Przystosować się do zmiany klimatu


Matt Ridley 2014-04-14


Nigel Lawson miał jednak rację. Od wykładu w Centre for Policy Studies w 2006 r., który zapoczątkował późniejszą karierę tego byłego kanclerza, Lord Lawson podkreśla potrzebę zaadaptowania się do zmiany klimatu zamiast wyrzucania pieniędzy publicznych na daremne próby zapobieżenia jej.

Wygląda na to, że taniej będzie poradzić sobie z globalnym ociepleniem niż mu zapobiec


Jak dotąd, oficjalną linią było w zasadzie ignorowanie adaptacji i skupianie się zamiast tego na „łagodzeniu” – co jest wprowadzającym w błąd określeniem na zapobieganie emisjom dwutlenku węgla.


Obecnie nastąpiła zmiana. Mądrość obiegowa o globalnym ociepleniu, publikowana przez Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu, została w tym tygodniu uaktualniona. Gazety były jak zwykle pełne opowieści o naukowcach coraz bardziej pewnych środowiskowego Armagedonu. Ale sam dokument ujawnił znacznie bardziej uderzającą historię: podkreśla, raz za razem, potrzebę zaadaptowania się do zmiany klimatu. Nawet w głównym tekście komunikatu prasowego, który był dołączony do raportu, słowo „adaptacja” pojawiło się dziesięć razy; słowo „łagodzenie” ani razu.


Rozróżnienie jest kluczowe. Jak dotąd, debata szła za pewną mało rozgarniętą argumentacją: ponieważ zachodzi globalne ocieplenie, musimy spowolnić je przez niezmiernie kosztowną dekarbonizację – zielone podatki, wiatrowe farmy. A co dobrego  to da? Czy można zatrzymać globalne ocieplenie? Czy też wszystkie te zielone strategie są równoważne próbie zatrzymania huraganu? Ta kwestia – ile właściwie można naprawdę osiągnąć przez „łagodzenie” – nie jest poruszana zbyt często.


Istnieje alternatywa: zaakceptowanie, że planeta ociepla się i sprawdzenie, czy możemy się do tego odpowiednio dostosować. Adaptacja oznacza inwestycje w obronę przeciwpowodziową, żeby lotniska takie jak Schiphol mogły nadal działać poniżej istniejącego (i przyszłego) poziomu morza, i w klimatyzację, żeby miasta takie jak Houston i Singapore mogły nadal rosnąć mimo obecnych (i przyszłych) wysokich temperatur. Oznacza hodowanie roślin, żeby kukurydza mogła rosnąć na szerszym obszarach istniejących (i przyszłych) stref  klimatycznych, lepszą infrastrukturę, żeby Meksyk i Indie mogły przetrwać istniejące i przyszłe cyklony, więcej handlu światowego, żeby Etiopczycy mogli kupować zboże z Australii podczas już istniejących (i przyszłych) susz.


Owen Paterson, sekretarz stanu ds. środowiska, który wielokrotnie podkreślał potrzebę dostosowania się w ten sposób do zmiany klimatu, był dość osamotnionym głosem w brytyjskim  rządzie. Teraz jednak może liczyć na poparcie potężnego IPCC, organu ONZ, który zatrudnia setki naukowców, by zestawili naukowy odpowiednik biblii na ten temat na następnych sześć lat. Podczas gdy w poprzednim raporcie dwie strony były poświęcone adaptacji, w tym poświęcono temu cztery rozdziały.


Profesor Chris Field przewodniczącym Grupy Roboczej 2 w IPCC, skupiającej się raczej na skutkach niż przyczynach zmiany klimatu, mówi: „Naprawdę dużym przełomem w tym raporcie jest nowy sposób myślenia o radzeniu sobie ze zmianą klimatu”. Jego współ-przewodniczący Vicente Barros dodaje: “Inwestycje w lepsze przygotowanie mogą opłacić się zarówno obecnie, jak w przyszłości… adaptacja może odgrywać kluczową rolę w zmniejszeniu tych zagrożeń”. Po tak wielu latach coś zaczyna do nich docierać.


W książce An Appeal to Reason Lawson poświęcił rozdział znaczeniu adaptacji, w którym wskazywał, że raport IPCC z 2007 r. wyraźnie zakładał, że ludzie nie przystosują się. “[Rozważania] o możliwych konsekwencjach - stwierdzono w raporcie – nie biorą pod uwagę żadnych zmian lub rozwoju możliwości adaptacyjnych”. To znaczy, jeśli świat będzie się robił cieplejszy, poziom mórz podniesie się i zmienią wzory opadów deszczu, farmerzy, deweloperzy i konsumenci przez całe stulecie nie zrobią absolutnie niczego, by zmienić swoje zwyczaje. Jest to absurdalne założenie.   


