Ponad dobrem i złem
i te właśnie cieszą się największym uznaniem”.
Jack London
Następną książką po Humanizmie ewolucyjnym Michaela Schmidta-Salomona, którą chcę gorąco polecić, jest Poza dobrem i złem tego samego autora. Pokazuje ona w szczegółowy i przekonujący sposób mechanizmy zakłamania religijnych mitów i wynikające z nich konsekwencje kulturowe, z którymi po dziś dzień mamy do czynienia w największych światowych religiach. We Wstępie autor pisze:
iluzorycznego balastu (wytłuszczenia moje), jaki taszczymy ze sobą po wybojach
losu, pomoże nam w wypracowaniu alternatywnego, pogodnego i zdystansowanego
stosunku do życia – „nowej lekkości bytu”. /../
„.. nie ulega bowiem wątpliwości, że rezygnacja z przestarzałych wyobrażeń
moralnych zmieniłaby radykalnie nasz stosunek do świata, gdyż to one uczyniły z nas
istoty chore i niezdolne do konfrontacji z krytyką, zrobiły z nas egoistów i głupców.
Wykraczając poza dobro i zło, nie tracimy nic, bez czego nie moglibyśmy się spokojnie
obejść. Tradycyjny schemat dobro versuszło nie okazał się bowiem dotąd w
najmniejszym stopniu pomocny w walce o bardziej humanitarne społeczeństwo.
Jedno z podstawowych założeń książki Poza dobrem i złem wynika z przekonania, że
uwolnienie się od tych archaicznych wzorców myślowych nie tylko umocniłoby nas w sensie etycznym, lecz także pomogłoby przyjąć bardziej przyjazną postawę wobec
życia”.
Już dawno doszedłem do przekonania, że jednym z głównych niebezpieczeństw, jakie niosą ze sobą religie jest ich anachroniczność. Nawet biorąc ten problem na tak zwany „zdrowy rozum”, powinien nam dać do myślenia fakt, iż owe biblijne „prawdy” religijne tworzyli kapłani z wędrownych plemion pasterskich sprzed 2-3 tys. lat, żyjący na o wiele niższym szczeblu rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego w stosunku do naszego.
Jakie zachodzi prawdopodobieństwo, iż ludzie będący na tak niskim poziomie umysłowym, nie posiadający odpowiednich narzędzi poznawczych (których powstanie umożliwił dopiero rozwój nauki), poznali prawdy o świecie i o nas samych tak uniwersalne, że są aktualne i niezmienne do dnia dzisiejszego? Czyż to prawdopodobieństwo nie jest bliskie zeru? Najlepiej to będzie widoczne z lektury tej arcyciekawej książki.
Głównym religijnym mitem, z którym rozprawia się Michael Schmidt-Salomon w tej książce jest mit dobra i zła, w połączeniu z mitem wolnej woli człowieka. Autor w rozdziale Syndrom grzechu pierworodnego opisuje wpierw dokładnie jak Biblia przedstawia historię upadku pierwszych ludzi w raju (każdy zapewne zna doskonale tę opowiastkę, nie będę więc jej tu przytaczał), a potem konkluduje:
„Chrześcijanie przez całe stulecia wierzyli z dziecinną naiwnością w biblijny mit
stworzenia. Kto śmiał powątpiewać w prawdziwość owej legendy, narażał się na
oskarżenie o herezję i mógł skończyć na stosie. Równie zaciekle kręgi religijne
zwalczały później teorię ewolucji, która po spustoszeniach, jakich na micie stworzenia
dokonał przewrót kopernikański, pozbawiła go resztek empirycznych podstaw”.
Na dalszych stronach książki przedstawione są już konkretne argumenty:
„W katechizmie Kościoła katolickiego /../ czytamy na ten temat: „Człowiek,
zwiedziony przez szatana, pogrzebał w swym sercu zaufanie do Boga, nadużył danej
mu wolności i sprzeciwił się Bożemu przykazaniu. W tym objawił się pierwszy ludzki
grzech… Odtąd prawdziwa powódź grzechu zalewa świat: Kain zabił Abla; grzech stał
się zgubą całej ludzkości”. Teologia wywodzi z upadku pierwszych ludzi między
innymi tak zwany grzech pierworodny. /../ Podstawowe aksjomaty tego syndromu
można sformułować następująco:
1.Zakłada się, że człowiek – w przeciwieństwie do innych istot żywych – posiada wolną wolę. Podstawą tego założenia jest tak zwana zasada alternatywnych możliwości, według której dana osoba, przy założeniu takich samych warunków wyjściowych, może podjąć decyzję inną od tej, którą podjęła. W odniesieniu do biblijnej historii upadku oznacza to, że Ewa, będąc dokładnie w takiej samej sytuacji, mogła równie dobrze powiedzieć „nie!”. Jej decyzja o złamaniu Bożego zakazu nie była zatem zdeterminowana ani wewnętrznie, ani przez czynniki zewnętrzne.
