Relacje medialne ścisłe i bezstronne?


Eytan Gilboa 2014-11-28

W listopadzie 2012 roku, po długim okresie ostrzeliwania Izraela rakietami z Gazy, armia izraelska zaatakowała pozycje oddziałów Hamasu i Islamskiego Dżihadu. Na Zachodzie symbolem tej wojny stało się zdjęcie Jihada Mashrawi trzymającego zwłoki swojego syna Omara. Rzecznik IDF poinformował, że tego dnia lotnictwo nie ostrzeliwało żadnych celów w tym rejonie Gazy, zdjęcia pokoju, do którego wpadł pocisk nasuwały jednoznaczne podejrzenia, które po miesiącach potwierdziło badanie ONZ. Omara Mashrawi zabiła rakieta Hamasu, która nie doleciała do celu, jakim byli cywile izraelscy. To zdjęcie było i pozostało jednak dla świata symbolem izraelskich zbrodni.
W listopadzie 2012 roku, po długim okresie ostrzeliwania Izraela rakietami z Gazy, armia izraelska zaatakowała pozycje oddziałów Hamasu i Islamskiego Dżihadu. Na Zachodzie symbolem tej wojny stało się zdjęcie Jihada Mashrawi trzymającego zwłoki swojego syna Omara. Rzecznik IDF poinformował, że tego dnia lotnictwo nie ostrzeliwało żadnych celów w tym rejonie Gazy, zdjęcia pokoju, do którego wpadł pocisk nasuwały jednoznaczne podejrzenia, które po miesiącach potwierdziło badanie ONZ. Omara Mashrawi zabiła rakieta Hamasu, która nie doleciała do celu, jakim byli cywile izraelscy. To zdjęcie było i pozostało jednak dla świata symbolem izraelskich zbrodni.

2 sierpnia 1982 r. podczas pierwszej wojny libańskiej, na pierwszych stronach czołowych gazet świata pojawiła się fotografia libańskiego niemowlęcia, zabandażowanego od stóp do głów. Podpis pod fotografią brzmiał: „Niemowlę, które straciło obie rączki i doznało poważnych poparzeń w wyniku bomby zrzuconej z izraelskiego samolotu”.

Podczas spotkania w Waszyngtonie ówczesny sekretarz stanu USA, George Shultz, pokazał to zdjęcie ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Izraela, Icchakowi Szamirowi i gromił go, mówiąc: „Symbolem tej wojny jest to niemowlę z amputowanymi rączkami”.

 

Ten obraz miał bezpośredni wpływ na decydentów, ale podpis pod zdjęciem był kłamstwem. Niemowlę nie straciło rączek; zostało lekko ranne, a zranione zostało przez pocisk wystrzelony przez Organizację Wyzwolenia Palestyny.

 

Najnowsza zawodowa i etyczna kompromitacja - sposób informowaniu o morderczym ataku terrorystycznym na synagogę Har Nof - nie była żadnym wyjątkiem ani przypadkiem. Mamy do czynienia z trwającym i haniebnym zjawiskiem wprowadzająnia w błąd i systematycznego prezentowania przez prasę tendencyjnych zdjęć, podpisów i doniesień o Izraelu i o konflikcie izraelsko-palestyńskim, także na łamach najbardziej znanych mediów, które rzekomo zachowują najwyższe standardy zawodowe.


Zdjęcie z pierwszej strony “New York Times” z września 2000. Zakrwawiony człowiek jest Żydem amerykańskim, którego broni policjant.
Zdjęcie z pierwszej strony “New York Times” z września 2000. Zakrwawiony człowiek jest Żydem amerykańskim, którego broni policjant.

30 września 2000 r. na pierwszej stronie “New York Times” widniała fotografia gniewnego policjanta wymachującego pałką policyjną i zakrwawionego młodego mężczyzny na kolanach u jego stop. Podpis pod zdjęciem brzmiał: “Izraelski policjant i Palestyńczyk na Wzgórzu Świątynnym”.  

 

Okazało się jednak, że ten młody człowiek był amerykańskim studentem, Żydem, którego pobili Palestyńczycy w pobliżu dzielnicy Mea Szearim i którego uratował ten policjant. Dla redaktorów „New York Times” zdjęcie izraelskiego policjanta nad zakrwawionym młodym mężczyzną nie mogło być niczym innym jak tylko brutalnym biciem Palestyńczyka przez Izraelczyka.

 

Nie powinno więc było stanowić zaskoczenia, kiedy CNN podpisała informację o zamachu na Har Nof podczas przeprowadzanego wywiadu z burmistrzem Jerozolimy: “Śmiertelny atak na meczet w Jerozolimie”. Londyński „Daily Telegraph” napisał: „Izraelska policja strzelała do Palestyńczyków w synagodze”; a gazeta hiszpańska „El Pais” donosiła o sześciu ofiarach śmiertelnych w Jerozolimie bez rozróżnienia między terrorystami i ich ofiarami.

 


CNN o zamachu w Jerozolimie: terroryści włączeni w liczbę ofiar śmiertelnych.
CNN o zamachu w Jerozolimie: terroryści włączeni w liczbę ofiar śmiertelnych.

Prezenterka BBC, która prowadziła wywiad z Naftalim Bennettem, poprosiła go, by nie pokazywał zdjęcia jednej z ofiar mordu, które podniósł do kamery: „Nie chcemy widzieć tego zdjęcia”. Ciekawe, że wrażliwi prezenterzy BBC nie mieli żadnych problemów z pokazywaniem znacznie drastyczniejszych zdjęć z Gazy.

 

Błędem jest twierdzenie, że te kłamstwa i dezinformacje są wynikiem wieku informatycznego, stron portali społecznościowych i nacisków, by informować o wydarzeniach bieżących tak szybko, jak to możliwe. Widzieliśmy to wszystko już wcześniej, kiedy nie było Internetu i charakteryzuje je stała tendencja – oczerniania Izraela.

 

Od dziesiątków lat relacje mediów zachodnich z Izraela cechuje przekazywanie nieprawdziwych informacji, przesada, podwójne standardy, niezrównoważone posługiwanie się źródłami, bezpodstawne skojarzenia, absurdalne analogie, selektywne i tendencyjne wywiady i systematyczne pomijanie ważnych faktów.

 

Te wady wypływają z poczucia solidarności ze “słabszym”, przyjęcia palestyńskiej narracji  ofiary, zastraszania i gróźb ze strony Palestyńczyków, sprzecznych i krytycznych głosów w samym Izraelu oraz antysemityzmu. Z perspektywy mediów zachodnich tylko Izrael jest winny braku rozwiązania ciągnącego się konfliktu i nasilającej się przemocy.

 

 

Stawia to Izrael w bardzo trudnym położeniu, ale jego rzecznicy muszą dołożyć starań, by wymagać wyższego poziomu profesjonalizmu i odpowiedzialności od dziennikarzy i potępiać ich i zawstydzać, kiedy popełniają błędy. Odbiorcy mediów zachodnich oczekują ścisłych, wiarygodnych i bezstronnych informacji. Trzeba im pokazać, że jeśli chodzi o doniesienia o Izraelu, często ich nie otrzymują.

  

Coverage of Israel should be accurate and impartial, but it’s not  

YNetNews, 25 listopada 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Eytan Gilboa


Dyrektor i wykładowca School of Communication na Bar-Ilan University w Izraelu. Absolwent Harvard University, wykładał na wielu uniwersytetach w USA i w Europie.