Tłum w ogrodzie Pauliny
Po zakończeniu części oficjalnej muszę przedstawić Jurka i Agnieszkę obecnym w ogrodzie mieszkańcom Dobrzynia oraz obecnych mieszkańców Dobrzynia Jurkowi i Agnieszce. To drugie zajmuje sporo czasu, bo muszę również powiedzieć o tych, których tu brakuje: o Gosi Konarskiej, naszej przyszywanej córce, znalezionej przy drodze w Strachoniu, o Radku i Justynie T., o Agnieszce S. i jej siostrze Justynie S., o Agacie Ziółkowskiej, która kocha swoich studentów, o Marioli, która jest winna temu, że między flagami izraelskimi wiszą lotki, i oczywiście o Anetce, siostrze Pauliny oraz o rodzicach Pauliny i o innych. Jednego imienia nie wymieniam. Jurek, który czyta uważnie każde słowo w „Listach”, natychmiast to zauważył.
Tłum w ogrodzie Pauliny
Przedstawiając obecnych, mówię o Joli - pani w średnim wieku, która u mnie sprząta, o panu, który dba o mój ogród (Stefan), i jego żonie — byłej nauczycielce, która ładnie śpiewa — o ich dzieciach i wnukach, które są tu obecne. Nagle dostrzegam z tyłu arystokratę, przerywam prezentację i mówię, że jest z nami Piotr, i że on wśród dziś obecnych jest teraz najważniejszy. Proszę Piotra, żeby pozwolił mi chodzić z nim na spacery razem z jego psem. Powinienem dużo chodzić — ważny jest pies i ważny jest jego dwunożny przyjaciel. Wskrzesimy w Dobrzyniu ateńską tradycję perypatetyków.
Patrzę na ten tłum i odczuwam radość i smutek. Smutek, że nie ma tu Małgorzaty, i radość, że oni są.
Ta pani w czarnej sukni sprząta u mnie raz w tygodniu, robi to nieodpłatnie, tylko po to, żeby mi dokuczać. Warczy odkurzaczem, hałasuje pralką i robi nieporządek w moich papierach. Udając, że sprząta, podstępnie zbliża się do mojego fotela i nagle wrzeszczy: „Pokaż nogi!”, ogląda je uważnie i wygania mnie do lekarza.
To jest pies córki ogrodnika, a ten maluch — to kto? Czyżby moja prawnuczka? Jaka jest różnica między psem córki ogrodnika a psem ogrodnika?
A to matka mojej prawnuczki z psem córki ogrodnika. Zabrałem jej aparat i sam zrobiłem zdjęcie. Muszę z nią porozmawiać — bo jak widzi zwierzę, to zaniedbuje swoje obowiązki. (Na 67 zdjęć, które znalazłem w aparacie po tej imprezie tylko jedno jest moje, reszta to robota Pauliny.)
Wnuki Stefana i najmłodszy syn Joli. Staraniem Mariusza dzieciaki się nie nudzą. Potem Mariusz zrezygnuje z naszego towarzystwa i będzie się bawił razem z dziećmi. (Kompletnie infantylny robol.)
Na tym zdjęciu (po lewej) Mariusz z moją prawnuczką Julią. Stojące tyłem dziewczę o rubensowskich kształtach, w czarnej bluzce, to Zuza, córka Joli. Małgorzata namawiała ją na pielęgniarstwo. Już podjęła decyzję (trzeba ją dopilnować).
A to córka ogrodnika bez psa. Boże, jak ja się cieszę, że Stefan ją odzyskał.
Zdjęcia wybieram na chybił trafił, bo za dużo tego szczęścia.
Kiedy wreszcie wszyscy sobie poszli i zostaliśmy sami z Jurkiem i Agnieszką, Hili wyszła z krzaków i ujawniła swoją obecność. Agnieszka natychmiast złapała za telefon.
W końcu odważyłem się powiedzieć, żeby wreszcie sobie poszli. Bardzo opornie wsiedli do samochodu i odjechali do swoich kotów.
Usiadłem z papierosem na schodkach werandy i zacząłem myśleć, jak to wszystko opowiedzieć.
Mariusz, widząc, że głowa mi się kiwa, powiedział, żebym poszedł spać. Odpowiedziałem, że mam jeszcze dużo roboty.
Uznałem to za cudowny aforyzm, zapadłem w zadumę nad pytaniem ilu socjologów dotarło do poziomu zaufania, na którym robotnik ujawnia obiegowe powiedzonka swojego środowiska?
Mariusz odpowiedział: — My, budowlańcy, mamy takie powiedzenie: „Robota nie chuj — może stać cały tydzień.”
Uznałem to za cudowny aforyzym, zapadłem w zadumę nad pytaniem ilu socjologów dotarło do poziomu zaufania, na którym robotnik ujawnia obiegowe powiedzonka swojego środowiska?