Zdobywanie wyżyn moralnych
jest zabawą przegranych


Daniel Greenfield 2014-08-25


W naszej nowoczesnej epoce rzeczy nie są planowane z myślą o swoich głównych funkcjach. Pralki nie są projektowane z myślą o praniu odzieży, mają oszczędzać wodę i energię. Żywność nie ma pobudzać apetytu, ale zachęcać by jej nie zjadać. A armie nie są po to, by wygrywać wojny, ale mają być moralne.

Prawdziwie moralna armia nigdy nie walczy na wojnie. Kiedy jednak musi walczyć, to walczy tak proporcjonalnie, jak to możliwe, zwalniając tempo, kiedy wygrywa, żeby wróg miał szansę nadgonić i zadać jej idealnie proporcjonalne straty w ludziach.

Zapomnij o zdobywaniu wzgórza. Armie wspinają się na śliskie zbocze wyżyn moralnych i nie próbują odebrać ich wrogowi, bo byłoby to zagrożeniem utraty wyżyn moralnych; zamiast tego przypisują sobie wyżynę moralną przez odmowę próby jej przechwycenia, by ustanowić moralne roszczenia do wyżyny moralnej, której nie mogą mieć, bo odmawiają walki o nią.

Izrael zaangażowany jest w długotrwałą walkę o moralną wyższość. Moralna wyższość jest dla dzisiejszego Izraela tym, czym ziemia Izraela była dla jego pionierskich przodków, którzy osuszyli bagna, zbudowali drogi i strzelali do bandytów; a później odkryto, że niektórzy z bandytów byli uciskanymi ludami regionu, które świeżo przywędrowały  z Syrii lub Jordanii i teraz protestują przeciwko osiedlom zbudowanym na tych częściach bagien, które według ich rewizjonistycznej historii należały do ich pradziadów, i posiadają olbrzymie klucze do co lepszych pni na bagnach.

Niestety, jedyną drogą do zdobycia wyżyn moralnych jest przegranie wojny. Spójrzcie tylko na olbrzymie armie arabskie, które raz za razem napadały na Izrael, robiły, co mogły, by go zmiażdżyć przy pomocy najlepszego żelaza, jakie potrafiły wyprodukować radzieckie fabryki na zimnym Uralu, i przegrywały próbę zepchnięcia Żydów do morza, ale wygrywały wyżyny moralne. Potem ich terrorystyczne marionetki spędziły dziesięciolecia, zdobywając wyżyny moralne przez porywanie samolotów pełnych cywilów, mordowanie sportowców olimpijskich i wrzucanie do morza starych mężczyzn na wózkach inwalidzkich z pokładu statku wycieczkowego.

Wszystkim te orgie zabijania nie dokonały niczego pożytecznego – poza zabijaniem Żydów, co dla pewnego rodzaju umysłów jest rzeczą pożyteczną samą w sobie, ale to niepowodzenie zdobyło marionetkom terrorystycznym wyżyny moralne. Ich niepowodzenie w wygraniu wojny przez porywanie autobusów pełnych kobiet i branie dzieci szkolnych na zakładników przekonująco ustaliło ich wyższość moralną i szlachetność ducha.

Świat był głęboko wzruszony, kiedy Arafat wtoczył się na podium ONZ ze swoim pistoletem, z wielobarwną szmatą bawełnianą na głowie, która lata później stała się modnym strojem co trzeciego hipstera stojącego w kolejce do kasy z puszką fasoli za 20 dolarów w “Whole Foods”, bowiem jego oddanie wobec zabijania ludzi w przegranej sprawie, w którą nawet sam nie wierzył, w zamian za pieniądze od jego sponsorów w świecie muzułmańskim pokazywało jego głębokie oddanie wyżynom moralnym.

W latach siedemdziesiątych, kiedy Izrael wygrał o kilka wojen za dużo, Henry „Drwal”  [„Woodcutter” – przydomek Kissingera używany przez Secret Service. MK] Kissinger proponował mu, by przegrał wojnę dla zdobycia sympatii świata. Golda Meir nie przyjęła entuzjastycznie tej propozycji, ale z tym starym drwalem zarządzającym rozdawnictwem siekier nie miała wielkiego wyboru. w 1973 r. Izrael zalazł się na samej krawędzi zniszczenia, ale kiedy już miał zdobyć sympatię świata, jego armie młodych mężczyzn, biegiem opuszczających synagogi i pchających się przepełnionymi taksówkami na front, odwróciły bieg rzeczy. Izrael wygrał. Drwal w Waszyngtonie przegrał i izraelskie składnice złomu zapełniły się stertami radzieckiej stali, co było dobrą wiadomością dla ich wielkich, spoconych właścicieli, ale złą wiadomością dla tych, którzy tęsknili do wzniosłych fiordów wyżyn moralnych.

W 1991 r. Izrael stał się państwem nuklearnym i postanowił pobić Arafata w jego grze. Rabin i Peres namówili starego terrorystę, by powrócił z emerytury i ściągnęli go do Waszyngtonu, gdzie otoczyli go podczas oficjalnej ceremonii w Rose Garden, na co patrzył rozpromieniony Bill Clinton. Wreszcie Izraelczycy zdobyli wyżyny moralne. Także Stany Zjednoczone odcięły sobie kawał tej rozkosznej wyżyny moralnej, mimo że Clinton musiał wiercić się na krześle w Oslo, kiedy jego pokojowa Nagroda Nobla przypadła oślizgłemu terroryście, choć może powinien był uważać tę porażkę za zdobycie wyżyn moralnych.


