Państwo jako stróż dzienny


Andrzej Koraszewski 2014-11-05


Adam Smith miał marzenie, żeby państwo było tylko nocnym stróżem, pilnującym, aby niewidzialna ręka rynku nie okazywała się ręką gangstera. O tym, że nieuczciwe praktyki mogą rynek psuć, wiedział świetnie i jako urzędnik państwowy próbował temu zapobiegać.

Mądra teoria pana Smitha dotarła z pewnym opóźnieniem pod nasze strzechy, porzuciliśmy socjalistyczny, pańszczyźniany industrializm i weszliśmy na drogę gospodarki rynkowej, ufni, że niewidzialna ręka rynku da większości według jej zasług, a ta większość, kierowana mądrym egoizmem, okaże solidarność z tymi, którym z takich czy innych powodów relacje z niewidzialną ręką źle się ułożyły. Wolny handel pozwala na gromadzenie środków na szczodrą solidarność, ale jest on prawdziwie wolny, kiedy konkurencja jest uczciwa, a konsument chroniony przed oszustami.

 

Tajemnica ukrywa się w tym, że wolny handel wyzwala potencjał ludzkiej pomysłowości, czyli te zasoby, które są stokrotnie ważniejsze niż kopalnie soli, złota, diamentów, miedzi, pokłady węgla czy ropy naftowej. Nic dziwnego, że poziom innowacyjności w świecie, w którym dominuje prawdziwy wolny handel, tysiąckrotnie przekracza innowacyjność w świecie, w którym miejsce w społeczeństwie wyznacza przypisanie z racji urodzenia, a zamożność zależy od tego, z czyjej niewolniczej lub półniewolniczej pracy możesz korzystać.

 

Wolność człowieka bez wolnego handlu okazuje się nieodmiennie problematyczna, wszelako wolność bywa nadużywana przez różnego rodzaju cwaniaków i stąd potrzeba stróża.

 

Przerzuciwszy się w trybie szokowym na system gospodarki rynkowej, pospiesznie ustanowiliśmy anioła stróża, żeby cwaniacy nie chowali się za niewidoczną ręką. Stróż otrzymał niezbyt zręczną nazwę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta.

 

Chronienie konkurencji brzmi nieco podejrzanie, ale kierowani dobrą wolą chcieliśmy się domyślać, że może tu chodzić o chronienie zasad uczciwej konkurencji. Różne decyzje tego Urzędu skłaniały do dosłownej interpretacji jego nazwy, zaś pewna decyzja UOKiK pozwala podejrzewać, iż bardziej właściwą byłaby tu nazwa Urząd Ochrony Kantujących Konsumenta.

 

Jak za Polską Agencją Prasową informowała mp.pl, w artykule pod tytułem  NRL versus UOKiK w sprawie homeopatii, ta państwowa instytucja, mająca chronić konsumenta przed cwaniakami, postanowiła dać przykład i surowo karać wszelkie próby ujawniania oszukiwania konsumentów.

 

Dawno, dawno temu, w lipcu 2008 roku ( a więc ponad sześć lat temu), Naczelna Rada Lekarska „negatywnie oceniła zjawisko stosowania homeopatii i pokrewnych nienaukowych metod przez niektórych lekarzy i lekarzy dentystów, a także organizowanie szkoleń w tych dziedzinach przez instytucje i organizacje mające sprawować pieczę nad prawidłowym wykonywaniem zawodów medycznych”.

 

Państwowy Urząd, mający pełnić rolę stróża zasad uczciwej konkurencji, rozpoczął proces myślenia, który zakończył równo trzy lata później, czyli w lipcu 2011 roku i... nałożył na Naczelną Izbę Lekarską karę w wysokości 50 tysięcy złotych. Jak czytamy w cytowanym tu doniesieniu:

Zastrzeżenia Urzędu wzbudziło stanowisko Izby, zgodnie z którym lekarzom - za przepisywanie pacjentom produktów homeopatycznych dostępnych wyłącznie na receptę - groziło wszczęcie postępowania dyscyplinarnego - informował wtedy UOKiK.

 

Prawdą jest, że nasz lokalny stróż dzienny znalazł się w dylemacie, jako że będąc częścią większego organizmu, znajduje się w sferze oddziaływania ponadnarodowej myśli urzędniczej, europejskiej w duchu i unijnej w treści. Ponadnarodowa myśl urzędnicza objęła słodzoną wodę jak również powstałe na jej bazie granulki, jako cudowny produkt, mający właściwości lecznicze i stanowiący rynkową konkurencję dla leków podlegających surowej procedurze testowania pod względem zawartości, skuteczności i skutków ubocznych.


„Leki” homeopatyczne są sprawdzane tylko pod względem bezpośrednich skutków ubocznych i wszystkie testy wykazały, że „leki” te mogą zaszkodzić, jeśli się człowiek w nich utopi.  (Zabijają jednak w inny sposób, ale o tym potem.)

 

Zdaniem lekarzy „leki” homeopatyczne pomagają jak umarłemu kadzidło, ale rygorystyczne wymogi stawiane producentom leków nie obowiązują szamanów. Nasz państwowy Urząd służący jako dzienny stróż i zajmujący się ochroną nieuczciwej konkurencji ma silne argumenty:

 

Przedstawiciele UOKiK powiedzieli PAP, że w sprawie w ogóle nie powinno chodzić o oceny naukowe poszczególnych metod terapeutycznych, tylko o niedopuszczalną ingerencję samorządu lekarskiego w rynek produktów leczniczych, polegającą na zakazie stosowania legalnych produktów.

