Twarzą w twarz z antysemitami w Paryżu


Cnaan Liphshiz 2014-08-23


Mój przyjaciel, Alain Azria, spojrzał na mnie zdziwiony, kiedy powiedziałem mu z oburzeniem i niedowierzaniem w głosie, że słyszałem wezwania do zabijania Żydów na  demonstracji antyizraelskiej w Paryżu.  To było w ubiegłym miesiącu. Młody czarny mężczyzna z paryskim akcentem przemawiał głośno do tuzina swoich przyjaciół: „Dobra, chłopaki. Chodźmy zapolować na jakichś Żydów”.


Jeden z jego przyjaciół odpowiedział: “Rozbijmy im głowy”. Na co pierwszy mówca: „Łap ich szybko, zabijaj powoli”.


Grupa wmieszała się w masę tysięcy ludzi, którzy maszerowali w kierunku stacji kolejowej Gare du Nord, wykrzykując hasła z oskarżeniem Izraela o ludobójstwo.  


Mój szok wynikał z faktu, że chociaż moje doniesienia z Europy w dużej mierze opowiadają o przemocy antysemickiej, osobiście byłem dotąd od niej izolowany – być może dlatego, że mieszkam w Holandii, gdzie takie zdarzenia są rzadsze, a może dlatego, że większość życia spędziłem w Izraelu, gdzie mamy tylko teoretyczne wyobrażenia tego zjawiska.


Dla Alaina jednak, fotografa, który specjalizuje się w fotografii dokumentalnej, problem antysemityzmu we Francji, to po prostu codzienność. Czyli naprawdę nie miał czasu na moje zdumienie odkryciem banału.


“Dobra, dobra, witaj w Paryżu. A teraz chodźmy” – powiedział i poprowadził nas na skróty, żebyśmy doszli do stacji przed demonstrującymi tłumami.


Przez następne dwa tygodnie, kiedy trwała walka Izraela przeciwko Hamasowi w Gazie, rozpalając jeszcze bardziej już koszmarne płomienie przemocy i antysemickiego bulgotu na całym kontynencie, zacząłem lepiej rozumieć nonszalancję Alaina wobec festynu nienawiści, który dokumentował.


<div>Uczestnicy zamieszek atakują francuskie oddziały policyjnej prewencji w Sarcelles, północnym przedmieściu Paryża, 20 lipca 2014 r., w starciach po demonstracji potępiającej kampanię wojskową Izraela w Gazie (Zdjęcie: AFP/ PIERRE ANDRIEU</div>

Uczestnicy zamieszek atakują francuskie oddziały policyjnej prewencji w Sarcelles, północnym przedmieściu Paryża, 20 lipca 2014 r., w starciach po demonstracji potępiającej kampanię wojskową Izraela w Gazie (Zdjęcie: AFP/ PIERRE ANDRIEU



Więcej zrozumiałem po dalszych wizytach w Paryżu – oglądając również jedną z prób pogromu i dyskutując z zadeklarowanymi antysemitami. To zrozumienie dzisiejszej Europy wzrosło również kiedy obserwowałem bezprecedensowe zjawiska mające miejsce tuż koło mojego domu w Hadze, w dzielnicy, którą media holenderskie ochrzciły “trójkątem szariatu”.

 

Zaszokowany tym, do jakiego stopnia zaakceptowany stał się antysemityzm we Francji, cieszyłem się, że jestem ponownie w domu w Holandii, kraju, który wybrałem jako miejsce osiedlenia częściowo ze względu na jego długą tradycję tolerancji. Ale w Schilderswijk, mojej dzielnicy w Hadze, gdzie z grubsza biorąc połowa populacji to muzułmanie, od 7 lipca setki ludzi demonstrowały trzykrotnie na wiecach, gdzie powiewały flagi grupy terrorystycznej ISIS i gdzie wzywano do rzezi Żydów. W niedzielę protestujący znowu byli na ulicach, rzucając kamieniami w policję.

 

Dla mojego zrozumienia fenomenu banalizacji przemocy antysemickiej w Europie centralne były zamieszki  20 lipca w Sarcelles, przedmieściu na północy Paryża, gdzie mieszka wielu muzułmanów, ale również wystarczająco duża populacja żydowska, by zarobić na przydomek „małej Jerozolimy”.

 

Widziałem tam policję odpierającą głównie arabski tłum, który – kiedy nie mogąc dobrać się do miejscowej synagogi – zaczął rozbijać witryny żydowskich i nie-żydowskich sklepów, skandując „śmierć Żydom” po francusku i po arabsku. Aleja prowadząca do synagogi była spowita chmurami gazu łzawiącego i czarnego dymu, który wznosił się z licznych podpaleń nagromadzonych łatwopalnych przedmiotów, które powodowały pękanie asfaltu i torów tramwajowych. Był to dziewiąty atak na francuską synagogę od 8 lipca, czyli od dnia, kiedy zaczęła się operacja wojskowa Izraela przeciwko Hamasowi.