Jak podkreślił Lawson, to założenie było jednak centralne dla oceny przyszłych kosztów zmiany klimatu w raporcie IPCC. Osławionym przykładem był wniosek w raporcie, że „zakładając brak adaptacji” plony mogą spaść o 70% do końca stulecia – wniosek ten opierał się (jak ujawnił przypis) na jednym badaniu upraw orzeszków ziemnych w jednej części Indii.


Lawson wskazał, że adaptacja jako strategia daje sześć oczywistych korzyści, których nie daje łagodzenie. Nie wymaga żadnych traktatów międzynarodowych, ale działa także, jeśli zostanie przyjęta jednostronnie; może być stosowana lokalnie; szybko daje rezultaty; przechwyciłaby korzyści ocieplenia, unikając jego zagrożeń; zajmuje się już istniejącymi problemami, które jedynie pogłębią się z powodu globalnego ocieplenia; i przyniesie korzyści, nawet jeśli okaże się, że globalne ocieplenie jest przesadzone.


Gdybyś był mieszkańcem Somerset Levels, co wolałbyś: politykę rządu przystosowania do wszystkiego, co pogoda może sprawić, czy będzie to pogorszone przez zmianę klimatu czy nie, czy też wydanie 50 miliardów funtów (do roku 2020) na niskowęglowe technologie, które mogą za kilka dziesięcioleci, jeśli zostaną przyjęte przez cały świat, zredukować pogorszenie powodzi, ale nie zapobiec samym powodziom?


Jest niezwykłe, do jakiego stopnia ten najnowszy Raport IPCC zbliża się do stanowiska Lawsona. Profesor Field, który wydaje się być wyjątkowo rozsądnym facetem, wyraźnie dążył do podkreślenia adaptacji, choćby dlatego, że szansa na porozumienie międzynarodowe w sprawie emisji wygląda na coraz mniej prawdopodobną. Jeśli czytasz uważnie raport rozdział za rozdziałem (wygląda na to, że niewielu ludziom chciało się to zrobić), wśród zwykłych dla tych raportów ostrzeżeń o potencjalnym niebezpieczeństwie jest wiele sensownych, choć podanych żargonem, omówień tych właśnie punktów, które podnosił Lawson.


Rozdział 17 przyznaje, że “strategie adaptacji… mogą dać korzyści w postaci lepszego dobrostanu także w wypadku niezmienionego klimatu, takie jak wydajniejsze użycie wody i bardziej odporne odmiany roślin”. Rozdział 20 przyznaje nawet, że „w niektórych wypadkach łagodzenie może przeszkadzać adaptacji (np. mniejsza dostępność energii w krajach o rosnącej populacji)”. Jest to niezmiernie ważne: że odmówienie ubogim dostępu do taniej elektryczności z węgla, bardziej naraża ich na skutki zmiany klimatu. Tak więc zielone strategie mogą pogorszyć problem, który starają się rozwiązać.


Krótko mówiąc, w tym raporcie jest wiele rzeczy, które dają się lubić. Ponadto znacznie stonowano alarmistyczne przewidywania. Nawet pismo „New Scientist” zauważyło, że raport “wycofuje się z niektórych przewidywań przyjmowanych w poprzednim raporcie” i mimo nalegań Eda Daveya podczas spotkania w zeszłym tygodniu w Jokohamie, by zaostrzyć streszczenie raportu, „New Scientist” zauważa, że „raport wręcz osłabił wiele stanowczych twierdzeń, które pojawiały się w roboczych wersjach, które wyciekły do mediów”.


Na przykład, ze streszczenia usunięto wzmianki o “setkach milionów” ludzi, których dotknie problem wzrastającego poziomu mórz, jak również twierdzenia o wpływie wyższych temperatur na plony. Raport odważnie przyznaje, że inwazyjne gatunki obce są znacznie większym zagrożeniem dla istnienia gatunków lokalnych niż sama zmiana klimatu. Raport przyznaje, że także rafy koralowe są bardziej zagrożone przez zanieczyszczenia i nadmierne połowy, a zmiana klimatu może marginalnie tylko pogorszyć sytuację. Dlaczego więc nie mamy paneli międzyrządowych w sprawie gatunków inwazyjnych i nadmiernych połowów?


To co jest, być może, najbardziej zachęcające ze wszystkiego to fakt, że raport stanowczo stwierdza, że wpływ zmiany klimatu będzie niewielki w stosunku do innych rzeczy, które zdarzą się w ciągu tego stulecia: „Dla większości sektorów ekonomicznych… zmiany w populacji, strukturze wieku, dochodach, technologii, cenach względnych, stylu życia, regulacji i zarządzaniu będą dużo bardziej znaczące w stosunku do wpływu zmiany klimatycznej”. A więc, tak, świat ociepla się. Pod wieloma względami jednak będzie to lepszy świat.


