Czy Polacy mają opinie, a jeśli tak, to na jakiej podstawie
Czy odpowiedzi na to pytanie dostarcza opublikowany 25 maja artykuł pod tytułem „Czy Polacy chcą sankcji na Izrael?” podpisany literkami ZEW? Z pierwszego akapitu dowiadujemy się, że redakcja zamówiła „badanie”, w którym respondenci mieli odpowiedzieć na jedno ogólnowojskowe pytanie: „Czy Pani/Pana zdaniem na Izrael powinny zostać nałożone sankcje w związku z oskarżeniami o zbrodnie wojenne w Strefie Gazy?” Redakcja dała pieniądze, firma zlecenie przyjęła, „badacze” ruszyli w teren.
Jak łatwo przewidzieć na tak zadane pytanie, badani odpowiedzieli zgodnie z przewidywaniem: 60,4 procent ankietowanych orzekło, że tak, 6,4 procent, że nie, 15,6 procent, że nie miało zdania, zaś 17,6 procent ankietowanych przyznało, że nie obserwuje sytuacji w Strefie Gazy.
Ani badacze, ani zleceniodawcy tych „badań” nie zastanawiali się nad pytaniem, gdzie i jak Polacy obserwują sytuację w Gazie, ani jakim cudem aż taki wielu mogło przyznać, że tej sytuacji w Gazie nie obserwuje.
Analizujący wyniki tych „badań” naukowcy dostarczyli opiniotwórcom z „Rzeczpospolitej” informację, że sondaż pokazuje, iż im wyższy poziom wykształcenia, tym większe poparcie dla sankcji na Izrael - od 36 proc. wśród osób z wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym do 62,9 proc. wśród badanych z wyższym wykształceniem. Autor nie podejmuje się próby wyjaśnienia tych różnic w postawach i poglądach, być może uważa za rzecz oczywistą, że ludzie z wyższym wykształceniem są częściej konsumentami opiniotwórczych mediów i częściej przyjmują zalecane opinie jako swoje własne.
Prezentacja wyników zamówionych przez redakcję „Rzeczpospolitej” „badań” znajduje się wraz z „metodologią” na samym, końcu artykułu, ponieważ pierwszym i najważniejszym celem autora tego tekstu było, jak się wydaje, wzmocnienie określonych opinii wykształconych Polaków, szukających informacji w tym, a nie innym medium.
Pod zdjęciem gruzów oglądanych przez młodych mężczyzn w wieku poborowym czytamy:
„Alaa Al Najjar, pediatra, była w pracy w klinice Nasser, gdy w piątek 23 maja na jej dom w Chan Junus spadły izraelskie bomby. Na nagraniu opublikowanym przez palestyńskie służby widać nadpalone ciała siedmiorga dzieci, wydobywane spod gruzów. Mąż pani Al Najjar, doktor Hamdi Al Najjar, został ciężko ranny. W ciężkim stanie jest także jedenastoletni syn pary.”
Autor nie informuje swoich odbiorców, że wszystkie informacje o tej sprawie przekazuje z jednego źródła, (chociaż dalej przywołuje inne źródła, które cytują to samo źródło), nie pisze, iż prezentuje jako niezaprzeczalne fakty informacje przekazane przez przedstawicieli Hamasu.
Próbując uchronić swoich wykształconych czytelników przez zbędnymi pytaniami ZEW pisze, że pracujący w tym szpitalu dr Ahmed Alfarra informuje, że to masakra, a również pracujący tam Brytyjczyk powiedział, że podobno, a jego koleżanka powiedziała, że tak wygląda życie w Gazie.
Po otrzymaniu tych informacji czytamy dalej:
„Każdego dnia ze Strefy Gazy napływają informacje o zabitych w nalotach dzieciach i innych cywilach. Ostatnio w związku z brakiem żywności pojawiły się także doniesienia o ludziach umierających z niedożywienia lub związanych z nim chorób. Weryfikowanie tych informacji jest trudne – od początku toczonej przez siebie wojny Izrael zablokował zagranicznym dziennikarzom swobodny wstęp do Strefy Gazy, zaś w tym samym czasie w Gazie zginęło ok. 170 dziennikarzy (według innych źródeł - ponad 215), w większości Palestyńczyków.”
