W obronie wolności


Chloe Valdary 2014-02-27


Kiedy zajmuję się twierdzeniami, które są sprzeczne z takimi normatywnymi wartościami, jak sprawiedliwość, moralność i prawda, uważam za swój akademicki, zawodowy obowiązek analizować szczegóły danego argumentu i pokazać moim czytelnikom, dlaczego takie twierdzenia łamią normy uczciwej dyskusji, są nikczemne i wymagające potępienia.

Co prawda trudno jest analizować zarzuty z czysto akademickiego punktu widzenia, kiedy obelgi rzucane są na mnie osobiście – nie w duchu debaty akademickiej, ale złośliwości i oszkalowania mojego charakteru. Istotnie, kusi odpowiedź w równie wrogim tonie przeciwko tym, którzy atakują mnie w ten sposób. Spróbuję jednak powstrzymać się przed robieniem tego, bo jest moim obowiązkiem moralnym zachowanie uprzejmości zarówno wobec moich wrogów, jak i przyjaciół, a także dlatego, że nie wierzę, iż właściwe jest zniżanie się do poziomu nieokazujących szacunku ludzi. W takim zatem duchu chłodnej uprzejmości piszę ten artykuł.


22 lutego gentleman o nazwisku Richard Silverstein zdecydowanie nie zgodził się z artykułem, jaki napisałam w “The Times of Israel” o twierdzeniach niejakiej Judith Butler, profesor z University of California, Berkley. Uważam analizę Butler konfliktu arabsko-izraelskiego za budzącą sprzeciw.


Silverstein nie wskazał żadnych możliwych błędnych przesłanek w moim artykule. Nie kwestionował dowodów, jakie przedstawiłam. Nie stwierdził, że popełniłam błędy w analizie. Zamiast tego, żeby pokazać swoją sprawność intelektualną, podał na Facebooku link do mojego artykułu i w komentarzu napisał: „Wreszcie to zrobili: znaleźli Murzynkę, syjonistkę: Wuj Tom tańczy z radości!”



Jego intencja jest oczywista: jestem Afrykanką-Amerykanką, a Silverstein wierzy, że wszyscy Afro-Amerykanie są monolitem. Wierzy, że z powodu koloru mojej skóry muszę myśleć, działać i zachowywać się w pewien sposób – tak, jak w jego oczach zachowują się czarni ludzie. Podobnie jak biali właściciele niewolników na przedwojennym amerykańskim Południu, Silverstein wierzy, że jedynie on i jemu podobni mogą być nosicielami opinii, jakie powinni wyznawać Afro-Amerykanie. Samodzielne myślenie, formułowanie opinii niezależnych od jego zgody – no cóż, to jest nie do przyjęcia. Konsekwencją jest werbalne biczowanie w mediach społecznościowych; atak na mój charakter z powodu koloru mojej skóry i z powodu tego, że jestem, jako to ujmuje „Negrem”, który nie odczuwa potrzeby uzależniania swojej analizy od jego aprobaty.


Co więcej, jestem syjonistką. Jestem otwarcie proizraelska i jestem orędowniczką prawa narodu żydowskiego do samostanowienia w ojczyźnie jego przodków. Silverstein nie jest syjonistą, a ponieważ nie zgadzam się z nim –  więc podobnie jak dawny właściciel niewolników, który wierzył, że jego pogląd na świat jest nadrzędny i powinien być narzucony jego murzyńskim niewolnikom – twierdzy on, że jestem „Wujem Tomem” (obraźliwe określenie oznaczające „domowego niewolnika” lub takiego, który jest służalczy i płaszczący się przed białymi panami).


Jestem pewna, że Silverstein nie rozumie nawet ironii. W końcu, zwolennicy supremacji białej rasy posiadają zdumiewającą skłonność do dysonansu poznawczego. Silverstein nie widzi, że twierdzenie, iż istota ludzka musi z powodu koloru swojej skóry zachowywać sie w określony sposób, jest uprzedzeniem i ksenofobią. Silverstein sądzi mnie po kolorze mojej skóry, nie po jakości mojego charakteru, lub raczej, jakości mojego artykułu.


W kolejnych tweetach Silverstein także zjeżdżał mnie ostro z powodu mojej wiary. Jestem chrześcijanką i Silverstein oskarża mnie o wierzenie w jakiś dziwaczny spisek, mający doprowadzić do powrotu Chrystusa przez spowodowanie jakiegoś Armagedonu o epickich proporcjach. Nie wierzy, że moje popieranie praw obywatelskich Żydów w jakikolwiek sposób mogłoby być autentyczne. Musi to raczej być dowód globalnego spisku, żeby rozpocząć nową erę w cywilizacji.


Ponadto utrzymuje on, że muszę być wykorzystywana przez nikczemne “lobby izraelskie”, które oczywiście składa się z każdej proizraelskiej organizacji na powierzchni ziemi, która się z nim nie zgadza. Zróbmy więc listę: jestem czarna i dlatego z natury głupia, niezdolna do wyciągania wniosków przy pomocy własnych możliwości intelektualnych; jestem chrześcijanką i dlatego z natury mam skłonności ludobójcze, paradoksalnie pragnąc doprowadzić do społeczeństwa utopijnego po Dniu Sądu Ostatecznego.


