Negacja Holocaustu i ludobójstwo w Ruandzie


Shmuley Boteach 2014-05-05

Sąd wojskowy, Ruanda 1999 (Reuters)
Sąd wojskowy, Ruanda 1999 (Reuters)

Wróciłem z obchodów w Kigali upamiętniających dwudziestą rocznicę ludobójstwa w Ruandzie i natychmiast natknąłem się na atak Howarda Frencha na prezydenta Paula Kagame, człowieka, któremu powszechnie przypisuje się zasługę za powstrzymanie masowych mordów.

“Wall Street Journal” z 19 kwietnia 2014 opublikował artykuł pod tytułem “How Rwanda’s Paul Kagame Exploits US Guilt” [Jak Paul Kagame z Ruandy eksploatuje winę USA], w którym French przedstawia nam mało oryginalną przeróbkę faktów, typową dla krytyków przekonanych, że umieliby lepiej wyciągnąć Ruandę z przepaści po najszybszym ludobójstwie w historii.

 

Zadziwiają mnie wysiłki Frencha, by zamazać prawdę, a jako Żyda, który równocześnie obserwuje narastający trend zaprzeczania Holocaustowi, jestem jeszcze bardziej zaniepokojony. Kiedy byłem w Kigali, powiedziałem prezydentowi Kagame, że jeśli nie będzie ostrożny, za 10 lat świat powie, że nie było żadnego ludobójstwa, a tylko konflikt etniczny. Odpowiedział: „10 lat? To dzieje się już dzisiaj”. Jest to równie oburzające, jak opisywanie ludobójstwa ormiańskiego, kambodżańskiego, żydowskiego lub bośniackiego jako zdarzeń, w których nie ma winnych. Byli tam dobrzy ludzie i bardzo, bardzo źli ludzie. I mimo wszystkich wysiłków Frencha, by zamazać prawdę, Kagame jest bezsprzecznie  bohaterem w tej sprawie.

French twierdzi, że amerykańskie poczucie winy z powodu bierności i niepowstrzymania ludobójstwa powoduje, iż nasz rząd przymyka oczy na rzekome zbrodnie rządu Kagame. Frenchowi nie przychodzi nawet do głowy, że powodem, dla którego USA są nastawione przychylnie wobec Ruandy, jest to, że Amerykanie są zadziwieni tym, że na kontynencie naznaczonym wojnami, głodem i korupcją Ruanda ma najszybszy wzrost gospodarczy, najwyższy poziom szczepień, słynną wojnę z korupcją i – co może poświadczyć każdy przyjezdny – jest modelem harmonii rasowej i integracji. Podróżując po Rundzie zadziwiał mnie widok kraju, gdzie podczas dorocznego tygodnia pamięci o ludobójstwie, wszystkie sklepy i przedsiębiorstwa zamykano codziennie o godzinie 14, żeby siedzieć w grupach po kilkaset osób i rozmawiać o różnicach etnicznych oraz promować pojednania, aby taka przemoc nigdy nie powtórzyła się w przyszłości. Nigdy nie widziałem niczego podobnego, ani w Izraelu, ani w Stanach Zjednoczonych.

French jest pozbawionym skrupułów cynikiem i pesymistą, którego uprzedzenia wobec Kagame pozwalają mu na zaprzeczenie nawet temu zdumiewającemu osiągnięciu. W świecie pełnym masowych mordów, morderców takich jak Baszar Assad i Kim Jong-Un, którzy nadal głodzą ludzi na śmierć, French porzuca nawet pozory obiektywności, kiedy pisze, cytując belgijskiego uczonego, że Kagame jest „prawdopodobnie największym zbrodniarzem wojennym sprawującym dzisiaj urząd”. Każdy obiektywny obserwator, który jedzie czystymi i dobrze utrzymanymi drogami Ruandy, dojdzie do wniosku, że Kagame dokonał rzeczy przekraczających wszelkie oczekiwania, jakie świat mógł mieć w 1994 r. wobec kraju, w którym, w momencie obejmowania przez niego władzy, w rzekach było tyle zwłok, że zatrzymywały prąd i woda wylewała się na pola.
 
Nie chcę przez to powiedzieć, że prezydent jest doskonały. Chodzi o to, że zanim wylejemy  oskarżenia przeciwko człowiekowi, który był świadkiem tego, jak świat porzucił jego naród na pastwę ludzi z maczetami i siekierami, powinniśmy choć trochę zrozumieć jego agresywną politykę bezpieczeństwa, która zapewnia, że jego naród nigdy więcej nie zostanie poddany eksterminacji. Jak to kiedyś powiedział Yogi Berra: “Fakt, że odczuwasz paranoiczny lęk, nie znaczy, że nie próbują cię dopaść”.  

