To, co Hitler widział w Évian, Hamas widzi w Paryżu
Dzisiejsza wojna przybiera formę „postępowego” języka, pism prawnych i forów dyplomatycznych – ale w swej istocie pozostaje wojną przeciwko Żydom.
Piętnastu nazistowskich biurokratów spotkało się w styczniu 1942 roku w willi nad jeziorem na berlińskim przedmieściu Wannsee.
Nie było żadnych haseł, żadnych okrzyków — tylko zwięzłe wypowiedzi, memoranda i logistyczny plan Ostatecznego Rozwiązania. Nie dyskutowano o zagładzie narodu żydowskiego. Planowano jego realizację.
Osiemdziesiąt trzy lata później ten sam chłodny, kliniczny sposób myślenia powrócił – nie w Berlinie, ale w Paryżu i Nowym Jorku, pod sztandarami „dyplomacji” i „humanitarnej” troski.
W czerwcu 2025 r. dwie następujące po sobie międzynarodowe konferencje — jedna w Paryżu (od 11 do 13 czerwca) i druga pod przewodnictwem Francji i Arabii Saudyjskiej w ONZ w Nowym Jorku (od 16 do 18 czerwca) — wprowadzą w życie nowy porządek administracyjny. Ich wspólny cel? Zaplanowanie demontażu państwa żydowskiego za pomocą prawa, public relations i procesu.
Tak jak w Wannsee koordynowano rozkład pociągów i harmonogramy deportacji, tak współczesne spotkania koordynują coś nie mniej metodycznego: delegitymizację Izraela, demonizację jego prawa do samoobrony i stosowanie podwójnych standardów tak duszących, że nie pozostawiają one żadnej przestrzeni dla żydowskiej suwerenności.
Jak zdefiniował to izraelski polityk, aktywista praw człowieka i pisarz Natan Szaranski, są to „trzy D” antysemityzmu, wcielane w życie nie przez oddziały szturmowe, lecz przez ambasadorów i organizacje pozarządowe.
Za inicjatywą paryską stoi nie tylko prezydent Francji Emmanuel Macron, ale także jego izraelski doradca Ofer Bronchtein, jeden z architektów Porozumień z Oslo1— tego, co laureat Nagrody Pulitzera, publicysta polityczny Charles Krauthammer nazwał kiedyś „być może najbardziej katastrofalną raną, jaką którekolwiek państwo zadało samo sobie w historii nowożytnej”.
Szczyt Bronchteina pod nazwą „Paryskie wezwanie do pokoju i dwóch państw” ma na celu zgromadzenie społeczeństwa obywatelskiego (Palestyńczyków i Izraelczyków, artystów i naukowców, aktywistów i ludzi biznesu) w wielkim geście „oddolnego konsensusu”.
Jest to jednak czymś zupełnie innym. Jest to preludium do przymusu. Jest to ściśle zaplanowany spektakl wyreżyserowany przez organizatorów antysyjonistycznej orgii z 2001 r., która odbyła się pod patronatem ONZ i miała równie orwellowski tytuł „Światowa konferencja przeciwko rasizmowi, dyskryminacji rasowej, ksenofobii i pokrewnej nietolerancji”.
Podobnie jak tamto wydarzenie, konferencja w Paryżu, która kilka dni później będzie miała kontynuację w Nowym Jorku podczas imprezy pod wspólnym przewodnictwem Francji i Arabii Saudyjskiej, zatytułowanej „Międzynarodowa konferencja wysokiego szczebla w sprawie pokojowego rozwiązania kwestii palestyńskiej i wdrożenia rozwiązania w postaci dwóch państw”, jako dowód globalnego konsensusu w sprawie jednostronnego uznania państwa palestyńskiego bez zgody Izraela.
A jakby tego było mało, inicjatywa Macrona i Bronchteina obejmuje również dyplomatyczne wskrzeszenie Hamasu. Jak donosi Bloomberg, Francja i Arabia Saudyjska pracują nad planem rozbrojenia Hamasu i włączenia go do palestyńskiego rządu, traktując ludobójczych sprawców masakry z 7 października jako partnera politycznego, którego należy zrehabilitować.
