Ateistom ma być ciężko


Jerry Coyne 2014-01-31

Linker, podobnie jak wielu innych, którzy wysuwają ten argument, naprawdę chce, by ateiści byli rozpamiętującymi i nieszczęśliwymi stworzeniami, bo uważa, że to właśnie się nam słusznie należy za odrzucenie Boga.

Z przyczyn najlepiej znanych jemu samemu, Damon Linker, którego strona internetowa informuje, że pisze on o “wierze i polityce”, zawęził ostatnio ten temat do Nowych Ateistów. Jego krytyka nie jest oczywiście nowa i wydaje się, że w kółko publikuje to samo. Dwukrotnie omawiałem jego artykuły z „The Week” (patrz tutaj i tutaj); w ostatnim popierał Wysoce Wyrafinowany pogląd na Boga Davida Bentleya Harta. Słowami Linkera:


… według klasycznej tradycji metafizycznej tak Wschodu, jak Zachodu, Bóg jest bezwarunkową przyczyną rzeczywistości – absolutnie wszystkiego, co jest – od początku do końca czasu. Kiedy rozumie się go w ten sposób, nie można nawet powiedzieć, że Bóg „istnieje” w tym sensie, w jakim istnieje mój samochód, albo Mount Everest, lub elektron. Bóg jest tym, co powoduje istnienie każdej rzeczy, umożliwiając ją, podtrzymując w czasie, jednocząc ją, nadając jej rzeczywistość. Bóg jest warunkiem niezbędnym, by cokolwiek w ogóle istniało.  


To w kręgach Linkera uchodzi za najlepszy argument na rzecz Boga, ale jest on “najlepszy” tylko dlatego, że jest tak oślizgły, iż nie poddaje się testowaniu i – prawdę mówiąc – w rzeczywistości nie oznacza prawie niczego (sprawdźcie ostatnie zdanie).


Obecnie jednak Linker postanowił powtórzyć jeden ze swoich wcześniejszych argumentów z “The Week” Where are the honest atheists? [Gdzie są uczciwi ateiści?] w nowym artykule w tym samym miejscu: How to be an honest atheist  [Jak być uczciwym ateistą]. Tak się cieszę, że jest tu Linker, żeby mi powiedzieć, jak powinienem podchodzić do niewiary i jak zrobić to uczciwie. W rzeczywistości, jego nowy artykuł jest niemal identyczny z poprzednim i nie jestem pewien, dlaczego płacą mu dwa razy za to samo.


No dobrze, to jak zostaje się uczciwym ateistą? Argument Linkera jest stary: musimy cierpieć – i to bardzo cierpieć. Bowiem, jeśli jesteś uczciwy, zaprzeczenie Bogu i wszystkim korzyściom, jakie On daje – szczególnie życiu wiecznemu – jest bolesne, zamienia życie w tragedię. W jakiś sposób „uczciwy ateista” musi się z tym pogodzić i chociaż on lub ona może znaleźć w końcu jakiś spokój, musi to być osiągnięte tylko kosztem znacznego bólu.


Dla Linkera najuczciwszymi ateistami byli egzystencjaliści, którzy naprawdę, rzeczywiście, rozumieli prawdę o niewierze:


Egzystencjalizm różni się od pocztówkowej wersji ateizmu, tak powszechnej dzisiaj, ponieważ działa ze zrozumieniem, że życie bez Boga jest trudne.


Jest trudne, bo istoty ludzkie są na ogół pełnymi niepokoju zwierzętami, tęskniącymi do kogoś lub czegoś, kto by nas uspokoił, ochronił i uwolnił od niepokoju związanego z naszą śmiertelnością. Jest trudne, ponieważ nasze życie i życie naszych bliskich znaczy dla nas więcej niż potrafimy wyrazić – i perspektywa utraty ich na zawsze w unicestwieniu śmierci jest nieodwołalnie przerażająca. Jest ciężkie, ponieważ część z nas chce wierzyć, że przebywamy w moralnym wszechświecie – że niemoralne czyny pogwałcają wewnętrzny standard dobra i zła, nawet jeśli sprawca unika ludzkiej kary. I jest wreszcie trudne, ponieważ pragniemy dla siebie dobrych rzeczy – z których wiele (sławę, majątek, honor, chwałę) zdobędą tylko najwięksi szczęściarze, a niektórych (szczęścia bez domieszki smutku) nikt nie osiągnie w granicach naszego ograniczonego życia.


Zamiast zaprzeczać tym kluczowym prawdom ludzkim w wysiłku uczynienia bezbożności bardziej do przyjęcia, egzystencjaliści nalegali na życie w ich świetle, nawet jeśli idzie to wbrew sercu ludzkiemu i jego najgłębszej tęsknocie.


