Godzina Ziemi czyli o celebrowaniu ciemności


Björn Lomborg 2014-03-27


29 marca o 20:30 zgasną charakterystyczne  światła słynnych obiektów od Sydney do Los Angeles, wieża Eiffla i Empire State Building. Na całym globie w mieszkaniach i w miejscach publicznych ludzie pogaszą światła na godzinę, żeby podnieść mroczną świadomość związków między energią a zamianą klimatu.

Godzina Ziemi przedstawiana jest jako oddolna kampania pozwalająca obywatelom naszego świata na pokazanie ich głębokiego oddania grze w zielone. Bierze w tym udział koło miliarda ludzi i niewątpliwie wszyscy są szczerze zatroskani i zaangażowani. W rzeczywistości, Godzina Ziemi jest niemającą żadnego efektu zabawą dla podniesienia własnego samopoczucia. Daje złudne wrażenie, iż robimy coś dla poprawy klimatu, odciągając naszą uwagę od prawdziwych problemów i ich możliwych rozwiązań.

 

Aczkolwiek organizatorzy nie obiecują cudów, wielu uczestników wydaje się wierzyć, że jak posiedzą godzinę w ciemnościach to zmniejszą rozmiary globalnej emisji dwutlenku węgla. Oświetlenie to zaledwie drobny ułamek zapotrzebowania na energię.Gdyby oszczędności z tytułu wszystkich zgaszonych świateł przeliczyć na redukcję emisji, nie wyszłoby dużo. Prawdopodobnie odpowiadałoby to zatrzymaniu przez Chiny swoich emisji na plus minus cztery minuty.

 

Ale i to jest ułudą. W rzeczywistości elektrownie pracują nadal, aby zaspokoić użycie mocy przez innych użytkowników oraz potencjalny wzrost popytu po zakończeniu tej godziny. Sektor energetyczny uważa, że redukcja netto jest bliska zera.

 

Oczywiście pomija się tu fakt, że niemal wszyscy uczestnicy Godziny Ziemi zapalają świeczki. Świeczki jednak są 100 razy mniej wydajne niż żarówki i ponad 300 razy mniej wydajne niż lampy fluorescencyjne. Zapal jedną świeczkę, a wydzieli ona równie dużo CO2, ile zaoszczędziłeś przez zgaszenie wszystkich świateł w domu. Zapal kilka świeczek, a wyemitowałeś dużo więcej CO2. Tak więc Godzina Ziemi może w rzeczywistości podnosić emisje CO2.

 

Jest jednak coś znacznie bardziej niepokojącego w tym celebrowaniu mroków.

 

Podczas gdy ponad miliard ludzi na naszym globie z dumą symbolicznie zrezygnuje z mało istotnej energii elektrycznej na godzinę w roku, inne 1,3 miliarda ludzi w świecie rozwijającym się nadal żyje bez elektryczności i to przez wszystkie dni w roku. Niemal trzy miliardy ludzi nadal pali nawóz, drewno i inne tradycyjne paliwo w domu, żeby gotować i utrzymać ciepło. Takie paliwo wydziela trujące opary, które są powodem przedwczesnej śmierci około 3,5 miliona ludzi rocznie, głównie kobiet i dzieci.

 

Energia elektryczna wyzwoliła nas od ciągłej obecności dymu w naszych pomieszczeniach, co jednak nadal jest plagą mieszkańców dużych połaci świata rozwijającego się. Piece i grzejniki elektryczne zakończyły plagę zanieczyszczenia powietrza w domach. Jest rzeczą oczywistą, że energia elektryczna przyniosła ludzkości niezliczone korzyści. Zamiast więc udawać, że minimalna redukcja użycia elektryczności przez godzinę w bogatych krajach świata załatwi sprawę zmiany klimatu, dlaczego nie propagować lepszych rozwiązań, które rzeczywiście obniżą emisję, rozciągając równocześnie zdobycze nowoczesnej energii na wszystkich ludzi na planecie?

 

Naszej polityce klimatycznej udało się przez ostatnich 20 lat obniżyć emisje CO2 o bardzo niewiele. Podobnie jak Godzina Ziemi odzwierciedla ona niewydajne i błędne preferencje promujące dobre samopoczucie zamiast skutecznego działania. W 2012 r. energia słoneczna i wiatrowa otrzymała subsydia w wysokości 60 miliardów dolarów. Za całe te góry pieniędzy wyprodukowano  0,3% globalnej energii przy pomocy wiatraków i tylko 0,04% otrzymaliśmy z paneli słonecznych. Zmniejszona dzięki temu emisja CO2 w przełożeniu na korzyści klimatyczne wynosi nieco ponad miliard dolarów. Zmarnowaliśmy 97 centów z każdego zainwestowanego dolara.

 

Jest to istotne nie tylko dla ludzi w krajach rozwijających się, którzy nadal marzą o dostępie do elektryczności. Przy ciągle rosnących dotacjach dla zielonej energii i wzrastają ceny energii elektrycznej i dziś 17% gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii jest teraz „uboga w energię”. W Niemczech ceny elektryczności wzrosły o 80% od roku 2000 a subsydia na zieloną energię są obecnie wyższe niż kiedykolwiek i wynosząc 33 miliardy dolarów rocznie. 6,9 miliona gospodarstw domowych żyje obecnie w biedzie energetycznej.

 

Dzisiejsze technologie odnawialne pozostają kosztowne i niepewne, i daleko im do przełomu. Nawet przy optymistycznych założeniach Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że do 2035 r. wyprodukujemy tylko 2,4% energii z wiatru i poniżej 1% ze słońca.

 

Zamiast subsydiów dla niewydajnych technologii powinniśmy inwestować w zielone badania i rozwój, żeby przez innowacje obniżyć ceny energii odnawialnej. Jest rzeczą oczywistą, że z chwilą, gdy badaczom uda się przez innowacje doprowadzić do tego, że zielone technologie będą tańsze niż paliwa kopalne, wszyscy masowo będą przechodzili na te czystsze alternatywy. Będzie to również rewolucją  dla tych, którzy żyją w ciemnościach dłużej niż przez jedną, snobistycznie narzuconą sobie godzinę w roku.

 

Niemal wszyscy uczestnicy tej zabawy podchodzą do tej  Godziny Mroku na Ziemi z najlepszymi intencjami. Ale zamiast gasić światło, szukajmy światła w nauce, będzie to z korzyścią i dla klimatu, i dla biednych.

 



Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Oryginał będzie jutro opublikowany w "USA Today".


Björn Lomborg

 

Dyrektor Copenhagen Consensus Center i profesor nadzwyczajny w Copenhagen Business School. Jego najnowsza książka nosi tytuł “How Much Have Global Problems Cost the World? A Scorecard from 1900 to 2050.”