Na równiach pochyłych


Matt Ridley 2014-07-25


Kto pierwszy wymyślił przenośnię o równi pochyłej? Jest to uparty mem, przywoływany w wielu dyskusjach o etyce, także w sprawie ustawy o wspomaganym umieraniu, w której mam głosować w piątek w Izbie Lordów. W praktyce jednak równie pochyłe, wcale nie są aż tak pochyłe i z łatwością wiele rzeczy zatrzymują w miejscu.

Argument o równi pochyłej pojawia się nieustannie w dyskusjach o genetyce i reprodukcji. Najnowszą dziedziną nauki, która cierpi z powodu metafory o równi pochyłej, jest terapia wymiany mitochondrialnej (MRT), istotna innowacja brytyjska, która obiecuje wyleczenie chorób mitochondrialnych przez wymianę baterii komórki matczynej na baterie dawcy. Do organów regulujących należy decyzja, czy technika ta jest bezpieczna, ale najpierw parlament musi zdecydować, czy jest etycznie do przyjęcia.


Jedynym rzeczywistym zastrzeżeniem do tej interwencji, pozwalającej ludziom na posiadanie własnych dzieci bez straszliwych chorób, jest, że – jak mówi jeden z krytyków – jest to „równia pochyła prowadząca do modyfikacji ludzkiej linii rozrodczej”. Zmień 0,002 procenta genów, które są w mitochondrii i co powstrzyma kogoś pewnego dnia przed zmianą 99,998 procent genów w jądrze jajeczka?


Oto
stały przeciwnik genetyki, David King z Human Genetics Alert, o MRT: “Kiedy przekroczymy tę zasadniczą granicę etyczną, która mówi, że nie powinniśmy tworzyć dzieci genetycznie zmienionych, będzie bardzo trudno zatrzymać się, kiedy ktoś zechce postawić następny krok, a potem następny i w końcu dojdziemy do przyszłości, której wszyscy chcą uniknąć, czyli do dzieci na zamówienie”.


Dlaczego jednak miałoby być trudno zatrzymać się? Jeśli MRT zostanie zalegalizowana, nadal będzie nielegalne używanie jej do jakichkolwiek innych celów poza zapobieganiem chorobie mitochondrialnej.


Prawdziwą równą pochyłą jest obłocone zbocze górskie, gdzie jeden mały, pozornie bezpieczny krok, może prowadzić do zjazdu na sam dół na własnym siedzeniu. Jest tak, ponieważ – jak mówią mi fizycy – statyczny współczynnik tarcia jest większy niż kinetyczny współczynnik tarcia , a więc potrzeba więcej siły na zapoczątkowanie ześlizgiwania się niż na kontynuowanie.


Spojrzenie na obecne dyskusje daje wrażenie, że stoimy na istnym łańcuchu górskim równi pochyłych. Wspomagane umieranie doprowadzi do szeroko rozprzestrzenionej eutanazji. Małżeństwa gejów doprowadzą do zaaprobowania zoofilii. Sztuczne życie doprowadzi do wojny biologicznej. Ale przenośnie mogą wyprowadzać na manowce. W świecie polityki nie ma odpowiednika niskiego współczynnika tarcia, jakie zdarza się na zabłoconych zboczach górskich. Łatwo jest zatrzymać się w połowie moralnej równi pochyłej. Każdy kolejny krok natyka się na zaciekły sprzeciw, niezależnie od tego, jak udany był krok poprzedni.


Kiedy posuwamy się po etycznej równi pochyłej, stopniowo zmieniając kodeks moralny, nie jest to dlatego, że jest śliska i bardzo chcielibyśmy się zatrzymać, ale dlatego, że na każdym etapie wspólnie decydujemy, iż chcemy iść dalej. Wielka reforma z 1832 r. była krokiem na drodze do powszechnego prawa głosu, czego bardzo obawiało się wielu ówczesnych konserwatystów, ale nie była to równia pochyła, a bardziej wydłużona walka. Legalizacja homoseksualności istotnie była krokiem na drodze do małżeństw gejów, jak obawiało się w owym czasie wielu ludzi religijnych, ale tylko dlatego, że społeczeństwo decydowało się na postawienie każdego kolejnego kroku.


