Ciąg dalszy „Listów z naszego sadu”


Andrzej Koraszewski 2025-06-22


Dostaję pytania, co dalej z „Listami”. Nie umiem jeszcze odpowiedzieć. Chwilowo wyjmowałem ze spiżarni teksty przełożone przez Małgorzatę, ale to się skończyło. Wózek zaprojektowany na dwa konie trzeba będzie przerobić. Małgorzata poświęcała sześć godzin dziennie na przeglądy źródeł — jedne referowała ustnie, inne z adnotacją „przeczytaj koniecznie”, jeszcze inne „zobacz, czy to dla nas”.


Czy jest szansa, żeby ciągnąć te „Listy” bez obniżenia ich poziomu? Rozważam różne koncepcje: ograniczenie publikacji do pięciu dni w tygodniu albo do jednego tekstu dziennie. Nie wiem, być może będę trochę eksperymentował, sprawdzał, ile potrafię. Pewnie będzie nieco więcej moich tekstów, mniej tłumaczeń. (Czasu potrzebnego na śledzenie tego, co ważne, nie można nadmiernie redukować.)


Najtrudniejsze będą pierwsze miesiące. Chwilowo nie wiem, kim jestem, nie wiem, co mogę. Biegam między dwoma komputerami, bo wszystkie subskrypcje są na Małgorzatę, więc robię przegląd na jej komputerze i wysyłam do siebie listy od Niej. Odnalazłem działkę listów z autorami, tysiąc technicznych problemów. To wszystko będzie przez jakiś czas kulało, póki się jakoś nie przepoczwarzy w coś, co albo zaakceptuję, albo ostatecznie porzucę. Będę potrzebował pomocy czytelników, bo będzie znacznie więcej błędów, głupich literówek, błędów rzeczowych, niezręczności. Sprawdzaliśmy teksty we dwójkę, a błędy i tak były. Teraz będzie ich dużo więcej, więc muszę liczyć na Was.


Idea zostaje ta sama. Po siódmym października 2023 zmienił się nasz profil. To nie była decyzja, to był nakaz chwili. Ciąg dalszy wynikał z reakcji świata, który znów zwęszył żydowską krew i zareagował tsunami nienawiści. Ten obłęd trwa, ale Izrael nie tylko trwa wbrew pragnieniom tych, co paplali „nigdy więcej”, oddawali się pamięci już pomordowanych Żydów i miłości do ludzi, którzy próbują zamordować tych, którzy jeszcze żyją, ale zwycięża. Moja pisanina nie zatrzyma tego obłędu — może być świadectwem naszych czasów, może być jakoś przydatna w dyskusjach. Nic szczególnie ważnego, nic wielkiego, być może potrzebne bardziej mnie niż innym.


Czy powinienem się teraz obawiać, że zacznę mówić nazbyt wyraźnie, co myślę o tych wszystkich paniach Grupińskich? Małgorzata często tonowała mój gniew, zmuszając do oszczędnego posługiwania się ocenami, do przedkładania chłodnych argumentów. Więc teraz zastanawiam się, czy Jej algorytmy będą działać dalej? Czasem tak, czasem nie.


Na biurku mam teraz niesamowity śmietnik — sprawy do załatwienia, stare dokumenty z adresami instytucji, z którymi trzeba się skontaktować, notatki robię na odwrocie starych wydruków. Przypadkiem rzuciłem okiem na początek używanej jako makulatura strony:


„Antysemityzm to nie jest coś, do czego człowiek dociera w drodze filozoficznej, to choroba, którą człowiek zaraża się we wczesnym dzieciństwie i która wybucha, kiedy tylko nadarza się okazja. Bestialski atak Hamasu był dla milionów ludzi wspaniałą okazją.”


Zastanawiam się nad pytaniem: co musi się stać, żeby fala nienawiści zaczęła opadać? Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jak ognia unikam spekulacji na temat przyszłości. Zbyt wiele zmiennych, zbyt wiele zależy od przypadku, zawsze zbyt mało wiemy. A jednak — jeśli upadnie Islamska Republika Iranu, to nie można wykluczyć, że pożar nienawiści do Izraela zacznie przygasać. „Jeśli” to wielkie słowo. „Jeśli” i „kiedy”. Nie wiemy, czy, nie wiemy, kiedy.


Chwilowo w przestrzeni publicznej są tysiące ludzi, którzy próbują walczyć z płomieniami nienawiści, obnażać działania medialnych piromanów, takich jak BBC. Skuteczność tych działań pokazują dane na temat liczby otwarć. Podżegający do nienawiści mają obserwujących liczonych w milionach. Po drugiej stronie najlepsi mają tysiące obserwujących, a pchełki takie jak ja to zaledwie pisk myszy.


Małgorzaty nie ma, ale „Listy” będą tak długo, jak długo starczy mi sił i jak długo będę miał wrażenie, że ich jakość nie spadła poniżej tego, co uważam za akceptowalne.