Antysemityzm 2.0


Mudar Zahran 2013-12-04

Dlaczego (nie)antysemici kochają Żyda Noama Chomsky’ego i odwracają gwałtownie wzrok kiedy pisze Palestyńczyk Mudar Zahran? Sam Mudar Zahran próbuje poniekąd odpowiedzieć na to pytanie, pokazując w jaki sposób owi (nie)antysemici wykorzystują sprawę palestyńską dla szerzenia w „akceptowalny" sposób swojego (nie)antysemityzmu.

Dobrze zakamuflowane pojęcie „złego Żyda" wróciło do mody: krytykowanie Izraela i syjonistów uważa się teraz za uprawnioną opcję wyklinania Żydów i judaizmu. Nie tylko jest to możliwość otwarta, społecznie akceptowana i legalna, ale może faktycznie przynieść zamożność i popularność. Ta nowa postać antysemityzmu 2.0 jest dobrze ukryta, trudniejsza do wyśledzenia i stanowi dużo poważniejsze niebezpieczeństwo dla nowoczesnego sposobu życia cywilizowanego świata niż jej wcześniejsza, prostacka postać, ponieważ powoli i stopniowo działa na rzecz delegitymizacji Żydów do punktu, w którym w końcu staje się akceptowane obieranie Żydów za cel — najpierw słowne, a potem fizyczne — a wszystko to robione w kosmopolitycznym stylu, gdzie antysemitami są zadbani wykładowcy i autorzy z czołówek gazet w marynarkach i krawatach; nie tylko Arabowie, ale Amerykanie i Europejczycy, od „ugrzecznionego" informowania w wiadomościach o najbardziej krwiożerczych radykałach do oskarżeń wysuwanych przeciwko Izraelowi, w których fakty są wypaczone, wybiórczo pomijane lub po prostu nieprawdziwe, jak w książce byłego prezydenta Jimmy Cartera o Izraelu.

Dlaczego coś takiego pisze Palestyńczyk? Odpowiedź jest prosta: Palestyńczycy są używani jako paliwo dla tej nowej postaci antysemityzmu; z ogromną szkodą dla samych Palestyńczyków i naraża ich na bezprecedensowe i umyślnie ignorowane przez media nękanie przez rządy arabskie, włącznie z tymi, które twierdzą, że kochają Palestyńczyków, ale w rzeczywistości tylko nienawidzą Żydów. W wyniku tego procesu ignoruje się wołania Palestyńczyków o sprawiedliwość, równość, wolność oraz podstawowe prawa człowieka, podczas gdy świat pochłonięty jest delegitymizowaniem Izraela — albo z powodu ignorancji, albo złośliwości.

Co gorsza, tak samo jak stara postać antysemityzmu dowiodła, że jest zagrożeniem, równie trującym dla jej zwolenników, jak dla Żydów, ta nowa postać antysemityzmu 2.0 może okazać się tym samym — co jest tym bardziej prawdopodobne, że widzimy, jak świat toleruje nuklearne ambicje Iranu nie tyle z miłości do reżimu mułłów, ile z powodu fiksacji umysłowej przeciwko Izraelowi.

Takie uprzedzenia przeciwko Izraelowi nie mogą być „przypadkowe" lub jedynie „niefortunne". Żaden inny naród nie doznaje takiego oglądania, krytyk, ciągłego relacjonowania, demonizacji i delegitymizacji. Właściwie pytaniem, które należy zadać nie jest czy istnieją uprzedzenia wobec Izraela, a raczej dlaczego one istnieją?

Choć wszystkie nowoczesne media z dumą przekonują o uczciwym relacjonowaniu wydarzeń, wiadomości są podawane według wyboru konkretnych dziennikarzy, czego wynikiem jest powszechna tendencyjność edytorska skierowana przeciwko Izraelowi i jego działaniom.

Sprawy pogarsza fakt, że nie ma z tego powodu żadnych niepożądanych konsekwencji — takich jak „odmowa dostępu" lub odwet fizyczny — przeciwko nikomu, kto pisze kłamstwa o Izraelu, otwartym społeczeństwie z wolną prasą. Ponad 80 pozarządowych organizacji praw człowieka działa w Izraelu, nieustannie monitorując i krytykując go, i niczym nie muszą się niepokoić — ani pod względem zawodowym, ani politycznym — dlatego każdy, kto błędnie przedstawia fakty, a nawet każdy, kto kłamie, może swobodnie robić to dalej — włącznie z Izraelczykami. Na przykład, angielskojęzyczna gazeta „Haaretz", ulubiona przez zagranicznych dziennikarzy, nie ma nawet działu, który dementowałby kolejne fałsze.

