Zwycięstwa bez chwały


Matt Ridley 2014-03-17


Mój artykuł z “Timesa” traktuje o malarii, gruźlicy i AIDS – wszystkie trzy systematycznie maleją, ale wydaje się, że biurokraci i dziennikarze nie są skłonni do informowania o tym fakcie:


Istnieje tendencja wśród urzędników publicznych i dziennikarzy, kiedy omawiają choroby, żeby prezentować nawet dobre wiadomości jako złe. Moim ulubionym przykładem jest tytuł na witrynie internetowej BBC, kiedy śmiertelność z powodu dotykającej ludzi odmiany choroby szalonych krów, która spadała przez dwa lata, wzrosła w 2004 r. z 16 do 17 przypadków: „Dane pokazują wzrost zgonów na vCJD” – rozpaczała BBC. (W następnym roku było osiem przypadków, a do roku 2012 zero, o czym już nie informowano.) To dopiero jest chwytanie się słomki pesymizmu.


Zeszły tydzień był znakomitym przykładem tego, jak dobre wiadomości nie są żadnymi wiadomościami w świecie zdrowia publicznego. Gazety szeroko donosiły o artykule naukowym, w którym twierdzono, że malaria może w przyszłości stać się gorszym problemem na dużych wysokościach w wyniku globalnego ocieplenia, co pozwoli komarom i pasożytom na przetrwanie w wyższych regionach, takich jak górskie regiony Etiopii i Kolumbii. Doniesienia sugerowały, że dodatkowe trzy miliony ludzi rocznie mogą zarazić się tą chorobą.

 

Czy nikt nie zastanowił się chwilę nad trzema oczywistymi pytaniami, żeby nadać kontekst temu twierdzeniu? Pierwsze, mniej niż 2 procent terytorium Afryki to tereny na wysokościach, na których nie ma komarów malarycznych. Drugie, dystrybucja malarii i tak nie wykazuje korelacji z temperaturą. Wiele krajów tropikalnych jest wolnych od tej choroby, a wiele zimnych krajów, włącznie z Wielką Brytanią i Rosją arktyczną cierpiało w przeszłości z powodu poważnych epidemii tej choroby. I trzecie, przypadki zachorowań na malarię nie wzrastają w miarę, jak świat się ociepla, ale maleją w tempie ponad pięciu milionów przypadków rocznie przez ostatnich siedem lat.

 

Śmiertelność spowodowana malarią spada jeszcze szybciej niż zachorowalność: zmniejszyła się o 29 procent od roku 2000, mimo ciągle rosnącej populacji globalnej. Jest to zdumiewająco dobra wiadomość o największym zabójcy ludzkości, chociaż jeszcze w roku 2012 nadal zmarło na malarię 627 tysięcy ludzi. Jednym z miejsc, gdzie zdaniem autorów nowego badania globalne ocieplenie pogorszy problem, jest Ameryka Południowa. Niemniej z obu Amerykach, północnej i południowej, oficjalnie było w 2012 r. tylko 800 przypadków śmiertelnych z powodu malarii.

 

Krótko mówiąc, przyszłość malarii zależy od siatek na łóżka, kontroli komarów, leków antymalarycznych, lepszych domów mieszkalnych i Billa Gatesa. Temperatura jest właściwie bez znaczenia. Fascynująca sprawa, badanie statystyczne opublikowane w zeszłym roku wyjaśniło nie tylko obecny spadek, ale także historyczne zniknięcie malarii z Europy i Ameryki Północnej, spowodowany w znacznej mierze zmniejszającymi się gospodarstwami domowymi. Autorzy raportu doszli do wniosku, „prawdopodobieństwo zwalczenia malarii podnosi się gwałtownie, kiedy liczebność przeciętnego gospodarstwa domowego spada poniżej czterech osób”.   

 

Powodem jest, że zakażony komar wraca na żerowanie w to samo miejsce noc po nocy i jego wskaźnik sukcesu w zarażaniu nowych ludzi jest zbyt niski, by choroba mogła szerzyć się, jeśli w domu jest mniej niż cztery osoby. To jest wspaniała wiadomość, ponieważ wielkość gospodarstw domowych maleje na całym świecie, a więc nawet bez interwencji malaria powinna nadal wycofywać się. Niemniej to badanie, w odróżnieniu od badania o wysokości geograficznej, nie doczekało się omówień.

