Martin Heidegger i stradivarius


Andrzej Koraszewski 2014-04-21


Pod filmem wyjaśniającym dlaczego otoczony śmiertelnymi wrogami Izrael musi mieć silną armię czytelnik napisał:

„Żydzi są rakiem ludzkości i trzeba ich wysłać na Marsa”.


W Londynie nauczycielka do niesfornej uczennicy powiedziała: „uspokój się, bo cię odeślę do jednej z tych waszych komór gazowych”.  British teacher threatens Jewish student with gas chamber.


„Jeśli dwa kozły trykają się łbami w jakimś odległym zakątku na końcu świata i przyjrzymy się temu, odkryjemy, że jakiś Żyd, chowający się w piasku, spowodował, że walą się łbami, bo przekonał jednego z nich, że ten drugi szydził z symboli jego rodziny. Musimy śmiało przyznać, że odciski palców państwa hebrajskiego można dostrzec na wszystkich ważnych wydarzeniach, jakie zaszły w regionie od pierwszych dni po założeniu tego mini-państwa, które jest wspierane przez siły globalnego kapitału.


Izrael zrozumiał, że dalsze istnienie monarchii konstytucyjnych w Egipcie, Iraku i Syrii groziło jego przyszłości z powodu ich znakomitych stosunków z Zachodem i spokojnego i poprawnego kursu politycznego, jaki przyjęli. Udało mu się więc zmusić Wielką Brytanię i inne państwa zachodnie, by porzuciły te monarchie i przekazały władzę arabskim siłom nacjonalistycznym, ponieważ wiedział z góry, że te siły były całkowicie niezdolne do zrealizowania swojego programu narodowego i zbudowania zjednoczonego państwa arabskiego ich marzeń, rozciągającego się od oceanu do Zatoki, z powodu braku arabskiej klasy średniej, której istnienie umożliwiłoby ten plan.


Po tym, jak nacjonaliści zawiedli i prowadzili ummah od porażki do porażki, ich ludy były niezadowolone i trony władców zachwiały się. Więc władcy postanowili rządzić żelazną pięścią i w tym celu obudzili wszystkie uśpione wrogości w społeczeństwie – religijne, sekciarskie i plemienne, i rozdarli własne ludy na strzępy…"

-Pisarz iracki Amr Hadi Al-'Issawi w artykule zatytułowanym “Al-Kaida – produkt syjonistyczny”.

 

"Główna teza Grassa, że Izrael stanowi zagrożenie dla pokoju na świecie, jest nie tylko prawdziwa, ale nawet oczywista jak dwa i dwa to cztery. Nie tylko ze względu na izraelskie atomówki.  Izrael jest zagrożeniem dla pokoju immanentnie, ponieważ powstał mimo sprzeciwu tubylców, którzy od setek lat zamieszkiwali jego obecne terytorium" - pisał korespondent zagraniczny „Gazety Wyborczej", Mariusz Zawadzki.

Aneksja Krymu przez Rosję obudziła niepokoje, czy oburzenie na działania Moskwy nie wzbudza “rusofobii”. Na marginesie tych niepokojów urodzony i wykształcony w  Stanach Zjednoczonych izraelski dziennikarz Seth j. Frantman przypomina na łamach „Jerusalem Post” jak w końcu lat 30. opinia publiczna obawiała się narastającej „germanofobii”, Ciekawym epizodem było wydarzenie z 6 marca 1937 roku, kiedy ówczesny Sekretarz Stanu USA, Cordell Hull złożył wyrazy ubolewania i przepraszał niemieckiego ambasadora w Waszyngtonie za niefortunną wypowiedź ówczesnego burmistrza Nowego Jorku,  Fiorello La Guardii.


La Guardia publicznie powiedział, że na  Światowej Wystawie niemiecka ekspozycja powinna mieć również dział koszmarów, pokazujący wyczyny „fanatyków w brunatnych koszulach”. Burmistrz Nowego Jorku już wcześniej miał niestosowne wypowiedzi na temat Hitlera jako „patologicznego maniaka” zmierzającego do całkowitej zagłady Żydów.


