Nacjonalizm, patriotyzm, humanizm


Andrzej Koraszewski 2014-05-19


Nacjonalizm to nie tylko wrzaskliwa nieudolność. Nacjonalizm nieodmiennie odwołuje się do więzów krwi i chętnie tłumaczy niepowodzenia własnej grupy etnicznej spiskiem innych grup etnicznych. Modlitwy nacjonalistów cechuje dziecinna prostota: Dobry Boże, zabierz im, daj nam, będzie sprawiedliwiej.

O patriotyzmie napisano wiele i ani na chwilę nie przestał być podejrzany.  W naszej krajowej literaturze rekomendowałbym przede wszystkim doskonały artykuł Jana Lipskiego Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy, a dla szukających dalej „Więź społeczną i dziedzictwo krwi” Stanisława Ossowskiego. 


Urodzony w końcu dziewiętnastego stulecia pisarz angielski, Richard Aldington zdefiniował patriotyzm jako "poczucie zbiorowej odpowiedzialności", w odróżnieniu od nacjonalizmu, który jego zdaniem przypomina "pianie durnego koguta na kupie gnoju". Niestety, tego drugiego jest u nas zawsze więcej i jest systematycznie mylony z patriotyzmem.

Problem polega na tym, że owe "durne koguty" są głęboko przekonane, iż budują zbiorową odpowiedzialność. Pierwszą wskazówką, że mamy do czynienia z kogutem piejącym na kupie gnoju, jest język. (Oni nigdy nie mówią we własnym imieniu, zawsze bełkoczą w imieniu ukochanej ojczyzny powiązanej krwią bratnią.)

Drugim problemem jest to, że to poczucie zbiorowej odpowiedzialności, które można nazwać patriotyzmem, pojawia się tam, gdzie jest zorganizowana i mająca jakąś ciągłość zbiorowość. Mam wrażenie, że u nas (w Polsce) niewielu tęskni do ciągłości, naszą specjalnością jest ciągłe budowanie wszystkiego od początku, zaś wolność jest ustawicznie mylona z anarchią. Wiecznie słyszymy wezwania do budowania kolejnej Rzeczpospolitej, ciągle słyszymy czyjeś liberum veto. Tam, gdzie wolność jest anarchią, można być odpowiedzialnym za siebie i swoją rodzinę, ale o zbiorowej odpowiedzialności w szerszym tego słowa znaczeniu mówić trudno, bo owa zbiorowość jest wówczas jakimś bezładnym chaosem.

Gdzie nie ma prawa, rządzą wilcze prawa. Oczywiście we współczesnych państwach zawsze są jakieś prawa, ale często są to prawa złe, niespójne, nie egzekwowane.

Zdaniem Bismarcka polityka jest sztuką osiągania tego, co możliwe. Pragmatyzm nie jest włączany w definicję patriotyzmu, a szkoda, bo brak realizmu bywa często wystarczającym źródłem zarówno braku odpowiedzialności, jak i podłości. Nie da się połączyć poczucia zbiorowej odpowiedzialności i walki o utopijne cele.

Politycy coraz częściej molestują naszą cierpliwość. Większość wyborców ma poczucie, że ta banda mizdrzących się do nas typów to raczej problem niż rozwiązanie. Nie mamy wątpliwości, że są to nazbyt często popisy kogutów piejących na kupie gnoju. Równocześnie sondaże nie kłamią, krzykliwe popisy Korwina-Mikke znajdują chętnych nabywców, PiS trzyma się mocno. Regulamin wspólnoty mieszkaniowej nikogo nie podnieca, być może dlatego, że pod tą szerokością geograficzną nigdy nie był przestrzegany.  

 

Politycy z domu wariatów, którzy jak profesor, filozof  i europoseł Ryszard Legutko wygłaszają kretynizmy jak np. to, że w Szwecji, jeżeli ktoś nie pójdzie na coroczną paradę homoseksualistów, będzie miał wielkie nieprzyjemności, są na świeczniku. Cóż, idiotów nie brakuje, ale jeżeli takie androny bez żadnej kontry publikuje poważna gazeta, a taki filozof może liczyć na dalsze poparcie wyborców, to znaczy, że koguty piejące na kupie gnoju mają u nas wzięcie.    

Nacjonalizm to nie tylko wrzaskliwa nieudolność. Nacjonalizm nieodmiennie odwołuje się do więzów krwi i chętnie tłumaczy niepowodzenia własnej grupy etnicznej spiskiem innych grup etnicznych. Modlitwy nacjonalistów cechuje dziecinna prostota: Dobry Boże, zabierz im, daj nam, będzie sprawiedliwiej.

Kiedy otwierasz puszkę Pandory nigdy nie wiesz jakie konie trojańskie z niej wyskoczą. Krucjata Krystyny Pawłowicz jest tylko kontynuacją wcześniejszych harców dziedziców nacjonalistycznej tradycji. Dzisiejszy polski nacjonalizm jest tylko kontynuacją jego wcześniejszych odmian. Chciałoby się powiedzieć, nie pytaj jak historia obchodzi się z Polakami, zapytaj jak Polacy obchodzą się z historią.

Osobliwa duma z tego, że stoimy na kupie gnoju, nie jest niczym nowym. Amerykański autor, Bernard Lewis, analizując przyczyny powtarzających się klęsk islamu, zwraca między innymi uwagę na fakt, że tureckie elity wkraczając w dwudziestym wieku na drogę modernizacji, miały do wyboru koncepcję zachodnioeuropejskiego patriotyzmu opartego na wspólnotach połączonych prawem i autorytetem legalnej władzy oraz wschodnio i środkowoeuropejskiego nacjonalizmu, który odwoływał się do więzów krwi religii i języka. Turcy wybrali to drugie, a ten wybór prowadził do radykalnego osłabienia rezultatów tureckich reform.

Jest wiele powodów, dla których znacznie częściej słyszymy dziś w Polsce pianie kogutów stojących na kupie gnoju, niż głos zbiorowej odpowiedzialności; zamiast programów mamy preambuły, zamiast celów symbole, zamiast prawa moralizatorstwo, zamiast pracy w służbie publicznej niekończące się rekolekcje. W końcu rzeczywisty patriotyzm zaczyna się ograniczać do ignorowania wrzasku kogutów i prób zachowania elementarnej uczciwości w świecie partyjniackich nepotyzmów i sowicie opłacanych towarzyskich uprzejmości.

 

Nacjonalizm jest dziedzicem klanowej solidarności, patriotyzm jest zaledwie wspólnotą mieszkaniową, w której dążymy do społecznego pokoju, tworząc warunki dla bogacenia się razem, a nie jeden kosztem drugiego i domagając się poszanowania dla prawa.


Nacjonalizm wchodzi w ustawiczny konflikt z humanizmem. Patriotyzm zgoła przeciwnie, łączy poczucie zbiorowej odpowiedzialności za pokój  i bezpieczeństwo na terenie państwa i otwiera drogę do dobrych stosunków z sąsiadami.

 

Minione ćwierćwiecze to prawdopodobnie dla polskiego społeczeństwa jako całości najlepsze ćwierćwiecze w całej tysiącletniej historii Polski. Wrzaski kogutów utrudniają zrozumienie, że mozolnie budujemy zręby wspólnoty mieszkaniowej.