Hipokryzja solidarności –  od Gazy do Ferguson


Kasim Hafeez 2014-12-31


Kiedy mieszkańcy Ferguson w Missouri odczuwali wpływ kolejnych fal zamieszek, które zaczęły się od zastrzelenia Michaela Browna i rozpaliły się znowu, kiedy Darren Wilson, policjant, który zastrzelił Browna, nie został postawiony w stan oskarżenia, kwestie rasy i sprawiedliwości objawiły się w postaci przemocy i rabunków w wielu miastach USA.

Innym pożałowania godnym rezultatem, który zaszokował nawet nas, przyzwyczajonych do walki z antysemityzmem, było to, że wielu antyizraelskich aktywistów przeprowadziło paralelę między sytuacją w Ferguson a sytuacją w Gazie i dokooptowało tę tragedię do własnej sprawy, dołączając się do demonstracji, by propagować własny porządek dnia. Niestety, opinia, że wszystko to jest częścią wspólnej walki, zyskała uznanie i niedawno jeden z graczy NFL [Ogólnokrajowej Ligi Piłkarskiej] mówił o tym w mediach społecznościowych. Nie sądzę, bym musiał tłumaczyć, że nie ma absolutnie żadnej paraleli między tymi dwoma scenariuszami: to nie Izrael jest na ławie oskarżonych, a już szczególnie nie mają prawa sadzać go na niej ludzie, którzy starają się o jego zniszczenie. Te wydarzenia, które obecnie wzmocnił kolejny brak oskarżenia w sprawie śmierci Erica Garnera w Nowym Jorku, ujawniają bezwstydne przywłaszczanie sobie przez tak zwane grupy pro-palestyńskie tragedii i walki innych ludzi, żeby demonizować Izrael.


Nie jest to nowość: kooptowanie walki innych od dawna jest taktyką demonizowania Izraela i utrwalania własnego wizerunku jako ofiary przez grupy, które przyklejają swoją sprawę do spraw całkowicie z nią niezwiązanych. Poczynając od wykorzystywania Holocaustu, walki o swoje prawa Indian amerykańskich, apartheidu RPA, do mitu, że walka ludu palestyńskiego jest odbiciem lustrzanym walki o prawa obywatelskie Afroamerykanów, nie ma takiej traumy historycznej, która nie zostałaby zarekwirowana dla celów propagandowych.


Mimo że twierdzenia, iż “walka” palestyńska jest paralelą do ruchu o prawa obywatelskie czarnych, zostały rozbite w puch przez działaczy tego ruchu, włącznie z Chlöe Valdry and Dumisani Washingtonem, antyizraelscy aktywiści nie ustają w robieniu takich porównań i przywłaszczaniu sobie walk Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych, twierdząc, że są równoznaczne z ich walką. Po śmierci Nelsona Mandeli widzieliśmy jak jego pamięć została porwana, by wspierać sprawę antyizraelską i raz jeszcze cierpienia pokoleń czarnych mieszkańców RPA w systemie apartheidu zostały użyte przez aktywistów antyizraelskich, by rościć sobie braterstwo w cierpieniu. Wszyscy powinniśmy być oburzeni tą jawną pogardą wobec historii i tego, co jest faktem, kiedy takie grupy kradną traumę i cierpienia wielu, obrażając pamięć tysięcy, którzy zginęli, a w tym celu używają oszczerstwa o rzekomym apartheidzie w Izraelu.


Zastanawiam się nad selektywnym oburzeniem tych “aktywistów”, noszących kefije i wymachujących zmodyfikowanymi flagami arabskimi (znanymi jako flagi palestyńskie), krzyczących, że amerykańscy policjanci są rasistami i że USA nie zaznają pokoju dopóki nie nastanie sprawiedliwość. Twierdzą, że Palestyna stoi wraz z Ferguson za sprawiedliwością dla wszystkich, a szczególnie dla społeczności afro-amerykańskiej, ale są zdumiewająco niemi w kwestii rasizmu w Gazie i w całym świecie arabskim.


Obok  systemowego rasizmu i częstych prześladowań tych, którzy należą do grup mniejszościowych w Gazie, pospolity rasizm jest endemiczny. W listopadzie 2013 r. Asma Al-Ghoul pisała w „Al-Monitor”, „Hej, czekolada”, „Hej, cappuccino”, „Hej, Galaxy [marka czekolady]”, „Hej, brązowy” i „Hej, czarny” są żartobliwymi, popularnymi zawołaniami w Gazie, kiedy przechodzi mężczyzna, kobieta lub dziecko afrykańskiego pochodzenia. Czasami rasizm wyrażany jest bezsłownie, nienawistnymi spojrzeniami. Gazańczycy jednak wydają się nieświadomi własnego rasizmu.


