Palestyńczycy muszą prosić o pokój


Alan Dershowitz 2014-04-12

Palestyńczycy przeciwko żołnierzom izraelskim we wsi Silwad na Zachodnim Brzegu niedaleko Ramallah, 10 stycznia, zdjęcie: ISSAM RIMAWI / FLASH 90

Palestyńczycy przeciwko żołnierzom izraelskim we wsi Silwad na Zachodnim Brzegu niedaleko Ramallah, 10 stycznia, zdjęcie: ISSAM RIMAWI / FLASH 90



Kiedy sekretarz stanu John Kerry próbuje obwinić przede wszystkim Izrael za impas w negocjacjach, ważne jest spojrzenie na szerszy obraz i powrót do podstawowych zasad.

Nieco historii zawsze pomaga lepiej zrozumieć teraźniejszość.

W latach 1937-1938 Komisja Peela zaproponowała rozwiązanie w postaci dwóch państw, według którego społeczność żydowska w Palestynie otrzymałaby stosunkowo mały procent ziemi do ustanowienia na niej państwa narodu żydowskiego.

Większość terytorium została przyznana populacji arabskiej z nadzieją na ustanowienie własnego państwa. Agencja Żydowska, poprzedniczka rządu izraelskiego, niechętnie zaakceptowała ten podział.


Arabowie odrzucili go natychmiast.

W latach 1947-1948 Organizacja Narodów Zjednoczonych ponownie zaproponowała podział ziemi i Palestyńczykom przyznano większość ziemi uprawnej, a Izraelczykom większość całkowitego terytorium, włącznie z Pustynią Negew. Strona izraelska to zaakceptowała i ustanowiła państwo. Palestyńczycy odrzucili propozycję i dołączyli do armii sąsiednich krajów arabskich w wojnie ludobójczej przeciwko nowo utworzonemu państwu narodu żydowskiego.

 

W uwieńczonych powodzeniem wysiłkach obrony nowonarodzonego państwa Izrael stracił 1 procent swojej populacji, w tym wielu ludzi uratowanych z Holocaustu.

W 1967 r. Jordania, która od 1949 r. okupowała Zachodni Brzeg, zaatakowała Izrael, mimo izraelskich starań o to, by Jordania nie angażowała się w wojnę. Broniąc się, Izrael zajął Zachodni Brzeg.

Przywódcy Izraela powiedzieli wyraźnie, że oddadzą większość tego, co zdobyli, w zamian za pokój i uznanie ich państwa.

Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła Rezolucję 242, która zasadniczo akceptowała sformułowania izraelskie. Palestyńczycy udali się do Chartumu, gdzie oni i wszystkie państwa arabskie wydali swoje słynne trzy „nie”: nie dla pokoju, nie dla negocjacji, nie dla uznania.

Wtedy to ambasador Izraela przy ONZ, Abba Ebban, rzucił uwagę: “Myślę, że jest to pierwszy przypadek w historii, gdy w dzień po zwycięstwie zwycięzcy proszą o pokój, a rozgromieni wrogowie wzywają do bezwarunkowej kapitulacji”.

W latach 2000-2001 Izraelczycy raz jeszcze zaofiarowali wycofanie się z ponad 90 procent Zachodniego Brzegu w zamian za pokój. Jaser Arafat odrzucił tę ofertę i rozpoczął kampanię zamachów terrorystycznych, w których zginęło tysiące ludzi.

W 2007 r. premier Ehud Olmert zaofiarował jeszcze lepszą umowę, która obejmowała wymianę terenów oznaczającą, że Palestyńczycy dostaliby części terytorium Izraela w zamian za część ziemi na Zachodnim Brzegu, którą zatrzymałby Izrael. Raz jeszcze przywództwo palestyńskie nie zaakceptowało tej oferty.

Jest więc jasne, że Izraelczycy i Palestyńczycy znajdują się w innej pozycji – moralnej, prawnej, dyplomatycznej i politycznej – kiedy chodzi o negocjowanie wycofania się Izraela z Zachodniego Brzegu.

