Chrześcijański obłęd


Steve Apfel 2014-01-04


Chrześcijanie nie są tacy jak muzułmanie. Nie leży w ich tradycji sprawianie sobie kłopotu pomaganiem współwyznawcom. Gdy współwyznawcy zostają zaatakowani, chrześcijanie, być może, pomodlą się za nich; ale pikietowanie ambasad, okupowanie placów, organizowanie kampanii w mediach, przypuszczanie  szturmu na ONZ – nigdy. Co zrobiłby Apostoł Paweł dla 100 milionów wyznawców, których istnienie jest zagrożone?


Czy były kiedyś takie czasy jak obecnie, kiedy co godzinę kolejny chrześcijanin zostaje zabity? Historyk Tom Holland sądzi, że jesteśmy świadkami całkowitego wytępienia chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie. Po jak dotąd najgorszym ataku w Pakistanie, który wysłał 85 praktykujących chrześcijan na tamten świat, mógłby także ostrzec o zagładzie w innych miejscach.

Co chrześcijanie zrobili w tej sprawie? W całym Pakistanie wybuchły protesty chrześcijan; ale gdzie indziej informacje były ograniczone do krótkich notatek w prasie.

 „Wszyscy ignorują narastające niebezpieczeństwo dla chrześcijan w krajach muzułmańskich” - lamentował Mano Rumalszah, biskup Peszawaru. „Kraje europejskie nie dbają o nas za grosz”.



Głowa Kościoła anglikańskiego, arcybiskup J. Welby:
Miłuj swoich nieprzyjaciół, nienawidź swoich przyjaciół.

Nie całkiem. Arcybiskup Canterbury troszkę dba. Chociaż jego słowa nie mogły przynieść pociechy pogrążonym w żałobie i cierpiącym, mogą przynajmniej wskazać nam drogę, jaką powinniśmy pójść. Oto co Justin Welby, głowa Kościoła anglikańskiego, miał do powiedzenia po zobaczeniu „masowych grobów” współczesnych męczenników.

Nie mam co do tego żadnych złudzeń. Historycznie jednak właściwą reakcją chrześcijan na prześladowania i ataki jest – a to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek mogę powiedzieć ludziom, ale Jezus mówi, byśmy kochali naszych wrogów. To jest najtrudniejsza rzecz, kiedy jesteście brutalnie atakowani. Jest to nieopisane wyzwanie. Ale Bóg tak często daje łaskę – by kochać naszych wrogów.

Pamiętajcie o Welbym, pocieszycielu tonących w krwi chrześcijan z krajów muzułmańskich, podczas gdy my zwrócimy się do ludzi innej wiary.  

Kiedy ostatni raz Żyd zabił człowieka za to, że jest chrześcijaninem? Kiedy ostatni raz w ziemi świętej Żydzi spalili kościół? Kiedy ostatni raz chrześcijanin nawrócił się na judaizm pod groźbą śmierci? Gdzie na szerokim świecie, poza Izraelem, chrześcijanie osiągają lepsze wyniki edukacyjne niż Żydzi?

A jednak w którą stronę ludzie Kościoła kierują swoje pociski?

Wielebny David Kim, głowa World Evangelical Alliance, obrał za swój cel “nieznośny naród”. ”How to Deal with the Impossible People – A Biblical Perspective” [Jak radzić sobie z nieznośnym narodem – Perspektywa biblijna]  - taki był tytuł jego referatu na konferencji w Betlejem. Mógłbyś pomyśleć, że będzie o muzułmanach zmierzających do wykorzenia chrześcijaństwa w swoich krajach. Pomyśl raz jeszcze.

Plakat w holu czynił jego tytuł jasnym jak słońce. Był tam kościół i krzyż przysłonięte złowrogo wyglądającą izraelską barierą antyterrorystyczną. Referat Kima dotyczył tego, jak radzić sobie z Żydami. I jest to dziwne, ponieważ na tym jednym niewiarygodnie cienkim pasku ziemi chrześcijaństwo prosperuje i rozkwita. W 1949 r. Izrael miał 34 tysiące obywateli wyznających tę wiarę. Dzisiaj ich liczba wynosi 168 tysięcy. W tym bezpiecznym schronieniu dla chrześcijan jest zagwarantowana wolność praktykowania religii wraz z dostępem do miejsc świętych.

Pod rządami tego “nieznośnego narodu” chrześcijaństwo żyje i ma się dobrze.

Chciałoby się zapytać tych kapłanów, czy przy całej danej od Boga łasce kochania wrogów, naprawdę nie mają żadnej zdolności kochania przyjaciół? Czy cała miłość zostaje przelana na muzułmańskich prześladowców?

Czy Kościół będzie zważał na swoją trzódkę w Palestynie? Z Gazy i Ramallah dochodzą przecieki i szepty, przesiąknięte strachem świadectwa, pełne łez historie opowiadane za zamkniętymi drzwiami. Kto zna całość strachu, okrucieństwa, konfiskat, napadów, zabójstw dokonywanych na  samotnych garstkach chrześcijan? Kogo ta wiedza obchodzi? Kiedy media nadały historię o udrękach nielicznych pozostałych w Gazie chrześcijan, albo o zdziesiątkowanych w Betlejem Arabach chrześcijanach, przez wieki stanowiących tam większość?