Raport ustala łączne globalne szkody ekonomiczne z powodu globalnego ocieplenia na mniej niż 2,5 procenta dochodu pod koniec stulecia. Jest to znacznie niższa liczba niż ta, która podał Lord Stern w swoim osławionym raporcie z 2006 r. i to przy pesymistycznym poglądzie, że będzie podwyższenie temperatury o 2,50C w porównaniu do obecnych poziomów. Jest to najwyższa z dziewięciu oszacowań strat; przeciętna wynosi tylko 1,1 procenta.


Ponieważ IPCC przewiduje o dwie trzecie więcej ocieplenia przy podnoszeniu poziomu dwutlenku węgla niż sugerują obecnie najlepsze, oparte na obserwacjach badania, ocieplenie, jakie szkicuje IPCC nie jest prawdopodobne nawet przy najwyższych założeniach dotyczących emisji.


Innymi słowy, nawet jeśli nakładasz pesymizm na pesymizm, zakładając niewielką dekarbonizację, duże globalne wzbogacenie się i wyższą “czułość” klimatu niż to obecnie wydaje się prawdopodobne – prowadzącą do szybkiej zmiany klimatycznej – nadal, przy najgorszych oszacowaniach, szkody dla gospodarki w tym stuleciu będą jedynie połową jej corocznego wzrostu. Zamiast spowodować koszmarne koszty globalne ocieplenie uczyni naszych bardzo bogatych potomków – którzy prawdopodobnie w globalnej przeciętnej będą osiem lub dziewięć razy bogatsi niż my jesteśmy dzisiaj – nieco mniej bogatymi.


Dla uniknięcia tych niewielkich szkód moglibyśmy pójść drogą adaptacji – niechaj biedni staną się tak bogaci, jak to możliwe, i używają swoich dochodów, by chronić siebie i swoje otoczenie naturalne przed powodziami, burzami, potencjalnymi brakami żywności i utratą miejsc zamieszkania. Albo też możemy iść drogą „łagodzenia”, skłaniając cały świat, by zgodził się na rezygnację z paliw kopalnych, które dostarczają nam 85 procent energii. Albo możemy próbować jednego i drugiego, co zaleca obecnie IPCC.


Prawdziwym szaleństwem byłaby jednak jednostronna polityka subsydiowania bogatych, by instalowali technologie, które podnoszą koszt energii, niszczą krajobraz, zabijają orły, prowadzą do wycinania lasów na moczarach Karoliny Północnej, zamieniają ziarno na paliwo do silników, podnosząc tym samym ceny żywności i zabijając ludzi, oraz niedopuszczania pożyczek bankowych dla ubogich ludzi w Afryce na budowę opalanych węglem, tanich elektrowni zamiast wdychania dymu z palącego się drewna z lasów dziewiczych.


Wszystko to robimy w naszym kraju z niemal zerową szansą na wystarczające zmniejszenie emisji dwutlenku węgla, by wpłynąć na klimat. Jest to dokładne przeciwieństwo adaptacji – niedopuszczanie do wzrostu ekonomicznego, który umożliwiłby adaptacje przy równoczesnym niepowodzeniu w zapobieżeniu zmianie klimatu.


Ten raport jest daleki od ideału (proszę się nie martwić, profesorze Field. Wiem, że poparcie ze strony takich, jak ja, byłoby końcem pana kariery). Jak pisał Rupert Darwall, autor The Age of Global Warming, systematycznie ignoruje on korzyści zmiany klimatu i czyni nieuzasadnione twierdzenie, że zmiana klimatu miała negatywny wpływ na plony. Jedynym dowodem były niedawne skoki cen żywności – w znacznej mierze spowodowane polityką klimatyczną, nie zaś zmianą klimatu, kiedy programy o biopaliwach zamieniły 5 procent światowych plonów ziarna w paliwo.


Czy z doniesień prasowych zrozumiałeś, że raport ostrzega przed wzrastającą liczbą zgonów z powodu burz i susz, malejącymi plonami, szerzącymi się chorobami i całą zwykłą litanią nieszczęść? Czy wyciągnąłeś z tego wniosek, że wzrośnie liczba zgonów, obniżą się plony i choroby zabiją więcej ludzi? O, jak można być tak naiwnym!


Nie, nie, nie – chodziło im o to, że dalsze spadki liczb zgonów z powodu burz, powodzi i chorób mogą nie być tak szybkie, jak byłyby bez zmiany klimatu, że dalsze wzrosty plonów mogą nie być tak szybkie, jak byłyby bez zmiany klimatu i że dalsze ustępowanie malaria może być powolniejsze niż byłoby bez zmiany klimatu. Innymi słowy – świat prawdopodobnie ogrzeje się – ale się nie skończy. Będzie zdrowszy i bogatszy niż kiedykolwiek przedtem i tylko odrobinę mniej bogaty niż mógłby być. To jest, zakładając, że nie będziemy się przystosowywać.


Tekst ukazał się pierwotnie w Spectatorze.

Adapting to climate change

Rational Optimist, 6 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.