Długi cień anglosfery


Matt Ridley 2014-01-05


Zaledwie pięć lat temu ekonomia “anglosaksońska” była zdyskredytowana. Przyszłością miał być kapitalizm kontynentalny lub chiński, centralnie sterowany i silnie regulowany. Niemniej właśnie Centre for Economics and Business Research, oznajmił w zeszłym tygodniu, że Wielka Brytania jest na drodze do pozostania szóstą lub siódmą największą gospodarką świata do roku 2028, kiedy to będzie gotowa wysunąć się przed Niemcy, głównie z przyczyn demograficznych. Trzy inne gospodarki wśród największych dziesięciu to będą jej byłe kolonie: USA, Indie i Kanada. Trzy inne gospodarki wśród największych dziesięciu to będą jej byłe kolonie: USA, Indie i Kanada.

Także dzisiaj spośród dziesięciu krajów IMF, znajdujących się na szczycie pod względem dochodu na głowę ludności, cztery są częścią anglosaksońskiej diaspory – Stany Zjednoczone, Kanada, Australia i Singapore (Hong Kong także byłby tam, gdyby był oddzielnym krajem). Poza Szwajcarią wszystkie pozostałe to małe miasta-państwa lub kraje oparte na petro-dolarze: San Marino, Brunei, Katar, Luksemburg, Norwegia. Wygląda na to, że jeszcze żyjemy.

Rankingi znaczą oczywiście niewiele, a przewidywania jeszcze mniej. Niemniej jest coś szczególnego w modelu kierowania państwem w „anglosferze”. Niedawna książka Daniela Hannana MEP — How we Invented Freedom and Why it Matters — mogła zostać tak zatytułowana, żeby zdenerwować cudzoziemców, ale zawiera intrygującą, myśl: najlepiej działają systemy z informacją płynącą  „z dołu do góry”.

Jak wskazuje Hannan, podczas gdy my podkreślamy różnice między Wielką Brytanią a Ameryką, cudzoziemcy zazwyczaj dostrzegają podobieństwa. Tajemniczy składnik anglosfery nie ma oczywiście charakteru rasowego. Możemy pochować wiktoriański pogląd, że jest coś wyjątkowego lub mocnego w bladoskórym ludzie mającym w większości celtyckie DNA, i używającym głównie saksońskich słów oraz wychowanym w większości w protestanckiej wierze.

Nie było to również nieuniknione, w sensie wigowskiego mitu historycznego. Nie było to jakieś przeznaczenie, ale seria na wpół szczęśliwych przypadków, która dała szansę ludziom mówiącym po angielsku – włącznie z oddzieleniem kanałem morskim przed najeźdźcami, jurnym królem, przejęciem handlu przez Holendrów, przybrzeżnymi pokładami węgla, błyskotliwym dyrektorem ceł z Kirkcaldy (Adam Smith M.K.) i buntem podatkowym w dobrze wybranym momencie.

Tajemnica kryje się w instytucjach.  Zdaniem Hannana obyczaj „wolności pod prawem” wykazał, że jest sprawny w tworzeniu zamożności wszędzie, gdzie się przyjął, niezależnie od koloru skóry ludzi, którzy go przejęli – nawet jeśli czasami częściej był łamany niż honorowany. Było osobliwością Brytyjczyków od bardzo wczesnych dziejów, że wpadli w zwyczaj rozpraszania zarówno własności, jak władzy i nigdy nie zagubili tego zwyczaju, nawet za czasów silnych władców normandzkich lub Tudorów.

Monarchia była, przynajmniej częściowo, z wyboru, prawo zwyczajowe podlegało ewolucji i kształtowały je częściej precedensy prawne, niż zasady, własność była przynajmniej częściowo święta, prasa była dość wolna, parlament w końcu stał się suwerenny. Rząd podlegał prawu zamiast odwrotnie. Już w Średniowieczu w Brytanii te cechy były w niezwykłym stopniu wyraźne.

