Ruda nie wróci


Andrzej Koraszewski 2014-04-11


Ruda pojawiła się za płotem mniej więcej na tydzień przed śmiercią Emmy. To była wielka, potwornie wychudzona, płowa suka, z sierścią posklejaną błotem i zapadłymi bokami. Kiedy wyniosłem jej trochę jedzenia odbiegła ze skowytem, jakby spodziewała się, że cisnę w nią kamieniem.

Wieczorem, kiedy Gosia, nasza sublokatorka, wracała z dzieckiem z Włocławka suka tak obszczekiwała jej samochód, że Gosia zadzwoniła, żebym wyszedł po nie z latarką. Dopiero później uświadomiłem sobie, że w tym szczekaniu nie było agresji.

 

W domu przeżywaliśmy dramat gwałtownego załamywania się zdrowia Emmy, codziennie wychodziłem i wynosiłem jedzenie Rudej. Odbiegała, ale już bez skowytu, wracała do jedzenia, dopiero kiedy znikałem z pola widzenia, spała pod płotem za garażem i codziennie obszczekiwała samochód Gosi.

 

Emma przestała się podnosić, musieliśmy podjąć po raz kolejny decyzję, że dalsze przedłużanie cierpienia jest okrucieństwem. Spędziła z nami 13 lat, miała koło trzech lat, kiedy podobnie jak Ruda, wychudzona i głodna stanęła pod naszą bramą.

 

Po śmierci Emmy dostałem grypy i teraz Małgorzata wynosiła Rudej miskę z żywnością. Suka nadal odbiegała, ale powracała kołem do miski, kiedy tylko Małgorzata wycofywała się w kierunku furtki. Gosia przestała się bać o dziecko, widzieliśmy, że szczekanie Rudej jest witaniem, a nie agresją.

 

Któregoś dnia Małgorzata po raz pierwszy postawiła miskę na trawniku w ogrodzie i otworzyła furtkę, wycofała się za dom i Ruda wbiegła do ogrodu, ale po zjedzeniu natychmiast uciekła.  Przez kolejny tydzień jadła w ogrodzie, ale koczowała za płotem, często leżąc na drodze i patrząc na naszą bramę. Furtka była przez cały czas otwarta, ale Ruda przychodziła tylko na jedzenie. Nadal była wychudzona, jednak było widać, że jest silniejsza.

 

Najżywiej reagowała na Hanię, czteroletnią córkę Gosi, która wołała ją z balkonu i rzucała jej kawałki parówki. Suka podbiegała pod balkon i po raz pierwszy widzieliśmy ją jak macha ogonem.

 

Kiedy Ruda pierwszy raz przełamała strach, podeszła do Gosi i pozwoliła się pogłaskać. Gosia szła z Hanią do piaskownicy w ogrodzie. Ruda położyła się na trawie i przyglądała się dziecku, potem usiadła i zaczęła wyć.  

 

Następnego dnia Ruda poszła z Gosią i Hanią nad Wisłę, wróciła razem z nimi i weszła do ogrodu, znowu przyglądała się jak Hania bawi się w piaskownicy.   

 

Małgorzata wyszła, Ruda nie uciekała, pozwalała się głaskać, pozwoliła wyjąć sobie kleszcza.  Lody były przełamane. Ja też wyszedłem, podałem jej kawałek kiełbasy, który wzięła z ręki. Pogłaskałem ją po łbie i po jej wychudzonym grzbiecie. Pomyślałem, że jutro będę ją mógł przynajmniej wyszczotkować. 

 

Kiedy Gosia wracała z Hanią do domu Ruda złapała piłkę i biegała z nią lekkim, tanecznym krokiem po ogrodzie. Stałem w drzwiach werandy przyglądając się szczęśliwemu psu. Podbiegła i postawiła łapy na pierwszym stopniu schodów.

 

- Chodź do domu – otworzyłem drzwi do mieszkania. Wahała się. Stała przez moment niepewna, a potem wróciła do ogrodu i położyła się przy piaskownicy.

 

Wyszedłem po godzinie, żeby dosypać jej jedzenia do miski. Rudej nie było w ogrodzie. Wyszedłem za bramę. Nigdzie nie było jej widać. W głębi sadu dostrzegłem niebieską piłkę Hani.

 

Nie wróciła wieczorem, nie wróciła rano. Poszła szukać utraconego raju.

 

Wyglądamy przez okna sto razy dziennie. Ruda nie wróci. Mogła zginąć pod kołami samochodu, mogła wylądować w jakimś gospodarstwie na łańcuchu (chociaż przy jej nieufności do obcych to mało prawdopodobne), być może nadal błąka się gdzieś, szukając drogi do domu. Nie umiemy przestać jej wypatrywać, nie umiemy sobie wybaczyć, że nie zamknęliśmy furtki. Nie chcieliśmy jej ograniczać wolności, nie podejrzewaliśmy, że pierwszy dzień jej pełnego zaufania, będzie dla niej powrotem traumy i wezwaniem do dalszej drogi.

 

Trzy tygodnie dobrego jedzenia pozwoliło jej odzyskać siły i wolę dalszej walki. Każde szczeknięcie podrywa nas na nogi. Przeczesujemy wzrokiem sad ciągle mając nadzieję, że pojawi się płowa bestia. Już wiemy, że to czekanie jest beznadziejne, że na moment wygraliśmy jej ufność i rozbudziliśmy ponownie jej potworną tęsknotę.                                                                   


Emma przeżyła Darwina o rok, o cały rok dobrego życia.
Emma przeżyła Darwina o rok, o cały rok dobrego życia.