Dla żydowskiego państwa jednak wyżyny moralne okazały się notorycznie nieosiągalne. Była krótka przerwa, kiedy wydawało się, że grzech główny nakopania w tyłek został odpuszczony w Rose Garden, ale potem terroryści zaczęli znowu zabijać Żydów i Żydzi upierali się przy odpowiadaniu walką. W mgnieniu oka cała wyżyna moralna została ogrodzona z wydzieloną  ławą honorową dla terrorystów i wielkim napisem: „Żydom wstęp wzbroniony dopóki nie wyrzekną się swojego rządu, syjonizmu i prawa do samoobrony”.

Pokój stał się ostatnią nadzieją nowej izraelskiej Hatikwy: nie chodzi o to, żeby być wolnymi ludźmi na własnej ziemi, ale żeby być moralnymi ludźmi na ziemi, która właściwie nie należy do nikogo konkretnego, ale na której, jak optymistycznie sądzili, wszyscy mogą żyć w zgodzie.

Pokój z terrorystami oznaczał brak reakcji na nieustanny terror, ale były granice tego, co 70 procent kraju, które nie kładło się spać z fantazjowaniem o pokoju, było skłonne zaakceptować w imię pokoju.

Tak więc terroryści zabijali Izraelczyków, Izraelczycy zabijali terrorystów, część świata zamknięta w paskudnej, modernistycznej wieży z kości słoniowej, potępiała Izrael i żądała, by rozwiązał sprawę pokoju przez oddanie jeszcze trochę ziemi terrorystom, żeby terroryści nabrali zaufana do prawdziwego oddania Izraela wobec rozwiązania pokojowego.

Od terrorystów nie wymagało się wzajemności i budowania zaufania Izraela co do ich oddania dla rzeczywistego rozwiązania pokojowego, ponieważ terroryści już byli na wyżynach moralnych z powodu przegrania co najmniej trzydziestu starć z Izraelską Armią Obronną, włącznie z bitwą o szkołę, w której umieścili snajperów, kościół, który okupowali, i szpital używany jako skład amunicji.

Wielkim dylematem dla przywódców izraelskich jest pytanie, jak wygrać wojnę bez utraty wyżyn moralnych. To trudna sprawa, bo wymaga wygrania wojny i wygrania pokoju. A nie można wygrać obu równocześnie, trzeba najpierw wygrać wojnę.

Rozwiązaniem Izraela było prowadzenie ograniczonych wojen i pozostawanie całkowicie oddanym sprawie pokoju. Gdy tylko zaczynała się wojna, naciskano na Izrael, by zaakceptował zawieszenie broni. Oczekuje się od Izraela, by dowiódł swojego oddania sprawie pokoju przez zaakceptowanie zawieszenia broni. W tym zaś momencie Hamas zaczyna znowu odpalać rakiety i cały cyrk rozpoczyna się od nowa. Izrael jednak ma kłopot z odmówieniem zgody na zawieszenie ognia, bo jego przywódcy nadal wierzą, że mogą zdobyć wyżyny moralne przez pokazanie, że są bardziej oddani pokojowi niż druga strona.

Pokoju jednak nie można wygrać. Na długą metę nie może on nawet przetrwać. Pokój albo istnieje jako dana sytuacja, albo jest utrzymywany przez silne armie i wiarygodne odstraszenie. Pokoju nie można znaleźć na wyżynach moralnych, a tylko na ruinach twierdz wroga.

Świat w oczach irackiego snajpera.
Świat w oczach irackiego snajpera.

Wspinanie się na wyżyny moralne jest pracą Syzyfa. Nie można prowadzić wojen bez zranienia kogoś i trąbienie o swojej moralności wyłącznie ułatwia wrogowi oskarżanie cię o hipokryzję. Człowiek, który spędza większość czasu na wielosłownych zapewnieniach, że nie jest złodziejem, że nigdy nie dotknął grosza należącego do kogoś innego i że przysięgnie na to na stertę biblii od podłogi do sufitu, wygląda na znacznie bardziej winnego, niż ten, który marszczy się i mówi oskarżycielowi, żeby zajął się swoimi sprawami. Im bardziej Izrael broni swojej moralności, tym bardziej okręca sobie na szyi łańcuchy oskarżycieli.

Udoskonalanie prowadzenia wojny z celem, by prowadzić prawdziwie moralną wojnę, prowadzi do udoskonalonych technik zabijania terrorystów, które nadal pociąga pewne straty uboczne, oraz do żołnierzy, którzy bardziej boją się strzelać do wroga niż strzałów oddanych w ich kierunku. Cały ten mrówczy wysiłek idzie na marne, ponieważ wrogom Izraela właściwie wszystko jedno, czy mają jedno zdjęcie martwego cywila muzułmańskiego do wymachiwania, czy tysiąc. Jedno i drugie stanowi podstawę oskarżenia. Chcąc wygrać pokój, Izrael zamiast tego, podobnie jak wszystkie nowoczesne państwa, przegrywa wojnę. 

Ojciec pewnego żołnierza izraelskiego powiedział synowi wkrótce po powołaniu go do służby, że wolałby odwiedzać go w więzieniu niż na cmentarzu. „Jeśli strzelają do ciebie, strzelaj do nich”. Jest to dobra rada, nie tylko dla tego młodego człowieka, ale dla całego kraju i dla cywilizowanego świata. Lepiej jest strzelać niż pozostawać pod ostrzałem. Lepiej jest być uważanym za przestępcę, niż być opłakiwanym w muzeach Holocaustu. Lepiej jest pozostawić wyżyny moralne tym, którzy czczą romantykę nieustannego rozlewu krwi i porażki. Lepiej jest przegrać pokój i wygrać wojnę.

Winning moral high ground is losers game

Sultan Knish, 16 lipca 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Daniel Greenfield


Amerykański pisarz i publicysta, mieszka w Nowym Jorku. Prowadzi stronę internetową Sultan Knish.