Autorom takim jak French łatwo przychodzi potępianie krajów takich jak Ruanda lub Izrael za to, że zamiast siedzieć spokojnie jako łatwy cel decydują się walczyć ze swoimi wrogami.    Czy French naprawdę doradzałby prezydentowi Kagame pozostawienie baz morderców, którzy dokonali ludobójstwa, na granicy z Kongo? Czy powiedziałby Kagame, by polegał na gołosłownych gwarancjach międzynarodowych i ONZ dla obrony swojego narodu, tej samej ONZ, która kategorycznie odmówiła swojemu dowódcy, generałowi Romeo Dallaire pozwolenia na rozbrojenie milicji Hutu i która ewakuowała większość swoich sił pokojowych, gdy tylko rozpoczęło się ludobójstwo?

 

Nie mam wystarczającej informacji w sprawie trwających problemów w Kongo. French traci jednak wszelką wiarygodność, kiedy winą za wszystkie cierpienia tego kraju obarcza Ruandę. Na długo przed ingerencją Ruandy Kongiem rządził bezwzględny dyktator Mobutu Sese Seko, agresywny autokrata, który kierował kleptokracją, zgromadził olbrzymie bogactwo osobiste i uważany był za klasycznego dyktatora afrykańskiego. Po ludobójstwie dokonanym na Tutsi główna grupa sprawców uciekła do Kongo i tam udzielono jej schronienia.

Z pewnością nawet największy krytyk okazałby Kagame trochę zrozumienia, kiedy wyobraziłby sobie dwa miliony zbiegów ruandyjskich nadal obozujących na granicy pod dowództwem i kontrolą ich byłego, ludobójczego rządu.

Rząd Konga otwarcie kolaborował z FDLR, który jest na liście organizacji terrorystycznych USA.

Najbardziej jadowite ze wszystkiego jest twierdzenie Frencha, że wejście armii ruandyjskiej  na terytorium Kongo były wynikiem “dążenia Ruandy do bezlitosnej zemsty etnicznej”. Takie nieuzasadnione przypuszczenia odwracają rzeczywistość i czynią z Paula Kagame, człowieka, który powstrzymał ludobójstwo, jedynego prawdziwego génocidaire. Przypomina mi to twierdzenie Rogera Watersa, byłego członka Pink Floyd, że Izrael to współcześni naziści.

French chce, by jego czytelnicy uwierzyli, iż obecny rząd Ruandy jest równie winny “ludobójstwa” jak jego poprzednik, a to zamienia ofiary w łotrów. Ta nieszczęsna „równoważność moralna” jest czymś, o czym my, Żydzi, wiemy aż za dużo, jako że Izrael jest systematycznie i fałszywie oskarżany o to, że jest państwem apartheidu, mimo że daje swoim 1,5 miliona obywateli arabskich prawa równe każdemu innemu Izraelczykowi, a daje ich znacznie więcej niż jakikolwiek kraj arabski na świecie.

Uprawniona krytyka rządu Ruandy jest ważna. Rząd USA naciska na prezydenta Kagame w sprawie zwiększenia swobód obywatelskich i przyzwolenia na większą opozycję polityczną. Istnieją niepokojące oskarżenia o mordowanie niektórych przywódców opozycji, a także dziennikarzy. Obrońcy Kagame twierdzą, że nie ma żadnych dowodów wiążących jego rząd z tymi morderstwami.

Niejednokrotnie poruszałem te tematy w rozmowach z prezydentem Kagame. Powiedziałem mu, że jako jedyny żyjący człowiek, który zatrzymał ludobójstwo, jest bohaterem dla mnie i dla milionów ludzi na całym świecie. Musi takim pozostać i uczynić moralność i demokrację kamieniami węgielnymi swojej polityki i uprawnionej ochrony swojego narodu przed tymi, którzy źle mu życzą. Polityk, którego kraj doznał masowych mordów, ponosi szczególną odpowiedzialność powstrzymania wszelkich nadużyć władzy.

Pouczanie Kagame przez USA miałoby jednak większą wagę, gdyby Ruanda nie czuła, że jest traktowana według innych standardów. Jedyne supermocarstwo świata ostro krytykuje Ruandę i prowadzi politykę bierności wobec Syrii, Korei Północnej i Republiki Środkowoafrykańskiej. Tam umierają miliony, ale Ameryka ledwie to zauważa.

 

No holds barred Holocaust denial and the Rwandan genocide

Jerusalem Post, 28 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Shmuley Boteach

 

 

Amerykański rabin i pisarz, autor ponad 30 książek. Wielokrotnie odwiedzał Ruandę i  wielokrotnie o niej pisał.