Uczestnik protestu, w kefiji i owinięty flagą palestyńską, 13 lipca 2014 r. w Paryżu, podczas demonstracji przeciwko Izraelowi i w poparciu dla mieszkańców Strefy Gazy (zdjęcie: AFP/KENZO TRIBOUILLARD)
Uczestnik protestu, w kefiji i owinięty flagą palestyńską, 13 lipca 2014 r. w Paryżu, podczas demonstracji przeciwko Izraelowi i w poparciu dla mieszkańców Strefy Gazy (zdjęcie: AFP/KENZO TRIBOUILLARD)

Załamanie się rządów prawa może wydawać się dziwne Amerykanom, ale jest normalne we Francji, gdzie, jak powiedział mi Sammy Ghozlan, były komisarz policji francuskiej i założyciel Krajowego Biura  Czujności Przeciwko Antysemityzmowi -  policja często wybiera próby ograniczenia nielegalnych zachowań Arabów z przedmieść dużych miast, zamiast je zdławić – żeby „nie wywoływać wilka z lasu”. “Nazywamy te tereny ‘straconymi terytoriami’, ponieważ są to rejony, na które policja nie wchodzi z obawy o eskalację niewielkich incydentów do rozmiarów powtórki zamieszek z 2005 r. Macie takie tereny również w Izraelu” – przypomniał mi.


Bardziej niż załamanie się porządku publicznego zdumiała mnie skoordynowana reakcja miejscowych Żydów. W ciągu kilku minut od wybuchu zamieszek w Sarcelles zebrało się ich 100 z kijami baseballowymi i inną bronią. Otoczyli oblężoną synagogę i zaczęli śpiewać hymn Francji. Zapytałem kilku z nich, od kiedy zaczęli ufać tylko własnej sile, by się bronić? Starsi powiedzieli, że już od wielu lat. Nastolatki dodały: „Od zawsze”.



Przeniosłem się na teren dworca kolejowego Sarcelles — zamieszki zakłóciły ruch pociągów, a kierowcy taksówek na ogół unikają tej dzielnicy po zmroku. Pewien Algierczyk wyjaśniał kobiecie z Kongo, że Żydzi z Sarcelles zaatakowali pierwsi.


“Jak zawsze, najpierw atakują, kradną lub zabijają, a potem ściągają media, żeby o tym kłamały” – powiedział mężczyzna, który przedstawił mi się jako Mohammed abu-Chaich, ochroniarz na lotnisku Charles de Gaulle Airport. “Nienawidzę Żydów i nie wstydzę się tego powiedzieć”.


“Oni zainicjowali wojnę w Algierii, tylko po to, żeby zabijać Arabów” – mówił dalej abu-Chaich, mężczyzna po czterdziestce, który opowiadał mi o wojnie domowej w swoim kraju, prowadzonej przez islamistów. „Hitler zabijał ich z podobnych powodów” – dodał głośno, a ludzie dokoła potakiwali z aprobatą.


Przygnębiony po rozmowie z abu-Chaichem (nie powiedziałem mu, że jestem Żydem), poszedłem na obiad do restauracji kameruńskiej. Nie trwało długo, a już gawędziłem z innymi klientami o Afryce – kontynencie, gdzie pracowałem i który kocham. Po dziesięciu minutach dwóch moich rozmówców zaprosiło mnie, bym zatrzymał się u nich następnym razem jak będę w Yaounde.


Byłem na rauszu po wypiciu butelki taniego piwa bananowego i byłem szczęśliwy, że moi nowi przyjaciele z Kamerunu przywrócili mi wiarę w ludzkość, kiedy jeden z nich zaczął mówić o jasnej przyszłości, jaka czeka jego kraj, kiedy wreszcie zacznie czerpać korzyści z olbrzymich rezerw płynnego gazu.


“To będzie raj – powiedział. – Mam tylko nadzieję, że Żydzi go nam nie zabiorą, jak to zrobili w Niemczech, zanim Hitler użył tego gazu, żeby ich zabić”.



 Coming face to face with anti-semites in Paris 
Times of Israel, 14 sierpnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Cnaan Liphshiz

Europejski korespondent JTA

 

Od Redakcji

To tylko ciekawostka, rosyjska agencja prasowa “RS” zamówiła w ICN sondaż, z  którego wynika, że ISIS popiera we Francji 15 procent dorosłych, a w grupie wiekowej 18-24 – 27 procent. Badania przeprowadzono na próbie 1000 osób. Nie dałbym im wiary, ale dla władz francuskich powinien to być sygnał, że takie badania są konieczne. Ten sam sondaż przeprowadzono w Niemczech i w Wielkiej Brytanii (gdzie poparcie Niemców wynosiło 2% a Brytyjczyków 7%.)