Z całą swoją wielką miłością dla prześladowców własnej wiary laureat Nagrody Nobla Desmond Tutu nie ma już niczego poza nienawiścią dla “nieznośnego narodu”. „Żydzi myślą, że mają monopol na Boga”. Podobnie jak z wypowiedzią Welby’ego, tę także trzeba zapamiętać.

Tymczasem ludzie, których Tutu obsypuje miłością, islamiści z Gazy, spowodowali ucieczkę połowy populacji chrześcijańskiej, zakazali obecności chrześcijańskich symboli w miejscach publicznych. Pięć szkół chrześcijańskich trzeba było zamknąć, ponieważ Hamas zabrania przebywania razem w klasie chłopcom i dziewczynkom. W okręgu Betlejem sądy palestyńskie nie potrafiły rozstrzygnąć w żadnej ze spraw dotyczących przejęcia ziemi chrześcijan przez gangi muzułmańskie. Ataki na chrześcijan, także w Betlejem, pozostają niezauważane przez przywódców palestyńskich.

"Modlimy się za wszystkich Palestyńczyków, których domy zostały zniszczone i za tych, którzy zostali wygnani. Za Palestyńczyków, którzy cierpią z powodu muru separacyjnego i osiedli, i za tych, którzy stracili pracę i cierpią biedę, głód i pragnienie, modlimy się do Ciebie, Boże”.

To jest psalm, który ma przynieść prawdziwego ducha miłości w serca wiernych. Te słowa są częścią liturgii skomponowanej na „Konferencję Chrystus na punkcie kontrolnym” w Betlejem. Organizowała to Światowa Rada Kościołów z pomocą „Komitetu modlitw” pod kierownictwem organu o nazwie Kairos. Kairos jest organizacją, która domaga się, by Kościół ogłosił Żydów „grzesznymi” za ich okupację.

Zebrali się w Betlejem, kolebce chrześcijaństwa, nie po to, żeby bronić prześladowanych, ale żeby promować kolejne państwo muzułmańskie, które nie marnując czasu wypleni ich wiarę. Bronić chrześcijan czy atakować Żydów? Dla uczestników konferencji w Betlejem wybór był oczywisty.

Czy duchowni, zebrawszy całą swoją głęboką wiarę, mogą usprawiedliwić tę perwersję?  Czy mogą wyjaśnić sprzeczność zawartą w ich wysiłkach skierowanych na atakowanie Żydów, podczas gdy nie mają czasu dla zabijanych na ich oczach chrześcijan? Tak, mogą; opierają się na św. Augustynie oraz dwóch nowoczesnych doktrynach.

Te nowoczesne doktryny, nawet wzięte obie razem, nie dorównują doktrynie św. Augustyna. Właściwie są bardziej modą niż doktryną, co nie znaczy, że są traktowane z mniejszym nabożeństwem niż Ewangelie. Jedna nosi nazwę „Prawa Człowieka”, a druga „Wielokulturowość”.



Doktrynę o "prawach człowieka" znajdujemy w tak zwanym Dokumencie Kairos. Doktryna ta opiera się na Biblii, żeby uświęcić polityczny światopogląd i wizję świata autorów Kairos. Ich podejście, jeśli nie ich zamiar, zamienia chrześcijaństwo w bardzo ludzką ideologię. Na przykład na „Konferencji Chrystus na punkcie kontrolnym” w Betlejem „kapłani praw człowieka" deliberowali, co zrobiłby i powiedział Chrystus, gdyby codziennie przechodził przez izraelski punkt kontrolny. Delegaci chcieli wiedzieć, jak Syn Boga radziłby sobie z uczuciami złości i goryczy codziennie przeżywanymi przez Palestyńczyków. Przypomnij sobie tę liturgię i jak współgra ona z ideą Boga jako aktywisty praw człowieka: „Modlimy się za wszystkich tych Palestyńczyków…”

Ulotka z tej konferencji posuwa się jeszcze dalej: “Wydaje się, że Jezus znowu jest na krzyżu wraz z tysiącami ukrzyżowanych wokół niego Palestyńczyków… System ukrzyżowań rządu izraelskiego działa codziennie”.

W ten sposób Naim Ateek, duchowny arabski, wplata narrację Ewangelii w ideologię pro-palestyńską.

Również Desmond Tutu flirtuje z tą ideologią. Zaapelował do United Methodist o ukaranie Izraela, ponieważ:

Surowa rzeczywistość znoszona przez miliony Palestyńczyków wymaga, by ludzie i organizacje mające sumienie wyzbyły się udziału w przedsiębiorstwach… czerpiących zyski z okupacji i ujarzmienia Palestyńczyków”.

Najwyraźniej więc poświęcanie czasu i energii na rzecz Arabów palestyńskich jest kolejnym sposobem dostania się do nieba. Łaska przyjdzie, gdy tylko chrześcijanin nauczy się kochać swojego wroga i nienawidzić swojego przyjaciela.  

