Najbezpieczniejsze miejsce dla Arabów


Anat Berko 2014-09-12

Szkolenie druzyjskiego batalionu Herev  Zdjęcie: IDF.
Szkolenie druzyjskiego batalionu Herev  Zdjęcie: IDF.

Niedawno temu pojechaliśmy naprawić nasz samochód do jednej z arabskich wsi na północnej nizinie nadbrzeżnej Izraela, niedaleko miejsca, gdzie urodził się mój mąż. Te okolice to mikrokosmos współistnienia żydowsko-arabskiego, który charakteryzują swobodne stosunki między dobrymi sąsiadami. Warsztat samochodowy prowadzi Muhammad, który przywitał nas w biurze i – w najlepszej tradycji arabskiej - zaproponował turecką kawę z kardamonem. Mimo skomplikowanej sytuacji w Strefie Gazy, w powietrzu nie czuło się żadnego napięcia.

Dzień, w którym pojechaliśmy do warsztatu Muhammada, był jednym z wielu dni izraelskiej operacji w Gazie. W tym czasie Hamas, palestyńska organizacja terrorystyczna, która rządzi tą przybrzeżną enklawą, atakował Izrael, a więc zarówno cywilów żydowskich, jak i arabskich, dzienną porcją ponad 100 rakiet (nie mówiąc już o tunelach terrorystycznych, które Hamas wykopał i zamierzał użyć w żydowski Nowy Rok w masywnym ataku na kibuce w pobliżu Strefy Gazy). Ogólna sytuacja mogła mieć wpływ na Muhammada, ale niczego z tego dramatu na południu nie widać było w jego zachowaniach ani w sposobie, w jaki nas przyjął. Był jak zawsze uprzejmy i przyjazny.


Nalewając kawę powiedział: “Jeśli chcecie wiedzieć, to z naszej wsi dziesięciu chłopców służy w Izraelskiej Armii Obronnej i walczy z Hamasem w Strefie Gazy. Mamy także jedną dziewczynę, która służy Granicznych Siłach Policyjnych”.


Zaskoczyło mnie to. Arabowie izraelscy, w odróżnieniu od większości populacji izraelskiej (z wyjątkiem ultra-ortodoksów) nie  podlegają obowiązkowej służbie wojskowej i większość z nich odmawia przyczynienia się w jakikolwiek sposób do izraelskich działań społecznych i to także we własnych społecznościach. Zapytałam go, czy ci Arabowie z jego wsi, którzy służą w Izraelskiej Armii Obronnej, są muzułmanami i czy noszą mundury, kiedy przyjeżdżają do wsi na przepustkę.


Potwierdził, mówiąc, że to muzułmanie, że dla nich i dla ich rodzin, każdy, kto mieszka w Izraelu, jest Izraelczykiem i powinien służyć w armii. Rakiety Hamasu, powiedział, nie rozróżniają między jego rodziną a naszą i mają na celu zabicie wszystkich Izraelczyków.


Zapytałam, jak otwarcie ludzie dyskusją w jego wsi. Czy mieszkańcy dyskutują bez zahamowań o obecnych wydarzeniach, czy ślepo popierają kierownictwo Gazy?


Powiedział, że ludzie mówią otwarcie i bez obaw, a większość z nich jest przeciwna agresji Hamasu na Izrael i powiedział, że nie chciałby żyć nigdzie indziej na Bliskim Wschodzie.


Nie po raz pierwszy słyszałam Araba izraelskiego otwarcie krytykującego sytuację na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Słyszałam to samo podczas wizyty w Umm El-Fahm, dużym mieście Arabów izraelskich na północy, miejscu gdzie powstał i które nadal jest bastionem  Ruchu Islamskiego Raeda Salaha; ruchu który, podobnie jak Hamas w Strefie Gazy, jest izraelską odnogą Bractwa Muzułmańskiego. Także tam słyszałam mieszkańców krytykujących kierownictwo palestyńskie na Zachodnim Brzegu, jak również Ruch Islamski w Izraelu. Niektórzy nawet żartowali, że w sytuacji, jaka powstała na Bliskim Wschodzie w wyniku Wiosny Arabskiej, jedynym miejscem, w którym Ruch Islamski może działać swobodnie, jest państwo Izrael. Absurd polega na tym, że ten ruch nie został zdelegalizowany, mimo że jest wrogi wobec Izraela i jego żydowskich obywateli i że opowiada się za ich zniszczeniem. Ludzie, którzy mówili o tym absurdzie, przypominali, że w miejscach takich jak na przykład Egipt, gdzie oficjalna polityka i cele są podobne do tych, jakie ma Ruch Islamski w Izraelu, ruch ten został zdelegalizowany, a jego przywódcy wtrąceni do więzienia. Niektórzy nawet zostali straceni.