2.Zakłada się dalej, że „dobro’ i „zło” istnieją jako absolutne kategorie moralne. Mogą to być, tak jak w Biblii, kategorie religijne (Bóg versus szatan) lub też oderwane od rzeczywistości pojęcia filozoficzne („dobro samo w sobie” versus „zło samo w sobie”). Nawet jeśli większość ludzkich decyzji oscyluje gdzieś pomiędzy przeciwległymi biegunami moralnymi /../, to moralny dualizm „dobra” i „zła” uważany jest za sensowny i nienaruszalny punkt odniesienia. Z tego też powodu drzewu poznania dobra i zła przypisuje się tak wyjątkowe znaczenie.
Najważniejsze w logice syndromu grzechu pierworodnego jest ścisłe zazębianie się obu aksjomatów: człowieka można pociągnąć do moralnej odpowiedzialności właśnie dlatego, że rzekomo posiada wolną wolę (aksjomat 1), a więc możliwość wybrania zarówno „dobra”, jak i „zła” (aksjomat 2). Gdyby był pozbawiony wolnej woli, być może popełniałby „złe uczynki”, lecz w sensie moralnym sam nie byłby „zły”. Trzeci, najważniejszy filar opisywanego syndromu – zasada moralnej winy, pokuty i grzechu – jest wynikiem wzajemnego oddziaływania obu aksjomatów.
Dla lepszego zobrazowania posłużmy się biblijnym przekazem. Gdyby Ewa nie miała
wyboru i nie mogła oprzeć się diabelskiej pokusie, a więc złu, obwinienie jej w sensie
moralnym nie byłoby możliwe; w znaczeniu karnoprawnym byłaby w takim przypadku
po prostu niepoczytalna. Logika syndromu grzechu pierworodnego zakłada jednak, że
Ewa zasadniczo mogła również podjąć inną decyzję, stąd wniosek, że łamiąc Boże
polecenie, popełniła ciężki grzech.
Mówiąc językiem bardziej doczesnym – Ewa, opowiadając się w akcie „wolnej woli”
za „złem”, ściągnęła na siebie winę, co doprowadziło do powstania swego rodzaju
debetu na jej moralnym koncie, który musiał zostać wyrównany. Wyrównanie owego
rachunku nastąpiło przez (rzekomo) sprawiedliwą karę Bożą, która dosięgła naturalnie
nie tylko Ewę, lecz także wszystkie kobiety żyjące po niej. /../ Inherentna logika tego
syndromu jest doprawdy urzekająca, ma jednak bardzo istotny słaby punkt; aksjomaty,
na których się opiera, nie są niepodważalne”. /../
Dla każdego myślącego człowieka (nawet nie znającego publikacji M.Schmidta-Salomona), ta osławiona „wolna wola człowieka”, na którą tak często i tak bardzo chętnie powołują się duszpasterze jak i osoby wierzące, broniące sprawiedliwego ich zdaniem porządku bożego (w tym sensie, iż winą za zło obciążają zawsze ułomnego człowieka, a nie jego doskonałego Stwórcę), musi siłą rzeczy wydawać się ideą wewnętrznie sprzeczną w kontekście atrybutów, które religie monoteistyczne przypisują Bogu.
Otóż jeśli Stwórca jest bytem wszechwiedzącym, wszechmogącym i wszechobecnym (resztę atrybutów pominę), to ma nieskończone możliwości i wie wszystko o swym dziele od początku aż po jego kres. „Bóg jest istotą, dla której nie ma nic przeszłego, ani nic przyszłego, jest zawsze teraz” (kard. J.H.Newmann Logika wiary). W takim więc przypadku należy uznać, iż tak zwana „wolna wola człowieka” jest fikcją i siłą rzeczy musi być podporządkowana woli Bożej.