Silverstein jest więc rasistą wobec czarnych i bigotem wobec chrześcijan.


Uczciwie mówiąc, nie jest to zaskakujące. Silverstein ma długą historię zaburzeń moralnych. Jak większość intelektualnie leniwych prostaczków Silverstein jest całkowicie niezdolny do osadzania swoich sądów na czymkolwiek choćby z daleka przypominającym myśl empiryczną. Próbując zrekompensować tę  pożałowania godną niekompetencję, kleci zwięzłe slogany i głupkowate idee, wskazujące na jego braki w podstawowych wartościach normatywnych.


Pisze na przykład na swoim blogu: “Nazywanie Hamasu ‘podobnymi do nazistów’ jest równoznaczne z promowaniem ‘ideologów prawicowych’…” Tak jest, mówienie, że Hamas (który wzywa do wymordowania światowego żydostwa i uczy dzieci “masakrowania” Żydów i “starcia ich z powierzchni naszej ziemi”) – jest analogiczne do działań Hitlera (który już wprowadził w życie pragnienia Hamasu) naciągane? Niewiarygodne. Zmyślone. Powiedz, że tak nie jest – że to oczywiście jest dowód na przeniknięcie wpływów “prawego skrzydła”.


Równocześnie stwierdza on, że Izrael (gdzie Arabowie mają więcej praw niż w jakimkolwiek innym kraju na Bliskim Wschodzie) jest “gorszy niż Niemcy nazistowskie”. Państwo narodowe, które rozciąga te same prawa na wszystkie mniejszości, jakie w nim mieszkają – to państwo jest równoznaczne z ciemiężcami winnymi ludobójstwa. W ten sposób Silverstein zakłada przynętę, ale zmienia jej nazwę. Mówi jedną rzecz, ale ma na myśli inną. Nazywa siebie postępowym człowiekiem, podczas gdy promuje organizację rządową, która morduje własnych ludzi; twierdzi, że jest orędownikiem praw człowieka, podczas gdy demonizuje państwo, które dąży do osiągnięcia pełni praw człowieka.


Silverstein wypacza słowa, pozbawia je wszelkiego znaczenia, mając równocześnie czelność wiary, że jego rozważania pełne są erudycji, kiedy w rzeczywistości są groteskowe i przyczyniają się do masowych mordów. Uważam za godną pożałowania sytuację, w której takie ohydne typy otrzymują licencję na wypluwanie swoich nonsensów w poczytnych gazetach, takich jak „Guardian”.


Niemniej uważam za swój obowiązek obywatelski edukowanie moich pseudodziennikarskich odpowiedników, gdy tylko mam po temu okazję. Być może Silverstein nadal posiada cień przyzwoitości, który nie został całkowicie zepsuty przez jego wszechstronną bigoterię. Oferuję jemu i jemu podobnym małą lekcję historii, którą to wiedzę, mam nadzieję zużyje w przyszłości w dobrej sprawie:


10 listopada 1975 r. Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych poparło ksenofobiczną rezolucję, że realizacja żydowskich praw obywatelskich jest formą rasizmu. Silverstein może wie o tym. (Być może delektuje się tym.) Rezolucja 3379 zaznaczyła tragiczny dzień w walce o prawa człowieka, kiedy zgromadzenie narodów zagłosowało, by odmówić narodowi żydowskiemu ich prawa do samostanowienia w ich historycznej ojczyźnie. Czego jednak Silverstein może nie wiedzieć, to że następnego dnia – 11 listopada 1975 r. – 125 tysięcy Afro-Amerykanów i Żydów przemaszerowało ulicami Brooklynu ogłaszając jednoznacznie, że ONI TAKŻE SĄ SYJONISTAMI. Był to dumny dzień w walce o swobodę i wolność.


Uczestnicy marszu nieśli transparenty: “SYJONIZM JEST MIŁOŚCIĄ”. I istotnie nią jest; “ANTYSYJONISTA JEST ANTYSEMITĄ”. I istotnie nim/nią jest. Przywódca walk o prawa obywatelskie Bayard Rustin wygłosił przemówienie i zakończył je śpiewając “Go Down Moses”, na co tłum odpowiedział triumfalnym “LET MY PEOPLE GO!”


To jest kredo, które staram się głosić teraz i zawsze. Naród żydowski jest wolny – i ma prawo być wolny. Żaden dziennikarz, akademik, profesor, polityk, student ani organizacja rządowa nigdy nie może odebrać mu tego prawa. Jest we mnie duch owego dnia. Jest pieśń, którą oni wtedy śpiewali i której nigdy nie przestanę śpiewać. I będę działała, by zapewnić, że ta pieśń będzie rozlegać się po całej ziemi przez stulecia.

 

 

In defense of liberty/

Times of Israel, 24 lutego 2014

Tłumaczenie:  Małgorzata Koraszewska


Chloé Valdary


Studentka na wydziale Stosunków Międzynarodowych University of New Orleans. Pisze o sobie:


„Mam na imię Chloe i jestem chrześcijanką. Odczuwałam uczucie przerażenia w minionym roku, grozę, której większość świata nie zauważa. Rośnie czarna chmura niechęci do jednego z narodów. W pokoju międzynarodowych stosunków od dawna jest słoń, którego nikt nie widzi”.