Al-Ghoul opisuje niektóre problemy, z jakimi musi radzić sobie licząca 10 tysięcy ludzi społeczność afrykańska w Gazie. Jest niemal pewne, że niektórzy obwiniają o to Izrael, ponieważ Izrael jest obwiniany niemal za wszystko, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, niezależnie od tego, czy ma to cokolwiek z nim wspólnego, czy nie. A jeszcze nie wspomnieliśmy nawet zysków Hamasu ze sprzedaży afrykańskich niewolników. Niemniej ci ludzie twierdzą, że stoją razem z Afroamerykanami. Brak jakiegokolwiek potępienia tego rasizmu ze strony aktywistów, którzy wiążą sprawę Gazy z Ferguson, rozbrzmiewa donośnie jak dzwon.


W szerszym świecie arabskim szalejący rasizm wobec nie-Arabów jest szokujący. Z własnych doświadczeń w Arabii Saudyjskiej mogę powiedzieć, że widok Saudyjczyków zwracających się do osób o ciemnej skórze per Abd (niewolnik lub sługa) wzbudzał odrazę. Świat wydaje się czuć zażenowanie, kiedy mówi się o uprzedzeniach istniejących w świecie muzułmańskim i o rasizmie przejawianym przez muzułmanów wobec tych, których uważają za gorszych od siebie. Jeśli przypomina nam to postawy Europejczyków z lat 1930. wobec Żydów, nie powinno to stanowić niespodzianki.


Ci, którzy występują w obronie praw człowieka Palestyńczyków, jak takie grupy żarliwie zapewniają, w jakiś sposób znajdują czas na demonizowanie Izraela i protestowanie przeciwko wydarzeniom w USA, niemniej zachowują osłupiające milczenie wobec morderstw honorowych kobiet palestyńskich. Czy prawa człowieka wobec kobiet nie mają znaczenia? Czy też interesuje ich protestowanie tylko wtedy, kiedy mogą obwiniać Izrael?


Media, między innymi Al Dżazira i “Washington Post”, donosiły w marcu 2014 r., że liczba morderstw honorowych na Zachodnim Brzegu podwoiła się. Więcej niż dwie kobiety są mordowane co miesiąc przez rodzinę lub przyjaciół w imię „honoru”, ale tak zwani obrońcy palestyńskich praw człowieka na kampusach i poza nimi stoją i milczą. Palestyńczyk zamordowany w imię honoru przez innego Palestyńczyka nie jest ich zdaniem powodem do nawoływań o sprawiedliwość. 


Jeśli naprawdę szczerze popierasz sprawy innych, jeśli protestujesz przeciwko cierpieniu innych, to jesteś godzien szacunku. Jeśli jednak protestujesz i demonstrujesz, kiedy za winnego uważany jest Izrael, ale milczysz wobec pogwałceń praw człowieka dokonywanych w każdym innym kraju na Bliskim Wschodzie, to może mniej jesteś działaczem na rzecz praw człowieka, a bardziej zwykłym antysemitą. Selektywne oburzenie, milczenie w obliczu ludobójstwa Jazydów i chrześcijan na Bliskim Wschodzie i milczenie wobec powtarzających się pogwałceń praw człowieka przez Hamas i Fatah nie jest prawdziwą działalnością w obronie praw człowieka. Oto moja sugestia: zanim owinięty w kefiję zaczniesz skandować „Gaza stoi razem z Ferguson”, być może ty i inni aktywiści, którzy popierają sprawę Gazy, powinni stanąć razem z kobietami, którym grozi mord w imię honoru. Może Gazańczycy i ci aktywiści, którzy ich popierają, powinni stanąć razem z pokoleniami dzieci, które otrzymują edukację nienawiści. Być może Gazańczycy i aktywiści, którzy ich popierają, powinni stanąć razem z chrześcijanami z Zachodniego Brzegu, którzy uciekli w obawie o swoje życie. Może wtedy zasłużysz na wiarygodność, kiedy będziesz mówić o sprawiedliwości.


The Hypocrisy of Solidarity - Gaza to Ferguson

Times of Israel, 5 grudnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Kasim Hafeez


Brytyjski  muzułmanin pochodzenia pakistańskiego, założyciel muzułmańskiego stowarzyszenia “Kampania na rzecz Izraela”, określający się jako muzułmański syjonista. Kasim Hafez często opowiada o swoim dzieciństwie, o systematycznej indoktrynacji, o wpajaniu nienawiści do Żydów i do Izraela. Impulsem do wyzwolenia się spod wpływu tej indoktrynacji była lektura  książki Dershovitza    The Case for Israel. Odkrywając jak bardzo został oszukany, często powtarza: „Nie jestem pro-izraelski, jestem zwolennikiem prawdy, chcę, żeby ludzie dowiedzieli się o faktach.”