I tak jest w istocie (według samej religii), bowiem Biblia przedstawia Boga, „który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli” (Ef 1,11). Boga, którego plany realizowane są w naszym świecie z żelazną konsekwencją : „Jeśli kto do niewoli jest przeznaczony, idzie do niewoli. Jeśli kto na zabicie mieczem – musi być mieczem zabity” (Ap 13,10). Boga, który w swoim Słowie pyta (retorycznie): „Czy może ktoś uciec przed tym co ja zamierzam zdziałać? Czy ktoś może sprzeciwić się mojej woli? /../ Czy jest dla mnie coś niemożliwego?”.
Człowiekowi religijnemu może się zatem tylko wydawać (i chce w to wierzyć), że sam decyduje o swoim losie, podczas gdy jest on od zarania dziejów już przypieczętowany przez Stwórcę tego świata i zgodny z jego wolą i zamysłem. Nie może być inaczej w przypadku Boga Absolutu. Jednym słowem: wolna wola człowieka jest zdeterminowana wolną wolą jego Stwórcy. Na co zresztą chętnie człowiek przystaje, modląc się do Boga: „Bądź wola Twoja Panie, jako w niebie, tak i na ziemi”..itd.
Reasumując: chociaż pojęcie „wolnej woli” jest wytworem religijnego sposobu myślenia, to jednak w kontekście samych prawd religijnych najłatwiej dostrzec jego fałsz, brak logiki i wewnętrzne sprzeczności. Tak widziałem ten problem i tak zawsze go przedstawiałem. Teraz wiem, że jest jeszcze naukowe wytłumaczenie (oprócz logiczno – teologicznego), które w prosty i przekonujący sposób pozbawia ten mit jakiejkolwiek zasadności i pokazuje jego wielowarstwowe zakłamanie, jak i jego przyczyny. Dalej czytamy:
„W rozumieniu Schopenhauera „wolny” oznacza „niebędący pod żadnym względem
konieczny”, a więc „niezależny od jakichkolwiek powodów”. Wolna wola nie jest
zatem w jakikolwiek sposób „uwarunkowana”, „nie posiada uprzednich przyczyn”.
Schopenhauer podkreśla wyraźnie, że takie wyobrażenie wolnej woli koliduje z
panującą w naturze zasadą przyczynowości: „Przy założeniu wolnej woli każdy ludzki
czyn byłby niewytłumaczalnym cudem – skutkiem pozbawionym przyczyny. /../”.
Opowiadając się za klasyczną ideą wolnej woli, opuszczamy płaszczyznę logicznego
argumentowania – stwierdza Schopenhauer /../ jego zdaniem idea ta jest po prostu
niemożliwa. Jeśli nie jest ona możliwa, dlaczego ma zatem tak silny wpływ na nasze
myślenie i postępowanie? Według Schopenhauera dlatego, że poczucie wolności w
postępowaniu, mianowicie robieniu tego, na co się ma ochotę, każe człowiekowi
wierzyć, że ma on także wolną wolę, a więc o tym, czego chce, może również
dowolnie decydować. /../
Schopenhauer wyciąga następujący wniosek: „To jest dokładnie tak, jak gdyby woda
mówiła: „Mogę być falą (o tak! podczas sztormu na morzu), mogę być rwącym prądem
(o tak! w korycie rzeki), mogę pieniąc się, spadać w dół rzeki (o tak! jako wodospad)
albo wolnym strumieniem unosić się w górę (o tak! jako fontanna), mogę też wreszcie
wygotować się i zniknąć (o tak! w temperaturze 100 stopni C); nic z tego jednak nie
robię, lecz z własnej woli pozostaję spokojną, przejrzystą taflą jeziora”.
Tak jak woda może to wszystko jedynie wtedy, gdy zaistnieją konieczne ku temu
przyczyny, tak też każdy człowiek może to, o czym myśli, że może, pod tym samym
warunkiem. Dopóki ten nie zostanie spełniony, nic nie jest możliwe. Jeśli jednak już to
nastąpi, człowiek musi, tak jak woda robić to, do czego obligują go zaistniałe
okoliczności”. /../
Co w takim razie jest źródłem naszej woli i wynikających z niej zachowań? Nie są to
bynajmniej wyłącznie czynniki zewnętrzne /../ Schopenhauer formułuje to tak: „Mogę
robić to, co chcę. Gdybym chciał, mógłbym rozdać biednym wszystko co mam i stać
się tym samym jednym z nich – jeśli bym tego chciał! Ale nie mogę tego chcieć, gdyż
powstrzymujące mnie motywy mają nade mną zbyt wielką moc, abym to potrafił.
