Żyjemy w epoce wielkich zwycięstw małych armii


Ghassan Charbel 2014-11-19

Bojownicy Hezbollahu.
Bojownicy Hezbollahu.

W artykule z 20 października 2014 r. Ghassan Charbel, redaktor naczelny ukazującej się w Londynie gazety “Al-Hayat”, napisał, że przejęcie przez rebeliantów Houthi stolicy Jemenu Sany oraz całego północnego Jemenu jest kolejnym przykładem zjawiska, które charakteryzuje nasze czasy, a mianowicie, że motywowane ideologią organizacje terrorystyczne z małymi armiami potrafią narzucić swoją wolę i dyktować porządek dnia krajom na Bliskim Wschodzie. Duże armie, mówi Charbel, nie są dłużej ważne, bo są bezradne w obliczu determinacji i skuteczności tych milicji. Tak więc, tak samo jak Houthi narzucili swoje rządy na Sanę, Hezbollah narzuca rządy na Liban, ISIS przejmuje duże części Syrii i Iraku, a Hamas narzuca swoją wolę Autonomii Palestyńskiej.

Poniżej podajemy fragment artykułu Charbela.[1]


Bojownicy Ansar Allah
Bojownicy Ansar Allah

Mała armia Houthi nie natknęła się na opór, kiedy maszerowała na Sanę


Arabowie śledzą rozwój sytuacji w Jemenie tak, jakby oglądali rozrywkowy program telewizyjny. Mała armia Houthi, Ansar Allah, której bastion stał się dla niej za ciasny, ruszyła na Sanę. To była radosna wyprawa. Milicja Houthi nie spotkała regularnych sił reżimu, które kiedyś z nią walczyły, ani żadnego patrolu sił bezpieczeństwa wewnętrznego. Żaden policjant nie zażądał od nich dokumentów. W całym tym kraju z tak wielką ilością broni, plemion i frakcji Ansar Allah nie natknęła się na nikogo, kto by z nią walczył.


To, że Sana wpadła w ich ręce jak dojrzały owoc, zaostrzyło apetyty Houthi. W drugim odcinku serialu przechwycili miasto Al-Hudajdah, jego port morski i trasę morską Bab Al-Mandab. Mała armia idzie do przodu, a wielka armia ucieka. W miarę posuwania się do przodu, mała armia wzbogaca się w wyposażenie, zabrane z baz dużej armii: czołgi, artylerię i amunicję.


Prezydent Jemenu Abd Rabbuh Mansur Hadi zachowywał się jak austriacki obserwator ONZ, a specjalny doradca ONZ ds. Jemenu, Jamal Benomar zachowywał się jak dziennikarz. Czołgi Houthi okazały się bardziej przekonujące niż atrament na porozumieniu między Houthi a prezydentem. Prezydent był zmuszony posłuchać najwyższego przewodnika duchowego republiki jemeńskiej (prawdopodobnie chodzi o przywódcę Houthi, Abd Al-Malika Al Houthiego). Mieszkańcy południowego Jemenu patrzyli jak mała armia Houthi zajmuje całą północ i zareagowali wznosząc sztandar niepodległości. Jemen eksplodował.


Zamiary Houthi nie były tajemnicą. W marcu słyszałem, jak prezydent Hadi powiedział, że Houthi chcą dojść do Morza Czerwonego. Powiedział także, że ten, kto ma klucze do cieśniny Bab Al-Mandab i Cieśniny Ormuz, nie potrzebuje bomby atomowej, przyznając pośrednio, że za działalnością Houthi stoi Iran… Siedem miesięcy po tych wypowiedziach Houthi zrealizowali swój plan z nieprawdopodobną łatwością… Pewne jest, że znajdujemy się na początku niebezpiecznych czasów, tak dla Jemenu, jak i jego otoczenia. Najbardziej niebezpieczną rzeczą, jaka może się zdarzyć jest to, że w końcu to Al-Kaida stanie się symbolem sunnickiego oporu wobec planu Houthi.


"Mała armia o nazwie ISIS przeprowadziła wielki zamach stanu i wepchnęła Irak w kolejną wojnę”


Żyjemy w czasach małych armii. Mała armia o nazwie ISIS przeprowadziła wielki zamach stanu i wepchnęła Irak w kolejną wojnę. Dywizje armii irackiej załamywały się jedna za drugą pod jej atakami. Broń amerykańska wpadła w ręce tej małej armii, która przekreśliła granicę między Irakiem a Syrią i gdyby nie inna mała armia – Peszmerga – która pospiesznie zjednoczyła się i stanęła mocno przeciwko siłom religijnych fanatyków, ISIS miałoby teraz ropę naftową Kirkuku, a Kurdowie staliby przed czymś gorszym niż operacja „Anfal” Saddama Husajna[2]. Ta mała armia ISIS dokonała olbrzymiego zamachu stanu, co widać po panice regionalnej i międzynarodowej, która zrodziła międzynarodową koalicję i doprowadziła do nalotów lotniczych przeciwko ISIS. Przed utworzeniem tej koalicji armia iracka obawiała się o Bagdad i prosiła o pomoc ludność, a dokładniej małe armie, tj. milicje szyickie, które tworzyły się do walki z ISIS po upadku Mosulu.


