Mury


Kay Wilson 2014-01-12


Pikuach Nefesh  to żydowski nakaz mówiący, że wolno łamać prawo dla ratowania życia. Jako obywatelka izraelska postanowiłam złamać prawo, z nadzieją ratowania życia. Pojechałam do Betlejem. Dawniej często towarzyszyłam grupom turystycznym do Betlejem. Teraz, ze względu na bezpieczeństwo, wkradłam się jako „brytyjska turystka” . Nie było to trudne, nie wyglądam jak śniadoskóry machający bronią okupant.


Przeciwnie, jestem szczupła, mam jasną skórę i tylko raz w życiu użyłam scyzoryka, broniąc się przeciwko dwóm palestyńskim terrorystom, którzy zadali mi trzynaście ciosów maczetami i na moich oczach zamordowali moją przyjaciółkę.    


To była podróż wspomnień. Ulice Betlejem roiły się od pojazdów, świadczących o zróżnicowanym statusie społecznym dużego miasta. Nowiutkie 4x4 sunęło za pordzewiałym subaru. Lśniące, złowrogie ciężarówki, przejeżdżały niebezpiecznie blisko bezbronnych rowerzystów.


Nie widać tu śladu opisywanych w gazetach potworności. Widziałam jednak skrajną biedę. Obóz dla uchodźców Deheidża, właściwie slumsy, które przez lata widziały wielu przychodzących i odchodzących mieszkańców. Nie ma tu żadnego muru ani płotu, który zatrzymywałby ruch ludzi. Miejscowi mówili mi, że wielu udało się wydostać z biedy, znaleźć pracę i wyprowadzić się. Gdy znikali, wprowadzali się na ich miejsce inni, już nie uchodźcy z 1948 r., ale ludzie, których przygnały ekonomiczne wzloty i upadki.


Ostatni raz byłam w Betlejem cztery lata temu. Byłam przewodniczką dla urodzonej w Libanie amerykańskiej chrześcijanki, której rodzice byli palestyńskimi uchodźcami. Przyjechali do Stanów po wojnie. Jej mąż, Said, (nie jest to jego prawdziwe imię) był „apostatą”. Ożenił się z chrześcijańską dziewczyną i nawrócił na chrześcijaństwo. Nie była to łatwa decyzja i zapłacił za nią wysoką cenę zerwania z rodziną.


Said kochał wszystkich. Był mensch, człowiekiem, który jest dobry dla wszystkich. Chciał, żebym odwiedziła sierociniec finansowany i prowadzony przez palestyńskich chrześcijan. Dzieci są muzułmanami, osieroconymi nie z powodu wojny lub okupacji, ale z powodu ideologii islamskiej, która każe wyrzucać na ulicę dzieci opóźnione w rozwoju i kalekie. Sierociniec był niezwykły. Chrześcijanie palestyńscy ratowali życie dzieciom muzułmańskim pozostawionym na ulicy by umarły.


Skończyliśmy wizytę w muzułmańskim przedszkolu. Said przywiózł zabawki od chrześcijan amerykańskich, żeby rozdać je w ubogich przedszkolach muzułmańskich. W budynku farba złaziła z obskurnych ścian, połamane plastikowe krzesła były porozrzucane w pokoju, a jedynymi przedmiotami, którymi te dzieci mogły się bawić, były kolorowe pióra, które nie miały tuszu.


Po czterech latach szłam odwiedzić moich palestyńskich, chrześcijańskich przyjaciół i myślałam o Saidzie. Tych przyjaciół znam prawie dziesięć lat. Nie widziałam ich od czasu tamtego ataku, chociaż George (nie jest to jego prawdziwe imię) i jego żona dzwonią do mnie co tydzień.


Było to bardzo emocjonalne spotkanie. Obejmowaliśmy się  czule i siedzieliśmy potem przy kominku, popijaliśmy moje ulubione wino izraelskie, które kupili specjalnie dla mnie. George miał znowu przepustkę. Jego życiorys jest nieskazitelny. Nikt z jego rodziny nie był nigdy zamieszany w żadne nielegalne działania, a więc nie było mu trudno odnowić przepustkę.


Postanowiliśmy, że spróbujemy wyskoczyć na jeden dzień do Tel Awiwu. Tutaj wszystko zmienia się tak szybko, że wszystkie plany są niepewne. George i ja mogliśmy tylko mieć nadzieję, że izraelskie siły bezpieczeństwa nie dostaną nagle informacji o dżihadystach chowających się w lesie z maczetami, żeby znów zabić bezbronne kobiety, lub o islamistach wkradających się do domu izraelskiego, żeby pozarzynać niemowlęta w ich łóżeczkach. Jeśli Szin Bet dowiedziałby się o czymś takim, punkt kontrolny zostałby zamknięty i to zniweczyłoby nasze plany.


