Podniebny lot
ku demokracji


Marcin Kruk 2014-05-29


Głos kapitana był miły, pewny siebie i wzbudzający zaufanie.

Lecimy na wysokości parademokracji, widoczność jest ograniczona, kierunek nieokreślony, więc trudno powiedzieć, czy jesteśmy coraz bliżej, czy coraz dalej, ale to się z czasem okaże.

 

Stewardesa zwróciła uwagę na ruch w 12 rzędzie.

 

- Czy jest na pokładzie ktoś normalny – zapytała, starając się nie wzbudzać paniki.


Wszyscy pasażerowie podnieśli ręce. Westchnęła z rezygnacją zastanawiając się, czy uda się rozwiązać problem przy pomocy łagodnej perswazji.

 

- Antosiu załóż kaftanik, Jareczek pomoże ci zawiązać  rękawki za pleckami...  Krysię przywiążemy pasami – mówiła dalej, mając nadzieję, że jej rzeczowy głos działa na pasażerów uspakajająco.

 

- Proszę pani – pociągnął ją za rękaw pasażer siedzący daleko od okna – JKM ciągle wrzeszczy TKM.

 

Położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała z uśmiechem – Tak Januszku, też miałeś swoje pięć minut i też krzyczałeś TKM. Business Class gwarantuje komfort wykrzykiwania różnych rzeczy z nagłośnieniem.

 

Stewardesa  rzuciła okiem na tylne rzędy i powiedziała stanowczo – Jak ojciec nie przestanie zaczepiać tego dziecka, to nie będę mogła podać ojcu alkoholu. Ojciec odwrócił głowę w kierunku okna i wydawał się być pochłonięty oglądaniem chmur.

 

- Nie o takie podróż walczyłem – powiedział starszy pan z małoletnią matką w klapie.

 

Tymczasem kolejny pasażer narzekał na odgłosy docierające z klasy ekonomicznej. Stewardesa przyznała, iż mimo nabycia najnowszego modelu samolotu pasażerskiego, nadal są pewne problemy z wyciszeniem dźwięków wytwarzanych przez pasażerów w drugiej części samolotu. Pocieszyła jednak niezadowolonego klienta, że pasażerowie klasy ekonomicznej nie tylko słyszą, ale i widzą pasażerów siedzących w business class.

 

-Jest pani tego pewna – ucieszył się pasażer, poprawił krawat i przybrał maskę ojca narodu.

 

Przez chwilę panował spokój, który profesor S. pospiesznie oceniła jako ciszę przed burzą, spowodowaną brakiem programu w pierwszych rzędach, ale również niedostateczną koncentracją uwagi w dalszych rzędach.

 

Stewardesa skorzystała z okazji i cicho poprosiła kapitana, żeby kazał wszystkim zapiąć pasy, bo mogą wystąpić silne turbulencje. Uczciwie mówiąc chciała chwilę odpocząć, ale natychmiast zaczęła się wrzawa, bo część pasażerów zaczęła oskarżać o turbulencje zarówno pilota, jak i pasażerów siedzących bliżej kokpitu.    

 

Jak długo już lecimy, zapytała kobieta z krzyżykiem niedbale zwisającym pod opiętym sweterkiem biustem.

 

- Od 25 lat – odpowiedziała stewardesa, od moich urodzin, jesteśmy odrobinę opóźnieni, ale jest nadzieja, że nadrobimy to w kolejnym ćwierćwieczu.

 

W drzwiach pojawiła się koleżanka z wózkiem z napojami. Stewardesa wycofała się do kabiny pilotów.

 

- Co słychać - zapytał kapitan.

- Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak daleko już przelecieliśmy.

- To normalne – odpowiedział kapitan – tak było zawsze, tyle, że teraz komfort podróży niebywale się poprawił. A jak z tobą?

- Pewnie wolałabym pracę z gorylami, ale nie powinnam narzekać.