Reporter dostaje zadanie napisania o „Konflikcie" i jeśli nie dostarczy materiału do szóstej po południu, traci pracę — podczas gdy konflikty, w których ludzie tracą życie, takie jak rzeź Asyryjczyków w Iraku, są zapomniane. Media globalne wydają się pochłonięte konfliktem w Izraelu, który, choć może być dramatyczny, powoduje zaledwie znikomy ułamek całkowitej liczby ofiar innych konfliktów.

Uprzedzenia przeciwko Izraelowi nie kończą się na mediach; organizacje międzynarodowe wykazują podobny wzór. Niedawny rozpad rządów w Tunezji, Egipcie i Libii ujawnił, że dyktatorzy arabscy trzymają gotówkę i własność w krajach zachodnich, gdzie mogą poruszać się swobodnie, podczas gdy wielu polityków izraelskich musi poważnie zastanowić się, zanim postawią stopę na ziemi europejskiej z obawy przed aresztowaniem za „zbrodnie wojenne". Także izraelskie akcje wojskowe wydają się być obserwowane ze zacznie większą uwagą wysyłanych tam masowo reporterów i są przedmiotem niezliczonych analiz ze strony międzynarodowych specjalistów niż reszta wszystkich  armii świata: Rada Bezpieczeństwa ONZ nadal nie była skłonna do zajęcia się potwornościami, jakich dopuszczał się Kaddafi przeciwko protestującym, ale nie wykazuje żadnego wahania badając najdziksze twierdzenia zgłaszane przeciwko Izraelowi. Niedawne protesty w krajach arabskich dostarczyły dalszych dowodów selektywnego
informowania przez media. Podczas gdy gwardia króla Jordanii strzela do młodych, pokojowo demonstrujących ludzi, lub demonstranci w Jemenie są atakowani przez — jak mówią lekarze — „nieznany gaz łzawiący", media nie informują o tym rzetelnie; z drugiej strony, wypadek samochodowy z udziałem palestyńskiego chłopca i izraelskiego kierowcy wypełniał czołówki gazet na całym globie.

Ponadto podczas protestów w krajach arabskich większość mediów globalnych powstrzymała się przed zajęciem stanowiska wobec arabskich dyktatorów; nigdy jednak nie zaniedbują przedstawienia standardowego, antyizraelskiego stanowiska, kiedy informują o powstaniach palestyńskich. Dochodzi do zdumiewających obserwacji; na przykład, kiedy rozpoczęły się protesty w Libii, szejk Al-Karadhawi, wiodący uczony muzułmański i zdecydowanie mało przyjazny wobec Izraela, wystąpił w Al-Dżazira i powiedział: „Kaddafi uczynił swoim ludziom to, czego syjoniści nigdy nie uczyniliby Palestyńczykom", niemniej ta ostra wypowiedź z tak mało prawdopodobnego źródła nigdy nie przedostała się do zachodnich mediów.

Uprzedzenia mediów wobec Izraela szkodzą nie tylko Izraelczykom; kosztują bardzo wiele nas, Palestyńczyków. Na przykład w lipcu 2010 r. doświadczony dziennikarz Robert Fisk prowadził wywiad z grupą prawicowych ultrakonserwatywnych Jordańczyków, którzy wzywają króla Jordanii Abdullaha, by pozbawił palestyńską większość w kraju obywatelstwa i ich nieruchomości. Grupa, która w większości składa się z emerytowanych wojskowych i dziennikarzy jordańskich wzywa także do zerwania traktatu pokojowego z Izraelem i „ustalenia, że jest to państwo wrogie". Mimo prób skontaktowania się z panem Fiskiem — wraz z innym jordańsko-palestyńskim dziennikarzem — żeby ostrzec go przed ludźmi, z którymi miał się spotkać, opublikował on niemniej artykuł zatytułowany „Dlaczego Jordania jest okupowana przez Palestyńczyków?" — który w zasadzie był manifestem tych ludzi, z którymi się spotkał. Nagłośnili oni następnie ten artykuł jako zwycięstwo medialne, co wzbudziło jeszcze większe obawy Palestyńczyków w Jordanii o własne bezpieczeństwo w kraju, w którym już są uciskani przez agencje bezpieczeństwa; mają właściwie zakaz zajmowania stanowisk we władzach rządowych lub lokalnych, są wykluczeni z uniwersytetów państwowych, mimo że płacą „podatek uniwersytecki", jak również inne podatki i opłaty — od których zwolnieni są ich koledzy, Jordańczycy pochodzenia beduińskiego — oraz są regularnie i otwarcie obrażani przez rządowe media jordańskie, nawołujące do ich wygnania.

Na dzień przed spotkaniem pana Fiska z tą grupą ekstremistów, jeden z jej członków, emerytowany oficer wywiadu a obecnie pisarz, opublikował artykuł wzywający jordańską służbę wywiadowczą do „odrąbania głowy Mudara Zahrana w Wielkiej Brytanii, nie zwracając uwagi na powściągliwość dyplomatyczną". Czy pan Fisk spotkałby się z dziennikarzem izraelskim, wzywającym Mossad do dekapitacji Palestyńczyka na terytorium Wielkiej Brytanii?