Niby jest taka zasada w dziennikarstwie, że jeśli nie mogę jakiejś informacji zweryfikować, to albo wstrzymuję się z jej dalszym przekazywaniem, albo przynajmniej ostrzegam, że na tym etapie przekazuję tylko plotkę. Media opiniotwórcze niechętnie posługują się tą zasadą i kiedy okazuje się, że przekazały kłamliwą propagandę udają, że nic się nie stało. Lista przekazanych przez media opiniotwórcze całkowicie kłamliwych informacji Hamasu jest bardzo długa. Wśród najgłośniejszych i powodujących gwałtowne nasilenie antysemickich opinii była sprawa chłopca al Dura, zabitego przez palestyńską rakietę synka dziennikarza BBC Dżihada Masrawi, rzekome zbombardowanie szpitala Al-Ahli.
Doniesienia o umierających z niedożywienia w Gazie okazują się systematycznie albo przesadzone, albo astronomicznie przesadzone (jak w przypadku powielonej przez polskie media „informacji” ONZ sprzed kilku dni, że w ciągu 48 godzin umrze w Gazie 14 tysięcy niemowląt.)
Nie ulega wątpliwości, że w Gazie jest wojna i giną ludzie, nie ulega wątpliwości, że Izrael dokonuje cudów, żeby zminimalizować liczbę ofiar postronnych walcząc z wrogiem ukrywającym się w twierdzy zbudowanej pod cywilną infrastrukturą. Bez trudu możemy znaleźć zdjęcia obficie zaopatrzonych rynków żywności, dostarczanej za darmo i sprzedawanej po bajońskich cenach, więc oczywiście muszą tam być ludzie, którzy mają trudności z zaopatrzeniem. Dziennikarz opioniotwórczej gazety nie informuje, że w żadnym z dotychczasowym konflikcie zbrojnym nie dostarczono takich ilości żywności wrogiej populacji jak w Gazie, ani o tym, że Izrael domaga się takiej organizacji przekazywania pomocy, która uniemożliwi wykorzystywanie tej pomocy przez Hamas jako broni w wojnie.
Nie taki jest cel tego artykułu. Autor ma wyraźnie powody nie informowania jak wielu zabitych dziennikarzy w Gazie było aktywnymi członkami Hamasu (o czym wiemy ze źródeł palestyńskich, zarówno badając treści ich mediów społecznościowych, jak i informacje o pogrzebach w charakterze męczenników). Oczywiście nie informuje o zabijaniu przez Hamas Palestyńczyków chcących pokoju z Izraelem, ani o wypowiedziach przywódców Hamasu stwierdzających, że poświęcając swoją ludność cywilną wygrywają wojnę, bo świat z pomocą zachodnich mediów opiniotwórczych zwraca się przeciwko Żydom.
Badanie, (którego żaden uczciwy socjolog by się nie podjął), ograniczało się do pytania, czy oskarżenia powinny być podstawą sankcji. Redakcja tym pytaniem daje do zrozumienia, że wie, iż są to tylko oskarżenia bez dowodów i że pyta o emocjonalny odbiór ludzi, u których wzmacniali wcześniejsze uprzedzenia. Dziennikarz nie przypomina definicji ludobójstwa (nawiasem mówiąc zbudowanej przez polskiego prawnika – no tak, żydowskiego pochodzenia), nie przypomina brzmienia orzeczenia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (mało prawdopodobne, żeby je w ogóle znał), powołuje się na autorytet irlandzkiego antysemity:
To oczywiste, że mają miejsce działania ludobójcze. Dzieci są głodzone. Żywność jest wykorzystywana jako broń wojenna – powiedział w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych wicepremier i minister spraw zagranicznych Irlandii Simon Harris.
