Rola Kataru jako „superpośrednika” w wojnie Izrael–Hamas przynosi zarówno pochwały, jak i podejrzenia
W ramach tego porządku Katar oparł swoją politykę zagraniczną na systematycznym pielęgnowaniu dwuznaczności. Nie dysponując siłą militarną większych sąsiadów z Zatoki, zamienił swoją przydatność na siłę przetargową, czyniąc się nieodzownym dla wszystkich stron. Finansując i goszcząc islamistyczne podmioty takie jak Hamas i Bractwo Muzułmańskie, zapewniał sobie, że nie będzie pomijany, gdy Waszyngton, Jerozolima czy inni będą potrzebowali kanału kontaktowego. Utrzymując więzi z Iranem i jednocześnie goszcząc najważniejszą amerykańską bazę lotniczą w regionie, uczynił się niezbędnym w każdej rozmowie o bezpieczeństwie Zatoki. Dzięki Al-Dżazirze rozszerzył tę nieodzowność na obszar mediów, narracji i radykalizmu — wzmacniając głosy islamistyczne, lewicowe i antyzachodnie, które można było zneutralizować tylko poprzez zaangażowanie się w relacje z Dohą. Inwestując głęboko w feudalne struktury amerykańskich uniwersytetów, Katar zadbał również o dobre relacje z nowym „papiestwem”.
Dla Waszyngtonu ta dwoistość nie była przeszkodą, lecz elementem utrzymania systemu. Sprzeczności Kataru miały wartość dla Departamentu Stanu, społeczności wywiadowczej i wielu wpływowych środowisk w Waszyngtonie. Katar miał entuzjastów — zbyt chętnych — w Crystal City, Foggy Bottom i Langley. Pozwalał USA zlecać zarządzanie opozycją, utrzymując kanały do podmiotów, których nie mogły formalnie uznać, jednocześnie podtrzymując fikcję stabilności. Tak długo, jak Stany Zjednoczone potrzebowały zarówno bazy Al-Udeid, jak i pośrednika wobec islamistycznej opozycji, pozycja Doha wydawała się niezagrożona.
Wzrost Kataru był więc nierozerwalnie związany z porządkiem neoliberalnym. Finansjalizował politykę poprzez fundusze dla zachodnich uczelni, inwestycje w think tanki i zakup widoczności w sporcie i mediach. Negocjował bezpieczeństwo, powiększając swoją siłę dzięki sprzecznościom, i przyjął na siebie zadania zarządzania opozycją i mecenatu elit w imieniu Zachodu. Jego wpływy opierały się na gospodarce narracyjnej, w której Al-Dżazira funkcjonowała zarówno jako towar, jak i ideologiczny eksport. Władza, jaką Katar nagromadził, miała całkowicie neoliberalny charakter — była władzą sieci. Nie była skoncentrowana w jednej formie — militarnej czy ekonomicznej — lecz rozproszona w węzłach transnarodowych i łańcuchach wpływów. Sama struktura tej sieci pozwalała Katarowi uchodzić za nieodzownego sojusznika, wplatając logikę regionalnego porządku w jej przetrwanie i czyniąc ten kraj ucieleśnieniem liberalnego zarządzania światem.
Izraelski atak w Doha podważa bezpośrednio tę logikę. Po raz pierwszy ważny sojusznik USA bombarduje innego sojusznika — na terytorium tak ściśle powiązanym z amerykańską obecnością. Bez względu na szczegóły, sam fakt ataku pokazuje, że system zarządzanej niespójności osiągnął punkt krytyczny. To, że prezydent Trump niemal na pewno wyraził co najmniej milczącą zgodę, potwierdza już widoczny wzorzec jego polityki zagranicznej: niecierpliwość wobec permanentnego zarządzania sprzecznościami i preferencję dla efektów nad procesem — nawet kosztem załamania dotychczasowego układu.
Ten atak może oznaczać rewizję systemu, ujawniając, że sprzeczności, na których opierała się nieodzowność Kataru, stają się coraz mniej do utrzymania. Al-Udeid miał gwarantować nietykalność, chronić Katar przed odwetem i zapewniać, że jego dwuznaczność pozostanie bez konsekwencji. Uderzając w Doha, Izrael pokazał, że nawet obecność amerykańskiej infrastruktury wojskowej nie chroni już liderów Hamasu ani państwa, które ich gości. To, co kiedyś czyniło Katar cennym — udzielanie schronienia islamistom pod parasolem USA — stało się jego słabością.
Dla Waszyngtonu to może oznaczać zwrot. Model zarządzania pozwalał USA rozszerzać wpływy przy relatywnie niskich kosztach, odwlekając ryzyko podjęcia ostatecznych decyzji. Zwrot ku rezultatom wprowadza niepewność: sojusznicy mogą zostać zmuszeni do wyraźniejszych wyborów, a architektura oparta na kłamliwej dwoistości Kataru może być trudna do zastąpienia. Jednak sam atak wskazuje, że USA są gotowe zaakceptować te niepewności. W istocie, Stany Zjednoczone testują, czy porządek podtrzymywany przez sprzeczności można zachować — lub przekształcić — poprzez szok.
