości plonów i rosnącej odporności na pestycydy wśród mszyc, co oznaczałoby wzrost populacji ptaków polnych.

 

A co z tym całym nonsensem o uprawach GMO, które dają kontrolę nad nasionami wielkim firmom amerykańskim? Patent na pierwsze uprawy GMO właśnie wygasł, możesz je więc hodować z własnych nasion, jeśli tak wolisz, a zresztą, konwencjonalne odmiany także są kontrolowane przez pewien okres przez tych, którzy je produkują.

 

Machinacje kościołów i zielonych, wspieranych przez żądanie Unii Europejskiej, by import nie był ulepszony przez inżynierię genetyczną, w zasadzie nie pozwoliły farmerom afrykańskim na uprawianie roślin modyfikowanych genetycznie. Gdyby nie to, farmerzy afrykańscy mogliby obecnie lepiej walczyć z suszą, szkodnikami, niedoborami witamin i toksycznymi zanieczyszczeniami, nie musząc równocześnie kupować tak wiele chemikaliów do oprysków i ryzykować życiem przy ich stosowaniu.

 

Powiedziałem o tym niedawno organizacji charytatywnej, która pracuje z farmerami w Afryce i nie sprzeciwia się uprawom GMO, ale jak dotąd nie odważyła się tego powiedzieć głośno. Namawiałem ich, by zdobyli się na odwagę. Nie możemy tego zrobić, odpowiedzieli, bo musimy współpracować z innymi, większymi organizacjami zielonych, a ukarałyby nas bezlitośnie za wyłamanie się z szeregów. Czy zastraszanie jest naprawdę tak poważne? Odpowiedzieli, że tak.

 

Niemniej Zielona Klucha (Greenpeace i inni) zdaje sobie sprawę z tego, że popełniła tutaj błąd. Nie błąd finansowy – zbiła majątek na donacjach podczas złotego okresu podsycania paniki o uprawach GMO pod koniec lat 90. ubiegłego wieku – ale że wszystko, co osiągnęła, to przedłużenie stosowania oprysków i spowolnienie tempa redukowania głodu.

 

Także ruch farmerów organicznych popełnił błąd. Dla nich uprawy GMO były potencjalnym podarunkiem niebios, które mogły uczynić uprawy organiczne naprawdę konkurencyjnymi, zamiast być małą niszą dla bogatych. Tutaj była technologia organiczna, jako że używa biologii zamiast chemii. W jednym wypadku używa nawet tej samej substancji, by zwalczać owady, której farmerzy organiczni używają od dziesięcioleci – o nazwie Bt.

 

Ruch upraw organicznych postanowił jednak sprzeciwić się uprawom GMO i zapłacił za to skurczeniem się do nieistotnego marginesu: tylko 2 procent żywności sprzedawanej w Wielkiej Brytanii jest obecnie organiczna, a w niedawnym sondażu troski etyczne były najmniej ważącym czynnikiem z dziesięciu, którymi kierują się ludzie kupując żywność. Jak na ironię, ruch upraw organicznych chętnie używa roślin, których materiał genetyczny został zmodyfikowany w znacznie mniej ostrożny sposób – promieniami gamma lub mutagenami chemicznymi – bo są one zaklasyfikowane jako uprawy „konwencjonalne” i podlegają łagodnej regulacji. Na przykład, jęczmień Golden Promise, używany przez organicznych warzelników, został stworzony w reaktorze jądrowym.

 

W praktyce, w Europie, ominęła nas pierwsza fala rewolucji GMO, bo kolejne technologie są inne. Przyszłość leży w kombinacji konwencjonalnego hodowania z precyzyjnym redagowaniem genów, zamiast przeszczepów genów od innych gatunków. Powinno to umożliwić ostatnim krytykom GMO na zlezienie ze swoich wysokich koni bez tego, by ktokolwiek to zauważył.

 

Zwolennicy upraw GMO w żaden sposób nie pragną zakazu konwencjonalnych lub organicznych odmian. Chcą tylko pozwolenia również na uprawy GMO. Ich oponenci jednak nalegają na całkowitą nietolerancję dla rzeczy, do których czują odrazę. Są w tym echa bitwy o wolność słowa.

 

 

Pierwsza publikacja na łamach The Times.

 

GM crops the scientific argument's over

Rational Optimist, 20 stycznia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.