Gdybym jednak miał inny charakter, /../ wtedy mógłbym tego chcieć; ale wtedy też nie
potrafiłbym tego nie chcieć, a zatem musiałbym to zrobić”.
Obalenie idei wolnej woli przez Schopenhauera obraca się w pierwszej linii przeciw
konstrukcji myślowej nazywanej przez współczesnych filozofów „zasadą
alternatywnych możliwości”. Filozof Michael Pauen definiuje tę konstytutywną dla
pojęcia wolnej woli zasadę następująco: „Kiedy zachowanie danej osoby nazywamy
wolnym, to z reguły zakładamy, że w takich samych warunkach wyjściowych mogłaby
ona postąpić również inaczej. Jeżeli taka możliwość nie istnieje, to zasadniczo nie
mówimy wtedy o wolnym postępowaniu, za które ów człowiek ponosi
odpowiedzialność”. /../
Człowiek, który w dokładnie w takich samych warunkach (identyczne bodźce
zewnętrzne i wewnętrzne wzorce zachowawcze!) mógłby wybrać zarówno zachowanie
A, jak i B, byłby magikiem większym niż David Copperfield i wszyscy iluzjoniści tego
świata razem wzięci. Karnista E. Kohlraus już przed ponad stu laty, tak podsumował
ten stan rzeczy: „/../ miejsce człowieka, który w precyzyjnie określonych warunkach
zewnętrznych i w danym stanie ducha mógłby postąpić zarówno dobrze, jak i zupełnie
inaczej /../, nie jest w więzieniu ani w szpitalu psychiatrycznym, lecz w szklanej
gablocie /../, aby każdy podziwiał go jako największą i najbardziej niepojętą anomalię,
jaką ludzkie oko kiedykolwiek widziało”. /../
Wolfgang Prinz, dyrektor Instytutu Badań Kognitywnych i Neurobiologii im. Maxa Plancka w Monachium, mówi: „Idea wolnej ludzkiej woli jest nie do pogodzenia z przemyśleniami naukowymi. Nauka wychodzi z założenia, że każde wydarzenie ma swoje przyczyny, a te potrafimy odkryć”. /../ Trudno nie zgodzić się ze zdaniem Wolfganga Prinza, który uważa, że „w psychologii naukowej dla koncepcji wolnej woli nie ma miejsca”.
Po tym niezbędnym wyjaśnieniu wróćmy jeszcze raz do Schopenhauera, który swoje
Rozmyślania na temat problematyki wolnej woli podsumował tak: „Możesz robić to, na
co masz ochotę, ale w każdym momencie życia możesz chcieć wyłącznie jednej
określonej rzeczy, absolutnie tylko tej jednej i żadnej innej”. /../
Tak więc postawiona na początku teza nadal pozostaje aktualna: wolna wola jest
chimerą, urojeniem niemającym żadnego pokrycia w rzeczywistości. Przy czym
należy jednak przyznać, że ta jedyna w swoim rodzaju ułuda odniosła wielki kulturowy
sukces – wcale nie mniejszy niż mempleks zła /../. Mempleks wolnej woli ma zresztą z
mempleksem zła wiele wspólnego – oba pozostawiły głębokie blizny na naszej historii.
Poza tym zarówno jeden, jak i drugi prowadzą do paradoksów. Podczas gdy fikcja
dobra i zła blokuje zdolność podejmowania właściwych decyzji etycznych, iluzja
wolnej woli podkopuje właśnie tę przestrzeń, która jest źródłem ludzkiej wolności”.
Zanim przejdziemy do mempleksu zła, jedna uwaga: Jest jeszcze jeden paradoksalny aspekt problemu wolnej woli człowieka (w kontekście religijnym); otóż osoby wierzące tłumaczą brak reakcji Boga na zło istniejące w jego dziele tym, iż Bóg nie może się wtrącać w działalność człowieka, bo szanuje jego wolną wolę. Wygląda więc na to, iż szanuje on tylko wolną wolę zbrodniarzy, morderców, zboczeńców, psychopatów, bandziorów i chuliganów oraz tych wszystkich, którzy wyrządzają niezawinione krzywdy i cierpienia innym.
