USA wścieka się na Izrael?
Hamas cały szczęśliwy


David Horovitz 2014-08-15

Szef biura politycznego Hamasu, Chaled Maszaal (po lewej), i były premier Gazy z ramienia Hamasu Ismail Hanija.
Szef biura politycznego Hamasu, Chaled Maszaal (po lewej), i były premier Gazy z ramienia Hamasu Ismail Hanija.

Izrael opuścił Gazę w 2005 r., teraz jest obiektem nieustannych ataków terrorystów, którzy przejęli władzę. Zasługuje na poparcie międzynarodowe; ale jest wręcz odwrotnie.

Po porzuceniu Izraela przez Wielką Brytanię wraz z jej zapowiedzią ograniczenia sprzedaży broni Izraelowi, jeśli Hamas na nowo rozpocznie ataki na naszych cywilów, dowiadujemy się teraz, że USA już ograniczyły sprzedaż broni Izraelowi, zatrzymując planowaną dostawę pocisków Hellfire, które umożliwiają Izraelowi precyzyjne niszczenie wyrzutni rakiet ustawianych przez Hamas w samym sercu dzielnic mieszkalnych.

 

Chwilowo staramy się dowiedzieć, jak właściwie poważny jest obecny kryzys między Izraelem i jego najważniejszym sojusznikiem – czy sprawa niedostarczenia pocisków Hellfire jest proceduralnym opóźnieniem, czy też początkiem embargo, czy stosunki między administracjami Obamy i Netanjahu są zerwane, czy też poważnie naruszone. Nikt jednak nie uwierzy premierowi, kiedy następnym razem będzie twierdził, jak to zrobił dwa tygodnie temu, że poparcie USA podczas całej kampanii było  “imponujące”.

 

Jest coraz trudniej zrozumieć politykę administracji USA na Bliskim Wschodzie. Jej wpływy zanikają w całym regionie. Wydaje się niewystarczająco zdecydowana – ujmując to łagodnie – kiedy ma do czynienia z najbardziej niebezpiecznymi reżimami regionu, szczególnie Iranem. Jej brak entuzjazmu dla Abdel-Fattaha Al-Sisiego pcha Egipt coraz bliżej Rosji, Al-Sisi jest najwyraźniej obwiniany przez Waszyngton za zakończenie rządów Bractwa Muzułmańskiego, mimo że najprawdopodobniej prezydent Mohammad Mursi nie dopuściłby do żadnych kolejnych wyborów. A obecnie rwą się związki z jedyną demokracją w regionie.


Wydaje się, że niektórzy w tej administracji działają pod wpływem iluzji, że jeśli tylko uda się osłabić i usunąć z areny politycznej Benjamina Netanjahu – opisywanego przez pewnych dostojników USA w czwartkowym “Wall Street Journal” jako człowieka “zuchwałego” i „niegodnego zaufania” – Izraelczycy mogliby wybrać kierownictwo bardziej skłonne do myślenia zgodnego z linią USA i do kompromisów terytorialnych w imię odnowienia procesu pokojowego z Palestyńczykami. Oczywiście faktem jest, że Izrael, który próbuje wyrwać kły Hamasowi, niepokoi się możliwością wzrostu napięć na Zachodnim Brzegu, jest świadomy, że Hezbollah w Libanie jest wielokrotnie silniejszy niż Hamas i obserwuje, jak Iran przechytrza Zachód w dążeniu do zdobycia broni nuklearnej, ma dziś równe szanse skręcenia na lewo, co Hamas na dobrowolne rozbrojenie się. Jak najdalszy od bycia najbardziej twardogłowym premierem, Netanjahu jest najbardziej umiarkowanym politykiem, jakiego można oczekiwać, że Izrael wybierze w dającej się przewidzieć przyszłości.


Uczciwie mówiąc, dla przeważającej większości Izraelczyków jest zdumiewające, że Izrael jest obwiniany i poddawany naciskom na zakończenie wojny, której w tak wyraźny sposób starał się uniknąć – wojny przeciwko rządom terrorystów, którzy zaprzysięgli jego zniszczenie, którzy wielokrotnie zrywali zawieszenia broni, raz za razem akceptowane przez Izrael. Fakt, że ten konflikt jest tak powszechnie przedstawiany w wypaczonym świetle i że wrogie rządy są krytyczne, jest wystarczająco groźny dla Izraela. Dużo, dużo gorsze jest to, że kluczowi sojusznicy, w mniejszym lub większym stopniu, zwracają się przeciwko Izraelowi.