 

Podobnie jak fakt, że od roku 2001 nowe zakażenia HIV na całym świecie spadły o 33 procent totalnie i o 52 procent wśród dzieci. Zgony związane z AIDS spadły o 30 procent od 2005 r. Nowe przypadki gruźlicy także spadają od dziesięciu lat, a śmiertelność na gruźlicę zmalała o 45 procent od roku 1990. Są to niezwykłe i nieoczekiwane odwroty. Cofnijmy się do przełomu stuleci, a znajdziemy urzędników zajmujących się zdrowiem publicznym jednogłośnie przepowiadających ponurą przyszłość z powodu AIDS i gruźlicy.

 

Na przykład w 2000 r. US National Intelligence Council przewidywała,  że brzemię HIV/AIDS i gruźlicy będzie się tak znacznie zwiększać przez co najmniej dziesięć lat, iż „prawdopodobnie pogorszy, a w niektórych wypadkach może nawet wywołać rozpad ekonomiczny, fragmentację społeczną i destabilizację polityczną w najbardziej dotkniętych krajach rozwijających się i w byłym świecie komunistycznym”. 

.

Tymczasem dwie prawdziwie koszmarne choroby są na krawędzi całkowitego wyginięcia. W zeszłym roku było tylko 406 przypadków polio na świecie, większość w Pakistanie, Somalii i Nigerii. Zlikwidowanie polio już jest bardzo opóźnione, ale zbliżamy się do tego. Jeszcze szybszy był zanik drakunkulozy, bolesnego pasożyta, którego łapiesz pijąc wodę zanieczyszczoną skorupiakiem Cyclops, i który rośnie jako robak wzdłuż nogi i wybija się przez stopę. Jedynym sposobem pozbycia się go jest wyciąganie go centymetr po centymetrze przez całe miesiące (mam nadzieję, że już jesteś po śniadaniu).

 

Pod koniec lat 1980., kiedy Jimmy Carter uczynił tę chorobę jednym ze swoich najwyższych priorytetów, drakunkulozę miało ponad trzy miliony ludzi. W zeszłym roku przeżyło tylko 148 tych pasożytów, większość w Sudanie Południowym. Mimo trwającej tam wojny domowej praca wolontariuszy Cartera trwa i w tym roku pojawiły się tylko trzy przypadki. Kiedy zniknie drakunkuloza – bo nie zakaża żadnego innego gatunku – będzie to pierwsze umyślne wytępienie żyjącego gatunku (ospa jest wirusem, a zresztą pozostaje w laboratorium). Krzyż na drogę.

 

Nie z wszystkimi chorobami obserwujemy takie sukcesy. Dengę szerzy (żerujący podczas dnia) rodzaj komara, inny niż (żerujący w nocy) komar malaryczny i sukcesywnie staje się on coraz powszechniejszy na całej planecie. Opór na antybiotyki komplikuje walkę z niektórymi bakteriami. Ogólnie jednak świat tropikalny przeżywa ten sam olbrzymi odwrót śmierci z powodu chorób zakaźnych, jaki zdarzył się w świecie o umiarkowanych temperaturach w ubiegłym stuleciu.

 

Nikogo to specjalnie nie interesuje. Dlaczego? Można zrozumieć dlaczego dziennikarze nie podają częściej dobrych wiadomości; w końcu, ich mottem jest: „mrozi krew w żyłach, idzie na czołówkę”. Można przypuszczać, że kraj, który zniknął z czołówek gazet – na przykład Sierra Leona – radzi sobie nieźle.

 

Dlaczego jednak biurokraci służby zdrowia nie są bardziej chętni do trąbienia o własnych osiągnięciach? W końcu to ciężka praca oddanych fachowców, wspieranych przez miliony wolontariuszy i finansowanych przez szczodrych filantropów, wygrywa wojnę z tymi chorobami zakaźnymi.

 

Tutaj będę odrobinę cyniczny. Kilka lat temu śmiertelność matek podczas porodów zaczęła szybko maleć, choć poprzednio utrzymywała się na tym samym poziomie przez około dziesięć lat. Redaktor naczelny „Lancet” opowiadał, jak dostał się pod skoordynowane i zdecydowane naciski ze strony działaczy na rzecz zdrowia kobiet, by opóźnił publikację wiadomości o tym spadku śmiertelności wśród matek, ponieważ, jak mówili ci działacze, „dobre wiadomości pomniejszą nagląca potrzebę wsparcia tej sprawy”. No tak.

 

The good news you don't hear about diseases

Rational Optimist, 14 marca 2014

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.