„Nakba” nie jest naszym problemem
Nie ma powodu, dla którego Żydzi mieliby być zaniepokojeni neurozą, którą nakba produkuje. Ich porażka była naszym wyzwoleniem i powinniśmy się z tego faktu cieszyć.
Przedostało się w ostatnich latach do języka angielskiego kilka słów arabskich jako bezpośredni wynik ponad stuletniego konfliktu między ruchem syjonistycznym a reżimami arabskimi, których celem było uniemożliwienie Żydom samostanowienia w ich historycznej ojczyźnie.
Do słów tych zaliczają się fedaini, które odnoszą się do uzbrojonych frakcji palestyńskich; intifada, która oznacza kolejne pełne przemocy powstania Palestyńczyków przeciwko Izraelowi; oraz naksa, nazwa porażki poniesionej przez armie arabskie w nieudanej próbie zniszczenia Izraela podczas wojny w czerwcu 1967 roku.
Na szczycie tej listy znajduje się jednak nakba, słowo po arabsku znaczące „nieszczęście” lub „katastrofę”. Pojawienie się kwestii uchodźców palestyńskich po wojnie o niepodległość Izraela w latach 1948–1949 jest obecnie powszechnie określane jako „Nakba”, a termin ten stał się narzędziem używanym przez antysyjonistów do walenia w Izrael i, coraz częściej, Żydów w Diasporze.
W zeszły czwartek [15 maja], dzień, który Zgromadzenie Ogólne ONZ ogłosiło corocznym „Dniem Nakby”, pracownicy grupy przedsiębiorstw należących do Żydów w angielskim mieście Manchester przybyli do budynku, w którym mieściły się ich biura, i odkryli, że w nocy został on poważnie zdewastowany. Front budynku, znajdującego się w dzielnicy ze znaczną społecznością żydowską, był pokryty czerwoną farbą. Na zewnętrznej ścianie widniał prymitywnie namalowany napis „Szczęśliwego Dnia Nakby”.
Sprawcami była grupa o nazwie Palestine Action, pro-Hamasowski kolektyw aktywistów, którego jedyną misją jest zastraszanie społeczności żydowskiej w Wielkiej Brytanii w taki sam sposób, w jaki robił to British Union of Fascists Sir Oswalda Mosley’a w latach 30. XX wieku. Jego odpowiednikami w Stanach Zjednoczonych są grupy takie jak Within Our Lifetime i Students for Justice in Palestine, które wykazały się równie wielkim entuzjazmem w zastraszaniu społeczności żydowskich, organizując głośne (czasami z użyciem przemocy) demonstracje przed synagogami i innymi obiektami komunalnymi, często obsypując Żydów obelgami i atakami, jakie kiedyś były domeną neonazistów. Ci bandyci, noszący kefije zamiast opasek ze swastyką, mogą być zasadnie opisani jako neo-neonaziści.
Chodzi o to, że ideologiczne konstrukcje takie jak nakba odgrywają szczególną rolę w umożliwianiu zastraszania. Pozwala im to umniejszać historię Żydów, ofiar prześladowania przez wieki jako bezsilnego, pozbawionego państwa narodu, za pomocą tępych formułek porównujących nakbę do nazistowskiego Holokaustu. Pozwala im to również kamuflować mowę nienawiści i przestępstwa z nienawiści jako obronę praw człowieka — kluczowy powód, dla którego organy ścigania w Stanach Zjednoczonych, a także w Kanadzie, Australii i większości krajów Europy, okazały się bardzo niekompetentne w radzeniu sobie z globalnym wzrostem antysemityzmu.
Część odpowiedzi musi mieć umocowanie w prawie. Oznacza to zaostrzenie przepisów po obu stronach Atlantyku wobec grup, które gloryfikują organizacje uznane za terrorystyczne, uniemożliwiając im zbieranie funduszy; kontrolowanie ich dostępu do mediów społecznościowych; i ograniczanie ich demonstracji do stacjonarnych imprez w określonym miejscu z ustalonym limitem uczestników, a nie marszu, do którego może dołączyć każdy, wraz z całkowitym zakazem wszelkich takich wydarzeń w pobliżu budynków społeczności żydowskiej.