Nie jestem pewien, co Linker rozumie przez nieuczciwą, “pocztówkową” wersję ateizmu, którą tak potępia, ale przypuszczalnie jest to ateizm, który nie pogodził się z ograniczonością i marnością życia – życia, które – powiada Linker – nie ma sensu ani celu. Bohaterem Linkera jest tu Albert Camus:


Czytając te słowa nasi płytcy ateiści odpowiedzą z pewnością: „Co rozumiesz przez żadnych dobrych powodów? Mam mnóstwo dobrych powodów na to, co zrobić z moim życiem!”


Na co egzystencjalista taki jak Albert Camus odpowiedziałby: Czy naprawdę możesz mi dać duchowo zadowalającą odpowiedź na pytanie, dlaczego robisz to, co robisz – odpowiedź wykraczającą poza arbitralność i przypadkowość?


Camus nie sądził, że to możliwe i uważał to za problem – taki, z którym musi zmierzyć się uczciwy ateista. Według Camusa to, co nazywał „bezsensownym milczeniem świata” w obliczu ludzkiego poszukiwania znaczenia, grozi zamianą wszystkich ludzkich dążeń w absurd, od ambicji dokonania wielkich wyczynów do znacznie bardziej przyziemnych aktywności zdobywania zawodu, zakładania rodziny, a nawet wstawania każdego ranka z łóżka. Egzystencjalista rozumie, że nieobecność Boga, który dostarcza ostatecznej odpowiedzi na pytanie „dlaczego”, dobro życia ludzkiego może się rozmywać, wymagając rekonstrukcji od podstaw.


… Dlatego też jest tak ważne, by ateiści nie zaprzeczali tym zmaganiom.


Naprawdę nie pojmuję tego rodzaju argumentu, który jest dość powszechny wśród wierzących w Boga i wierzących w religię. Dosłownie każdy ateista przez samo oświadczenie o niewierze, przyznaje, że śmierć jest końcem naszej egzystencji. Jaki ateista myśli inaczej? Człowiek godzi się z tym najlepiej jak potrafi. Większość z nas robi to przez uznanie faktu i kontynuowanie życia – przyjmując naszą śmiertelność, a potem żyjąc z wiedzą, że jesteśmy śmiertelni. Na długą metę wszystkie nasze starania są oczywiście „bezsensowne”: kilka pokoleń po tym, jak odeszliśmy, nasza obecność  zatrze się, nasze dążenia nie będą miały żadnego znaczenia.

Dotyczy to jednak również ludzi wierzących. Wierzący bowiem mają pracę, zainteresowania, hobby, rodziny i bliskich i ich „dążenia” są w ostatecznym rachunku równie bezsensowne jak dążenia ateistów. Jedyną różnicą jest to, że wierzący myślą, iż rozpoczną nowe życie w niebie. Dla wielu z nich to stanowi „powód” lub „cel” życia, ale w rzeczywistości ich codzienne czynności są takie same jak nasze, z prawdziwymi „celami” pracy, zabawy i kontaktów z bliskimi i przyjaciółmi. Jeśli jest to bezsensowne dla ateistów, to jest to także bezsensowne dla wierzących. I czy naprawdę jest to „duchowo niezadowalający pogląd na życie”? W jaki sposób? Dlaczego właściwie musi sposób, w jaki znajdujemy sens życia wykraczać poza arbitralność i przypadkowość? Jak w ogóle może to zrobić, skoro to, kim jesteśmy, jest wynikiem przypadku i nasze życie obraca się na ogół w tych środowiskach, które zdarza się nam napotkać? Jeśli nie akceptujemy Boga, to oczywiście tworzymy własny sens, który siłą rzeczy będzie arbitralny i przypadkowy.


W obliczu tak zwanego “bezsensu” życia Camus powiedział w Micie Syzyfa: „Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo”. Ale co by to rozwiązało? Nadal są przyjemności, którymi można się cieszyć w życiu i czy naprawdę jest płytkością powiedzenie, że dążenie do tych przyjemności i szczęścia jest tym, co stanowi „sens”? Co z tego, że cała moja praca z muszkami owocowymi zostanie zastąpiona pracami innych lub że cała Ziemia zginie w płomieniach za kilka miliardów lat? Uprawianie nauki daje mi przyjemność i wypełnia moje krótkie życie sporą  porcją radości. Piję dobre wino, jem smaczne potrawy i przez czytanie, oglądanie sztuki i słuchanie muzyki jestem w stanie obcować z wielkimi umysłami z przeszłości. Dlaczego ma to być gorsze niż życie wiewiórki, której egzystencja składa się z poszukiwania seksu, gniazda i orzechów? Dlaczego musimy mieć w życiu więcej „znaczenia” niż inne świadome stworzenia? Dlaczego nasze poszukiwanie „znaczenia” musi wykroczyć poza to, co daje nam szczęście i co Sam Harris nazywa „dobrostanem”?