Amerykański Sekretarz Stanu odczuwał potrzebę przeproszenia niemieckiego rządu i podkreślał, że chociaż wolność słowa jest amerykańską narodową tradycją, to musi wyrazić swoją głęboką dezaprobatę dla wypowiedzi budzących obrazę. (Źródło: Terra incognita: Islamophobia/Islamophilia: An intellectual inquisition)


Izraelski dziennikarz przypomina tę historię na marginesie przyznania, a następnie odwołania nadania doktoratu honoris causa Ayaan Hirsi Ali przez  Brandeis University. Rektor tego uniwersytetu zmienił wcześniejszą decyzję o uhonorowaniu tej działaczki na rzecz praw człowieka  w związku z zarzutem o „islamofobię”. Żądnie odwołania nadania honorowego wyróżnienia złożyła specyficzna organizacja muzułmańska, ale poparło je 87 profesorów tego szacownego uniwersytetu.


Izraelski dziennikarz nie jest pierwszym człowiekiem, który wskazuje na szczególną rolę intelektualistów działających na rzecz nawrotu brunatnej fali. Politycy nie idą za głosem kiboli na stadionach; przyzwolenie na powrót barbarii dociera do kiboli za pośrednictwem mediów, od polityków i intelektualistów.


W Niemczech ukazały się właśnie dzienniki filozoficznego idola współczesnej lewicy, Martina Heideggera. Piszący o  tym wydarzeniu  na łamach „Gazety  Wyborczej” Piotr Buras, twierdzi, że jest to sprawa, która wywołała największe poruszenie od czasu, kiedy Günter Grass przyznał się do swoje aktywności w Waffen SS. Wzruszyłem się.


Jak ważny był Heidegger dla nazistowskiej propagandy? Zależy jak na to patrzeć. Dla niektórych jego wypowiedzi były równie ważne, jak współczesne poparcie Stephena Hawkinga dla akademickiego poparcia bojkotu Izraela. Poglądy Heideggera wpływały na najbardziej snobistyczne salony.    


Światowej sławy filozof był gorącym sympatykiem morderców. Nie mówił tego jasno, twierdził zaledwie, że Żydzi sami są winni spotykających ich prześladowań, bo wymyślili "zasadę rasową", która teraz zwraca się przeciwko nim. Jak do tego doszedł? Filozof potrafi.   


Wydawca tych dzienników twierdzi, że antysemityzm światowej sławy filozofa nie był wyłącznie efektem mody intelektualnej tamtych czasów, ale częścią systemu filozoficznego tego wielkiego myśliciela.


Zdaniem Petera Trawny’ego, Heidegger był wczesnym postmodernistą, czyli prawdziwym humanistą, będącym głębokim przeciwnikiem nowoczesności, techniki, liberalizmu, praw człowieka.

„Jego sprzeciw wobec nowoczesności – czytamy w artykule Piotra Burasa -  wynikał z przekonania, że świat zachodni zagubił się, a współczesną metafizykę przeniknął duch racjonalizmu, techniki i matematyki.”

Tymczasem ten duch racjonalizmu, techniki i matematyki, kojarzył się wielkiemu filozofowi z bandą Żydów.  Autor Bycia i czasu  należał – jak pisze Piotr Buras – do obrońców „ducha” i „kultury” przed naporem „cywilizacji”, rozumianej właśnie jako dokonania techniki. Heidegger miał nadzieję, że nazizm zdoła odwrócić skażone racjonalizmem i technicyzmem postrzeganie świata. Współczesny filozof mówi to samo, chociaż używa nieco innych słów. 

„Dziś wszyscy jesteśmy konsumentami, przede wszystko i nade wszystko; konsumentami ze swego prawa i z obowiązku. Dzień po szoku 11 września 2001 roku George W. Bush, nawołując Amerykanów, by otrząsnęli się z traumy i wrócili do normalności, nie znalazł lepszych słów niż: ‘wróćcie do zakupów’. To właśnie stopień naszej aktywności sklepowej i łatwość, z jaką pozbywamy się jednego przedmiotu konsumpcji i zastępujemy go ‘„nowym i ulepszonym’ służą za wskaźnik naszej społecznej pozycji i naszych notowań we współzawodnictwie o sukcesy życiowe. Rozwiązań dla wszystkich problemów napotkanych w drodze od kłopotów do zadowolenia poszukujemy w sklepach.” – pisał Zygmut Bauman w „Social Europe Journal” (Bauman o zamieszkach londyńskich, czyli konsumeryzm zbiera swoje owoce)   

Coraz to nowe wynalazki zmniejszające obszary głodu, likwidujące choroby, przedłużające życie, poprawiające jakość życia zwykłego człowieka, u prawdziwego humanisty budzą obrzydzenie i wstręt.    