 

Tłumacząc to na zrozumiały język polski, nie chodzi o to, czy konsument jest oszukiwany, czy nie, chodzi o to, żeby urzędnik miał osłonięty tyłek. Ponieważ pani premier Kopacz, mimo medycznego wykształcenia i pełnej wiedzy na temat zerowej skuteczności „leków” homeopatycznych, jeszcze jako minister zdrowie nie zgłosiła weta wobec unijnego nakazu dopuszczenia tych oszukańczych produktów do obrotu, podległy jej Urząd Ochrony Nieuczciwej Konkurencji, nawet jeśli jego pracownicy posiadają wystarczający poziom inteligencji, żeby odróżnić słodzoną wodę od przetestowanych medykamentów, są zbyt dobrze płatni, aby chcieli być uczciwi.

 

Tak więc, ujawnianie kantowania konsumentów staje się decyzją Wysokiego Urzędu czynnością karalną. Zaś ta, jak powiada Urząd, „niedopuszczalna ingerencja w rynek produktów leczniczych” ciągle się powtarza, Urząd nie ma innego wyboru, jak konsekwentnie ścigać tych, którzy ośmielają się głosić, że mamy na „rynku produktów leczniczych” produkty, które nie leczą, gdyż na mocy praw fizyki leczyć nie mogą, a setki badań wykazały, że również w tym przypadku rzeczywistość zgadza się  teorią. Mówili o tym eksperci z Polskiej Akademii Nauk, liczni profesorowie medycyny, a nawet zwykli lekarze. Naczelna Izba Lekarska (podobnie zresztą jak rzeczony Urząd) została powołana w określonym celu, a jest nim m.in. pilnowanie, iżby zawód lekarza był praktykowany zgodnie z wiedzą medyczną, czyli mówiąc inaczej pilnowanie, by konsument usług medycznych nie był narażony na szalbierstwo. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zamierza wymusić odstąpienie od tego celu Naczelnej Izby Lekarskiej i żadne „oceny naukowe” od tego zamiaru go nie odwiodą.

 

Czas urzędowy jest znacznie wolniejszy od czasu ludzkiego, więc decyzje podjęte kiedy rodziły się dzieci, które niebawem pójdą do szkoły, staną się teraz przedmiotem rozważań specjalnego sądu. Już w najbliższy piątek, 7 listopada przed Sądem Okręgowym w Warszawie (przy ulicy Czerniakowskiej 100), a dokładniej w Wydziale Ochrony Konkurencji i Konsumentów, odbędzie się wysłuchanie prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej, Macieja Hamankiewicza i sekretarza tej Rady Konstantego Radziwiłła.

 

Nie wiemy, czy będzie to wysłuchanie otwarte, czy zamknięte, ani jak liczne grono dziennikarzy, zarówno zwolenników, jak i przeciwników gospodarki rynkowej i wolnego handlu, pojawi się na ulicy Czerniakowskiej. Czy będzie profesor Balcerowicz, albo ktoś z Centrum im. Adama Smitha, kto zechce przy okazji opowiedzieć prasie, co szkocki ekonomista rozumiał przez państwo w roli nocnego stróża i dlaczego nasz dzienny stróż jest nie tylko groteskowy, ale i rażąco sprzeczny z ideą ochrony zasad uczciwej konkurencji interesów konsumenta?

 

Może ktoś odpowiedzieć, że profesor Balcerowicz nie zajmuje się takimi głupstwami, jak patrzenie stróżowi na ręce, a eksperci Centrum im. Adama Smitha studiowaniem pism Adama Smitha. Gdybyśmy jednak chcieli mieć gospodarkę bardziej rynkową, a konkurencję bardziej uczciwą, warto tę arcyciekawą sprawę o ściganie prób ujawniania oszukiwania konsumentów śledzić, bo chociaż nasze prawo nie jest oparte na precedensach, to nie jest prawdą, że precedensy nie wpływają na nasze prawo, szczególnie te, które zostają usankcjonowane bez tego, by ktokolwiek zauważył, że mamy do czynienia z astronomicznym skandalem. Kiedy reakcja na skandal pojawia się w dawkach homeopatycznych, skandal staje się normalnością i tylko woda pamięta, że coś było nie tak.

 

A gdyby ktoś pytał, czy nieszkodliwe „leki” homeopatyczne mogą zabijać, to wystarczy zapytać dowolnego lekarza jak często szybka diagnoza i szybka właściwa terapia decydują o życiu lub śmierci. Pseudoleki, o które tak usilnie walczy UOKiK, mimo, że są nieszkodliwe,  zabijają częściej niż nam się wydaje.     

Uzupełnienie  

Jak łatwo sie domyślac zainteresowanie mediów ta sprawa było zerowe (prasa była w całości zajęta mnachlojkami sejmowych osłów). Tylko w "Gońcu Medycznym" ukazała się następująca notka:

Hamankiewicz przed sądem: stanowiska NRL ws. homeopatii było tylko wskazówką dla lekarzy

Stanowiska Naczelnej Rady Lekarskiej są wskazówką dla lekarzy, za ich nieprzestrzeganie nie grożą postępowania dyscyplinarne - mówił w sądzie prezes NRL Maciej Hamankiewicz. Zeznawał on w procesie samorząd lekarski - UOKiK, dotyczącym negatywnego stanowiska NRL ws. homeopatii.

Interpretacja: Naczelna Rada Lekarska udzieliła sądowi zapewnienia, że nie będzie w żaden sposób karać za naruszanie etyki lekarskiej i przepisywanie "leków", o których lekarz wie, że nie mogą działać.