Natomiast nie szanuje wolnej woli ofiar, które przecież nie chciały znaleźć się w takiej sytuacji i doświadczać zła, które zostało im wyrządzone. Jednym słowem: nie wyrażały one woli aby być ofiarami osobników o zbrodniczych skłonnościach, a mimo to Bóg nie uszanował ich woli w tym względzie. Więc jak to jest z tą doskonałą bożą sprawiedliwością? Skoro jest on absolutnie sprawiedliwy i szanuje wolną wolę człowieka, to również i w tym przypadku powinna być ona respektowana przez Boga,.. a jednak nie jest. Dlaczego?
Nie są to wszystkie paradoksy dotyczące problemu wolnej woli człowieka, bowiem jak większość religijnych „prawd”, również i ta jest w dużym stopniu zakłamana. Pisałem na ten temat bardziej szczegółowo w wielu innych swoich tekstach (chociażby w „Credo sceptyka”).
Jednakże argumenty przedstawione w książce Poza dobrem i złem M.Schmidta-Salomona są o wiele bardziej przekonujące, gdyż opierają się na dokonaniach naukowych. Dalej czytamy:
„Naukowcy przypisują wszelkim zjawiskom tego świata naturalne przyczyny. Wielkie
sukcesy naukowych opisów rzeczywistości, której wyrazem jest między innymi rozwój
nowoczesnych technologii, a także ich zdecydowana przewaga nad modelami
religijnymi, wynikają w dużej mierze z jakże konstruktywnego (naturalistycznego)
założenia, że w kosmosie „nie dzieją się żadne podejrzane rzeczy”. Nie ma w nim
bogów, demonów ani koboldów ingerujących w prawa natury.
Z tej obiektywnej naukowej perspektywy ludzie są tylko jednym z gatunków
naczelnych, powstałym przypadkowo w wyniku naturalnej ewolucji. Przy czym cechy,
jakie posiadamy są /../ wyłącznie skutkiem ewolucyjnych procesów doboru
naturalnego. Dlatego w naukowej metodzie nie ma miejsca na koncepcję „złej” mocy,
która jako szczególna siła miałaby wpływać na przebieg historii człowieka!
Innymi słowy, idea zła, używana nie tylko do oceniania ludzkich zachowań, lecz także
do ich objaśniania, opierając się na fałszywych, nadnaturalnych założeniach
(„Istnieje niezależne królestwo zła niepodlegające prawom natury!”), stanowi
naruszenie naukowych zasad poznawczych. „Zło” jest zatem kategorią nie tylko
pozanaukową, ale wręcz antynaukową. /../
Z chwilą gdy dotykamy tematu „zła”, wpadamy niechybnie w pułapkę religijnej
metafizyki. /../ Ludzie wprawdzie od zarania dziejów odróżniali stany dobre od złych
(zdolność będąca dziedzictwem ewolucji biologicznej) i już dosyć wcześnie
wykształciły się złożone kodeksy postępowania, których przestrzegania wymagało
życie w społeczności ludzkiej /../. Jednak tak sztywne rozróżnianie między dobrem a
złem, z jakim mamy do czynienia dziś, powstało dopiero wraz z rozwojem religii
monoteistycznych, jest zatem wynalazkiem stosunkowo nowym. /../
W apokaliptyce żydowskiej (a później także w chrześcijaństwie i islamie) Bóg stał się z
czasem uosobieniem dobra absolutnego, a to z kolei dało dopiero podstawę do
założenia egzystencji absolutnego zła. Mówiąc bardziej obrazowo, Bóg nosi szatana
na plecach.
Bremeński religioznawca Bernd Schipper ujmuje to podobnie: „Dopiero radykalna
wiara w jednego Boga /../ staje się podłożem dla koncepcji absolutnego,
autonomicznego zła”. Czym więc charakteryzuje się to „absolutne, autonomiczne
zło”? Religijnej konstrukcji zła można w skrócie przypisać cztery następujące
właściwości:
1.Zło ma podwójną naturę. Nie tylko jest ono osadzone w sferze ludzkiej, lecz istnieje
oprócz tego (w czystej formie) na transcendentalnej, metafizycznej płaszczyźnie. /../ To
„bezwzględne zło”, istniejące w tajemniczej, niedostępnej naszym zmysłom przestrzeni
ma bezpośredni wpływ na „zło ludzkie”, tak więc „zło samo w sobie” jest niejako
odnośnikiem dla „zła doczesnego”.