Te grupy udają niezależne organizacje społeczeństwa obywatelskiego, ale w rzeczywistości są rozszerzeniem organizacji terrorystycznych, takich jak Hamas i — w przypadku Samidoun, innej grupy określającej siebie jako organizację „solidarnościową” — Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Jeśli nie możemy ich całkowicie zakazać, musimy znacznie skuteczniej je powstrzymać. Możemy zacząć od ujęcia problemu jako zagrożenia bezpieczeństwa narodowego i mniej martwić się o ich „wolność słowa”.
Ale jest to także walka, która przenosi nas do sfery idei i argumentów. Musimy przestać myśleć o nakbie jako o palestyńskiej narracji o bólu, który zasługuje na empatię, przez pokazanie, czym jest naprawdę — kolejnym narzędziem w arsenale grup, których celem jest doprowadzenie do wyeliminowania Izraela jako państwa żydowskiego.
Słowo nakba, kiedy po raz pierwszy wprowadzono je pod koniec lat 40. XX wieku, nie miało nic wspólnego z losem palestyńskich uchodźców ani ich wątpliwym twierdzeniem, że są odwiecznymi, rdzennymi mieszkańcami ziemi zajętej przez wywłaszczających ich obcych kolonistów. Spopularyzowane przez zmarłego syryjskiego pisarza Constantine'a Zureika w książce z 1948 r. zatytułowanej Znaczenie katastrofy, opisana w niej nakba była, jak trafnie zauważył izraelski badacz Shany Mor, po prostu „porażką Arabów w [próbie] pokonaniu Żydów”.
Zureik cierpiał z powodu tej porażki, nazywając ją „jedną z najcięższych prób i udręk, jakie Arabowie przeżyli w swojej długiej historii”. Jego opowieść jest zasadniczo historią narodowego upokorzenia i zranionej dumy. Jednak nie ma absolutnie żadnego powodu, dla którego Żydzi mieliby być choć trochę zaniepokojeni neurozą, którą ona projektuje. Ich porażka była naszym zwycięstwem i naszym wyzwoleniem, i powinniśmy bezwarunkowo cieszyć się z tego faktu.
Jedynym aspektem nakby, o który powinniśmy się martwić, jest wpływ, jaki ma ona na nas jako społeczność, a także na status Izraela jako suwerennego członka międzynarodowej społeczności państw. Jak dobrze wiedzą Żydzi Mizrahi (w tym moja rodzina), nakba zrodzona w wyobraźni Zureika była naprawdę „katastrofą” — dla nas. Zdecydowanie pokonani na polu bitwy przez większą odwagę i taktyczny rozsądek powstających Sił Obronnych Izraela, Arabowie zrekompensowali to, zwracając się przeciwko bezbronnym Żydom pośród nich. Od Libii po Irak, starożytne i zakorzenione społeczności żydowskie padły ofiarą tchórzliwej, złośliwej polityki wywłaszczenia, przemocy ze strony tłuszczy i wygnania.
Spadkobiercami tej polityki są różne grupy, które dziś tworzą ruch solidarności z Palestyńczykami. Wściekli na myśl o tym, że nie udało im się wyprzeć „syjonistów” — i wiedząc teraz, że główną konsekwencją pogromu z 7 października 2023 r. w Izraelu było zniszczenie Gazy — oni również zwrócili się przeciwko Żydom w swoim otoczeniu.
Uczynili to z jednym głównym atutem, jakiego inni neonaziści nigdy nie mieli: sympatią i poparciem ze strony naukowców, celebrytów, polityków, a nawet Organizacji Narodów Zjednoczonych. Istotnie, ta światowa organizacja zorganizowała dwudniowe seminarium na temat „Zakończenia Nakby” w swojej nowojorskiej siedzibie w tym samym czasie, gdy fanatyczni zwolennicy Hamasu siali spustoszenie zaledwie kilka przecznic dalej, w centrum miasta. Mimo to powinniśmy się pocieszyć wiedzą, że nakba nie jest tyle symbolem oporu, co porażki. Tak jak ci, którzy odrzucają pokój i pragną unicestwienia Izraela przegrali poprzednie wojny przez połączenie politycznej głupoty, dyplomatycznej nieudolności i militarnej lichości, tak samo mogą przegrać i tę.
Link do oryginału: https://www.jns.org/the-nakba-is-not-our-problem/
JNS Org., 16 maja 2025
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Ben Cohen jest publicystą JNS.