Chodząc wśród duchów Hiroszimy


Shmuley Boteach 2014-09-28

Kopuła Bomby Atomowej w Hiroszimie.
Kopuła Bomby Atomowej w Hiroszimie.

Będąc w Seulu, w Korei Południowej, na światowym szczycie na rzecz pokoju, postanowiłem polecieć do Hiroszimy, do miasta, które na zawsze będzie kojarzone z tragicznym cierpieniem, którego rozmiary, do dziś trudno pojąć. Chciałem zobaczyć to miasto i spróbować zrozumieć, dlaczego Stany Zjednoczone – kraj, który uważam za najwspanialszy na ziemi – zrzucił bombę atomową na miasto, które miało ważne instalacje militarne, ale było pełne cywilów?

Dlaczego Stany Zjednoczone wybrały właśnie Hiroszimę jako miejsce pokazu swojej nowej atomowej potęgi? Jak to miasto podniosło się po tym niewyobrażalnym doświadczeniu? I co mieszkający tutaj ludzie czują dzisiaj wobec Amerykanów? Ale nie przyjechałem tylko jako Amerykanin. Podobnie jak większość moich rodaków i historyków akceptuję, że choć było to tak destrukcyjne, jednak użycie tej bomby mogło w rzeczywistości ratować ludzkie istnienia. Ocenia się, że przy fanatycznej obronie swoich wysp przez Japończyków, podczas wodno-lądowej inwazji na Japonię zginąłby nie mniej niż milion amerykańskich żołnierzy.


Zrzucenie tej bomby złamało japońską wolę walki, a po kolejnej bombie zrzuconej na Nagasaki poddali się. Żadne debaty o moralności tej akcji nie mogą zmienić faktu, że cesarz japoński interweniował osobiście, by zakończyć wojnę, kiedy zobaczył niszczycielską siłę amerykańskiej broni wobec swoich miast.


Chciałem przybyć do Hiroszimy także jako Żyd, głęboko zaangażowany w obronę Izraela w mediach i na forach publicznych.


Na szczycie w Seulu pewien były szef jednego z państw europejskich powiedział mi: “Nikt nie może potępiać Izraela za bronienie się przed Hamasem. Narody oczywiście mają nie tylko prawo, ale obowiązek bronić swoich obywateli. To wobec czemu się sprzeciwiam, jest nieproporcjonalność odpowiedzi. Izrael po prostu przesadził i było zdecydowanie zbyt dużo ofiar cywilnych”.

Choć wszyscy rozpaczamy z powodu tragicznej śmierci niewinnych Palestyńczyków, Hiroszima pokazuje absurd tak używanego pojęcia proporcjonalności.


Czy konieczny był pokaz atomowych możliwości, by Japończycy poddali się? Czy Truman wierzył, że zrzucenie dwóch bomb atomowych było proporcjonalną odpowiedzią na Pearl Harbor i późniejsze bitwy? W ciągu kilku sekund całe miasto zostało obrócone w proch, wybuch bomby spowodował śmierć 166 tysięcy osób. Lektura książki Last Train to Hiroshima pokazuje cały koszmar tego ataku. W epicentrum wyparowały nie tylko ludzkie ciała, ale nawet metalowe  plomby w ich zębach. Jest tam opowieść o człowieku, którego autor nazywa „stukacz”, bo kiedy uciekał, przeżywszy jakimś cudem sam wybuch, słyszał dziwny dźwięk, ten dźwięk wydawały jego spalone do kości stopy. A jeszcze byli ci, którzy wyparowali bez reszty, pozostawiając tylko ślad na kształt cienia, bo ich ciała powstrzymały falę żaru.   


Izrael także ma broń nuklearną, ale nawet używając konwencjonalnych pocisków sił powietrznych mógłby nalotami dywanowymi zbombardować Gazę doszczętnie. Nigdy jednak nawet nie rozważał jakiegokolwiek masowego zniszczenia Gazy i stracił zbyt wielu  żołnierzy w walkach od domu do domu chcąc zminimalizować liczbę śmierci cywilów. Z powietrza używał uderzeń precyzyjnych  przeciwko wrogowi, który krył się wśród populacji cywilnej i odpalał rakiety z takich miejsc jak szpitale i szkoły.


Tymczasem lawina krytyk spadających na Izrael wydaje się przekraczać rozmiary krytyki jaka spadła na Trumana za Hiroszimę.


W samym centrum wybuchu bomby w Hiroszimie jest dziś Park Pokoju. Jest tam wiele pomników, ale ani jeden nie symbolizuje potępienia Stanów Zjednoczonych za zrzucenie tej bomby.


Pułkownik Izraelskiej Armii Obronnej wyjaśniał mi, że w prowadzeniu walk na terenach miejskich Izrael uważa za nieuniknione proporcje ofiar 1:2, czyli że dwie trzecie zabitych to cywilne ofiary, a nie walczący przeciwnicy, czasem te proporcje rosną do 1:3. Podczas wojen prowadzonych przez inne rządy zachodnie te proporcje  wynoszą czasem 1:10 (czyli ginie 9 cywili na jednego zabitego walczącego przeciwnika). Izrael poprzednio domagał się, żeby armia nie przekraczała tej proporcji 1:2, ale wykorzystywanie przez Hamas ludności cywilnej jako żywych tarcz uniemożliwiało osiągnięcie tego celu.