Hamas w ostatnim okresie wystrzelił ponad 3 tysiące rakiet na Izrael. W latach od kiedy przemocą przejął panowanie nad Gazą, wykorzystywał okresy spokoju, by zbudować pod granicą sieć prowadzących do Izraela tuneli, przez które planował wielkie ataki terrorystyczne. Jest udokumentowane, że umieścił swoją machinę wojenną w samym sercu dzielnic mieszkalnych Gazy. Żąda zniesienia „oblężenia Gazy”, żeby móc zbudować jeszcze potężniejszy potencjał ofensywny.


Powinno być uderzająco oczywiste, że Izrael i Egipt nie narzucili blokady jako kary zbiorowej albo dlatego, że tak im to przyszło do  głowy. Nie było blokady zanim Hamas przechwycił władzę w 2007 r. Izrael jednostronnie wycofał się z Gazy dwa lata wcześniej i miał nadzieję, że w nagrodę uzyska spokój. Gdyby Gaza nie była rządzona przez rząd terrorystów, nie byłoby potrzeby blokady, by zapobiec szmuglowaniu broni.


Zamiast krytykować Izrael za próby chronienia swoich cywilów przed Hamasem (co robi obecnie zbliżając się do granicy swoich możliwości), USA, Wielka Brytania i reszta społeczności międzynarodowej powinna z całą stanowczością popierać Izrael w walce z cynicznym Hamasem – również dla dobra cywilów w Gazie. Powinni nalegać na rozbrojenie Hamasu. I powinni powiedzieć wyraźnie, że podzielają niepokój Izraela i Egiptu, że zniesienie blokady nie jest możliwe, jak długo istnieje groźba, że złagodzenie restrykcji zostanie wykorzystane przez Hamas.


Podkreśliliby wówczas przesłanie dla Gazańczyków, że Hamas nie walczy o ich wolność, jak twierdzi, ale przez prowadzenie wojny przeciwko Izraelowi odmawia im wolności.


Takie zachowanie dałoby również Izraelowi podstawę do uwierzenia, że kiedy znajduje się w kryzysie – w znacznej mierze z powodu tego, że zdecydował się na koncesje terytorialne, których żądała społeczność międzynarodowa – świat będzie z nim solidarny. Obecnie w Izraelu panują zupełnie inne uczucia – nie poparcia, ale porzucenia.


Z punktu widzenia Hamasu napięcia i praktyczny rozpad stosunków między Waszyngtonem a Jerozolimą muszą być źródłem bezgranicznego zachwytu. Hamas wygrał wybory, na ich udział w tych wyborach nalegały Stany Zjednoczone, mimo że Hamas nigdy nie wyparł się terroryzmu. Morderstwami utorował sobie drogę do pełnej władzy w Gazie. Przejmuje wszystkie zasoby w Gazie i zamienia ją w jedną wielką fortecę terrorystyczną. Uderza w Izrael nieustanie, raz za razem. Zastrasza dziennikarzy zagranicznych, by nie informowali i nie filmowali jego metod prowadzenia wojny. A społeczność międzynarodowa potępia Izrael, ONZ ustanawia komisję badającą izraelskie zbrodnie wojenne, a sojusznicy Izraela ograniczają mu dostawy broni.


Jedynym wnioskiem, jaki może wyciągnąć Hamas, jest, że wystarczy, jeśli będzie nadal ostrzeliwał izraelskie miasta i wioski, zmuszając Izrael do zareagowania, a ściągnie jeszcze więcej potępień na Izrael, jak również skłoni do restrykcji prowadzących do ograniczenia zdolności Izraela do obrony. Wow, muszą myśleć przywódcy Hamasu, wolny świat jest tak strasznie głupi.


US livid with Israel? Hamas can’t believe its luck

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


David Horovitz

Izraelski pisarz i dziennikarz, redaktor naczelny „The Times of Israel”. W latach 2004-2011 kierował „Jerusalem Post” Autor takich książek jak: Still Life with Bombers" (2004) and A Little Too Close to God" (2000), współautor "Shalom Friend: The Life and Legacy of Yitzhak Rabin (1996).