Ani język tego artykułu, ani ilustrujące to dzieło zdjęcia nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości, redakcja świadomie tworzy iluzję, w której ludobójcza organizacja jest nieobecna, zabijani są tylko Palestyńczycy (głównie kobiety i dzieci).
Słowo Hamas pojawia się w tym wypracowaniu dwa razy, raz autor wspomina, że wojna zaczęła się 7 października 2023 po ataku Hamasu, za drugim razem zauważa, że „Izrael twierdził, że mieszkańcy Gazy mają wystarczająco dużo zapasów oraz że wszelka pomoc trafi w ręce Hamasu”.
Terror też jest wspomniany dwa razy. W osobliwym kontekście:
„Zawsze popieraliśmy prawo Izraela do obrony Izraelczyków przed terroryzmem. Ale ta eskalacja jest całkowicie nieproporcjonalna” - stwierdziły Francja, Wielka Brytania i Kanada.
Ten autor (podobnie jak zdecydowana większość innych pracowników mediów opiniotwórczych), nie jest w stanie zauważyć, że terror nie jest celem Hamasu, celem konstytucyjnym Hamasu jest zagłada Izraela i jego mieszkańców, terror jest tylko środkiem. Ale ponieważ to jest dla tego autora zbyt trudne, więc przyłącza się do kolegów po fachu i promuje oburzenie, że walka z terroryzmem jest nieproporcjonalna, bo terroryści zabili tyko głupie 1200 Izraelczyków, a „izraelskie wojsko zabiło ponad 53 900 Palestyńczyków”. Ta dziwnie dokładna liczba nie budzi niepokoju autora, wysoko wykształceni czytelnicy „Rzeczpospolitej” też raczej nie zauważą w tym zdaniu niczego dziwnego, ani nie zdziwi ich sama liczba, ani brak chociażby szacunkowej liczby zlikwidowanych uzbrojonych terrorystów Hamasu.
Czytelnik nie dowie się z tego artykułu, że władze izraelskie zareagowały na informację Hamasu o śmierci dziewięciorga dzieci tak, jak reagują zawsze - będziemy tę sprawę badać. Przyznają, że były w tym rejonie walki, ludność cywilna została wcześniej ostrzeżona i wezwana do ewakuacji.
Dowody na całkowity lub częściowy fałsz przekazanej przez Hamas informacji pojawiają się nieodmiennie z opóźnieniem, bo tego wymaga rzetelność. (Niektórzy wykształceni czytelnicy „Rzeczpospolitej” mogą nie znać tego pojęcia, gdyż od pewnego czasu jest ono zastępowane przez określenie „badania”.)
Chwilowo o prawdopodobnej śmierci dziewięciorga dzieci nie można powiedzieć nic, prócz tego, że to informacja Hamasu. Izraelska blogerka Sheri Oz przyglądała się oglądanym i komentowanym przez dziesiątki tysięcy ludzi zdjęciom rzekomo zabitych dzieci.
Współczesna technologia pozwala szybko sprawdzić, czy dane zdjęcie było wcześniej publikowane w sieci. Badacz dezinformacji natychmiast znalazł zdjęcie z marca, z informacją, że to inna rodzina:
Jak pisze Sheri Oz drugie zdjęcie jest najprawdopodobniej stworzone przez sztuczną inteligencję.
Na obecnym etapie nie ma powodów by sądzić, że w ogóle nie doszło do tragedii i że w walkach w Chan Junis nie zginęły dzieci jakiejś rodziny, może nawet dzieci młodej matki dziesięciorga dzieci w wieku od siedmiu miesięcy do dwunastu lat, która rodziła, opiekowała się dziećmi własnymi i leczyła cudze, robiąc specjalizację i korzystając z pomocy wspaniałego męża, który dzielił z nią trudy opieki nad tą dziesiątką podczas jej dyżurów.
Wysoko wykształceni czytelnicy uwierzą we wszystko i z pewnością będą się opowiadać za srogimi sankcjami na tych Żydów.