Kiedy rozmawialiśmy tak w jego domu, George powiedział mi o swoim oburzeniu na mur. Nie była to wściekłość lub poczucie niesprawiedliwości, jakiego oczekiwałbyś od Palestyńczyka. Bolało go, że brak muru na długich odcinkach granicy dzielącej nasze dwa narody umożliwił terrorystom wślizgnięcie się do Izraela i zabicie mojej przyjaciółki. Po dwóch kieliszkach wina na pusty żołądek emocje były silniejsze. George przysięgał, że zbudowałby mur własnymi rękami, gdyby tylko mogło to zapobiec islamistycznej dzikości wobec mnie i mojej przyjaciółki. Przeklinał zło. Ja płakałam.


George, podobnie jak chrześcijanie w londyńskim kościele St James’s, chciałby, żeby ten mur był zburzony. Brytyjscy pseudo-chrześcijanie z St James’s, (z których większość nigdy nie była tu i nie widziała tego wszystkiego na własne oczy) krzyczą, że mur musi zostać zburzony, by wyzwolić Palestyńczyków od ich „izraelskich ciemiężców”. Palestyńczyk George chciałby, żeby ten mur zniknął z innej przyczyny. Zamyka go on w islamistycznym, prymitywnym,  kulturalnie zubożałym bloku więziennym, bez przejścia i możliwości ucieczki do „pariasa, do ciemiężcy, do żydowskiego państwa apartheidu”.


Gdyby haniebna szopka udająca moralny protest w kościele St James’s w Londynie była prawdziwym protestem, ja, podobnie jak wielu Izraelczyków, dołączyłabym do protestujących. Brytyjscy chrześcijanie, Izraelczycy, Palestyńczycy, Żydzi i Arabowie wezwaliby islamistyczną Autonomie Palestyńską, by rozpoczęła radykalne reformy i wymazała kulturę śmierci. Razem moglibyśmy wzbudzić publiczne oburzenie wobec tortur, egzekucji i gwałcenia praw człowieka, jakich Palestyńczycy dokonują na Palestyńczykach. Po zrobieniu tego moglibyśmy także protestować razem przeciwko „honorowym” morderstwom i islamskim maltretowaniu kobiet w Zjednoczonym Królestwie.


Nie poleciałam do Londynu, bo po prostu bałam się. Mój zespół stresu pourazowego (PTSD) pogłębia obawy i nadal nie pozwala mi na robienie wielu rzeczy, które dawniej lubiłam robić. Ale to nie PTSD powstrzymał mnie przed podróżą do Londynu, byłam naprawdę przerażona, że znajdę się – raz jeszcze – w atmosferze nienawiści. Jako Izraelka wiedziałam, że będę obarczana osobistą odpowiedzialnością przez ten hybrydowy, pseudo-chrześcijański tłum islamistów, który udaje „oburzenie społeczne” na sytuację Palestyńczyków.


Zamiast jechać do Londynu poszłam do palestyńskiego sklepu i kupiłam puszkę izraelskiej farby w spreju, żeby namalować napis na bramie “Palestyńskiego Ośrodka Rozwiązywania Konfliktu”, siedziby NGO. Łatwo ją było znaleźć. Ten rozwalający się budynek wyróżniał się na tle wytwornych domów, palestyńskich sklepów i dobrze prosperujących hoteli znajdujących się przy tej samej ulicy. Namalowałam dużymi literami: „St James, Nie dla dżihadu, sprawiedliwość dla chrześcijan, dla Izraela i wszystkich ludzi”.


Namalowałam moją modlitwę na tej bramie. Było to błaganie do podstępnej hybrydy chrześcijańsko-islamistycznej w St James, by wybrała życie. Pisząc, rozkoszowałam się każdą kropką i kreską. Mazałam po blasze bramy w zastępstwie za George’a i innych chrześcijan palestyńskich, którzy w odróżnieniu od tych z St James, trzymają się swojej wiary. Bezcześciłam za tych chrześcijan palestyńskich, którzy dali się oszukać fałszywymi obietnicami równości w przyszłym państwie palestyńskim. Kalałam za tych, którzy nie widzą teraz własnego Pisma Świętego, mówiącego o żydowskim Mesjaszu, żyjącym w żydowskiej prowincji Judea, który powiedział: „Przychodzę po zagubione owieczki Izraela”. Pisałam z wściekłością ku pamięci Kristine Luken. Bezwstydnie niszczyłam, wandalizowałam i okaleczałam plugawą i zubożałą bramę w imieniu tysięcy izraelskich ofiar terroru.  


