Człowieczeństwo okaleczone


Chloe Simone Valdary 2014-09-06


W minioną środę była 50. rocznica Marszu na Waszyngton: rozmyślając nad pamiętnym przemówieniem doktora Kinga o jego słynnym marzeniu, przypomniałam sobie o ludziach, którzy nadal są zniewoleni, ale niestety nie zdają sobie z tego sprawy.

Jako czarna Amerykanka, która ma szczęście żyć w XXI wieku, jestem zafascynowana olbrzymimi postępami mojej społeczności od czasów niewolnictwa i epoki Jima Crowa. Możemy cieszyć się wolnością jeszcze tak niedawno zarezerwowaną dla białych i staliśmy się częścią społeczeństwa amerykańskiego, z naszą kulturą i zwyczajami zintegrowanymi w Świecie Wolności. W minioną środę była 50. rocznica Marszu na Waszyngton: rozmyślając nad pamiętnym przemówieniem doktora Kinga o jego słynnym marzeniu, przypomniałam sobie o ludziach, którzy nadal są zniewoleni, ale niestety nie zdają sobie z tego sprawy. Piszę o Arabach palestyńskich mieszkających w Gazie i w Judei i Samarii, a także, o tych, którzy nigdy nie postawili stopy na tej ziemi, ale którym mówi się nieustannie, że muszą zostać wyzwoleni od jakichś nikczemnych syjonistów.


Używam określenia „palestyński” w jego poprawnym, klasycznym sensie, oznaczającym region geograficzny, zaznaczony obszar na ziemi, podobnie jak pustynia Gobi w Azji, lub Zachodnie Wybrzeże w USA. Nic więcej i nic mniej. W tym właśnie kontekście zrozumiałam, że Arabowie z tego regionu zostali podwójnie oszukani. Powiedziano im, że stanowią „specjalny” rodzaj Arabów tylko z powodu miejsca urodzenia ich, ich rodziców lub ich dziadków, a następnie zostali poinformowani, że zasługują na specjalne traktowanie z powodu tego innego mistycyzmu arabskiego, jaki rzekomo posiadają. To jest rasizm w podstępnej postaci, bo jest to rasizm prezentowany jako zarówno przynoszący korzyści, jak i rzekomo postępowy.


Utrwalają te wyobrażenia grupy interesu, takie jak UNRWA, która udaje organizację pomagającą uchodźcom, ale w rzeczywistości jest grupą notorycznych oszustów-dypsomaniaków, którzy karmią się utrzymywaniem  podrzędnego statusu społecznego tych Arabów.  Przez zadeklarowanie, że każdy Arab palestyński jest uchodźcą na całą wieczność UNRWA dekretuje, że każdy Arab palestyński jest i z mocy prawa powinien być gorszy zarówno od swoich arabskich braci i sióstr, jak od swoich żydowskich sąsiadów. Całą raison d'être palestyńskiej tożsamości staje się w ten sposób bycie ofiarą w celu uwiecznienia bycia ofiarą. Jak można sobie łatwo wyobrazić, ma to daleko idące konsekwencje i nie może skończyć się dobrze.


Ten cyniczny rodzaj rasizmu pogarszają jeszcze bardziej arabscy politycy i przywódcy, którzy nie mając żadnych skrupułów moralnych odmawiają równości Arabom palestyńskim. Na przykład, Abu Mazen (Abbas) bezczelnie twierdzi, że jeśli zostanie ustanowione państwo palestyńskie, nadal będą w nim uchodźcy i ci uchodźcy nie zostaną obywatelami nowego państwa. Choć większość racjonalnych ludzi Zachodu uważa to oświadczenie za bezsens, ten sposób myślenia jest częścią paradygmatu, na którym zbudowana została cała palestyńska tożsamość. Fundamentalną ideę tego, co to znaczy być palestyńskim Arabem, można podsumować w dwóch słowach: „opór” i „ucisk”. Jeśli sens życia człowieka zostaje sprowadzony do oporu, wyzwolenie oznaczałoby jego zniszczenie. Jeśli jest się definiowanym jako istota wiecznie uciśniona, emancypacja oznaczałoby utratę swojego ja. Tak więc uchodźca nigdy nie może znaleźć wolności, nawet jeśli będzie istniało państwo palestyńskie, bo to oznaczałoby utratę jego tożsamości. Abu Mazen (|Abbas) jest więc nie tylko despotycznym, skorumpowanym, antysemickim negacjonistą Holocaustu, jest on także samo nienawidzącym się, anty-arabskim oszustem i człowiekiem, który uwiecznia arabski apartheid własnego ludu. Jest to ciekawy paradoks; jeśli, Boże broń, państwo żydowskie zostanie kiedykolwiek zniszczone, jak tego pragnie Abu Mazen (Abbas), i zastąpione państwem palestyńskim, samo znaczenie palestyńskie j tożsamości przestanie istnieć, bo nie będzie przeciwko czemu walczyć i nie będzie żadnego kozła ofiarnego, na którego można zrzucać winę za arabski ucisk własnego społeczeństwa.