Przywołajmy tu jeszcze jeden cytat z artykułu Burasa:   

W końcu lat 30. Heidegger dochodzi do wniosku, że naziści są w istocie nieodłączną częścią tego świata i sposobu myślenia, który uważał za nieszczęście i za wszelką cenę chciał przezwyciężyć. W tym właśnie punkcie jego rozczarowanie nazizmem spotyka się z erupcją filozoficznie uzasadnionego antysemityzmu. To przecież Żydzi, twierdzi Heidegger, są siłą napędową modernizacji, potężnymi reprezentantami jej zgubnych nurtów (liberalizmu i bolszewizmu), zaprzeczeniem wszystkiego, co mogłoby zawrócić ludzkość z błędnej drogi, i sprowadzić znowu na grunt pierwotnych wyobrażeń i przywrócić stan równowagi. Świat Heideggera staje się manichejski, czarno-biały, a Żydzi lądują po złej stronie mocy. Pokrętność tego myślenia podkreśla fakt, że obok nich stają po niej także naziści - jako ci, którzy nie są w stanie przezwyciężyć nowoczesności, lecz ulegają "pozbawionemu korzeni duchowi mechanicznej ekonomii", za którego rozprzestrzenianie się odpowiada "światowe żydostwo".

Wielkiego filozofa w nazizmie raziła również jego wulgarność, z platońskiej jaskini chciał wyprowadzać ludzkość, a nie mieszczan i prostaków. Pozostał do końca wiernym członkiem NSDAP, nigdy nie protestował przeciw zagładzie Żydów, czy jakimkolwiek innym barbarzyńskim czynom niemieckiego państwa, w swoim głębokim humanizmie był ponad możliwością zauważenia tego barbarzyństwa. (W jakiś sposób prawdopodobnie jest to również wyjaśnienie stosunku współczesnych filozofów takich jak Zygmunt Bauman czy Judith Buttler do państwa Izrael, do mordowania Żydów dziś i do nieustannych zapowiedzi ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej przez duchowe i polityczne elity biednych uciskanych ludów.)


O czym marzył Heidegger zgłaszając swoją gotowość służenia bestii? Mark Lilla w The Reckless Mind, Intellectualls and Politics, szukając odpowiedzi na pytanie o osobliwe skłonności wielu intelektualistów, powracał do Platona:

Jak pisał Platon, istnieje związek między tyranią myśli, a tyranią w życiu politycznym. Pewne tyrańskie dusze stają się władcami miast i ludów, a kiedy tak się dzieje, całe narody wpadają pod jarzmo szaleństwa swoich władców. Takich tyranów jest jednak niewielu i ich zdolność utrzymania się przy władzy jest słaba. Istnieje inna, częściej spotykana kategoria tyrańskich dusz, nad którymi zastanawia się Sokrates: ci, którzy wkraczają w życie publiczne nie jako władcy, ale jako nauczyciele, mówcy, poeci — ci, których dzisiaj nazwalibyśmy intelektualistami. Ci ludzie mogą być niebezpieczni, ponieważ dotknęło ich „oparzenie" ideami. (...) Tacy ludzie uważają, że mają niezależne umysły, podczas gdy naprawdę są stadem pędzonym przez własne, wewnętrzne demony i pragnienie aprobaty ze strony kapryśnej publiczności. [s.210-211.]

Mark Lilla idąc tropem Zniewolonego umysłu Czesława Miłosza, rozpoczyna podróż od portretu Martina Heideggera. Podobnie jak polski autor, próbuje zrozumieć sposób myślenia filozofa ukazując go jako człowieka. Martina Hedeggera prezentuje przez pryzmat jego przyjaźni z Karlem Jaspersem i miłości z Hanną Arendt.

"Co filozofia ma wspólnego z miłością? Jeśli wierzyć Platonowi, wszystko. Podczas gdy nie wszyscy kochankowie są filozofami, filozofowie są jedynymi prawdziwymi kochankami, ponieważ tylko oni rozumieją to, czego miłość szuka na ślepo."

Być może Platonowi nie zawsze należy wierzyć. Historia Heideggera jest w pewnym sensie historią konkurencji między przyjaźnią, miłością i próżnością, czy jak kto woli, miłością własną. W opisie Marka Lilly wybory Heideggera uzyskują conradowski wymiar — zdrady konkretnych, bardzo bliskich ludzi.