Dla Kataru stawka jest egzystencjalna. Rodzina rządząca budowała politykę zagraniczną w przekonaniu, że dwuznaczność zawsze będzie tolerowana. To założenie zostało w tym roku złamane dwukrotnie — najpierw przez Iran, a teraz, znacznie poważniej, przez Izrael. Uderzenie Iranu w amerykańskie cele miało charakter symboliczny, wpisywało się w wieloletni cykl wrogości między Teheranem a Waszyngtonem i mogło być odpowiednio zinterpretowane przez Al-Dżazirę dla islamistycznych i lewicowych odbiorców. Działanie Izraela było czymś zupełnie innym: to była próba zlikwidowania przywódców Hamasu chronionych przez Katar, w samym sercu Doha, przebijając się przez obietnicę azylu, na której opierała się cała rola Kataru w systemie.
Nieodzowność Kataru opierała się na dwóch filarach: zapewnianiu schronienia islamistom i byciu mediatorem akceptowalnym zarówno dla islamskich radykałów, jak i Zachodu. Oba zostały podważone. Przywódcy Hamasu zostali zaatakowani w centrum stolicy, a Katar nie zdołał ich ochronić. Nie wiadomo już, czy Doha może prowadzić negocjacje bez narażania się na kompromitację, ani czy Waszyngton wciąż będzie ją chronił przed odwetem.
To wymusza wybory, których Katar dotąd unikał. Może zdecydowanie zbliżyć się do USA i Izraela, ograniczając swoje wsparcie dla islamistów i próbując przekształcić się w konwencjonalnego partnera z Zatoki — ryzykując utratę sieci zbudowanych dzięki mediom i mecenatowi edukacyjnemu. Albo może się okopać, przedstawiając się jako ofiara zewnętrznej agresji i trzymając się islamistycznych powiązań — co grozi izolacją i narażeniem. Żadna z tych opcji nie zachowuje delikatnej równowagi, która dotąd definiowała jego strategię.
Spekulacje, że Katar mógł po cichu zgodzić się na atak, są mało wiarygodne. Cała jego siła opierała się na wiarygodności azylu. Dla islamistycznych aktorów — od Hamasu po Bractwo — wartość Kataru polegała na gwarancji ochrony, a po jej naruszeniu nie ma już powodu, by mu ufać. Rola mediatora również zależy od przekonania, że może on zapewnić bezpieczeństwo i poufność; współudział w izraelskiej likwidacji zniszczyłby tę wiarygodność natychmiast. Podejrzenie zdrady byłoby znacznie, znacznie gorsze niż publiczne upokorzenie w postaci izraelskiego nalotu. Emirat przez dekady budował swój wizerunek jako bezpiecznego azylu dla globalnego kapitału, turystyki, sportu i edukacji. Bycie postrzeganym jako strefa wojny podważyłoby cały obraz sprzedawany Zachodowi. W kraju zaś, legitymacja rodziny panującej opiera się na kreowaniu się na obrońców ummy przed syjonistyczną agresją. W najlepszym wypadku Doha spróbuje odpowiednio zinterpretować ten atak post factum, ale nawet sugerowanie, że udzieliła Izraelowi zgody, podważyłoby jej wizerunek i pozycję.
Ujawniony został także szerszy system. Przez dekady rola Kataru i nierozwiązanie konfliktu izraelsko-palestyńskiego traktowane były jako trwałe elementy krajobrazu. Zdawały się służyć interesom wszystkich: Doha zyskiwała wpływy, USA utrzymywały kanały, islamiści otrzymywali patronat, a Izrael tolerował układ tak długo, jak Hamas dał się trzymać w ryzach. 7 października zburzył ten fundament. Skala zbrodni Hamasu przekroczyła próg, którego Izrael nie mógł zaakceptować. Izraelska reakcja wywołała międzynarodową próbę powstrzymania Jerozolimy i ratowania systemu. Ostatecznie jednak Waszyngton stanął po stronie Izraela, ukazując granice zarządzanej niespójności.
To, co wydawało się trwałą równowagą, było w istocie projektem warunkowym — możliwym do utrzymania tylko tak długo, jak długo możliwe było zarządzanie sprzecznościami. Gdy stały się nie do zniesienia — gdy obecność Hamasu w Katarze przestała być użyteczna — cały układ się załamał. Ta sama logika dotyczy szerszego konfliktu. To, co przez lata przedstawiano jako nierozwiązywalne, ale stabilne, może — przy nowej strategii Waszyngtonu i Jerozolimy — zostać poddane rewizji. Zwłaszcza pod rządami Trumpa rola Ameryki może przesuwać się od niekończącego się administrowania ku dążeniu do rezultatów — nawet jeśli te wyniki rozbiją system, który sama tak długo starała się utrzymać.
Link do oryginału: https://critiqueanddigest.substack.com/p/system-revision
Critique and Digest, 9 września 2025
Hussein Aboubakr Mansour
Urodzony w 1989 roku w Kairze i wychowany w antysemickiej muzułmańskiej rodzinie, jako zradykalizowany student chciał się nauczyć języka wroga i dowiedzieć czegoś więcej o Żydach. Zaczął studiować hebrajską literaturę, co go natychmiast naraziło na przykre doświadczenia z egipską policją. Kiedy zamienił swoje poglądy na Żydów i Izrael został wyklęty przez rodzinę, był aresztowany i torturowany. Brał potem udział w „arabskiej wiośnie” i po kolejnym aresztowaniu uciekł za granicę. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych. Wykłada w Kalifornii na wydziale hebraistyki i walczy z obłędem antysemityzmu.
P.S. Nadal są wątpliwości na temnat skuteczności ataku na spotkanie przywódców Hamasu w Doha. Sam atak jest jednak istotny i jak się wydaje, zmienia reguły gry.