2.Dobro i zło są kategoriami absolutnymi. Podobnie jak numenistyczne dobro (Bóg)
jest „dobrem absolutnym”, tak samo numenistyczne zło (szatan) jest „absolutnym
złem”. To dualistyczne spojrzenie nie dopuszcza przy tym jakiejkolwiek mnogości ani
żadnego relatywizmu w odniesieniu do zakładanych wartości. Widać to wyraźnie
chociażby na płaszczyźnie językowej – „dobro” i „zło” nie mają liczby mnogiej.
3.Zło jest postrzegane przede wszystkim jako „cena wolności”. Zarówno zło ludzkie
moralne, jak i to numenistyczne są wynikiem dobrowolnego opowiedzenia się przeciw
Bogu i odrzuceniu dobra. /../ Bez postulatu wolnej woli popełnienie grzechu nie byłoby
możliwe. Ludzie czy aniołowie robiliby może „złe rzeczy”, ale oni sami nie byliby w
ścisłym znaczeniu „źli” (podobnie jak zwierzęta, rzekomo zdeterminowane działaniem
biologicznego programu).
4.Tam, gdzie można wykluczyć działanie będące wynikiem wolnej woli, „zło” ujawnia
swoją moc w postaci opętania. W tym wypadku osobowość człowieka kontrolują
numenistyczne „moce ciemności”, w wyniku czego dopuszcza się on „złych czynów”,
nie będąc w stanie temu zapobiec. Środkiem przeciw opętaniu oferowanym przez
Kościoły, jest egzorcyzm, który na przykład w Kościele katolickim wciąż jeszcze
jest stosowany w dwóch formach. /../
W naszych głowach zakorzenił się mit common sense (rozsądku), który większość
społeczeństwa uznaje za ogólnie przyjęty fakt. Treścią tego mitu jest przekonanie, że a)
ludzie są istotami zupełnie innymi od zwierząt, ponieważ posiadają rozum i wolną
wolę, wskutek czego b) zdolność do „czynienia zła”, inaczej niż u zwierząt, w ogóle
mogła się u nas rozwinąć”.
Jak zatem jest z tym „złem wcielonym” według samego Kościoła katolickiego? Sobór Watykański II w 1965 r. orzekł w Geaudium et spes: „W ciągu bowiem całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta zaczęta ongiś u początku świata trwać będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana”.
A ileż tego zła się namnożyło przez ten czas? (również według wyliczeń kościelnych): „Jeden z Ojców Kościoła doliczył się 10 000 bilionów diabłów! Ksiądz Franciszek Bohomolec wyliczył, że jest ich 15 miliardów. Inni twierdzili, że na jednego człowieka przypada 11 000 diabłów: 1000 z prawej strony i 10 000 z lewej. Pewien Holender (uczony, znawca szatana) stwierdził, że królestwo piekielne składa się z 6666 legionów, a każdy legion liczy sobie 6666 diabłów”. (Stanisław Newes Błogosławione nieuctwo). Inni znawcy podawali inne liczby.
W. Kopaliński w książce Drugi kot w worku w rozdziale Chorzy umysłowo a my, pisze: „Główną bronią przeciw mieszkającemu w chorych szatanowi był egzorcyzm. Proceder ten uważano za jedną z przyczyn chwały Kościoła. Pewien biskup z Beauvais wygonił z chorego pięciu diabłów i nawet spisał z nimi umowę, że opętanego zostawią odtąd w spokoju. W 1583 roku jezuici wiedeńscy szczycili się wypędzeniem 12 652 diabłów przy pomocy egzorcyzmów. Prócz nich stosowano biczowanie, torturowanie, wreszcie palenie na stosie chorego wraz z zamieszkałymi w nim diabłami. /../
Wreszcie w 1768 parlament Paryża ogłosił deklarację, że osoby opętane mają być traktowane po prostu jak chore. Walka w zasadzie wygrana przez Oświecenie XVIII wieku, toczyła się jeszcze gdzieniegdzie aż do połowy XIX stulecia. Kilkanaście wieków nieprzerwanej władzy zabobonu pozostawiło jednak ślady na umysłach. Ludzie /../ nie całkiem jeszcze wyemancypowali się z pożałowania godnej ciemnoty i przesądu”.