Kraje arabskie, takie jak Jordania, Liban i Syria przyłożyły rękę do szerzenia tej osobliwej ksenofobii. Te kraje odmawiają Arabom palestyńskim podstawowych praw, by utrzymywać ich w tym nieszczęsnym stanie, ponieważ winę za ich los chcą zwalić na Izrael, ale również – i być może jest to nawet ważniejsze - z powodu własnych uprzedzeń wobec nich. To jednak nie jest zaskakujące. Ważne jest pamiętanie, że historycznie rzecz biorąc, krajów arabskich nigdy nie obchodzili Arabowie palestyńscy. W izraelskiej wojnie o niepodległość siedem krajów arabskich starało się nie tylko zniszczyć Izrael, ale także ustanowić własną, panarabską, dominację. (Wielka Syria na całym Bliskim Wschodzie, czy panarabskie aspiracje Egiptu.) Niemniej zachodni politycy, którzy chcieliby szybkich rozwiązań nabrzmiałych problemów, na ogół ignorują tę historię. Zdumiewająca jest hipokryzja krajów arabskich, które prześladują swoich palestyńskich braci przez odmawianie im fundamentalnych praw, twierdząc równocześnie, że ten ich drugorzędny status wyróżnia ich jako wybrany lud arabski. Te uprzedzenia są endemiczne, ponieważ na nieszczęście sami Arabowie palestyńscy dziś również w to wierzą.


Tak więc nacjonalizm Arabów palestyńskich w jego obecnej postaci (a prawdę mówiąc, nie wiem, czy jakakolwiek inna postać palestyńskiej tożsamości kiedykolwiek istniała, ponieważ idea Palestyńczyków jako narodu jest ułomna i od zarania jest pochodną nienawiści do samego siebie), jest zakorzeniony w koncepcji, że nie-palestyńscy Arabowie są z założenia lepsi, a palestyńscy Arabowie z założenia uciśnieni. Nacjonalizm palestyński jest z natury dyskryminujący, ponieważ twierdzi, że istnieje odrębna, „specjalna” kategoria Arabów, że ta specjalna kategoria Arabów powinna być uciskana i że ten ucisk jest tym, co ocenia się jako wartość samą w sobie. To jest orientalizm w swojej najbardziej skrajnej postaci, bo dyskryminacji można przynajmniej prawnie zakazać, a nawet nienawiść do samego siebie można skorygować. Ale duma z nienawiści do samego siebie, no cóż, to jest nie do naprawienia, to można tylko odrzucić.


Beyond repair

29 sierpnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Chloé Valdary


Studentka na wydziale Stosunków Międzynarodowych University of New Orleans. Pisze o sobie:


„Mam na imię Chloe i jestem chrześcijanką. Odczuwałam uczucie przerażenia w minionym roku, grozę, której większość świata nie zauważa. Rośnie czarna chmura niechęci do jednego z narodów. W pokoju międzynarodowych stosunków od dawna jest słoń, którego nikt nie widzi”.  

Od Redakcji


Jak informował „Times of Israel” Mahmoud Abbas podczas spotkania z członkami Fatahu w Ramallah w niediele 31 sierpnia 2014 roku powiedział, że niewymieniony z nazwiska przedstawiciel egipskich władz zaproponował osiedlenie palestyńskich uchodźców na półwyspie Synaj. Egipt, jak powiedział Abbas, gotów jest oddać 1600 kilometrów kwadratowych terenów Synaju przyległych do Gazy (czterokrotna wielkość obszaru Gazy). „Times of Israel” cytuje słowa Abbasa za palestyńską agencją „Ma’an”: Oni (Egipcjanie) są gotowi przyjąć uchodźców by ‘zakończyć sprawę uchodźców”.

Abbas przypomniał, że nie jest to nowy pomysł, że był przedstawiony przez Egipt w 1956 roku i został stanowczo odrzucony przez przywódców palestyńskich, którzy rozumieli „niebezpieczeństwo takiej propozycji”.

„Teraz ta propozycja powtarzana jest ponownie. Ważny polityk egipski powiedział, że ‘musi się znaleźć miejsce dla Palestyńczyków, a my dysponujemy dużymi terenami”. Powiedział to do mnie osobiście. Jednak byłoby nielogiczne, gdyby ten problem został rozwiązany kosztem Egiptu. Nie zgadzamy się na to.”   

Jak podkreśla autor artykułu w izraelskim dzienniku, nie ma żadnego potwierdzenia tej propozycji ze strony Egiptu. Wiele mówiący jest jednak fakt otwartego i publicznego odrzucenia rozwiązania problemu uchodźców przez prezydenta Abbasa. Abbas odmówił wcześniej  przyjęcia Palestyńczyków z Syrii jeśli miałoby to być powiązane z ich rezygnacją z „prawa powrotu”,  jak również nalegał na władze Libanu, aby nie przyznawały obywatelstwa Palestyńczykom urodzonym na terenie tego kraju.

 

Poszukiwałem w prasie zachodniej jakichkolwiek wzmianek o rewelacji prezydenta Abbasa, któremu oferowano 1600 kilometrów kwadratowych ziemi i przy wszystkich możliwych hasłach wyszukiwarki wyrzucały mi 4 kilometry kwadratowe ziemi, na terenach spornych, przeznaczone pod budowę na izraelskie osiedle. Wygląda na to, że nie tylko Arabowie i nie tylko sami Palestyńczycy są zauroczeni ich własnym zniewoleniem.