Nie tylko błazen


Andrzej Koraszewski 2014-07-20


Janusza Korwina Mikke wylansował Stefan Kisielewski. Ponad ćwierć wieku temu reklamował go na prawo i lewo jako cudowne dziecko polskiej polityki. Kisielewski w Korwinie- Mikke dostrzegał błazna, ale błazeńskie cechy opisywał życzliwie:


Janusz Korwin-Mikke – mój przyjaciel. Prezydent liberałów w Warszawie. Troszeczkę fantasta, robi wrażenie pomylonego, ale swoje osiąga i realizuje. Drukuje, wydaje, jakieś robi historyjki. Szalenie pracowity.

 

Salonowy antysemityzm JKM Kisielowi nie przeszkadzał, z tego prostego powodu, że go podzielał. Imponował mu bezgranicznie liberalizm gospodarczy w stylu Mogena Glistrupa. Kto wie, być może, żeby zrozumieć fenomen popularności JKM wśród młodej (i nie tylko młodej) inteligencji polskiej, trzeba najpierw opowiedzieć jak to było, kiedy źle się działo w państwie duńskim.

 

W roku 1971 w państwowej duńskiej telewizji pojawił się elegancki, czterdziestopięcioletni mężczyzna i piękną duńszczyzną oznajmił, że oszustwa podatkowe to walka o wolność, to obywatelskie nieposłuszeństwo naszych czasów, pokazał również z dumą swoją deklarację podatkową wykazującą zero należności.

 

Ów mężczyzna był wykładowcą prawa podatkowego na uniwersytecie w Kopenhadze. Jego wystąpienie wywołało oburzenie, ale i śmiechy oraz sporą garść głosów pozytywnych, wystarczająco silną, by zachęcić Mogena Glistrupa do podjęcia działalności politycznej.

 

W rok później Glistup zakłada Partię Postępu, a w wyborach w 1973 roku zdobywa 28 miejsc w duńskim parlamencie, stając się drugą siłą polityczną w kraju.

 

Jego przesłanie było proste, aparat państwowy należy ograniczyć do rozmiarów szczątkowych, podatki dochodowe są zbędne, koszty obrony narodowej można sprowadzić do 89 koron, bo tyle kosztowałby automat telefoniczny odpowiadający po rosyjsku, że Dania poddaje się.

 

Jego wystąpienia parlamentarne były kabaretowe, pełne rasistowskich dowcipów i kpiny z demokratycznych instytucji, 20 procent duńskich wyborców oszalało z miłości. Dopiero w 1983 roku Glistrup zostaje pozbawiony immunitetu i trafia na trzy lata  do więzienia za oszustwa podatkowe.

 

Kiedy ktoś twierdzi, że fenomen Korwina-Mikke to efekt naszej tragicznej historii i braku doświadczenia z demokracją, może być na fałszywym tropie. Dania jest modelową demokracją z imponującą tradycją.

 

Korwin-Mikke studiował filozofię na uniwersytecie warszawskim, brał aktywny udział w antykomunistycznej opozycji, wyrzucono go ze studiów za działalność polityczną, ale skończył je zaocznie.

 

Uwaga Kisielewskiego o pracowitości JKM nie była pozbawiona podstaw. W 1978 roku założył podziemną oficynę wydawniczą, gdzie opublikowano około 25 książek, w tym samym czasie prowadził w swoim mieszkaniu tajne seminarium  „Prawica-Liberalizm-Konserwatyzm”, od początku był aktywny w strukturach „Solidarności”, w 1982 został zatrzymany za kolportaż wydawnictw podziemnych i trafił na kilka miesięcy do Białołęki, gdzie poznał wściekłego antysemitę Stanisława Michałkiewicza. Ich przyjaźń trzyma się do dnia dzisiejszego. 

 

W 1990 założył Unię Polityki Realnej, a w 1991 został posłem na Sejm. Początkowo jego działalność polityczna intrygowała. Jego liberalizm gospodarczy był nadmiernie radykalny, ale podparty lekturami ekonomicznych sław, jego wystąpienia polityczne były nazbyt kabaretowe, ale dla uważnego obserwatora najbardziej niepokojący był jego bliski związek z Michalkiewiczem. Ten związek śmierdział, zapowiadał to wszystko, co widzimy dziś.

 

Popularność Korwina-Mikke miała przez ćwierć wieku swoje wzloty i upadki, uparcie startował w kolejnych wyborach prezydenckich i zupełnie nie przejmował się przegranymi. Ważna była obecność w mediach, szansa dotarcia do większej publiczności niż tylko czytelnicy jego pisma i jego blogu.

 

Czasy się zmieniają, przez świat idzie brunatna fala. Korwin-Mikke coraz bardziej upodabnia się do Michalkiewicza. Jego profil polityczny staje się coraz bardziej wyrazisty.

 

Antysemityzm, otwarcie wyrażana pogarda do demokracji, pochwała mizoginii, nienawiść do Unii Europejskiej i kompletnie już absurdalna parodia liberalizmu, w której państwo ma być niemal całkowicie zdemontowane.

 

Korwin-Mikke przestaje ukrywać się ze swoim rasizmem. Zostaje posłem do Parlamentu Europejskiego, zapowiadając podczas kampanii wyborczej, że chce się tam dostać, żeby prowadzić działalność destrukcyjną. Znajduje odzew i poparcie dziesiątków tysięcy wyborców.

 

Jego pierwsze wystąpienie w Strasbourgu zdobywa mu natychmiast międzynarodową sławę rasisty. Pozwala sobie na użycie słowa „czarnuchy” i udając głupiego tłumaczy się później, że angielskiego uczył się na książkach Marka Twaina. Odezwały się głosy wzywające do pozbawienia tego przedstawiciela Polski mandatu poselskiego, z całą pewnością otrzyma naganę i zostanie ukarany pozbawieniem kilku diet. Europa dowiedziała się również o jego wybrykach na scenie krajowej. Najprawdopodobniej to właśnie było zamiarem polskiego „liberała” i zdobędzie mu to dodatkowy poklask jego elektoratu.

 

Tymczasem krajowy sondaż opinii publicznej pokazuje, że kolejne wybory mogą przynieść radykalną zmianę na polskiej scenie politycznej. Przede wszystkim zainteresowanie możliwością wyboru dramatycznie spadło. Prawie połowa respondentów deklaruje, że nie poszłaby do wyborów, umizgi Jarosława Kaczyńskiego do dewotów i narodowo-socjalistycznych kiboli dają mu we wszystkich sondażach wyraźną przewagę nad PO, sympatie dla Nowej Prawicy wahają się w różnych sondażach od 7 do 13 procent. Radykalizacja polskiego Sejmu jest właściwie pewna, ale im niższa będzie frekwencja, tym ta radykalizacja będzie silniejsza. Podnieceni nienawiścią nie zostają w dniu wyborów w domach.

 

Krajowi analitycy kręcą się wokół podsłuchów i taśm, wydają się nie zauważać międzynarodowych trendów, nasilającego się we wszystkich krajach europejskich nacjonalizmu, powrotu na scenę polityczną partii o wyraźnie faszystowskim profilu, pogłębiającej się niechęci do demokracji i wzrastającej tęsknoty do autorytarnych przywódców.

 

Zachwyty Kaczyńskiego dla Viktora Orbána nie uwzględniają faktu, że dla dużej części młodszego pokolenia polskim Orbanem jest Janusz Korwin-Mikke, jego brunatna oferta jest dla nich bardziej nowoczesna i bardziej porywająca.

 

Ten wiatr historii to jeszcze nie tornado, ale ten pan w muszce to z pewnością nie tylko błazen.