Jak na tym tle przedstawia się sytuacja we współczesnej Polsce? W artykule Edyty Gietki pt. Zły 2012 zamieszczonym w Polityce, czytamy:
„W latach 90 Polaków uwalniało od opętań tylko czterech kapłanów. Dziś już ponad
150 jest oficjalnie oddelegowanych na wojnę z szatanem. Wspiera ich
czasopiśmiennictwo egzorcystyczne”. /../ Dalej w artykule czytamy:
„Ośrodek Pomocy Psychologicznej Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich /../
Należy zachować ciszę, bo „Pan jest blisko”. Telefoniczne zapisy do egzorcysty od
poniedziałku do piątku /../ Kolejki są takie jak enefzetowskie. Na pierwszą wizytę
trzeba czekać około trzech miesięcy. Jeden kapłan może przyjąć tygodniowo do 10
osób /../
Czasem wizyty trwają latami. Usługa egzorcyzmu to jałmużna /../ Indywidualne
rozeznanie kosztuje 120 zł, płatne przed wizytą. /../ Na swoją kolej czeka młode
małżeństwo /../ najczęściej do poradni przychodzą nie opętani, lecz zniewoleni,
dręczeni przez złego, który jeszcze nie pokazał twarzy. /../ Na razie klientów
egzorcystycznych jest 15 000 rocznie. Jeszcze dużo ezoterycznych do duchowej
detoksykacji”. Koniec artykułu. Wnioski proszę samemu/samej wyciągać.
Wróćmy jednak do publikacji Michaela Schmidta-Salomona Poza dobrem i złem. W rozdziale pt. Drugie podsumowanie – paradygmat niewinności pisze on:
„Po pierwsze: Wolna wola jest iluzją. Ludzie, podobnie jak inne istoty żywe, nie są
zdolni do wykraczania poza prawa natury. Dlatego też jest po prostu rzeczą
niemożliwą, by dana osoba w identycznych okolicznościach mogła podjąć decyzję inną
od tej, którą podjęła. „Zasadę alternatywnych możliwości” musimy więc uznać za
nieważną.
Po drugie: „Dobro” i „zło” to moralne fikcje niemające odpowiedników w
rzeczywistości. /../ Kulturowy sukces tych fikcji bierze się w głównej mierze stąd, że
stanowiły one doskonały wewnątrzgrupowy mechanizm stabilizujący, pozwalający
danej grupie odgraniczyć się od „obcych”. Jednak w procesie rozwoju kulturowego
osiągnęliśmy już takie stadium, w którym dalsze trzymanie się archaicznego dualizmu
dobra i zła jest wykluczone. Dualizm ten powinien być zastąpiony racjonalną etyką
świecką, która odrzucając moralizm, poszukuje pragmatycznych, uczciwych rozwiązań
w konflikcie interesów.
Wraz z odrzuceniem obu centralnych założeń syndromu grzechu pierworodnego
zdezaktualizowała się również wynikająca z nich moralna zasada winy i kary.
Moralizujące /../ pociąganie człowieka do odpowiedzialności za podejmowane przez
niego decyzje nie ma bowiem sensu, jeśli w określonej sytuacji może on jedynie chcieć
tego, czego w wyniku swoich predyspozycji i doświadczeń chcieć musi.
Nie oznacza to, że powinniśmy ostatecznie odrzucić „zasadę odpowiedzialności”. Nie
wolno nam jedynie mylić całkowicie uzasadnionego pytania o obiektywną
odpowiedzialność za dany czyn z iluzoryczną, bazującą na kompleksie grzechu
pierworodnego subiektywną odpowiedzialnością sprawcy”.
Do owego podsumowania dołączę nieco wcześniejsze, dotyczące tego samego problemu:
„Zło jest jedynie fikcją. „Moce ciemności” nigdy nigdzie nie istniały, chyba że w
postaci umysłowych wirusów w naszych głowach. Najwyższy czas, by uwolnić się od
tych zwidów! Otwórzmy zatem oczy i spójrzmy trzeźwo na to, że zarówno ludzka
kultura, jak i świat natury wprawdzie pełne są okrucieństw, cierpienia i biedy, ale nie
jest to wynik działania „zatrważających mocy zła”, lecz typowych zachowań
organizmów dbających o korzyść własną oraz skutecznego powielania działających w
nich genetycznych i memetycznych replikatorów.
Dobro i zło to pozbawione treści pojęcia, które bardziej gmatwają obraz
rzeczywistości, niż pomagają w jej zrozumieniu. Już to byłoby wystarczającym
powodem, aby je odrzucić. Ważniejsze jest jednak, że w historii naszej kultury
mempleks: dobro versus zło nieustannie służył wzajemnemu podburzaniu społeczności
ludzkich przeciwko sobie. Śmiem nawet twierdzić, że idea zła odegrała w rozwoju
sztuki wojennej nie mniejsza rolę niż wynalezienie procy, prochu czy rakiety /../.