Przez 40 lat wielokrotnie grożono nam, że z ingerencji w reprodukcję wynikną złe rzeczy, ale jak dotąd dobro niezmiernie przeważa zło. Wynalezienie zapładniania in vitro w latach 1970 było powodem wielkich obaw jako prekursora eugeniki – ludzie będą używali tej technologii, by mieć nadzwyczajne dzieci przez używanie plemników od znakomitości. Nieprawda: popyt na znakomitości jako dawców plemników właściwie nie istnieje; technologia jest używana niemal wyłącznie, by pomóc ludziom mieć własne dzieci, by wyleczyć okrutną chorobę bezpłodności.


Potem, w latach 1980., badania na embrionach miały nieuchronnie doprowadzić do potanienia życia. Zrobiły coś odwrotnego, prowadząc do rozwoju technik takich jak przedimplantacyjna diagnostyka genetyczna (PDG), dzięki której można uniknąć chorób dziedzicznych i zmniejszyć nieszczęście tysięcy ludzi. Ale PDG miało doprowadzić do eugeniki dla bogatych, którzy wybieraliby najlepsze geny dla swoich dzieci. Nic z tego. Nie ma popytu na używanie PDG do „poprawienia” normalnych genomów, a tylko do unikania genomów obarczonych błędami.


W latach 1990. była jedna technologia, która przeliczyła się z własnymi siłami. Terapia genowa – próba zastąpienia uszkodzonego genu w danej tkance przy użyciu wirusa, który dostarczał nową wersję – popełniła wczesny błąd i przyczyniła się do śmierci kilku pacjentów. Obecnie jednak technika ta bezpiecznie czyni dobro na coraz większą skalę.


Na początku tego roku ogłoszono, że sześciorgu ludziom z nieuleczalną poprzednio ślepotą, poprawił się wzrok po terapii genowej. A przedtem były pomyślne próby terapii genowej na dzieciach z rozmaitymi, zagrażającymi życiu, dziedzicznymi schorzeniami.       


Po tylu dziesięcioleciach, w których technologie genetyczne i reprodukcyjne dowodzą swoich korzyści oraz tego, że są mniej podatne na nadużycia niż sądzono, można by pomyśleć, że interwencja taka jak MRT zarobiła przynajmniej na przywilej wątpliwości. Właściwie można by pomyśleć, że strona konserwatywna w tej debacie widziała wystarczająco dużo, by zmienić zdanie i uznać, że łagodzenie cierpień powinno mieć pierwszeństwo nad pobożnym recytowaniem frazesów moralnych i podbijaniem bębenka przy pomocy mylących metafor o śliskich zboczach.  


Można wręcz uznać, że ta równia powinna być bardziej pochyła i bardziej śliska. Jeśli każdy krok okazuje się bardziej korzystny i mniej szkodliwy dla ludzkości niż się spodziewano, to następny krok powinien być postawiony szybciej. Ale nie tak działają takie debaty. Kiedy decydujemy o każdej nowej możliwości, ignorujemy historię poprzednich innowacji w medycynie.  Ta równia pochyła jest raczej grząska niż śliska.


Wprawia mnie w osłupienie, że sprzeciw wobec nowych technik medycyny genetycznej i reprodukcyjnej pochodzi głównie z prawicy i to z prawicy religijnej. Proszę mi łaskawie wyjaśnić, gdzie w Biblii albo w Koranie jest napisane, że lepie, by dziecko – lub stary człowiek – cierpiał, niż by wkroczyć w świętość naturalnych genomów i naturalnych schorzeń? I to wszystko na wszelki wypadek, gdyby mogło to ułatwić jakieś nieprawdopodobne przestępstwa w odległej przyszłości. Te równie pochyłe ściągają na fałszywą drogę.  


On slippery slopes

Rational Optimist, 17 lipca 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.