Zanim Lilla zaczął zastanawiać się nad pytaniem, jak silnie na poglądy Heideggera wpłynął starszy od niego Karl Jaspers, powraca do ważniejszych faktów z jego wcześniejszej biografii, a więc do wychowania w konserwatywnej, katolickiej rodzinie i decyzji o wstąpieniu do zakonu jezuitów. Choroba szybko przerwała jego nowicjat, ale przez kolejne dwa lata studiował teologię we Fryburgu, stopniowo kierując swoje zainteresowania ku filozofii. Na uniwersytecie we Fryburgu spotyka Husserla i zostaje jednym z jego asystentów. W domu Husserlów spotyka starszego od siebie o sześć lat Karla Jaspersa. Trzy lata później, studentką Heideggera została osiemnastoletnia Hannah Arendt. Cykl wykładów, które prowadził wówczas młody, ale już sławny filozof, był komentarzami do platońskich dialogów. Platoniczne zafascynowanie sobą tych dwojga wkrótce przerodziło się w fizyczną miłość.


Heideggera przez lata łączyła bardzo silna przyjaźń z Jaspersem, Hannah Arendt pisała swoją pracę doktorską u Karla Jaspersa. Ta trójka wydaje się być scementowana miłością do filozofii. Jaspers miał żonę Żydówkę, a Arendt była Żydówką, zbliżał się czas próby. W kwietniu 1933 roku Heidegger przyjmuje propozycję posady rektora Uniwersytetu we Fryburgu i wstępuje do NSDAP. Jego flirt z nazizmem zaczął się już wcześniej, w 1931 roku, wycofał się z przyjaźni z ludźmi żydowskiego pochodzenia, włącznie z zamrożeniem stosunków ze swoim nauczycielem i opiekunem Edmundem Husserlem. Na początku swojej kariery rektora nazistowskiego uniwersytetu, Heidegger po raz ostatni widział się ze swoim najbliższym przyjacielem Karlem Jaspersem. W tym czasie Hannah Arent wyjechała ze swoim mężem do Paryża i przez kolejnych kilka lat koncentrowała się na pomocy Żydom uciekającym z Niemiec. W 1941 roku wyjechała do Stanów Zjednoczonych.


Martin Heidegger był rektorem uniwersytetu tylko przez rok, kiedy rozstał się z fotelem, ktoś zapytał go ironicznie, czy to powrót z Syrakuz? Podejrzewam, że to pytanie byłoby na miejscu dopiero po przegranej przez nazistów wojnie, kiedy filozof zaczął dyskretnie przywracać w swoich książkach dedykacje dla zdradzonych żydowskich przyjaciół.


W książce Marka Lilly kolejnym wędrowcem do Syrakuz jest Carl Schmitt. Podobnie jak Heidegger, Schmitt, który był wówczas profesorem prawa w Kolonii, wstąpił do NSDAP w maju 1933 roku. Jak pisze Mark Lilla, naziści mieli nadzieję, że Carl Schmitt zdoła nadać nazistowskiemu przewrotowi prawną legalność i nie zawiedli się. Nie tylko znajdował dobrze wyglądające podstawy wprowadzania ustaw wyjątkowych, ale wkrótce przedstawił swoje tezy wyjaśniające stanowisko „niemieckiej jurysprudencji w walce z żydowskim duchem." Wzywał tu między innymi do oczyszczenia bibliotek z żydowskich książek i unikania cytowania żydowskich autorów.


„Wbrew staremu porzekadłu o historii – że się powtarza – znacznie częściej porusza się według pewnych wzorów” – pisał w publikowany tu artykule Steve Apfel. Uczeni ponownie czują się potrzebni dla dobrego uzasadnieni powrotu do barbarzyńskiej nienawiści. 


To profesorowie uniwersytetów, głównie wydziałów humanistycznych i często będący sami pochodzenia żydowskiego, przecierają drogę politykom. Nazwiska takie jak profesor Noam Chomsky, profesor Richard Falk, profesor Norman Finkelstein, sędzia Richard Goldstone, docierają nawet do umysłów ludzi, którzy o innych intelektualistach raczej nie słyszeli.


Nazizm stanowił apogeum przesunięcia nienawiści do Żydów z nienawiści motywowanej religijnie na nienawiść humanistyczną, na nienawiść zgłaszającą zapotrzebowanie na filozofów.  