Armia syryjska nie utrzymałaby Damaszku bez pomocy małych armii: Hezbollahu i Asaaib Ahl Al-Hakk


Armii syryjskiej nie można porównywać z armią iracką. Pokazała imponującą jedność podczas długiej wojny w Syrii. Panuje jednak tylko nad częściami terytorium Syrii i niektórzy mówią, że ta duża armia nie utrzymałaby Damaszku, gdyby nie uratowały jej małe armie wysłane do Syrii z Iraku i Libanu z błogosławieństwem Iranu. Mam tu na myśli Hezbollah i iracką milicję szyicką, Asaaib Ahl Al-Hakk. Nie jest drobną sprawą, że armia Hezbollahu uratowała armię syryjską w starciach z Wolną Armią Syryjską, armią Dżabhat Al-Nusra i armią ISIS. Hezbollah zmienił kurs kryzysu syryjskiego…


Liban nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o małe armie. Doświadczył ich podczas wojny domowej. Później, po 7 maja 2008 r. Hezbollah zażądał prawa weta wobec decyzji rządu libańskiego. Rządu nie można stworzyć bez jego zgody, a prezydenta nie można wybrać bez jego błogosławieństwa. Jego uczestnictwo w rządzie nie oznacza, że uznaje on wyłączną prerogatywę rządu do podejmowania decyzji o wojnie i pokoju. Jego działania w Libanie Południowym potwierdzają to, jak również jego interwencja w Syrii.

Zamach stanu przeprowadzony przez małą armię Hamasu zmienił bieg sprawy palestyńskiej


Bojownicy Hamasu
Bojownicy Hamasu

Hamas i Islamski Dżihad także są częścią opowieści o małych armiach. Brygady Izz Al-Din Al-Kassam rozpoczęły więcej niż jedną wojnę i rozwinęły własny arsenał rakietowy. Hamas jest wyjątkowy, ponieważ jest jedyną frakcją sunnicką w osi oporu. Pogłębianie się konfliktu sekciarskiego (szyicko-sunnickiego) w Syrii skłonił go do opuszczenia tej osi, ale nie zmienia to faktu, że zamach stanu przeprowadzony przez jego małą armię w Gazie zmienił bieg sprawy palestyńskiej.


Region pełen jest małych, motywowanych ideologią armii, które nie uznają granic międzynarodowych 


To wszystko są małe i motywowane ideologicznie armie. Ich wojny przekraczają granice nakreślone na tradycyjnych mapach, a ich źródła autorytetu nie uznają tych granic międzynarodowych. Są to armie dobrze wyszkolone i dobrze wyposażone. Są zjednoczone i wymagają absolutnej dyscypliny… Są zdolne do przejęcia procesu podejmowania decyzji w krajach i naruszania granic międzynarodowych. Ich problemem jest to, że reprezentują tylko część obywateli, a szkody, jakie czynią, wpędzają pozostałych w panikę lub terroryzm. Duże armie same stają się małymi armiami, kiedy panują tylko nad częścią kraju lub polegają tylko na części ludności. Małej armii trudno jest zająć całą mapę zróżnicowanego kraju. Siła małych armii rozdziera mapy.


Po raz pierwszy widzimy tak dużą liczbę małych armii na mapie regionalnej. Są także nowe armie, który właśnie w tej chwili wyłaniają się. Na przykład w Libii wyłaniają się małe armie, które istnieją w cieniu dużych, ale polegają na innych źródłach. Życie w cieniu dużych armii było wystarczająco męczące. Życie w cieniu małych armii prowadzi do poszarpanych map lub tworzenia małych ojczyzn.

 

Przypisy:

 

[1] “Al-Hayat” (Londyn), 20 października 2014.

[2] Kampania Saddama Husajna przeciwko Kurdom w Iraku północnym w latach 1986-89, w których użył ataków gazem trującym.  

Źródło: MEMRI, Specjalny Komunikat, nr 5880, z 12 listopada 2014.

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska  

 

Odwiedź polską stronę MEMRI: http://www2.memri.org/polish/

 

Od Redakcji:


Ciekawa ilustracją tego co pisze arabski dziennikarz jest wiadomość z Nigerii przekazana przez wiadomości.gazeta.pl:


Nigeryjskie wojsko, wspierane przez lokalne grupy samoobrony, odbiło z rąk islamistów z Boko Haram strategicznie miasto Mubi - poinformowały władze regionu. Miejscowe media podkreślają jednak, że kluczową rolę w akcji odegrali nie żołnierze, ale zwykli myśliwi. - Musieliśmy się obudzić i zacząć walczyć z tymi bydlakami - tłumaczył jeden z nich.


[...]W operacji koordynowanej przez nigeryjskie wojsko wzięły udział ponad 2 tys. osób. Wśród nich - oprócz zawodowych żołnierzy - znaleźli się przede wszystkim miejscowi myśliwi, rzemieślnicy, emerytowani policjanci, członkowie lokalnych służb samoobrony czy drobni przedsiębiorcy. Większość z nich nie była też wyposażona w pistolety; za broń służyły im głównie łuki, strzały i pałki. Mimo to odnieśli zwycięstwo - opisuje nigeryjski portal "Premium Times".


Inną wstrząsającą (najwyraźniej nie wszystkich) wiadomością jest raport Pentagonu, że amerykańska broń i inne wyposażenie wojskowe o wartości blisko pół miliarda dolarów „zniknęła” z amerykańskich baz wojskowych w Afganistanie. Informacje o tym raporcie opublikowane przez  Washington Free Beacon nie spowodowały aż takiego wzburzenia jak drobne cwaniackie machlojki paru polskich sejmowych osłów.     


“Jak czytamy w tym doniesieniu “wrażliwy sprzęt” za 420 milionów dolarów zniknął z amerykańskich baz wojskowych w Afganistanie i prawdopodobnie nie zostanie odzyskany.” Te dane nie obejmują sprzętu wojskowego przekazanego armii i policji afgańskiej, który albo został zdobyty przez talibów, albo  sprzedany na czarnym rynku. 


Raport, jak się dowiadujemy, przeznaczony był wyłącznie do użytku wewnętrznego, wyciekł jeszcze w październiku i jak dotąd nie było komentarzy ze strony Białego Domu.