Logika? Jeśli Hamas zachowa „pewien stopień władzy politycznej”, może być bardziej skłonny do współpracy.
Niech to dotrze do was: grupa, która w październiku gwałciła, ścinała i porywała Żydów, jest ponownie witana w gronie prawowitych obywateli, podczas gdy jedyne państwo żydowskie na Ziemi jest stawiane pod pręgierzem.
To nie jest dyplomacja. To jest to jest jej przeciwieństwo.
I już to widzieliśmy.
W lipcu 1938 r., gdy Żydzi w coraz większej liczbie uciekali z nazistowskich Niemiec, 32 narody zebrały się we francuskim kurorcie Évian-les-Bains na zaproszenie prezydenta USA Franklina Roosevelta. Konferencję w Évian, podobnie jak szczyt Bronchteina w Gay Paree, sprzedawano jako przełom humanitarny. Nie miała jednak z humanitaryzmem nic wspólnego.
Jeden po drugim kraje stawały, by wyrazić „głębokie zaniepokojenie” żydowskimi uchodźcami, tylko po to, by wyjaśnić, dlaczego nie mogą ich przyjąć. Stany Zjednoczone powoływały się na bezrobocie. Wielka Brytania powoływała się na arabskie zamieszki w „Palestynie”. Większość krajów okazywała puste wyrazy współczucia.
Naziści natychmiast to zauważyli. Hitler szydził: „To haniebny widok patrzeć, jak cały demokratyczny świat ocieka współczuciem… ale pozostaje nieczuły i nieustępliwy, jeśli chodzi o pomoc dla nich”. Wyśmiewał Zachód: „My ze swej strony jesteśmy gotowi oddać wszystkich tych przestępców do dyspozycji tych krajów — nawet na luksusowych statkach”.
Prasa nazistowska miała pole do popisu, a gazeta partii nazistowskiej „Völkischer Beobachter” opublikowała artykuł pod tytułem „Nikt ich nie chce”. Konferencja w Évian, pomyślana jako symbol humanitarnego sumienia, stała się propagandowym darem dla reżimu nazistowskiego. Potwierdziła ich twierdzenie, że świat uważał Żydów za niepożądanych, a antysemicka polityka nazistów miała globalną legitymację.
Zaledwie kilka miesięcy później nadeszła Kristallnacht 2.
Évian stworzył iluzję współczucia, nie oferując żadnego działania. Pozwolił demokracjom na pokazanie moralnej cnoty przy jednoczesnym zachowaniu politycznego komfortu. To właśnie zrobi paryska konferencja Bronchteina: Paryż tworzy narrację, Nowy Jork ją kodyfikuje, oba wymazują suwerenność Izraela pod pozorem budowania pokoju.
Powiedzmy sobie jasno: to nie jest proces pokojowy. To proces likwidacji, nie ludzi, ale narodu. Bronią nie jest już karabin. Jest nią rezolucja. Mundur nie jest już wojskowy. Jest dyplomatyczny garnitur. Celem nie jest wioska. Celem jest żydowskie samostanowienie narodowe.
A mechanizm jest przerażająco znajomy. Konferencje w Paryżu i ONZ wprowadzają Trzy D Sharansky'ego z niepokojącą precyzją:
Delegitymizacja
Obecność Izraela w Judei, Samarii, Strefie Gazy i wschodniej Jerozolimie została uznana za nielegalną przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, niezależnie od wojen obronnych lub porozumień z Oslo.
Hamas nie jest pokazany jako reżim terrorystyczny, ale jako „polityczny interesariusz”. Suwerenność przekształca się w „okupację”, a istnienie Izraela staje się międzynarodowym naruszeniem porządku, które należy naprawić.
Demonizacja
Każda rzeczywista lub wyimaginowana szkoda wyrządzona w Strefie Gazy jest przypisywana wyłącznie Izraelowi, podczas gdy zbrodnie na izraelskich cywilach - gwałty, palenie żywcem i branie zakładników - są bagatelizowane, ignorowane lub racjonalizowane.