Po Zagładzie, również filozofowie musieli szukać nowych form wyrazu schlebiania szanowanej tradycji. Tym razem jest to zagrożenie pokoju na świecie przez tych, którzy odmawiają przyzwolenia na swoje wymordowanie. Samo istnienie Żydów obraża świat, a istnienie żydowskiego państwa obraża szczególnie. Szok postmodernistycznych filozofów z powodu ujawnienia dalszych szczegółów na temat rozmiarów antysemityzmu Heideggera nie mógł trwać długo, ani nie mógł również stanowić jakiegoś punktu zwrotnego.


Znów żyjemy w świecie, w którym intelektualiści dostarczają usprawiedliwienia politykom, a politycy nie muszą nazbyt się wysilać w ukrywaniu swoich poglądów. Nowym sekretarzem generalnym NATO został niedawno Jens Stoltenberg, były premier Norwegi z ramienia Partii Pracy, premier rządu, który otwarcie popierał Hamas, rządu który organizował huczne obchody 150 rocznicy urodzin gorącego wielbiciela Hitlera, Knuta Hamsuna; rządu, w którym całkowicie akceptowalne były wypowiedzi takie jak słowa pani wiceminister środowiska, Ingrid Fiskaa, która publicznie głosiła: „Kiedy na przykład Palestyńczycy są narażeni na powolne ludobójstwo, a ONZ nic nie robi, ta dyskusja nie może do niczego prowadzić. Dlaczego? Ponieważ nie leży to w interesie USA. Czasami chciałabym, żeby ONZ wystrzeliła precyzyjnie kierowane rakiety na wybrane cele w Izraelu.”


Teraz, kiedy jej przełożony jest sekretarzem generalnym NATO, można powiedzieć, że jej marzenia mogą być intensywniejsze.


Norweska polityk myli się jednak z tymi interesami USA. Ostatecznie amerykański prezydent przed paroma laty publicznie żądał umożliwienia obecności przywódców Bractwa Muzułmańskiego na swoim przemówieniu w Kairze. Mało prawdopodobne, aby nic nie wiedział o związkach tego Bractwa z nazizmem w przeszłości, ani o całkiem współczesnych deklaracjach jego przywódców, mówiących, że ich celem jest ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Naczelny kapłan tej potężnej, międzynarodowej organizacji (której częścią jest Hamas), Jusuf Kardhawi w słynnym wywiadzie dla telewizji Al-Dżazira z 30 stycznia 2009 mówił:

Przez całą historię Allah nakładał na lud żydowski kary za jego zepsucie. Ostatnia kara została wykonana przez Hitlera. Dzięki temu co im zrobił — chociaż oni przesadzają na ten temat — pokazał im gdzie ich miejsce. To była kara niebios dla nich. Z wolą Allaha, następny raz będzie z ręki wiernych.

         

Amerykański prezydent doskonale orientował się kogo popiera, a kolejne lata jego prezydentury wyłącznie to potwierdzały. Oczywiście amerykańskie interesy wyrażane są dziś językiem liberałów, a amerykański Sekretarz Stanu, John Kerry publicznie potępił antysemicką ulotkę rozdawaną, mieszkańcom Krymu pochodzenia żydowskiego, co nie znaczy, że równie szybko jest skłonny reagować na bardziej radykalne zapowiedzi kolejnej Zagłady wypowiadane w Teheranie.      


Współczesny antysemityzm na salonach filozoficznych i politycznych przyjmuje formułę przedstawioną przez Heideggera i Schmitta, a uzupełnia ją postmodernistyczną formułą selektywnej obrony praw człowieka.


Głos wielkich intelektualistów nadaje ton, ci filozofowie są jak skrzypce Stradivariusa. Brzmienie ich słów budzi mistyczny podziw.


Niedawne badania wykazały, że w podwójnie ślepej próbie najlepsi muzycy świata mieli kłopoty z odróżnieniem dźwięku skrzypiec Stradivariusa od dźwięku doskonałych skrzypiec nowoczesnych. Wyniki budziły zdumienie, zagniewanie, a tylko u niektórych rozbawienie. Potężna siła mitu i renomy powoduje, że nasz mózg ulega sugestii.


Jak wiele mogą nam zasugerować kapłani i filozofowie?


Oni sami nie staną na torach wiodących do Auschwitz z gestem quenelle; od tych, którzy to robią dzielą ich dwa, najwyżej trzy uściski dłoni.