Antysemityzm i wizerunek „złego Żyda" ma swoje korzenie głęboko w literaturze europejskiej od Szekspira do Nietzschego, żeby nie wspomnieć francusko-rosyjskiego fałszerstwa Protokołów mędrców Syjonu. Ziarna nazistowskiej ideologii Hitlera pleniły się bujnie zanim doszedł do władzy. Hitler przypuszczalnie stanowił tylko bardziej prostacki przejaw trendu społecznego, wzmocnionego przez koszmarny stan gospodarki, tyle że cierpienia, jakie Hitler sprowadził na świat, nie ograniczały się do Żydów. Trzeba było zniszczenia całych narodów i śmierci milionów ludzi, żeby zrozumieć, że rasizm i ekstremizm mogą być równie niebezpieczne dla ciemiężących i nienawidzących, co dla ciemiężonych i nienawidzonych.

W efekcie dzisiejsze społeczeństwa europejskie kolektywnie wyrzekają się rasizmu i antysemityzmu, ale mimo że nienawistnicy spotykali się z odrzuceniem i wykluczeniem, potrafili nadal znaleźć alternatywną ścieżkę przez żerowanie na konflikcie palestyńsko-izraelskim. Podczas gdy ten konflikt szalał — i szaleje nadal — przez sześćdziesiąt lat, media
globalne znalazły tętniące życiem źródło materiału do wiadomości, który jest interesujący jako konflikt między „dwiema religiami", „dwiema narodowościami" oraz linią między Zachodem, reprezentowanym przez Izrael, i Wschodem reprezentowanym przez Palestyńczyków i ogólnie Arabów. 

Ten rodzaj nienawiści kaleczy nas wszystkich; musimy mu się przeciwstawić.

Anti-semitism 2.0

Gatestone Institute, 21 marca 2011r. 
Tłumaczenie M.K.

Być może ten artykuł palestyńskiego polityka i pisarza powinien być przypominany w regularnych odstępach czasu, podobnie jak przypominane powinny być zdjęcia Noama Chomsky’ego w braterskich uściskach z gangsterami, jednoznacznie antysemickie wypowiedzi dyplomaty ONZ Roberta Falka, czy deprecjonującego Holocaust Normana Finkelsteina.  


Chomsky rozmawia o pokojowych demonstracjach przeciw polityce Izraela
z przywódcą Hezbollahu Hassanem Nasrallahem.

Jak bardzo (nie)antysemici są w pełni świadomi tego co robią? 

14 listopada 2013 roku był zwykłym dniem powszednim nienawiści ONZ do Izraela, ten dzień przeszedłby niezauważony gdyby nie kilka nierozważnych słów tłumaczki, która nie wiedziała, że ma otwarty mikrofon. Tłumaczka mówi:

I mean, I think when you have five statements, not five, like a total of ten resolutions on Israel and Palestine, there's gotta be something, c'est un peu trop, non? [It's a bit much, no?] I mean I know… There's other really bad shit happening, but no one says anything, about the other stuff.

(To znaczy, sądzę, że jak macie pięć oświadczeń, nie, nie pięć, raczej dziesięć rezolucji na temat Izraela i Palestyny, to jest tu coś, odrobinę za dużo. To znaczy wiem… Dzieją się inne zasrane historie, ale nikt nic o nich nie mówi.)

W reakcji z sali słychać stłumione śmiechy.

No cóż, Mudar Zahran widzi jak (nie)antysemici szkodzą Palestyńczykom, ale wśród naszych czytelniów podzielą się oni na dwie grupy: wielką, która widząc tytuł odwróci wzrok, i mniejszą, która raz jeszcze zada odwieczne pytane noblisty, który kształtował swój umysł w młodzieżowych formacjach SS: „czy wolno krytykować Izrael"?                 

Będzie tu jeszcze trzecia grupa (nie)antysemitów, która na Facebooku pod takimi informacjami jak poniższa pisuje swój głęboki komentarz-pytanie: „No to co?".          

United Nations Relief and Works Agency for Palestine Refugees in the Near East (UNRWA — Agencja Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie). Dziekan tej organizacji w Jordanii, doktor Fares Haider opublikował na swoim facebooku zdjęcie. Podpis po arabsku brzmi: "Dwie najważniejsze zasady prowadzące do sukcesu — po pierwsze nigdy się nie poddawaj, a po drugie pamiętaj pierwszą zasadę — Adolf Hitler. "

(Nie)antysemici nie tylko się nie poddają, rosną w siłę i przenikają wszędzie.