Agencje ONZ rzucają oskarżenia o ludobójstwo i głodzenie, a później cicho je wycofują, ale pozostają one jako zbrodnie w świadomości publicznej. Izraela nie przedstawia się jako kraju prowadzącego wojnę obronną; jest przedstawiany jako zbrodnicze przedsięwzięcie.
Podwójne standardy
Tylko Izrael ma negocjować z terrorystami. Tylko Izrael jest ciągany przed Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Tylko Izrael jest zobowiązany oddać terytorium bez gwarancji bezpieczeństwa i zaakceptować jako sąsiada kraj rządzony przez Hamas.
Żaden inny kraj nie znajduje się w podobnej sytuacji, nawet dyktatury lub agresywni okupanci gdzie indziej na świecie.
A nad tym wszystkim unosi się teologia postmodernistyczna: Zachód, który przestał wierzyć w Boga, wierzy teraz w odkupienie poprzez likwidację Izraela (parafrazując filozofa G.K. Chestertona).
Ci ludzie. Ten kraj. Ta przeszkoda na drodze do Utopii.
Jeszcze zanim rozpoczęły się konferencje w Paryżu i Nowym Jorku, Wielka Brytania, Francja i Kanada wydały wspólne oświadczenie, które uszczęśliwiłoby architektów Évian. Choć opakowane w typowy język dyplomatyczny, jego przesłanie było jednoznaczne: Izrael, a nie Hamas, jest przeszkodą dla pokoju.
„Jeśli Izrael nie zaprzestanie wznowionej ofensywy militarnej i nie zniesie ograniczeń w zakresie pomocy humanitarnej, podejmiemy dalsze konkretne działania” – głosi wspólne oświadczenie.
Oskarżyli Izrael o naruszenie prawa międzynarodowego, zagrozili sankcjami i zażądali jednostronnego wstrzymania operacji. Uznali haniebną masakrę z 7 października za swego rodzaju nieprzyjemny przypis historyczny i teraz już go sprawcom wybaczyli.
Rezultat? Hamas wiwatował i wycofał się z rozmów o zawieszeniu broni. Po co negocjować, skoro zachodnie demokracje teraz prowadzą negocjacje za ciebie?
A potem retoryka stała się krwią.
21 maja Yarona Lischinsky’ego i Sarah Milgrim (młodą parę, która wkrótce miała się zaręczyć) zastrzelił napastnik krzyczący „Wolna, wolna Palestyna!”, gdy otwierał ogień. Zostali zastrzeleni nie w Gazie, nie w Tel Awiwie, ale przed żydowskim muzeum w Waszyngtonie.
Są ofiarami nowej wersji tej samej starodawnej wojny — wojny, która teraz przyodziewa się w „postępowy” język, pisma prawne i fora dyplomatyczne, ale która w swej istocie pozostaje wojną przeciwko Żydom.
W 1938 roku świat zebrał się, aby porozmawiać o ratowaniu Żydów — i pozostawił ich na pastwę nazistom. W 2025 roku świat zbiera się, aby porozmawiać o „ratowaniu pokoju” — poprzez pozbawienie Żydów ich jedynego suwerennego schronienia. Różnica polega na tym, że teraz istnieje państwo żydowskie, które może zlikwidować naszych wrogów, zanim oni zlikwidują nas.
Tym razem Żydzi nie są bezpaństwowcami, a Izrael ma wielu obrońców, w tym miliony chrześcijańskich syjonistów, takich jak Yaron Lischinsky. Razem nie pozwolimy, aby o naszym losie decydowali zaprzysiężeni wrogowie i obojętni sojusznicy.
Naszą tajną bronią przetrwania było (jak ujęła to premier Izraela Golda Meir) to, że nie mamy dokąd pójść.
Teraz chodzi o to, że nigdzie się nie wybieramy.
Link do oryginału https://www.futureofjewish.com/p/what-hitler-saw-in-evian-hamas-sees
Future of Jewish, 25 maja 2025
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Bob Goldberg współzałożyciel Center for Medicine in the Public Interest (CMPI) i przewodniczący Manhattan Institute’s Center for Medical Progress.