Inną kwestią czasami dyskutowaną z Arabami izraelskimi jest wymiana pewnych obszarów na rzecz porozumienia pokojowego. Izrael często proponował, by osiedla w Judei i Samarii leżące blisko granicy z 1967 r., zostały przyłączone do Izraela, a osiedla arabskie w Izraelu znajdujące się w pobliżu granicy zostały przyłączone do Autonomii Palestyńskiej i stały się częścią przyszłego państwa palestyńskiego. Okazuje się, że mieszkańcy Umm El-Fahm są głęboko zaniepokojeni taką możliwością i otwarcie się jej sprzeciwiają. Jeden z nich powiedział: „Moja babcia zawsze mówi, że ‘lepiej jest być w piekle z Żydami niż w raju z Arabami’”.


Ludzie, z którymi rozmawiałam, są bardzo świadomi. Wszyscy doskonale wiedzą, że mimo iż Izrael jednostronnie wycofał się z Gazy w 2005 r., Hamas ostrzeliwuje rakietami miasta izraelskie i wykopał tunele pod granicami Izraela, by porywać cywilów i żołnierzy. Wszyscy wiedzieli, że granica Gazy z Izraelem nie ma znaczenia dla Hamasu i że organizacja ta otwarcie głosi, iż jej celem jest zniszczenia państwa Izrael.


Nie mniej poważna była próba Hamasu wzniecenia tego, co nazwano “intifadą ramadanu”. Hamas wezwał Arabów na Zachodnim Brzegu, Arabów izraelskich (których nazywa „Arabami 1948 r.”) i Arabów w Jerozolimie Wschodniej, by powstali przeciwko Izraelowi. Na szczęście była tylko ograniczona reakcja na to wezwanie. W Wadi Ara, głównie arabskim obszarze na północy, były grupy zamaskowanych, głównie młodych mężczyzn, którzy blokowali główne drogi i atakowali pojazdy izraelskie koktajlami Mołotowa. Podczas Operacji Obronny Brzeg Hamas podejmował nadzwyczajne wysiłki, by zniszczyć delikatną tkankę pokojowego współżycia rozmaitych społeczności w Izraelu – Żydów, Druzów, chrześcijan, muzułmanów i Beduinów – i próbował wywołać chaos w kraju, by wpłynąć na wynik wojny.


Hamasowi nie udało się, ale wielu ludzi miało nieprzyjemne uczucie, że podczas gdy rząd i armia walczą z rakietami Hamasu i naziemnymi atakami, są obywatele izraelscy, którzy wykorzystują okazję, by wzywać do ataków przeciwko Żydom w Izraelu. Zdjęcia zamaskowanych Arabów izraelskich, rzucających koktajle Mołotowa, były zdumiewająco podobne do zdjęć terrorystów ISIS i do terrorystów Hamasu w Strefie Gazy…


Starając się zachować całość delikatnej tkanki społeczeństwa izraelskiego wioskowa starszyzna arabska próbowała powstrzymać wandalizm arabskiej młodzieży, ale stopniowy rozpad patriarchalnej plemienności osłabił ich autorytet. W efekcie wielu Żydów izraelskich, którzy normalnie chodzili do restauracji, warsztatów samochodowych, supermarketów i sklepów z odzieżą w miastach i wsiach arabskich, trzymało się na wszelki wypadek z daleka, obawiając się o własne bezpieczeństwo i bezpieczeństwo swoich rodzin. Stanowiło to poważny cios ekonomiczny dla arabskich przedsiębiorców, którzy głośno mówili, co o tym myślą.


Często dyskutuje się również o zachowaniach wybranych arabsko-izraelskich polityków. Podczas gdy wielu Arabów izraelskich sprzeciwiało się przemocy, niektórzy ich przedstawiciele w izraelskim Knessecie podżegali do niej. Jedną z najbardziej znanych jest posłanka Hanin Zoabi, która przeciwstawiała się izraelskiej policji i robiła obraźliwe uwagi wobec policjantów arabskich, którzy przybyli, by rozproszyć demonstrację.


Zapytałam Muhammada o jego opinię. Powiedział, że arabscy posłowie w Knessecie nie dbają o swoich wyborców i uważają, że im bardziej skrajne zajmują stanowisko i im więcej okazują solidarności z Palestyńczykami z Judei, Samarii i Strefy Gazy, tym więcej głosów otrzymają w kolejnych wyborach. Powiedział, że w rezultacie nie wykonują swojej pracy.


Istotnie, podczas Operacji Obronny Brzeg członkowie Knessetu Zoabi, Zahalka i Ghattas, za pieniądze z nieznanych źródeł, wybrali się do Kataru na spotkanie z Asmim Baszarą, byłym arabskim członkiem Knessetu, przestępcą, który uciekł z kraju, kiedy odkryto, że szpiegował dla Hezbollahu podczas drugiej wojny libańskiej. Przebywa on obecnie w Katarze razem z Chaledem Maszalem, szefem biura politycznego Hamasu. Co za ironia, że podczas działań wojennych troje członków parlamentu izraelskiego postanowiło odwiedzić wrogów Izraela.


