Czy jest życie na Europie?


Matt Ridley 2013-12-22



Teleskop Hubble pokazał, że na Europie, księżycu Jowisza, widać fontanny pary wodnej w pobliżu jednego z jej biegunów, co znaczy, że jej ocean może nie zawsze być hermetycznie zapieczętowany grubym na całe kilometry lodem, jak dotychczas sądzono.

Olbrzymi ocean Europy, który prawdopodobnie jest pod lodem płynny, od dawna był uznany za najbardziej przyjazne życiu miejsce w przestrzeni kosmicznej.

A więc perspektywa sprawdzenia, czy w tym jowiszowym stawie są jakieś żywe drobnoustroje stała się nieco bliższa*. Moje zaniepokojenie jest nieco bardziej przyziemne. Kto będzie odpowiedzialny za reakcje tutaj, na ziemi, kiedy istotnie znajdziemy życie w przestrzeni kosmicznej?

Nawet gdybyśmy znaleźli tylko kroplę protoplazmowego śluzu, może rozszaleć się spór. Komu wolno ją badać? Kto ustala reguły o zanieczyszczeniu lub uszkodzeniu jej? A jeśli zamiast tego otrzymamy sygnał radiowy od inteligentnego życia – a taki sygnał może pojawić się każdego dnia – wyobraźcie sobie chaos. Prezydent Obama wygłosi wzniosłą lecz pozbawioną treści przemowę, podczas gdy jego generałowie będą działać, jak gdyby była to wyłącznie ich sprawa; Ban Ki Moon ustanowi komisję z pozłacanym funduszem reprezentacyjnym; Władimir Putin unilateralnie wyśle odpowiedź; Chińczycy (którzy w miniony weekend umieścili pojazd na Księżycu) włamią się do komputerów kosmitów; Lady Ashton z Unii Europejskiej wyda dyrektywy.

A to są tylko rządy. Zanim wiadomość ostygnie lobbyści Zielonych będą żądali – i otrzymają – status obserwatora na każdym spotkaniu, na którym będzie się decydować, co robić oraz przekonają komisarzy europejskich, by skierowali do nich fundusze, żeby mogli ich lobbować w tej sprawie (to koliste sprzężenie zwrotne znane jest jako sock puppetry) i oznajmią, że zaskarżą rządy za niedostateczne uwzględnienie interesów tych form życia przy umieszczaniu na orbicie satelitów komunikacyjnych.

Tymczasem podejrzana grupa Wspaniali i Dobrzy Zieloni – ci bogaci ludzie, którzy lubią mówić innym, by żyli skromniej – spotkają się w luksusowym kurorcie, żeby naszkicować wytyczne dla reszty świata, jak ma postępować z istotami pozaziemskimi. Ku zdumieniu wszystkich, te wytyczne będą zawierać propozycję dobrze płatnych posad dla nich samych.

International Academy of Astronautics spisała w 1996 r. protokół rozstrzygający czy i jak odpowiadać na sygnał radiowy kosmitów. Jest on dość ogólnikowy, ale proponuje, by „Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych rozważyło podjęcie decyzji, czy wysłać, czy nie wysłać komunikatu do inteligencji pozaziemskiej oraz jaka powinna być treść tego komunikatu, w oparciu o rekomendacje Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Pokojowego Wykorzystania Przestrzeni Kosmicznej oraz innych organizacji rządowych i pozarządowych”.

Jakoś przeraża mnie ta perspektywa. Kto będzie w komisji powołanej przez ONZ do napisania odpowiedzi? Prawdopodobnie papież; może jakiś facet z Pentagonu; niemal na pewno jakiś były premier norweski; szef World Wildlife Fund; i oczywiście Bono. Mózg staje dęba.