A co z wielokulturowością? Czy wygląda na bardziej wiarygodną doktrynę dla dobrego chrześcijanina? Analizując ją stwierdzamy, że nie różni się zbytnio od pierwszej doktryny arabskich praw i żydowskich zbrodni. Wydaje się również łatwiejsza dla ludzi. Wystarczy tylko składać hołd słowu na „i”: islamofobia. Parodiuj islam, wytykaj palcem barbarzyńskie zachowania islamistów, występuj przeciwko ich traktowaniu kobiet, a jesteś islamofobem. Twój los – jako bigota – jest przypieczętowany.

Ta doktryna, surowa ale łatwo znajdująca wyznawców, nie jest  zbyt konsekwentna. Reguły są niezmiernie rozluźnione wobec ludzi innych wyznań (jeśli nie chodzi o muzułmanów), o Żydach wolno ci mówić, co chcesz, pod warunkiem, że nazywasz ich Izraelczykami, a jeszcze lepiej syjonistami. I możesz pisać historyjki „na zamówienie” o tym narodzie, pełne rytualnych mordów, czystek etnicznych, apartheidu i wszelkiego rodzaju zbrodni popełnianych przez Żyda na ludzkości. Mów o syjonistach i Izraelczykach co chcesz, unikaj tylko pułapki jaką jest słowo na „Ż”.

Tyle warta są te nowe doktryny chrześcijańskie, przynoszące łaskę Boga tym, którzy kochają swojego wroga i nienawidzą swojego przyjaciela. Bardzo stara doktryna jest poważniejszym kandydatem do tytułu przyczyny obłędu. Kto wie, może nawet być prawdziwą przyczyną.

W IV wieku Augustyn uczynił wygnanie Żydów kwestią dowodu teologicznego. Długo po nim papież Pius X podczas audiencji udzielonej Theodore’owi Herzlowi w 1904 r., powtórzył słowa Augustyna:

„Żydzi, którzy powinni pierwsi uznać Jezusa Chrystusa, nie zrobili tego po dziś dzień. Jeśli więc wszyscy przybędziecie do Palestyny i osiedlicie tam swój naród, będziemy gotowi z kościołami i księżmi, by ochrzcić was wszystkich”.

Pismo jezuickie wyjaśniało wówczas, że naród żydowski:  “musi zawsze żyć w rozproszeniu i wędrówkach wśród innych narodów, aby dawać świadectwo Chrystusowi samym swoim istnieniem”.

Tak więc odmowa Watykanu uznania nowego państwa Izrael w 1948 r. nie była kwestią sympatii pro-arabskich, ale kwestią dogmatu wiary. Organizacje i ludzie pokroju Światowej Rady Kościołów, Prezbiterian Ameryki, Kościołów prawosławnych greckiego i rosyjskiego i wielu chrześcijańskich przywódców myśli w kategoriach św. Augustyna. Wynoście się do diabła z Palestyny, krzyczą do Izraelczyków. Odrzuciliście Boga Mesjasza. Kościół zajął wasze miejsce jako Naród Wybrany. Wróćcie do roli wędrownych świadków, jaką On wam przeznaczył.

Równolegle, powstanie Izraela z popiołów Holocaustu niepokoi w równym stopniu świeckich anty-syjonistów. Dla nich nie jest to problem religijny, ale percepcyjny. Anty-syjoniści nie mogą pogodzić się z Żydem-żołnierzem. Od kiedy to ludzie upodlani mogą być silniejsi niż ich prześladowcy? Dawny stereotyp Żyda – bezpaństwowego wędrowca z brodą i mola książkowego – nigdy nie powinien był wyewoluować w silną armię. Z jaką zjadliwością w umyśle i jakże kwaśnym wzrokiem antysyjoniści patrzą na  zdolnego do obrony Żyda. Wynoście się do diabła! Wracajcie do waszego przyrodzonego stanu!

Z równolegle biegnącymi myślami Desmond Tutu, Stephen Sizer i spółka starają się ukarać “niewybrany” naród. Nigdy nie było waszym przeznaczeniem spowodowanie, by zakwitła pustynia; zbudowanie Tel Awiwu lub drapaczy chmur jak na Manhattanie; seryjne zdobywanie Nagród Nobla; posiadanie kwitnącej gospodarki opartej na wysokiej technologii z walutą silniejszą niż europejska.

Z porów nienawidzących Izrael chrześcijan sączy się nie nienawiść, ale obawa o utratę wiary w odwieczny dogmat religijny. To napędza chrześcijański gniew i wściekłość kierowaną na przyjazny Izrael: gniew za zepsucie narracji, za rozbicie kanonu wiary.

Christianity gone haywire

Jerusalem Post, 1 stycznia 2014
Tłumaczenie M.K.

___________

Steve Apfel

Dyrektor School of Management Accounting w Johannesburgu. Autor książki "Hadrian’s Echo: The whys and wherefores of Israel’s critics" i współautor "War by other means" (Israel Affairs, 2012). Jego kolejna książka, "Bilaam's curse" spodziewana jest na początku 2014 roku. Jego teksty publicystyczne ukazują się również w prasie amerykańskiej i europejskiej.