Nie mogłam powstrzymać się przed zastanawianiem, co byłoby, gdyby podczas wojen w Afganistanie i Iraku obaj muzułmańscy kongresmeni Ameryki uznali, że nadeszła pora na spotkanie z Osamą bin Ladenem i/lub w wywiadzie dla Al-Dżaziry wydali oświadczenia przeciwko obywatelom i żołnierzom amerykańskim. Czy demonstracje w Umm El-Fahm i gdzie indziej były protestem przeciwko wojnie, czy demonstracjami poparcia dla Hamasu? Czy społeczeństwo amerykańskie uznałoby demonstrację poparcia dla Al-Kaidy lub ISIS za uprawniony protest przeciwko wojnie, czy za zdradę kraju zamieszkania?


Jasne jest, że wojna w Gazie stworzyła dysonans dla niektórych Arabów izraelskich, a konflikt i zdjęcia stamtąd wywoływały zarówno u Żydów, jak i Arabów bardzo silne emocje. Identyfikacja niektórych Arabów izraelskich z Palestyńczykami jest zrozumiała, ale cel musi zmienić się z dążenia do zniszczenia Izraela na poszukiwanie długoterminowego rozwiązania dla Palestyńczyków żyjących w różnych krajach arabskich. Status uchodźcy nie może być dziedziczny, a nie ma przy życiu już prawie nikogo z czasów konfliktu z 1948 r. Traktowanie ich potomków przez kraje arabskie jest zbrodnicze; to jest autentyczny apartheid. Nie są obywatelami, nie mają żadnych praw, nie mają równych możliwości.


Największym zbrodniarzem jest jednak Organizacja Narodów Zjednoczonych, a w szczególności UNRWA, która umyślnie utrwala dyskryminację i skupia się na utrzymywaniu pozostałych uchodźców palestyńskich i ich potomków jako wielopokoleniowych uchodźców, zaniedbując równocześnie prawdziwych uchodźców w całej Afryce i na Bliskim Wschodzie, szczególnie w Syrii i Iraku. Ich życie jest w niebezpieczeństwie, ale z powody antysemityzmu i wąskich interesów przywódców ONZ i UNRWA, są oni ignorowani. Najwyższa pora, by Syria, Jordania i Liban przyznały obywatelstwo potomkom pierwotnych uchodźców, tak jak Izrael przyznał obywatelstwo żydowskim uchodźcom z krajów arabskich, którzy uciekli po 1948 r.


Wiele jest organizacji próbujących zniszczyć stosunki między społecznościami i grupami etnicznymi w Izraelu. Żydzi i Arabowie izraelscy przetrwali wcześniejsze kryzysy, ponieważ mają wspólne interesy ekonomiczne i społeczne. Codzienne życie jest ważniejsze niż radykalny fundamentalizm islamski, który próbuje zbić kapitał polityczny w Izraelu. Różni członkowie Knessetu nie wnoszą niczego w życie swoich wyborców, niszcząc ich zaufanie, co zauważyło wielu Arabów izraelskich. Niedawne sondaże wskazują na wzrost udziału Arabów w Służbie Narodowej (nie-militarnych służbach publicznych), jak również widzimy znaczny wzrost liczby Arabów-chrześcijan, zaciągających się do Izraelskiej Armii Obronnej. Społeczność Arabów w Izraelu nie jest monolitem, a zdumiewający pluralizm życia izraelskiego oznacza, że arabscy chrześcijanie, Beduini i Druzowie służę w elitarnych jednostkach armii i dowodzą nimi. Na przykład druzyjski dowódca Brygady Golani, pułkownik Rasan Alian, który został ranny, wypisał się ze szpitala, żeby powrócić do swoich żołnierzy na polu bitwy w Gazie.  


Niedawno miałam wykład o terroryzmie palestyńskim dla publiczności akademickiej w Sde Boker. Potem rozmawiałam z Qassemem, dziennikarzem palestyńskim z Jerozolimy Wschodniej i zapytałam go, czy cokolwiek z tego, co powiedziałam, było dla niego obraźliwe. Powiedział, że nie, że nie jest na mnie zły, jest zły na islamistów, którzy wciągnęli nas w tę wojnę. Ciężko to przyznać, powiedział, ale jedynym bezpiecznym miejscem dla Araba na Bliskim Wschodzie jest dziś państwo Izrael.


Israel is the safest place in the Middle-East for Arabs

Algemeiner, 4 września 2014



Anat Berko


Ekspert w sprawach terroryzmu, zajmowała się badaniami motywacji zamachowców-samobójców oraz psychologicznymi taktykami stosowanymi przez ich prowadzących. Członek izraelskiej Krajowej Rady Bezpieczeństwa. Wielokrotnie była zapraszana na wykłady dla kierownictwa NATO i dla członków Kongresu USA. Przez rok wykładała gościnnie na George Washington University.    

Jest doktorem kryminalistyki i autorką książki The Path to Paradise:  The Inner World of Suicide Bombers and Their Dispatchers.