Trochę lepszy  świat


Matt Ridley 2014-05-31

<br />To było latem 1963 roku. Wrocław, był przez miesiąc całkowicie zamknięty. Zmarło podobno ok. 30 osób.

To było latem 1963 roku. Wrocław, był przez miesiąc całkowicie zamknięty. Zmarło podobno ok. 30 osób.



Doroczne zgromadzenie Światowej Organizacji Zdrowia postanowiło w sobotę wieczorem, żeby nie ustalać daty zniszczenia ostatnich dwóch próbek z wirusem ospy, które znajdują się w bezpiecznych laboratoriach w Atlancie i w Nowosybirsku. Czarna ospa, jako wirus, nie liczy się naprawdę jako żyjący gatunek. Przybliża się jednak perspektywa świadomego wytępienia jakichś szkodliwych gatunków. I nie miejmy żadnych wątpliwości – będzie to jednoznacznie coś dobrego.

Czarna ospa została wytępiona poza laboratorium w 1977 r., kiedy Ali Maow Maalin wyzdrowiał z tej choroby w Merca w Somalii (zmarł w zeszłym roku na malarię). Do teraz naukowcy chcieli trzymać wirusa przy życiu w laboratorium na wypadek, gdyby potrzebne były dalsze badania. Obecnie wszyscy właściwie zgadzają się, że ryzyko trzymania wirusa jest większe niż ryzyko nie trzymania go. Pamiętajmy, że ostatnim przypadkiem czarnej ospy była śmierć Janet Parker w 1978 r. Parker zajmowała się fotografią medyczną, w Birmingham, i zaraziła się tym wirusem w laboratorium.


W zeszłym roku WHO zwołała grupę niezależnych ekspertów, którzy doszli do wniosku, że „nie ma żadnej potrzeby, z punktu widzenia zdrowia publicznego,  by przechowywać żywy wirus Variola [taka jest jego nazwa naukowa] do dalszych badań”. Wskazali także, że 600 milionów dawek szczepionki na ospę jest nadal przechowywanych na bardzo nieprawdopodobny wypadek, gdyby – na przykład – pojawił się żywy wirus ze zwłok pochowanych w zamarzniętej tundrze.


Gdybyś w 1978 r. przewidywał, że 36 lat później nie wytępimy żadnych więcej chorób (poza księgosuszem czyli pomorem bydła), zostałbyś uznany za okropnego pesymistę. Niemniej czarna ospa okazała się wyjątkowo podatna na wytępienie z powodu krótkiego okresu inkubacji, braku rezerwuaru zwierzęcego i oczywistych objawów, co pozwalało na szybkie szczepienie, żeby powstrzymać epidemię. Spodziewano się, że wkrótce potem polio podąży do wirusowego grobu, ale realizację tego marzenia trzeba było wielokrotnie przesuwać.


Istotnie, w tym roku polio powraca, z 82 przypadkami jak dotąd w porównaniu do 34 w tym samy okresie w zeszłym roku. Większość z nich jest w Pakistanie, kraju, gdzie personel szczepiący przeciwko polio jest czasami mordowany przez Talibów z powodu ich podejrzeń, że mogą to być agenci USA i Izraela szerzący AIDS lub sterylizujący dziewczynki.


Katastrofalnie, CIA pomogła nadać wiarygodności tym pogłoskom przez posłużenie się miejscowym lekarzem do przeprowadzenia akcji szczepień przeciwko żółtaczce, co było przykrywką do uzyskania próbek krwi od dzieci z domu Osamy bin Ladena w Abbottabadzie, żeby zidentyfikować mieszkających tam ludzi. Lekarz jest obecnie w pakistańskim więzieniu.


W filmie “Zero Dark Thirty” jest nawet krótka migawka fałszywego medyka podającego szczepionki w kurtce z napisem “Polio” na plecach, który próbuje dostać się do domu – jest to faktyczny błąd twórców filmu, ale ten film tylko pogorszył sytuację rzeczywistego personelu rozprowadzającego szczepionki. W zeszłym tygodniu administracja Obamy obiecała dziekanom 12 szkół zdrowia publicznego, że nigdy więcej nie użyje fałszywego personelu szczepiącego, ale ta obietnica przychodzi zbyt późno dla ludzi sparaliżowanych przez polio w Pakistanie w ostatnich latach.  