Gdy mempleks dobra i zła na stałe zagnieździ się w systemie pojęciowym, trudno
znaleźć czyn tak okrutny, żeby w imię „wielkiej, słusznej sprawy” nie można było go
popełnić. Najwięksi przestępcy w historii nie byli żadnymi demonami, lecz uważali się,
podobnie jak Eichmann, za idealistów i wręcz roili sobie, że reprezentują „armię
dobra” w walce z „powszechnym złem”. /../
Bez względu na to, jak pozytywne wrażenie sprawiali, ich mózgi były zaatakowane
przez strasznego pasożyta – religijny wirus. /../ Literatura fachowa z dziedziny
biologii pełna jest opisów pasożytów, które zwodzą swego gospodarza, wykorzystując
go do własnych celów. Niestety, również ludzki mózg wydaje się w najwyższym
stopniu podatny na tego typu mamienie /../”.
„Religie, twierdzi Dawkins, to „mistrzowie sztuki zwodzenia” – i ma niewątpliwie
rację. Ale określenie to tyczy się każdej ideologii, która za pomocą mempleksu „dobro
versus zło” namawia jednostkę do poświęcenia własnego życia w imię „wyższych
ideałów wspólnoty”. Gdy ofiara połknie przynętę w postaci poczucia przynależności
do grupy „elitarnych wojowników zwalczających zło”, nie ma już w zasadzie szans
na ratunek”. Koniec cytatów.
Książka Michaela Schmidta-Salomona Poza dobrem i złem liczy sobie około 300 stron i zawiera nieprzebrane bogactwo różnorodnych (naukowo potwierdzonych) argumentów. W niniejszym tekście większość z nich zmuszony byłem pominąć, jak i wiele innych problemów, wzbogacających wiedzę religioznawczą. Pomimo to mam nadzieję, że można z jego lektury wyciągnąć wnioski, których uzasadnienie nie będzie budziło (mam nadzieję) niczyich wątpliwości:
Przez tysiące lat istnienia religii i ich panowania nad umysłami ludzi, wpojono im nie tylko fałszywy wizerunek rzeczywistości, ale też fałszywy wizerunek człowieczeństwa. Począwszy od głównych mitów religijnych i wynikającego z nich przesłania, a skończywszy na obowiązujących wiernych nadal dogmatach – ich prawomocność (prawdomówność) opiera się na zmyślonych podstawach, które z realną rzeczywistością nie mają nic wspólnego; od początku do końca są czystą fikcją.
Mimo to – dzięki „ofiarnej” pracy niezliczonej ilości pokoleń kapłanów – religijne idee od zawsze miały i mają nadal największy wpływ na życie ludzi, decydując o najważniejszych jego aspektach. Każdy, kto zna krwawą, pełną przemocy i hipokryzji historię religii, wie doskonale jak niewyobrażalnie wielką cenę musiała zapłacić ludzkość za ich istnienie. Poświęcając nie tylko życie setek milionów wyznawców, ale też nierzadko najbardziej wartościowe jednostki, których wielkie umysły mogły zmienić bieg historii na lepsze.
Takie publikacje jak Humanizm ewolucyjny, Poza dobrem i złem potrafią Czytelnikom otworzyć oczy na to czym naprawdę są religie. Wyraźnie też dają do zrozumienia, że jeśli chcemy aby nasi potomkowie żyli w lepszym, mądrzejszym i szczęśliwszym świecie, to powinniśmy przyczynić się do tego, aby ograniczyć panowanie wszechwładnej głupocie. Głupocie, która akurat w religiach ma największe pole do popisu z racji na ich specyficzny charakter: mempleks nastawiony na przetrwanie musi opierać się na tym, co w naszym gatunku jest najliczniej reprezentowane.
------ /// ------
„Fakt, że jakiś pogląd jest szeroko rozpowszechniony, nie stanowi żadnego dowodu na
to, że nie jest on całkowicie absurdalny. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że większość
ludzkości jest zwyczajnie głupia, należy oczekiwać z dużym prawdopodobieństwem, iż
powszechnie panujące przekonania będą raczej idiotyczne niż rozsądne”.
Bertrand Russell