Dzisiaj w Hiroszimie turysta nie widzi zniszczeń poza pozostawioną jako pomnik Kopułą Bomby Atomowej.


Pomniki pokoju zastąpiły zdewastowany krajobraz i ruiny budynków. Wydaje się, że zniszczenia w Hiroszimie – i w całej Japonii – były tak gruntowne, że pokonany został ich militaryzm. Japonia, podobnie jak Niemcy, ponownie starały się podbijać świat. Tym razem jednak ekonomicznie, a nie militarnie.


Nikomu nie przychodzi do głowy, by Izrael lub jakikolwiek inny demokratyczny naród,   rozważał walkę z wrogiem przez dokonywanie zniszczeń na skalę Hiroszimy. Jako Żyd dumny jestem z powściągliwości, jaką Izrael okazuje od początku swojej ponownej niepodległości, opierając się na żydowskim nauczaniu o nieskończonej wartości i równości każdego życia ludzkiego, tak samo życia Araba, jak i Żyda. Nie możemy udawać jednak, że taka powściągliwość nigdy nie wzbudza pytań.


Za każdym razem, kiedy Izrael gotowy jest zniszczyć militarny potencjał ludobójczego wroga, naciski zachodnie zmuszają go do zatrzymania się. Kiedy Izrael w kampanii 1956 r. zdobył cały Synaj, prezydent Eisenhower zmusił go do wycofania się. W 1973 r., po tym, jak państwo żydowskie niemal zostało zniszczone w wyniku niespodziewanego ataku, Izrael ostatecznie otoczył Trzecią Armię Egipską, którą mógł zniszczyć, gdyby nie naciski Henry Kissingera. W wojnie libańskiej 1982 r. zachodnie naciski na Izrael doprowadziły do pozwolenia Jaserowi Arafatowi i PLO na ucieczkę do Tunezji. Potem od czasu swojego całkowitego wycofania się z tego terytorium w 2005 r., trzy wojny w Gazie, w których Izrael walczył przeciwko Hamasowi, charakteryzowały się olbrzymią międzynarodową presją na Izrael, by pozostawić Hamas u władzy.


Rezultat netto jest taki, że Palestyńczycy nigdy nie porzucili militaryzmu jako idei. Wręcz odwrotnie, zawsze widzą, że ich agresja jest nagradzana dalszymi naciskami międzynarodowymi na państwo żydowskie.


Te same rozważania odnoszą się do Korei Północnej, na którą patrzyłem w zeszłym tygodniu z Koreańskiej Strefy Zdemilitaryzowanej. Północ nigdy nie została pokonana. Uratowana przez inwazję 300 tysięcy żołnierzy chińskich w 1951 r. po rozgromieniu przez siły Mac Arthura i ONZ (głównie amerykańskie), walczyli do 1953 r., kiedy podpisano zawieszenie broni. Północ nauczyła się, że brutalna inwazja i nieustanna agresja opłacają się. Do dnia dzisiejszego głównym źródłem żywności i dochodów zewnętrznych Korei Północnej są zyski z szantażowania Zachodu i Korei Południowej przez ciągłe straszenie bombą jądrową.


Franklin D. Roosevelt walcząc z Hitlerem, chciał pokoju w Europie. Nie chciał jednak pokoju, który trwałby pięć lat. Chciał pokoju na zawsze. Dlatego też żądał bezwarunkowego poddania się, walki do samego końca, by na zawsze zniszczyć mentalność Niemców i Japończyków i ich wiarę w możliwość osiągnięcia korzyści przez agresję. Wszyscy wiemy, że Izrael zostanie zmuszony do powrotu do walk z Hamasem, kiedy ponownie zacznie się mordercze ostrzeliwanie rakietami i budowanie tuneli pod granicą.


Jak Izrael może wybrnąć z dylematu konieczności trwałego złamania woli Hamasu do prowadzenia nieustannej agresji, a równocześnie dążenia do zachowania żydowskiej wartości ochrony niewinnych cywilów i zabezpieczania życia tych właśnie ludzi, których Hamas używa jako ludzkie tarcze?


Walking among the ghosts of Hiroshima

Jerusalem Post, 23 września 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Shmuley Boteach

Amerykański rabin i pisarz, autor ponad 30 książek. Często krytykowany przez środowiska żydowskie, ostatnio głównie za książkę Kosher Jesus. Jest oskarżany o herezję, wcześniej spotkały go gromy za książkę Kosher sex, (twierdzi, że pożądanie jest fundamentem miłości). Często powraca do problemu ludobójstwa w Ruandzie, gdzie jeździł wielokrotnie, próbując zrozumieć mroczną stronę ludzkiej kultury.