Miałem własną “wewnętrzną walkę” ateistyczną (trwała tylko kilka minut w 1967 r. i czasami przypomina mi się w środku nocy) i nie, nie lubię myśli o śmierci. Jak powiedział Hitchens, nie chcę opuszczać zabawy, która będzie trwała dalej beze mnie. Nie mamy jednak wyboru. Czy Linker doradza mi, bym bezustannie rozmyślał o własnej śmiertelności, a nawet, jak Camus, zastanawiał się nad samobójstwem? Dlaczego miałoby to zrobić ze mnie bardziej „uczciwego” ateistę?


Nie, dziękuję. Lubię moje życie i będzie mi smutno, kiedy zbliży się do końca, ale jakie są korzyści nieustannego  dumania o śmiertelności? Co zyskujemy przez niekończące się filozofowanie o rzekomym bezsensie życia? Nie widzę w tym żadnego pożytku! Co zyskujemy z samobójstwa poza trwałą nicością i niemożnością odczuwania szczęścia, które mogło nadejść? A co tracimy przez udawanie, że jesteśmy nieśmiertelni?


Życie jest śmiertelną chorobą i możesz albo pozwolić, by ta świadomość kładła się cieniem na całym twoim życiu (jak to robi wielu śmiertelnie chorych ludzi), albo możesz podejść do tego z godnością i całym optymizmem, jaki potrafisz zmobilizować. Wydaje się, że Linker uważa, iż jesteśmy poważni tylko pod warunkiem, że wybierzemy te pierwszą, ponurą drogę.


To prawda, przyznaje on, że możemy znaleźć jakiś rodzaj spokoju, jeśli jesteśmy “uczciwymi” ateistami:


To jest olbrzymie wyzwanie duchowe – takie, którego można podjąć się tylko na bazie istotnie absurdalnego skoku wiary, który zatwierdza dobro życia mimo jego ostatecznego bezsensu… Egzystencjaliści nie doradzają rozpaczy. Starają się raczej dostarczyć nam jasnych i szczerych wskazówek na drogę przez odczarowany świat.


W ostatecznym rachunku jednak mam wrażenie, że Linker, podobnie jak wielu innych, którzy wysuwają ten argument, naprawdę chce, by ateiści byli rozpamiętującymi i nieszczęśliwymi stworzeniami, bo uważa, że to właśnie się nam słusznie należy za odrzucenie Boga. Może on temu zaprzeczyć, ale tak to odbieram. Po prostu nie jest stosowne odrzucenie Boga bez rozmyślania o samobójstwie. Dziwną rzeczą jest jednak, że całe narody Danii, Szwecji i Francji w zasadzie to zrobiły i pozostają szczęśliwymi i dobrze przystosowanymi krajami, chociaż ich dominująca ateistyczna społeczność nie jest – zdaniem Linkera – „uczciwa”.


Najbardziej jednak dziwaczne w argumencie Linkera jest to, że Wyrafinowane Pojęcie Boga, jakie proponuje, nie obejmuje życia pozagrobowego – głównego powodu, dla którego ateiści powinni być smętni i boleściwi. Nie jest też jasne, jak idea Boga jako „warunku niezbędnego, by cokolwiek istniało”, ma nadać naszemu istnieniu znaczenie lub moralność. Skąd, na przykład, pochodzi moralność?


Na koniec Linker uważa, że “uczciwy i poważny ateista” to człowiek, który pogodził się z nieobecnością Boga, i tak nieistniejącego, zdaniem Linkera. Czy więc „uczciwy wierzący” musi także pogodzić się z Bogiem, który nie jest osobowy, ale jest odległą i apofatyczną Podstawą Bytu? Linker nie może mieć jednego i drugiego.


Na wypadek, jeśli jesteś ateistą i nie jesteś dzisiaj wystarczająco przygnębiony, czytelnik “Pliny the in Between” zrobił rysunek informujący, jak powinieneś się czuć:



(Polskie napisy Jacek Chudziński)

http://whyevolutionistrue.wordpress.com/2014/01/28/damon-linker-wants-atheists-to-struggle/

Why Evolution Is True, 28 stycznia 2014

Tłumaczenie M.K.



Jerry A. Coyne
Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.