Prawo zwyczajowe odgrywa centralną rolę w argumentacji Hannana – to, co nazywa: “tym pięknym, nietypowym systemem, który należy do ludu, nie zaś do państwa”. Posiadanie rządu podporządkowanego prawu, zamiast by rząd narzucał prawo, doprowadziło do bezpieczeństwa własności i kontraktu, co okazało się szczególnie pomocne, kiedy pojawił się wolny rynek i przechylił szalę motywacji od rabunku do produkcji. Korzenie tych instytucji idą bardzo głęboko w czasy saksońskie, ale wiele kluczowych cech zaczęło tworzyć system w okresie między 1688 i 1787 r.

Mimo wszystkich odchyleń w kierunku hierarchicznej struktury i imperializmu, anglosfera zawsze  ograniczała swoich władców tradycją przekazu informacji „z dołu do góry”. Było to wspólne dla angielskiej wojny domowej i dla wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych – dwa epizody z tej samej kategorii sporów z zaskakującymi podobieństwami filozoficznymi i religijnymi. Hannan pokazuje wyraźnie, jak bardzo Okrągłe Głowy i zbuntowani koloniści nawiązywali do Magna Charta i tego, co uważali za przyrodzone prawo do wolności.

Brytyjska wersja reformacji protestanckiej przyjęła odrzucenie władzy przekazującej informację wyłącznie  “z góry do dołu”, ale odrzuciła jej normalny, kalwinistyczny substytut w postaci przeznaczenia. Protestantyzm splótł się tu z wolnością w silnie działającej mieszance znanej jako Whiggery. Ponadto uczeni sądzą teraz, że reformacja brytyjska zawdzięcza równie wiele lub nawet więcej starym ideom lollardów, jak nowym ideom Lutra.

Połączenie wolnego handlu i jakiejś możliwości obrony przeciwko arbitralnemu prawu zdarzało się także gdzie indziej. Fenicja, starożytne Ateny, Indie Aśoki, Chiny Songa, Arabia Abbasydów, Włochy Renesansu, XVII-wieczna Holandia – wszyscy próbowali tego, przynajmniej częściowo, ze zdumiewającymi wynikami dla ich zamożności. Ale wszystkie te eksperymenty spaliły na panewce z powodu jakiejś kombinacji różnych czynników:  inwazji, przesądu lub biurokracji. Przez większość czasu i w większości świata panowało to, co Hannan nazywa zwyczajem Ming-Moguł-Osmana – oczekiwanie, że prawo przyjdzie z góry, z ujednoliceniem, centralizacją, wysokimi podatkami i kontrolą państwa.

Oczywistym pytaniem jest więc, czy anglosaski eksperyment z wolnością pod prawem może przetrwać do roku 2028, jak implicite zakłada raport CEBR. Hannan jest daleki od optymizmu. Widzi UE nieustannie podważającą prawo zwyczajowe, narzucającą reguły i podatki uchwalone przez mianowanych, nie zaś wybranych komisarzy, wznoszącą bariery handlowe wobec reszty świata i zakładającą, że niewiele jest miejsca między tym co jest  regulowane, a co obowiązkowe.

Skradająca się centralizacja dotyka inne części anglosfery, ale Hannan zauważa, że Ameryka, Kanada, Australia, Nowa Zelandia i Indie zajęte są negocjowaniem coraz głębszych porozumień o wolnym handlu między sobą. Wielka Brytania, jako członek UE, nie może podpisywać niezależnych porozumień handlowych. Wyobraźcie sobie, co byłoby, gdyby mogła – gdybyśmy odzyskali możliwość reprezentowania siebie w negocjacjach międzynarodowych i kierowali się na większy dostęp do olbrzymich rynków azjatyckich, zamiast do ciasnych i zmniejszających się rynków europejskich. Wyobraźcie sobie, co byłoby, gdybyśmy mogli podejmować własne decyzje o innowacjach – na przykład o genetycznie modyfikowanych roślinach. Samo to nie zabezpieczyłoby naszej pozycji w rankingu za 2030 rok, ale z pewnością pomogłoby.

Pierwsza publikacja w "Times" z 30 grudnia 2013

Oryginał: The Anglosphere’s long shadow

The Rational Optimist, 2 stycznia 2014

Tłumaczenie M.K.

__________

Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.