Ucierpiało także rychłe wytępienie nitkowca podskórnego w Afryce. W zeszłym miesiącu były tylko trzy nowe przypadki, spadek z 25 w kwietniu zeszłego roku i 80 w kwietniu 2012 r. Ale jeden z nich był w Czadzie, gdzie zdarzyło się kilka przypadków zachorowań ludzi i psów w pobliżu rzeki Czari, na obszarze, o którym sądzone, że jest uwolniony od problemu. Pozostałe przypadki są z Sudanu Południowego, gdzie mimo trwającej wojny pasożyt wydaje się być opanowany.


Czy takie świadome wytępienie stworzeń, które powodują cierpienia, jest dobrym pomysłem? Jak długo wpływ na ekosystem jest niewielki, odpowiedzią  jest zdecydowane „tak”. Weźmy na przykład komary. Na świecie istnieje 2500 gatunków komarów, ale tylko jeden z nich – Aedes aegypti -  odpowiedzialny jest za przenoszenie gorączki denga, choroby, która dotyka obecnie 400 milionów ludzi, a ta liczba jest rosnąca. Gdyby można było machnąć różdżką czarodziejską i pozbyć się A. aegypti, pozostałoby bardzo wiele komarów, by zająć ich miejsce w stawach i kałużach.


A machnięcie taką różdżką magiczną nie jest już dziś całkowicie nieprawdopodobne. W zeszłym miesiącu rząd brazylijski dał firmie z Oxfordu o nazwie Oxitec pozwolenie na wypuszczenie na wolność genetycznie modyfikowanych samców komarów A. aegypti. Mają one dwa dodatkowe geny, które powodują, że ich potomstwo nie może się rozmnażać. Wypuść ich wystarczająco dużo na danym obszarze, a gatunek lokalnie wymrze. Urok tego projektu polega na tym, że im rzadszy staje się gatunek, tym większa szansa, że zmienione genetycznie samce, które wypuszczasz, będą kojarzyć się z każdą dostępną samicą, a więc technika staje się bardziej skuteczna w miarę zbliżania się lokalnego wymarcia gatunku.


Globalne wytępienie choćby tego jednego gatunku komarów pozostanie prawdopodobnie niemożliwe w praktyce, ale lokalne wytępienie może być osiągalne. I chociaż nie jest winą tego owada, że przenosi wirusa gorączki denga, krzyżyk mu na drogę. Ekologiczny wpływ zredukowania różnorodności komarów o jeden gatunek będzie niedostrzegalny.


Zbliża się szansa wytępienia gatunków, których nie lubimy, i równocześnie zbliża się także szansa wskrzeszenia gatunków, które lubimy. We wrześniu będzie dokładnie sto lat od dnia, kiedy zmarł ostatni gołąb wędrowny w zoo w Cincinnati. Była to samica o imieniu Martha. Obecnie odczytano sekwencję DNA gołębia wędrownego i genetyk, Ben Novak, zaczyna zestawiać projekt, jak zredagować chromosomy blisko spokrewnionego gatunku, gołębia pręgosternego, żeby pasowały do chromosomów gołębia wędrownego. Następnie komórka ze zredagowanym genomem może zostać zamieniona w embrion i rosnąć w jaju. (Jestem doradcą tego projektu.)


Kilku ględzących nababów negatywizmu martwi się, że to zły pomysł. Może naruszyć dzisiejsze ekologie albo spowodować, że przestaniemy niepokoić się wytępieniami. Co gorsza, argumentuje jeden z krytyków, jest to “odmowa zaakceptowania naszych ograniczeń moralnych i technicznych w przyrodzie”. Tak jest. Ta odmowa jest czymś, za co jestem dozgonnie wdzięczny jako człowiek, którego zaszczepiono przeciwko czarnej ospie.  


Wyobraźmy sobie, że za 50 lat wskrzesimy pięć gatunków — gołębia wędrownego, mamuta, dodo, wilka workowatego i alkę olbrzymią — ale wytępimy pięć innych: nitkowca podskórnego, komara przenoszącego dengę, bakterię trądu, pasożyta malarii i robaka ślepoty rzecznej. Czy to będzie lepszy świat? Tak.


Artykuł był pierwotnie opublikowany w Times

Sometimes it is right to wipe out a species

Rational Optimist, 28 maja 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.