Na filmach jest to wszystko o tyle prostsze. Naukowiec (Jeff Goldblum lub Sigourney Weaver) idzie i mówi prezydentowi (Tommy Lee Jones lub Morgan Freeman), że nawiązał kontakt, potem bohater (Will Smith lub Bruce Willis) dokonuje niezbędnej przemocy. Nie ma potrzeby ani czasu na spotkania na szczycie, protokoły, plebiscyty i spory o pieniądze. W prawdziwym życiu sprawy szybko stałyby się bardziej biurokratyczne, znacznie bardziej irytujące i znacznie mniej podniecające.

W kilka dni po pierwszym kontakcie z życiem pozaziemskim wiadomości staną się śmiertelnie nudne i aż nazbyt ziemskie. Niemal można dzisiaj napisać doniesienie BBC: “Premier bronił dzisiaj swojej decyzji finansowania dwuprocentowego udziału Zjednoczonego Królestwa w misji skomunikowania się z pozaziemskimi formami życia przez zmniejszenie nakładów na kursy językowe dla imigrantów bułgarskich. Protesty przeciwko przyznaniu kontraktu prywatnej firmie ochroniarskiej są planowane na dzisiejsze popołudnie”.

Inna alarmująca myśl: miejsce nazywa się Europa. Jakiego przymiotnika mamy użyć dla tych stworzeń: Europanie? Koszmar dla funkcji sprawdzania pisowni w komputerze. Potem wyobraźcie sobie jak dumnie będzie obnosić się Bruksela i jakie zgrzytanie zębami będzie słychać w kwaterze głównej Torysów. Czyż nie jest to pech, że najbardziej obiecujące dla pozaziemskiego życia ciało w całym układzie słonecznym okazuje się nosić to samo imię, co ta zmora naszego życia, ten synonim zanudzania, Europa?

No bo czy ten zamrożony ocean nie mógł znaleźć się na Kallisto, Io albo Ganimedesie? Albo na Hegemone, Sinope, Callirrhoe lub Eukelade? (Wielkie księżyce Jowisza mają nazwę od podbojów Zeusa, mniejsze głównie od jego potomków lub niedoszłych podbojów.) Właściwie jest promyczek nadziei: w 2005 r. statek kosmiczny Cassini znalazł dowody istnienia gejzerów wodnych na południowym biegunie Enceladusa, małego ale gościnnie wyglądającego księżyca Saturna, który także wydaje się mieć zamarznięty ocean. Sprawdźmy najpierw ten.

W zeszłym roku miałem szczęście spotkać człowieka, który dla NASA zestawia technologię do badania oceanu na Europie. Oszałamiająco kompetentny Teksańczyk Bill Stone, zanurza się w bardzo głębokich jaskiniach w Meksyku, podróżując tygodniami pod ziemią; projektuje także niesłychanie wyrafinowane autonomiczne roboty i ma głębokie przemyślenia o badaniach kosmosu. Jedna z jego sond z powodzeniem rozwiązała już kluczowy problem. Sonda, uwolniona pod lodem grubości czterech metrów w jeziorze na Antarktydzie, sama prowadziła badania, a potem wróciła, trafiając dokładnie do dziury w lodzie, gdzie zaczęła podróż.

Ta kombinacja autonomii i zdolności samonaprowadzania będzie niezbędna na Europie, gdzie informacje radiowe z Ziemi zabrałyby pół godziny na podróż i prawdopodobnie nigdy nie spenetrowałyby lodu. Teraz chodzi tylko o dostarczenie sondy Billa Stone’a na powierzchnię Europy i wymyślenie, jak ma stopić wielokilometrową warstwę lodu, by dostać się w głąb i z powrotem.

W sumie dość proste proste w porównaniu do rozwiązania kwestii politycznej decyzji, co zrobić z pozaziemskimi formami życia.

My Times column

Is there life on Europa

Rational Optmist, 19 grudnia 2013

Tłumaczenie M.K.

* Europa Beckons

__________

Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularyzujący naukę. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego w Newcastle. Posiada doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat prowadził dział naukowy w "The Economist", pisał także dla "Daily Telegraph". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.