Kiedy mój przyjaciel, dziennikarz Philippe Assouline napisał na Twitterze “to jest znak z ceną pokoju”,  Brytyjczyk, Ben White, dziennikarz Al-Dżaziry i fałszywy pokojowy aktywista z wygodnego fotela w swoim domu odpowiedział: “Pro-izraelska aktywistka wandalizuje wejście do palestyńskiego NGO w Betlejem, okrzykuje blogera Philippe Assouline jako swojego mentora moralnego”.


Chciałabym temu absolwentowi uniwersytetu w Cambridge udzielić moralnego kredytu i założyć, że nie wiedział, że jestem ofiarą bestialskiego ataku i świadkiem egzekucji mojej ukochanej przyjaciółki. Chcę wierzyć, że napisał to z czystej ignorancji, że gdyby wiedział to nie byłby tak okrutny. Jeśli jednak wiedział, to nie jest wiele lepszy od tych terrorystów, którzy zadawali mi ciosy maczetami. Teraz jednak wie, ale nie oczekuję, że kiedykolwiek zrozumie moją frustrację spowodowaną śmiercią przyjaciółki, utratą zdrowia, utratą godności, utratą nadziei, że inni zrozumieją.            


Chcę mu powiedzieć, że podobnie jak inni musi zarobić, żeby mieć prawo mówić o cierpieniu. Benie White, twój tweet jest pusty,  twój tweet, który peroruje o pokoju i prawach człowieka, jest wyłącznie tandetny, żałosny i pełen nienawiści, pozbawiony przekonań zrodzonych z osobistego doświadczenia. Jest to tweet człowieka moralnie upośledzonego i pokazuje twoją niezdolność ukrycia twojej pogardy dla ludzkiego życia.


Masz rację. Jestem działaczką pro-izraelską. Izrael pomaga mi zaleczyć rany. Gdybyś kiedykolwiek znalazł się w nieoczekiwanej sytuacji zagrożenia, że utną ci głowę, polecam ci moich osobistych przyjaciół, muzułmańskich, żydowskich i chrześcijańskich obywateli Izraela, którzy nie zastanawiając się potrafią dać pełne współczucia wsparcie. Mój Izrael składa się z muzułmańskiego chirurga, który uratował mi życie. Twoja Palestyna składa się z muzułmanów zadających ciosy maczetami bezbronnym kobietom.


Benie White, dla mnie jest honorem, że nazywasz mnie wandalem. Przyjmuję tę nowa prezentację mojej pracy z najwyższą powagą. Zainspirowałeś mnie do kontynuowania wszystkich działań, jakie mogę wykonać, by sabotować i bezcześcić każde wulgarne, okrutne, pompatyczne, destrukcyjne, aroganckie, ignoranckie, bezczelne, soczyste kłamstwo i fałszerstwo, jakie ty i ludzie tacy jak ty z lubością rozprzestrzeniają.


       Londyński mur chrześcijańskiej nienawiści do wszystkiego co utrudnia zabijanie Żydów.


Zainspirowałeś mnie swoją nienawiścią. Wrócę do Betlejem i wymaluję moją cenę pokoju na każdej ścianie, jaką znajdę. Zrobię to dla Pikuach Nefesh, żydowskiego nakazu, który wzywa nas, byśmy byli stróżami naszych braci. Zrobię to dla wszystkich izraelskich, palestyńskich, chrześcijańskich i muzułmańskich ofiar globalnego dżihadu. Ale przede wszystkim, Benie White, zrobią to dla ciebie.


Ben  White’s  attack terror victim tinny whinging bitter

7 stycznia 2014

Tłumaczenie M.K.



_________
Kay Wilson

Autorka jest urodzoną w Wielkiej Brytanii Izraelką, która w 2010 roku była ofiarą ataku terrorystycznego. Od tamtej pory często występuje publicznie przeciw  ideologii przemocy i gloryfikacji śmierci.      







A gdyby ktoś miał najmniejsze watpliwości czemu służy  mur przy londyńskim kościele, to warto spojrzeć na to zdjęcie i przypomnieć pomysłodawcę pewnego gestu: 


Omawiając wzrost popularności 
quenelle – antysemickiego odwrócenia nazistowskiego salutu, który sam wymyślił  – francuski komik Dieudonné M'bala M'bala, wzywał w sierpniu 2013 r. ludzi, by byli „wywrotowi, pokazywali quenelle, byli nieposłuszni". W poście z sierpnia 2012 r. w Internecie Dieudonné wezwał niezadowolonych żołnierzy i policjantów, by przeprowadzili we Francji zamach stanu i powiedział: “Poprzemy was. Ludzie pójdą za wami. Zróbcie zamach stanu”. Podczas wizyty w Iranie we wrześniu 2011 r. powiedział irańskiej  Sahar TV: "Syjonizm zabił Chrystusa” i dodał: “Musimy przekonać chrześcijan, by dołączyli do tego wielkiego, uniwersalnego ruchu islamskiego”.