Izrael zdobył to terytorium w całkowicie legalnej wojnie obronnej.

Palestyńczycy chcą tego terytorium.

Jeśli nie są gotowi do negocjacji z Izraelem, nie mogą go dostać.

Ciężar spoczywa tu na Palestyńczykach, by przyszli do stołu negocjacyjnego – nie jako równoprawni partnerzy, ale jako petenci starający się o otrzymanie czegoś, czego nie mają.

Posiadanie stanowi 9/10 podstaw prawnych, a w tym wypadku również 9/10 podstaw moralnych.

Na tych, którzy chcą zmienić status quo spoczywa obowiązek okazania woli do negocjacji.

To jest tak, jakby był spór o samochód, obraz lub kawałek ziemi. Osoba, która legalnie posiada daną rzecz, nie musi robić niczego, chyba że osoba, która tę rzecz chce, oferuje negocjacje. Jeśli petent odchodzi od stołu negocjacyjnego, status quo pozostaje.

Oczywiście, zdobyta ziemia nie jest tym samym co samochód lub obraz, ale zasady leżące u podstaw negocjacji są podobne. Terytorium, o którym  mowa, nigdy nie było częścią państwa palestyńskiego. Zostało legalnie przejęte od Jordanii w wyniku wojny obronnej.

Jordańczycy przekazali swoje prawa Autonomii Palestyńskiej, ale Autonomia Palestyńska od 2001 r. odmawia powiedzenia  „tak” na ofertę negocjacji. A przedtem, przez trzy czwarte stulecia, otaczające państwa arabskie odmawiały powiedzenia „tak” na ofertę pokoju.

Palestyńczycy zasługują na państwo, ale ich żądanie nie ma większej wagi niż żądanie Tybetańczyków, Kurdów, Czeczenów i innych grup bezpaństwowych. W rzeczywistości te inne grupy, inaczej niż Palestyńczycy, nigdy nie otrzymały oferty państwowości i nie   odrzuciły jej. Zapewne te inne grupy nie odmówiłyby negocjacji o przyznanie im państwowości.

Rozwiązanie w postaci dwóch państw byłoby dobre dla Palestyńczyków, dla Izraela i dla pokoju w regionie. Ale najbardziej potrzebują go Palestyńczycy.

Żądają jednak od Izraela znacznych kompromisów terytorialnych.

Żądają także uwolnienia więźniów i zakończenie budowy w osiedlach oraz izraelskiej obecności militarnej w mogącej stanowić zagrożenie Dolinie Jordanu.

Aby dostać te i inne ustępstwa od Izraela, także Palestyńczycy muszą być gotowi do ustępstw.

Muszą zrezygnować ze wszystkich żądań przeciwko narodowemu państwu narodu żydowskiego, włącznie z tak zwanym prawem powrotu.

I muszą zapewnić bezpieczeństwo Izraela przeciwko atakom z obszarów pod ich kontrolą.

Co najważniejsze, muszą być gotowi do negocjacji bez żadnych warunków wstępnych i przestać podejmować jednostronne działania, które mogą cieszyć ich społeczeństwo, ale które nie przybliżą ich do zdobycia państwa.

Pozwólmy więc Autonomii Palestyńskiej powrócić do stołu negocjacyjnego, a jeśli odmówi, pozwólmy światu zrozumieć, dlaczego nie osiągnęli swojego celu w postaci własnego państwa.


Palestinians must come to the table for peace

Jerusalem Post, 10 kwietnia 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Alan Morton Dershowitz

Amerykański prawnik i komentator spraw międzynarodowych. Emerytowany wykładowca prawa konstytucyjnego (w 1967 roku w wieku lat 28 został najmłodszym profesorem zwyczajnym prawa w historii Harvard Law School).


Dershowitz jest autorem wielu książek, wśród których najgłośniejszą jest The Case for Israel (2003). Jest to książka, z którą można się zgadzać lub nie, ale która jest obowiązkową lekturą dla każdego, kto próbuje zrozumieć zawikłany obraz konfliktu na Bliskim Wschodzie oraz sposobu postrzegania Izraela przez resztę świata.